Artur2.txt

(5 KB) Pobierz
4






























  HISTORIA NIEZNAJOMEGO
  Jestem Amerykaninem. Urodzi�em si� i wychowa�em w Hartfordzie, w stanie Connecticut,
  tu� nad rzek�. Jestem wi�c Yankesem z krwi i ko�ci i co za tym idzie � kwintesencj� praktyczno�ci.
  Nie znam si� tam na �adnych uczuciach i tym podobnych subtelno�ciach � innymi
  s�owy, na poezji. Ojciec m�j by� kowalem, wuj � weterynarzem, ja za� trudni�em si� pocz�tkowo
  jednym i drugim. Po pewnym czasie jednak znalaz�em sobie prac� w wielkiej fabryce
  broni i zosta�em wkr�tce jednym z najbardziej cenionych robotnik�w. Nauczy�em si� robi�
  strzelby, rewolwery. armaty a tak�e kot�y parowe i najrozmaitsze maszyny rolnicze. Bra�em
  si�, s�owem, do wszystkiego i robota pali�a mi si� w r�ku. Przy tym, je�li nie istnia�a ulepszona
  metoda robienia czego�, to cz�sto g�sto sam na ni� wpada�em i wszystko sz�o mi jak z
  p�atka. Wkr�tce zosta�em mianowany g��wnym majstrem i mia�em pod sob� dwa tysi�ce ludzi.
  Ot� kiedy cz�owiek musi kierowa� dwoma tysi�cami ludzi, to nie ma czasu na bawienie
  si� w grzeczno�ci i zajmowanie si� tp. faramuszkami. R�nie bywa�o. Wreszcie trafi�a kosa
  na kamie� i pewnego razu odpokutowa�em za wszystko. Zdarzy�o si� to podczas sprzeczki z
  pewnym drabem, kt�rego�my nazywali Herkulesem. Ch�op zdzieli� mnie tak �omem przez
  g�ow�, �e wyda�o mi si�, i� moja czaszka p�k�a na dwoje jak orzech. W oczach mi pociemnia�o
  i straci�em przytomno��.
  Ockn�wszy si� zobaczy�em, �e siedz� na trawie pod d�bem, w jakiej� bardzo pi�knej, ale
  zupe�nie nieznanej mi miejscowo�ci. Nade mn� sta� pochylony jaki� dziwny cz�owiek, wygl�daj�cy
  tak, jak gdyby przed chwil� wyskoczy� z ram obrazu. By� on zakuty od st�p do g��w w
  �elazn� staro�ytn� zbroj� i nosi� na g�owie co� w rodzaju beczu�ki nabijanej gwo�dziami. W
  r�ku trzyma� tarcz� i olbrzymi� lanc�, u boku mia� miecz. Ko� jego r�wnie� by� zakuty w stal,
  metalowy r�g zawieszony by� na jego szyi, a pi�kny czaprak i uzdy z czerwonego i zielonego
  jedwabiu zwiesza�y si� niemal do samej ziemi.
  � Waleczny rycerzu, czy nie zechcia�by� stoczy� ze mn� walki? � zapyta� mnie nieznajomy.
  � Czego bym nie zechcia�?
  � Czy nie zechcia�by� si� zmierzy� ze mn� w obronie swej damy serca, ojczyzny lub...
  � Czego sobie pan �yczy ode mnie? � zawo�a�em. � Ruszaj pan do swego cyrku, gdy� w
  przeciwnym razie zawezw� policj�!
  Us�yszawszy me s�owa, nieznajomy uczyni� co� niebywa�ego. Odjechawszy o kilka staj,
  zbli�y� sw� beczu�k� do szyi wierzchowca, podni�s� olbrzymi� w��czni� ponad g�ow� i ruszy�
  na mnie z kopyta, maj�c najoczywistszy zamiar zetrze� mnie z powierzchni ziemi. Zrozumia�em,
  �e to nie �arty, i przy jego zbli�eniu si� skoczy�em na r�wne nogi.
  W�wczas cz�owiek o�wiadczy� mi �e jestem jego w�asno�ci�, je�cem jego lancy. Wobec
  tego, �e kij by� a� nadto przekonywaj�cym argumentem w jego r�ku, wola�em nie protestowa�.
  Tym sposobem zawarli�my umow�, na mocy kt�rej ja powinienem by� i�� za nim, on
  za� mia� poniecha� wszelkich wrogich wyst�pie� przeciwko mnie. Nieznajomy ruszy� przed
  siebie, ja za� powa�nie kroczy�em u boku jego konia. Droga prowadzi�a przez jakie� usypane
  kwieciem, poprzecinane strumieniami ��ki, przez jak�� zupe�nie mi nieznan�, bezludn� okolic�,
  gdzie na pr�no wypatrywa�em czegokolwiek przypominaj�cego w�drowny cyrk. Zacz��em
  przypuszcza�, �e zwyci�zca m�j ma co� wsp�lnego nie tyle z cyrkiem, co z domem wariat�w.
  Nie napotykali�my jednak�e niczego w tym rodzaju. Ostatecznie, przerwa�em cisz� i
  zapyta�em mego towarzysza, jak daleko jeste�my od Hartfordu. Okaza�o si�, �e nigdy nie s�ysza�
  o takiej nazwie. Aczkolwiek by�em przekonany, �e k�amie, szed�em dalej nie wypowiadaj�c
  swego zdania. Mniej wi�cej po up�ywie godziny ujrza�em jakie� miasto malowniczo
  po�o�one nad brzegiem kr�tej rzeki. Obok miasta, na wzg�rzu wznosi�a si� wysoka szara
  twierdza zdobna w bastiony i wie�yczki, jakie zdarza�o mi si� dot�d ogl�da� na ilustracjach.
  � Bridgeport? � zapyta�em nieznajomego wskazuj�c na miasto.
  � Camelot � odpowiedzia�.
  *
  ...Widocznie znajomego mego opanowa�a senno��, gdy� skin�wszy mi g�ow� i u�miechaj�c
  si� swoim patetycznym, starodawnym u�miechem, rzek�:
  � Trudno mi opowiada� dalej; lecz je�li si� pan przejdzie do mnie, dam panu ksi��k�, w
  kt�rej znajdziesz opis ca�ej tej historii.
  � Pocz�tkowo pisa�em pami�tnik � ci�gn��, gdy�my si� znale�li w jego pokoju � p�niej
  za�, po kilku latach, opracowa�em swe notatki. O, jak�e dawno to by�o!
  Nieznajomy wr�czy� mi spory r�kopis i wskaza�, od kt�rego miejsca mam czyta�.
  � Niech pan rozpocznie st�d, poprzednie jest ju� panu znane � rzek� �egnaj�c si� ze mn� i
  wyra�nie wpadaj�c w coraz wi�ksz� senno��.
  By�em ju� za drzwiami, gdy us�ysza�em mamrotanie: � �pij dobrze, szlachetny sirze!
  Usadowi�em si� przy kominku i zacz��em bada� sw�j skarb. Pierwsza cz�� r�kopisu �
  ci�ki zeszyt � by�a pisana na pergaminie i zupe�nie po��k�a od staro�ci. Zbadawszy uwa�nie
  arkusz przekona�em si�, �e jest to palimpsest. Pod starym, bladym pismem Yankesa zna� by�o
  �lady starszego jeszcze i jeszcze bardziej niewyra�nego pisma � �aci�skie s�owa i uwagi: widocznie
  pozosta�o�ci staro�ytnych klasztornych kronik. Otworzy�em pami�tnik w miejscu
  wskazanym przez dziwnego nieznajomego i pogr��y�em si� w czytaniu.
 
                                       KONIEC ROZDZIA�U
Zgłoś jeśli naruszono regulamin