Jablonski Miroslaw P. - Duch czasu.rtf

(276 KB) Pobierz
Mirosław P

Mirosław P. Jabłski    0   

Duch Czasu

0

   Wowie Roberta Crane zapaliło się czarne światło i mimo rozpaczliwych prób z jego strony nie dawało się wyłączyć. Płonęło intensywnym kirem, nie pozwalając Bobowi ani usnąć, ani nie spać, ani pogrąż się w niebycie, ani istnieć na jawie, i trwało to tak długo, aż pomyślał że umarł, bo był ateistą i w związku z tym nie mó liczyć ani na niebo, ani na piekło, ani na czyściec, tylko na zupeł czerń. Nawet nie był to ów Wszechświat wszechświatów, który napawał go takim lękiem, gdy o nim na trzeźwo dumał.

   Teraz nie myślał, nie było go, a kiedy przyszedł do siebie to przekonał się, że żyje, że nie umarł i z tej radości dostał takiego kaca, katzenjammer vel kociokwik, że przez miesiąc kwiczał niczym samica gatunku thalarctos maritimusnięta przez trzydzieści dni i nocy na jutlandzkich, wiecznie zielonych łąkach, należących do reliktowego króla. Po upływie tego czasu włączył się Kmita.

   - Klin klinem? - zaproponował Bobowi, znajdującemu się ciągle jeszcze in articulo mori.

   - Non decet, przyjacielu - odparł Crane słabym głosem. -. Wiem, że potores bibuli media de nocte falerni oderunt porrecta negantem pocula, pijacy podnieceni falernem o północy już nie znoszą tego, kto odmawia podanego mu pucharu, ale nie przystoi, gdy wyruszam do Ziemi Świętej, do Wolnego Miasta Jerozolimy, w którym przebywa mój obrzezany przyjaciel, Aron Polnykamień, alias Podkładka. Zobaczę Ścianęaczu, jedyny ocalały fragment Drugiej Świątyni, odbudowanej i rozbudowanej przez Heroda I Wielkiego, po niszczycielskich działaniach Nabuchodonozora i restauracyjnych Zerubabela, których to wysiłw podjął się Herod, by ugłaskać nienawidzących go - jako poplecznika Rzymu i propagatora pogaństwa - Żydów. Był on mężem okrutnym, ale też niepospolitych talentów politycznych, bowiem dzięki przyjaźni z Markiem Antoniuszem został najpierw królem Judei, a po bitwie pod Akcjum na Morzu Jońskim, w której Antoniusz i Kleopatra dostali setne baty, zyskał łaski zwycięzcy Oktawiana, późniejszego Augusta.

   Victoria ta, kładąc kres republice, uczyniła Oktawiana jednym władcą Rzymu, w którym wcześniej Cicero popierał go swymi mowami, a ganił w "Filipikach" rozwiąego Marka Antoniusza; co czyniłusznie, gdyż ten triumwir dał się później wodzić za nos i fiuta egipskiej kurtyzanie.

   Niestety, Terra Sancta jest także świę dla Arabów, którzy wierzą niezłomnie, iż skała znana z ofiary Abrahama jest tą samą, z której wniebowstąpienia doświadczył Mahomet, w związku z czym postawili tam ośmiokątny meczet Omara, Kubbet es-Sachra; a znów chrześcijanie mają obok swoją Golgotę. Czy więc w takim skondensowaniu świętości, walczących ze sobą o lepsze, może być spokój? Toż jest to świętość do trzeciej potęgi, świętsza od siebie samej.

   - Well - powiedział Kmita. - Ty, niedowiarku, nie będziesz miał swego Damaszku. Fugas chrustas, Crane!

   - Jestem zwolennikiem teologii śmierci Boga, czyli wyznawcą bezreligijnego, ateistycznego chrześcijaństwa Bonhoeffera, który postulował usunięcie roboczej hipotezy Boga z problematyki wiary, a zostawienie całej reszty tak jak jest, czyli był za etyczną interpretacją tradycyjnych pojęć biblijnych i całej dogmatyki Nowego Testamentu. Zauważ, iż zgadza s to doskonale z żydowską anegdotą o tym, jak to uczeń w chederze zażądał od mełameda, by mu Torę w jednym zdaniu objaśnił.

   "Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe - miałwiadczyć święty mąż. - Reszta to komentarze".

   Otóż jest to najprostsza prawda, której atoli nie sposób w życie wprowadzić, bowiem funkcjonuje także druga szkoła filozoficzna, antagonistyczny nurt Kalego (i krowy czarno-białej, mięsno-mlecznej), według jakiego wartościowanie uczynków bywa zależne od tego, KTO komu cośego uczynił. Myś, że na miejscu przekonam się, jak jest w istocie, i który z wielkich współczesnych prąw myśli ludzkiej zwycięża.

   - Posiedźmy chwilę przed twoją wyprawą. To rosyjski zwyczaj, ale i my zawsze siedzimy. Nawet, jeżeli nigdzie nie wyjeżamy.

   - Jesteś kazuistą, Kmita - powiedział Crane, siadając jednak posłusznie. - Kręcisz jak szewc kopytem. Albo jak mój przyjaciel Carlos swoim Pepitem. Dasz wiarę? Spotkałem faceta, który miał kutasa długiego i w prążki, zupełnie jak equus grevyi, czy też equus zebra, któ zabił i spopielił swym wykonanym z bambusa i liści palmowych myśliwcem ugandyjski pilot, późniejszy - bo post mortem - bohater narodowy. Jego przypalony nieco móżek, uwędzony w dymie bambusa arundinacea i liści musa sapientum, czyli przepysznego banana pizang, dostarczono w naturalnym naczyniu oraz z wszelkimi honorami, należnymi poległemu na słbie obrońcy granic, do Kampali, po czym zjedzono podczas rytualnych tańw na centralnym placu miasta.

   W ten sposób niezłomny duch dzielnego lotnika wcielił się w innych oblatywaczy bananowo-bambusowych myśliwców nurkujących, a szczególnie w pułkownika Nimongę, przełonego poległego na polu chwały. Co prawda, nie było to pole, a góra, dokładniej nawet góra Elgon, o wysokości czterech tysięcy trzystu dwudziestu jeden metrów nad poziom morza, znajdująca się na pograniczu kenijsko-ugandyjskim, ale miało to znaczenie o tyle, że z niewiadomych dla oficjalnych ugandyjskich czynników przyczyn, samolot rozbił się na kenijskim zboczu i w celu sprowadzenia gorącego dania do Kampali, trzeba było wysł spory korpus ekspedycyjny, który igni et ferro utorował sobie drogę do doczesnych, bohaterskich szczątków. Po czym, szarpany przez równie jak on dzielnych obrońw granic kenijskich, wrócił zdziesiątkowany do stolicy tak szybko, że móżek nie zdąż nawet wystygnąć!

   Teraz więc bardzo była wszystkim potrzebna odwaga poległego lotnika-bohatera, bowiem hordy oburzonych naruszeniem umiłowanej granicy Kenijczyków stały pod miastem. Pułkownik Nimonga, naczelny dowódca Bambusowo-Bananowych Sił Powietrznych, w skrócie BBAF, zaproponował, by za sterami jego niezawodnych myśliwców usadzić konie (gdyż gdzieś wyczytał o podobnym postępie, tylko nie pamiętał tytułu dzieła), a poza tym doszedł do wniosku, iż pod względem doznań smakowych mózg konia, equus, nie ustępuje w niczym mózgowi lotnika, homo sapiens. Przemyślny fortel nie udał się jednak, bowiem użyte podczas pierwszej akcji przeciwko odwiecznemu nieprzyjacielowi konie, którym nie wpojono odpowiedniej dawki dyscypliny, pozjadały bananowe liście poszycia skrzydeł, przez co zmalała znacznie siła nośna na ich płatach i eskadry pospadały na łeb na szyję, i to - niestety - nie wrogą.

   W ten prosty sposób wytrzebiono ostatnie konie i wówczas została jeszcze na Ziemi tylko kobyła konia Przewalskiego, equus przewalskii, przechowywana w jurcie przez jednego Mongoła i używana przez niego jako wierzchowiec, karmicielka, żona i kochanka; oraz koń mechaniczny, vulgo Pferdestä rke, alias horse power, vel cheval-vapeur.

   "Vide cui fide!" - zakrzyknął na to prezydent Ugandy, doktor Tonga-Tonga, do struchlałego pułkownika Nimongi, po czym kazał tego ostatniego poł na pędach rosnącego obok pałacu prezydenckiego odego bambusa, co wykiełkował na miejscu lotniczej hekatomby.

   Gdy pędy b. arundinacea pięknie się zazieleniły, a zdrajca Nimonga przestał drgać, ciało jego upieczono, pieczeń podzielono i rozdano na liściach banana pomiędzy rodzinę prezydencką oraz dostojników państwowych i wyższych od marszałka stopniem dowódców wojskowych.

   Nadworny kucharz prezydenta, człek podłej kondycji, bo biały i porwany za młodu z kuchni hotelu "Savoy" w Paryżu, rozebrał Nimongę tak: szynka dla prezydenta, kutas i jaja dla prezydentowej, uda - w trzydziestu zgrabnych porcjach - dla bliższej i dalszej rodziny prezydenta, która na ucztę nadeszła z pobliskiego lasu; żylakowate łydki dla wyż...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin