Było ich 316.docx

(20 KB) Pobierz


nasza witryna
Było ich 316
ppłk Stefan Bałuk "Starba", "Nasz Dziennik", 19.02.2002


  Nieomal wszystkie większe państwa, jak: Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Rosja czy Australia posiadają jednostki oznaczone nazwą "specjalne". Wśród nich jest polski GROM. Określenie "jednostka specjalna" ma swoją historię, na początku której polscy komandosi odegrali wspólnie z Brytyjczykami wybitną rolę.

Operacje specjalne

Sięgnijmy pamięcią wstecz. Przełom 1939 i 1940 roku, czyli pierwsze miesiące II wojny światowej i okupacji hitlerowskiej w Polsce to również okres konspiracyjnej organizacji Polskiego Państwa Podziemnego. Rosnąca w siłę podziemna armia w kraju z biegiem czasu potrzebowała coraz większej liczby oficerów, fachowców różnych specjalności.
Już w grudniu 1939 r., a następnie w styczniu 1940 r. dwaj polscy oficerowie kpt. inż. Jan Górski i kpt. Maciej Kalenkiewicz zgłosili w Sztabie Głównym Polskich Sił Zbrojnych na ręce Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego projekt nawiązania łączności z krajem drogą lotniczą i kierowania oficerów i instruktorów do dyspozycji Związku Walki Zbrojnej (następnie Armii Krajowej).
8 lipca 1940 r., z rozkazu Naczelnego Wodza powstaje w Sztabie Głównym Samodzielny Wydział Współpracy z Krajem, tzw. Oddział VI - Specjalny. Kapitanowie Górski i Kalenkiewicz kończą swoje prace studialne. Ich staraniem w Ringway pod Manchesterem, w brytyjskim ośrodku spadochronowym Central Landing School, został zorganizowany pierwszy polski kurs spadochronowy z udziałem 12 polskich oficerów.
16 lipca 1940 r. premier W. Brytanii Winston Churchill podjął decyzję powołania tajnej organizacji, która miała nawiązać współpracę z podziemnym ruchem oporu w całej Europie.
22 lipca 1940 r. powstała organizacja o nazwie SOE - Special Operations Executive (Kierownictwo Operacji Specjalnych). Na jej czele stanął Hugh Dalton, minister blokady gospodarczej; dyrektorem ds. operacji został brygadier Collin Mc Gubbins, wielki przyjaciel Polaków. To do nich powiedział Churchill: "Nakazuję wam podpalić Europę".
Na czele polskiej sekcji SOE stanął kpt. (później płk) Harold Perkins, który pełnił tę funkcję do końca wojny. Mówił płynnie po polsku, w okresie międzywojennym mieszkał w Polsce i posiadał w Bielsku niewielką fabrykę tekstylną (jak się należy domyślać, był zapewne rezydentem Secret Service - brytyjskiego wywiadu). Sekcja SOE od razu nawiązała współpracę z Oddziałem VI Sztabu Głównego. Jej obowiązkiem była pomoc w przygotowaniu i rozwijaniu łączności z Polską Podziemną; tylko tą drogą miała wgląd w polskie sprawy i kontakt z Polską w czasie okupacji. W przeciwieństwie do innych sekcji SOE - Polacy sami wyszukiwali emisariuszy, kurierów i skoczków spadochronowych. Szefem Oddziału VI został mianowany ppłk dypl. Michał Protasewicz, jemu zawdzięcza Oddział swój rozwój i osiągnięte wyniki. Szefem Wydziału "S" - operacyjnego, zajmującego się przerzutem lotniczym do kraju i zaopatrzeniem był major dypl. Jan Jaźwiński, zastępcą por./kpt. Jan Podoski.

Ochotnicy

Zaraz po powstaniu polskiej Sekcji SOE Oddział VI rozpoczął ciche i poufne poszukiwania ochotników do niezwykle odpowiedzialnej, specjalnej służby w kraju. Zgodnie z rozkazem Naczelnego Wodza gen. Wł. Sikorskiego, dowódcy poszczególnych jednostek różnych broni na podstawie opinii oficerów informacyjnych kierowali oficerów, podchorążych, ale również szeregowych żołnierzy jako kandydatów do służby w okupowanej Polsce. Poza dobrym stanem fizycznym ważna była dyspozycja psychiczna oraz inteligencja kandydata. Na podkreślenie zasługuje fakt, że samo skierowanie nie odbywało się na podstawie rozkazu. Decyzja na tak lub nie pozostawała w dyspozycji kandydata, a więc zaciąg był dobrowolny i ochotniczy. W wypadku odmowy żołnierz wracał do jednostki macierzystej, bez żadnych reperkusji ze strony swoich przełożonych.
Po wyrażeniu zgody kandydatów kierowano na specjalne kursy, a było ich bez liku: strzelnicze, minerski, terenoznawcze, dywersji i sabotażu, propagandy oraz niezwykle ważne - wywiadu i łączności.
15 sierpnia 1940 r. została sformowana 4. Brygada Kadrowa Strzelców, której dowódcą został mianowany płk dypl. Stanisław Sosabowski. Miała ona prowadzić szkolenie sabotażowo-dywersyjne i spadochronowe. Przeprowadzono kurs walki konspiracyjnej SOE w Briggens, kurs dywersji w lnverlochy Castle (pod Fort Wiliams w Szkocji). 14 marca 1941 r. zaczął działać słynny ośrodek szkolenia spadochronowego w Largo House, tzw. Monkey Grove, czyli "małpi gaj".
Obecne szkolenie komandosów, aczkolwiek wzbogacone wieloletnim doświadczeniem - wywodzi się z metod stosowanych w ośrodku w Largo House w pierwszych latach II wojny światowej. Należy podkreślić olbrzymi udział polskich instruktorów z kadry oficerskiej płk. Sosabowskiego w projektowaniu zupełnie nowych metod szkolenia, budowania tzw. torów przeszkód, które zmuszały ćwiczącego m.in. do czołgania się przez zasieki, przejścia na równoważni, wspinania się po linie, forsowania 4-, 5-metrowych płotów oraz korzystania ze specjalnie skonstruowanych huśtawek, z których spadało się nie wiadomo w którym momencie i kierunku, aby zrobić "przewrotkę".
Wszystkie te ćwiczenia miały na celu usprawnienie nie tylko mięśni i kondycji fizycznej, ale również odporności psychicznej, refleksu czy podjęcia błyskawicznej decyzji. Na zakończenie treningu w Largo House skakano z wieży spadochronowej (była to pierwsza wieża do skoków na terenie Imperium Brytyjskiego, a zbudowali ją Polacy).

Wywiad

Wśród wielu rodzajów służb niezwykle cenną dla sztabu alianckiego sprzymierzonych okazała się praca oficerów przeszkolonych w specjalności wywiadowczej oraz łączności. W roku 1941 została uruchomiona w Londynie, a następnie przeniesiona do Glasgow w Szkocji Szkoła Oficerów Wywiadu pod kryptonimem "Wyższy Kurs Administracji Wojskowej". Jej dowódcą i wykładowcą został płk dypl. Stefan Mayer, w latach przedwojennych szef wywiadu w II Oddziale Sztabu Głównego w Polsce. Program szkolenia obejmował: studium Niemiec, naukę wywiadu, fotografię, chemię do celów wywiadowczych, ślusarstwo specjalne, naukę o broni, strzelanie, zaprawę fizyczną, kurs samochodowy i naukę języków obcych. Kurs trwał około 6 miesięcy, ukończyło go 73 kandydatów, a 37 z nich zostało zrzuconych do kraju.
Tych 37 oficerów wywiadu było szczególnie predysponowanych do pełnienia funkcji organizatorów i inspektorów sieci wywiadu, która objęła cały teren okupowanej Polski oraz sięgała poza granice tzw. General Gubernatorstwa. Straty w tej 37-osobowej grupie, wynoszące 15 aresztowanych i zabitych (około 40 proc.), świadczą o zaciętości, z jaką byli tropieni przez gestapo i Abwehrę.
Niezbędnym warunkiem należytej pracy wywiadu jest możność zapewnienia szybkiego przekazywania zdobytych informacji celem natychmiastowego ich wykorzystania bojowego. W okresie II wojny światowej Oddział VI skierował do służby w kraju 50 świetnie wyszkolonych radiotelegrafistów z odpowiednim sprzętem.
Była to niezwykle trudna i niebezpieczna służba. Niemcy uruchomili specjalne lotne umieszczone na samochodach stacje goniometryczne, które wyruszały na poszukiwanie punktów łączności natychmiast po usłyszeniu w eterze pierwszych sygnałów polskich radiostacji.
Wyniki pracy wywiadowczej zyskały olbrzymie uznanie i najwyższe oceny sztabów alianckich, zwłaszcza jeśli chodzi o meldunki dotyczące rozpoznania i przemieszczania wielkich niemieckich jednostek, lokalizację obiektów przemysłowych produkujących sprzęt wojskowy, ustalanie celów dla lotnictwa alianckiego, obserwację ruchu okrętów w portach, wykradanie wynalazków wojskowych, jak choćby części pocisków rakietowych V-1 i V-2 i wiele innych.

Tobie Ojczyzno

Nazwa cichociemny zrodziła się przypadkowo, w Szkocji. Podczas pozorowanych ćwiczeń dywersyjnych kursanci otrzymywali różne zadania, np. wysadzenie mostu, opanowanie poczty czy napad na bank. Przeważnie akcje odbywały się nocą lub po zmierzchu, czyli po ciemku, z zachowaniem wielkiej ostrożności, a więc bez hałasu. Stąd kursanci zaczęli określać te akcje jako "cichociemne", co dało spadochroniarzom Armii Krajowej nazwę "cichociemny".
20 czerwca 1941 r. gen. Władysław Sikorski podpisał rozkaz, ustanawiający znak spadochronowy projektu artysty grafika Mariana Walentynowicza, w kształcie spadającego do walki orła. W czasie uroczystości ustanawiania znaku gen. Sikorski powiedział: "(...) Gdy przyjdzie chwila, jak orły zwycięskie spadniecie na wroga i przyczynicie się pierwsi do wyzwolenia naszej Ojczyzny". No i zaczęliśmy spadać...
Początkowo były dwa rodzaje znaku. Po ukończeniu kursu z wynikiem pozytywnym spadochroniarz dostawał srebrny znak z wieńcem, po skoku bojowym - złoty. Już po wojnie gen. Bór-Komorowski dla 316 cichociemnych, którzy skoczyli w kraju, do złotego wieńca dodał znak Polski Walczącej. Na odwrocie znaku był napis: "Tobie Ojczyzno", który z biegiem czasu stał się zawołaniem-hasłem całej Armii Krajowej. Dziś widnieje na Pomniku Armii Krajowej przed Sejmem Rzeczypospolitej.
28 października 1940 roku nastąpiła inauguracja pierwszego kursu spadochronowego dla cichociemnych w Brytyjskim Ośrodku Spadochronowym w Ringway pod Manchesterem. Z biegiem czasu rozwinął się on znakomicie z udziałem polskich instruktorów, którzy prowadzili szkolenie i skoki jako samodzielny polski ośrodek.
26 stycznia 1941 r. dowódca
4. Brygady Kadrowej Strzelców płk Stanisław Sosabowski podjął inicjatywę przeformowania Brygady w jednostkę spadochronową. 9 października 1941 r. ukazał się rozkaz gen. Sikorskiego, zarządzający uformowanie 1. Polskiej Samodzielnej Brygady Spadochronowej. W zamierzeniach polskiego Sztabu Głównego, jej przeznaczeniem miało być wsparcie powstania powszechnego w kraju. Niestety, na skutek presji aliantów nigdy do tego nie doszło. Natomiast Brygada Polska wzięła udział w operacji Market Garden w Holandii, w której dobrze spełniła swoje zadanie bojowe.
1 maja 1942 r. został otwarty polski Ośrodek Szkoleniowy cichociemnych i zarazem Stacja Oczekiwania przed lotem do kraju w Audley End pod Londynem (STS 43), przeniesiony z Briggens. Komendantem polskim został mjr Józef Hartman (były adiutant prezydenta Mościckiego). Brytyjskim komendantem był ppłk Terry Roper Caldbeck, Szkot, wielki przyjaciel Polaków.
O trudnościach, jakim był poddany kandydat na cichociemnego, świadczą następujące liczby. Na kurs przyjętych zostało 2.213 kandydatów, ukończyło z pozytywnym wynikiem 605, skierowano do skoku 579 osób, skoczyło do kraju 316, w tym jedna kobieta Elżbieta Zawacka, oraz 28 kurierów politycznych.
Trasy lotów z Anglii do Polski dzieliły się na północne i południowe.
1 i 2 trasa północna biegła z Norwich ponad Danią i Szwecją na północne tereny Polski. Po wylądowaniu aliantów we Włoszech zostały uruchomione trzy trasy południowe, biegnące z Brindisi ponad Jugosławią i Węgrami do Polski południowej i centralnej. Lot z Brindisi trwał około 7-8 godzin i odbywał się tylko w noce księżycowe. Samolot startował około godz. 17.00, a nad placówką odbioru zjawiał się między 1.00 a 2.00. Pułap lotu wynosił przeciętnie 10.000 stóp.
Skoczkowie oczekiwali na lot w odseparowanej od innych jednostek bazie w Latiano (na południu Włoch). Opiekowały się nimi dziewczęta z organizacji FANY (First Aid Nursing Yeomanry, czyli Korpus Pierwszej Pomocy Pielęgniarskiej). Ich troskliwość i opieka pełna spokoju i delikatności pomagała cichociemnym przetrwać nerwowe chwile podczas oczekiwania na lot.

Piękny kawałek historii

W nocy z 15 na 16 lutego 1941 r. odbył się pierwszy skok w Polsce, a jednocześnie w okupowanej Europie. Była to operacja lotnicza pod kryptonimem "Adolphus". Skoczyli rtm. Józef Zabielski ps. "Żbik" i mjr Stanisław Krzymowski ps. "Kostka" oraz Czesław Raczkowski ps. "Orka", kurier polityczny. Na skutek pomyłki pilota zrzut wykonano nie na placówkę 7,5 km od Włoszczowej, a 19 km od Cieszyna, "na dziko". Zabielski uszkodził staw skokowy śródstopia. Skok odbył się na terenie włączonym do Rzeszy - skoczkowie rozdzielili się i indywidualnie dotarli do Generalnej Guberni.
Ogółem lotnictwo alianckie dokonało 483 operacji lotniczych do Polski, tracąc 68 samolotów wraz z załogami. Oprócz cichociemnych i kurierów zrzucono 630 ton sprzętu bojowego (broni, amunicji, materiałów wybuchowych, lekarstw, radiostacji itp.)
Sprzęt bojowy był zrzucany w specjalnych zasobnikach, natomiast pieniądze okupacyjne, tzw. młynarki (notabene produkowane w Anglii) w liczbie 40.869.800 zostały zrzucone w paczkach ze spadochronem. Natomiast walutę i dewizy przewozili cichociemni w specjalnych pasach na sobie. Ogółem przywieziono 26.299.375 dolarów USA w papierach i w złocie, 1.755 funtów brytyjskich w złocie, 3.578.000 marek niemieckich.
Okres zrzutów trwał od 15 lutego 1941 roku do 28 grudnia 1944 roku. 316 zrzuconych cichociemnych różniło się rodzajem wyszkolenia i specjalizacją poszczególnych służb. W liczbach przedstawia się to następująco: 37 - wywiad, 50 - łączność, 24 - oficerowie sztabowi, 22 - służby lotnicze, 11 - instruktorzy pancerni i przeciwpancerni, 3 - legalizacja i podrabianie dokumentów, 169 - dywersja i partyzantka oraz 28 kurierów politycznych.
Cichociemni skakali na spadochronach typu Irwin D, średnica czaszy wynosiła 8 metrów, co było równe powierzchni 50 m kwadratowych. Czasza spadochronu łączyła się z taśmą brezentową przedzieloną w pewnym miejscu sznureczkiem o wytrzymałości około 46,8 kg, tzw. linką życia. Koniec taśmy był zaczepiony do ścianki wewnątrz samolotu. Po wyskoku, w niespełna 2 sekundy, około 50 metrów od otworu w samolocie następowało wyrwanie czaszy z pokrowca i pęknięcie "linki życia". Należy dodać, że samolot mógł dla utrzymania statyczności w powietrzu zredukować szybkość do około 200 km na godzinę, i z tą prędkością skoczek nagle znajdował się w powietrzu.
Po szczęśliwym wylądowaniu i dotarciu na wskazany adres, cichociemny dostawał się pod opiekę łączniczek Armii Krajowej, tak zwanych "ciotek", których zadaniem była pomoc w aklimatyzacji skoczka w nowych warunkach bytowych pod okupacją niemiecką. Panie te odegrały bardzo ważną rolę w ochronie cichociemnych w pierwszym okresie po skoku.
Odpowiedzialna i niezwykle niebezpieczna służba spowodowała olbrzymie straty w szeregach cichociemnych. Z 316 zginęło 112, 9 podczas lotu lub skoku, 94 zginęło w walce lub zostało zamordowanych przez gestapo (w tym 10 zażyło truciznę, aby po aresztowaniu nic nie zdradzić), 9 zostało skazanych przez sądy PRL na karę śmierci, wyroki wykonano (zostali zrehabilitowani po odzyskaniu niepodległości). 91 cichociemnych brało udział w Powstaniu Warszawskim - 18 zginęło w walce.
W kwietniu 1979 roku Ojciec Święty Jan Paweł II, przyjmując delegację cichociemnych powiedział: "Cichociemni to piękny kawałek historii Polski". Godnie i z honorem spełnili swój żołnierski obowiązek, walcząc "za naszą i waszą wolność".

ppłk Stefan Bałuk "Starba", Nasz Dziennik, 2002-02-19

powrot

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin