Thompson Colleen - Fatalna pomyłka.pdf

(1094 KB) Pobierz
Microsoft Word - Thompson Colleen - Fatalna pomyłka.rtf
Colleen Thompson
Fatalna pomyłka
W małym teksaskim miasteczku plotka zmienia każde wydarzenie w
niebywałą sensację. Zwłaszcza gdy dotyczy zaginięcia żonatego
mężczyzny, żony miejscowego bankiera i pokaźnej kwoty. Susan
Maddox jest załamana, jak załamana może być porzucona kobieta. I
rozgoryczona: wszyscy wokoło ją właśnie winią za zniknięcie męża. A
wkrótce oskarżają o morderstwo... Może wybór przystojnego szwagra na
sojusznika nie jest najszczęśliwszy, tym bardziej, że Susan nigdy nie
zapomniała o namiętności, która ich dawniej łączyła. Tylko że nikomu
innemu nie może zaufać. Nikt inny nie zdoła odzyskać informacji z
dysku uszkodzonego komputera jej męża. I ochronić jej przed
tajemniczym prześladowcą.
Zagadka, groźba, romans i problemy osobiste bohaterów rozpalają
emocje i podsycają napięcie, gdy Susan i Luke składają w całość
fragmenty układanki. Ale ktoś zrobi wszystko, żeby prawda nie wyszła
na jaw. A Susan stoi mu na drodze.
Prolog
To przykre, że ludzkie szczątki są świętością tylko dla ludzi. Dla
padlinożerców nasi zmarli są tylko źródłem pokarmu - ani lepszym, ani
gorszym niż martwe ciała innych zwierząt.
W południowo-zachodnim Teksasie zwierzętom żyje się trudno.
Wychudzone kojoty wykorzystują każdą okazję, żeby coś zjeść, tak jak
sępy, borsuki, muchy i mrówki.
Ale nawet najbardziej wygłodniałe zwierzęta coś zostawiają: zbyt twardą
kość, niestrawiony kłąb pozlepianych włosów, kawałek zakrwawionej
tkaniny. Te rozrzucone szczątki to ślad po tym, jak zakończyło się życie -
na co człowiek nie miał wpływu.
Taki koniec, chociaż wydaje się okropny, nigdy nie jest nieludzki. Po
zmarłym zawsze ktoś płacze, nieważne, jak daleko znajduje się jego grób.
Nie wolno sądzić serca po fatalnych pomyłkach, które doprowadziły je do
śmierci. Trzeba poznać pobudki działania człowieka, kiedy jeszcze żył.
Rozdział 1
Gdy Susan usiadła przy stoliku w restauracji, rodzice jej dawnego ucznia,
ranczerzy, wstali i wyszli. Przedtem kobieta o rudych, siwiejących
włosach, kiedyś gorliwa członkini komitetu rodzicielskiego, spojrzała na
nią, jakby chciała powiedzieć: "Niech cię piekło pochłonie!" Susan to
zabolało.
Powinna już przywyknąć do znaczących spojrzeń i szeptów, plotek o tym,
że morderstwo ujdzie jej na sucho. Ale w takich sytuacjach zawsze robiło
jej się przykro: Ból nie ustępował.
Samochód Harrisów wyjechał z parkingu, wzbijając kłęby pyłu, jakby
ktoś odkurzał drogę gigantyczną miotłą. Gdy pył opadł i ukazał się
motocykl, Susan poczuła, że nie może złapać
3
tchu.
Niech mi pomoże - z rodzinnej lojalności lub ze wstydu za brata, a nawet,
wszystko mi jedno, przez wzgląd na tamtą noc, o której od dawna
próbujemy zapomnieć. Niech tylko obieca, że to zrobi.
Wiedziała, że to nie jest zbyt tradycyjna modlitwa, ale liczyła na punkty
za desperację. Miała prawo się martwić: po godzinie jazdy z Clementine
piaszczystą drogą, na której więcej było jaszczurek i chwastów niż
samochodów, Luke musiał być bardzo spocony i bardzo rozdrażniony.
Co gorsza, był Maddoksem - ostatnią osobą, której mogłaby zaufać.
"Weź to pudełko i zanieś do ... " Mama oparła się na balkoniku, szukając
w myślach słowa. W jej brązowych oczach pojawiło się
zniecierpliwienie. Wreszcie zmusiła do posłuszeństwa ośrodek mowy,
uszkodzony z powodu wylewu. "Do szeryfa, tak jak należy. Jeśli dasz to
komuś z Maddoksów, będą. .. będziesz miała większe kłopoty. Jeszcze
tego nie rozumiesz?"
O tak, Susan dobrze to rozumiała. Dużo można się nauczyć, kiedy mąż po
sześciu latach ucieka z żoną miejscowego bankiera, fortuną z
zaciągniętych kredytów i Bóg wie jaką forsą, skradzioną z rodzinnej
firmy.
Pomimo przykrych doświadczeń nie miała wątpliwości: szwagier był
jedyną nadzieją dla niej i matki. Wiedziała jednak, że Luke się wścieknie,
gdy odkryje, że podstępem zwabiła go do restauracji trzeciej kategorii na
skrzyżowaniu ruchliwej autostrady 90 z piaszczystą drogą wiodącą z
Clementine, stolicy hrabstwa.
Susan też miała kiepski nastrój - gniew nie opuszczał jej przez osiem
miesięcy od zniknięcia Briana - ale nie była głupia. Jeśli kiedykolwiek w
życiu powinna być grzeczna, to właśnie teraz.
Do restauracji wkroczył Luke - całe metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Na
widok jego miny Susan zdenerwowała się jeszcze
4
bardziej. Szedł gniewny w jej stronę z kaskiem pod pachą i mokrymi od
potu ciemnymi włosami. Każdy krok sprawiał, że z jego dżinsów unosiła
się chmurka pyłu.
Zdjął okulary przeciwsłoneczne i popatrzył na nią wściekle, nie dając się
zwieść czerwonej szmince ani kapeluszowi o szerokim rondzie,
skrywającemu jej brązowe włosy, sięgające ramion. Nawet kiedy Susan
siedziała, widać było, że jest wysoka i ma wysportowaną sylwetkę.
- Na parkingu stoi twój czerwony dżip, zgadza się? Ten, z powodu
którego zadzwoniłaś? - Z jego tonu wnioskowała, że znał odpowiedź. -
Opony są w porządku.
Cieszyła się, że byli jedynymi klientami w restauracji. Zanosiło się na
kłótnię, a ona bardzo nie chciała sceny w miejscu publicznym.
- Usiądź, proszę - zaproponowała spokojnym tonem, który na lekcjach
biologii pomagał jej rozwiązywać codzienne problemy uczniów. Udała,
że serdecznie się uśmiecha. -Wypłucz sobie muchy z zębów.
Nie odwzajemnił uśmiechu.
- Na dworze są trzydzieści trzy stopnie. Muchy siedzą w
klimatyzowanych domach.
- Czemu nie wziąłeś któregoś auta i nie włączyłeś klimatyzacji?
Aby powiedzieć mu o przebitej oponie w dżipie, zadzwoniła przecież do
jego biura - tego, które było drugim domem jej męża, Briana. Nie
powinna się więc dziwić, że przyjechał motocyklem, a nie samochodem.
Luke był tym szalonym Maddoksem. A jego rozsądny brat teraz pewnie
siedział na jakiejś plaży w Meksyku, opalając się i śmiejąc z tej idiotki,
swojej żony.
Nikomu chyba nie zależało na odnalezieniu go - oprócz niej i może Hala
Beechera, którego żona zniknęła w tym samym czasie.
- Samochody nie należą już do mnie ani do mojej rodziny -poinformował
ją Luke. - Od spotkania, które przerwał twój
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin