Gardner Erle Stanley - Sprawa podzielonego domu.rtf

(1275 KB) Pobierz
Erle Stanley

Erle Stanley

GARDNER

Sprawa podzielonego domu

Przełożyła Agnieszka Bihl

 

 

„KB”


 

 

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Perry Mason czytał orzeczenie Sądu Najwyższego. Podniósł wzrok, kiedy do biura weszła jego zaufana sekretarka, Della Street.

-                     Muszę stwierdzić, Delio, że ludzkie zachowanie może doprowadzić do niezliczonych komplikacji - powiedział. - Obrońca nigdy nie wie, jakie rewelacje odkryje.

-                     Tak jak na przykład w sprawie Edena Morleya - powiedziała Della, z leciutkim uśmieszkiem unoszącym kąciki warg.

-                     No właśnie - przytaknął Mason. - Albo... O kim mówiłaś, Delio?

-                     O Morleyem Edenie.

-                     Eden... Eden - powtarzał z namysłem Mason. - Nie pamiętam tej sprawy. O co w niej chodziło?

-                     Nie pamiętasz, bo jeszcze o niej nie słyszałeś. Eden czeka przed biurem. Wygląda na mocno zakłopotanego.

-                     A na czym polega jego kłopot?

-                     Pewna piękna kobieta przeciągnęła pięciorzędowe zasieki z kolczastego drutu przez środek jego domu.

Mason spojrzał jej prosto w oczy.

-                     Czy to on cię nabiera, czy może ty mnie?

-                     Ani jedno, ani drugie. Przez środek jego domu biegnie przegroda z kolczastego drutu, a owa piękna kobieta mieszka po drugiej stronie zasieków. O ile dobrze zrozumiałam, ma wspaniałą figurę i lubi się opalać...

-                     Właśnie taka sytuacja dokładnie ilustruje to, co mówiłem - stwierdził Mason. - Koniecznie musimy usłyszeć całą historię z pierwszej ręki.

-                     Masz spotkanie za piętnaście minut - przypomniała mu Della.

-                     To oznacza, że mój klient chwilę poczeka. Musimy porozmawiać z Morleyem Edenem.


Della Street zniknęła za drzwiami prowadzącymi do poczekalni i po kilku sekundach wróciła, eskortując dość krępego trzydziestolatka, uśmiechniętego od ucha do ucha.

- Pan Mason, pan Eden - dokonała prezentacji i usadowiła się na swoim krześle.

Eden mocno potrząsnął ręką Masona.

-                     Miło mi pana poznać. Wiele o panu słyszałem i postanowiłem, że jeśli kiedykolwiek oskarżą mnie o morderstwo, przyjdę do pana. No a teraz wpakowałem się w prawdziwe kłopoty.

-                     Za piętnaście minut mam spotkanie. Może pan się streszczać, panie Eden? - rzekł adwokat.

-                     No jasne. Tyle że przeklnie mnie pan za moją głupotę i będzie pan miał stuprocentową rację. Sam się w to wszystko ubrałem. - Eden opadł na wskazane krzesło. - Cała sprawa byłaby nawet zabawna, gdyby nie była jednocześnie tak irytująca.

Mason podsunął mu papierosa, wyjął drugiego dla siebie i zapalił.

-                     Niech pan mówi.

-                     No więc gość nazwiskiem Carson, Loring Carson, zaoferował mi teren pod zabudowę. Chodziło o dwie działki, które kupił, by potem z zyskiem odsprzedać. Miałem gotowy projekt domu, a ta ziemia była idealnie położona. Niech pan nie pyta, czy jestem architektem, bo nie jestem. Amator ze mnie. Lubię wymyślać różne rzeczy. Zainteresowałem się projektowaniem domów, kiedy poczytałem sobie magazyny ze zdjęciami nowoczesnych posiadłości - jak to się w nich super żyje i tak dalej. Carson jest przedsiębiorcą budowlanym. W zamian za kupno gruntu gotówką zaproponował mi tak korzystny układ, że nie mogłem się oprzeć. Miał mi na tych działkach w ciągu dziewięćdziesięciu dni postawić dom. Oczywiście, może mnie pan skląć, ale na pewno nie aż tak, jak ja siebie. Chciałem, żeby zaczęto budować mój dom. A Loring Carson chciał forsy - cieplutkiej gotówki wprost do rączki. Sprawdziłem szybko jego dokumenty i odkryłem, że część gruntu należy do niego, a druga do jego żony. Uznałem, że występuje również w imieniu współmałżonki, więc dobiłem targu, a on zaczął budowę. Teraz wiem, że za bardzo się pośpieszyłem.

- Jeśli posiadłość Carsonów była wolna od obciążeń

- wtrącił Mason - jakim cudem...

-                     Jego żona wniosła o rozwód.

-                     Ale jeżeli teren był ich wspólną własnością, zarządza nim mąż, a skoro cena była odpowiednia..

-                     W tym problem - przerwał Eden. - To nie była ich wspólna własność, w każdym razie połowa terenu nie była. Kupując grunt, Carson jedną z działek nabył za prywatne fundusze żony, natomiast za wspólne kupił drugą. Dość to zagmatwane. Sędzia orzekł, że jedna z działek jest prywatną własnością żony, a druga własnością wspólną, którą przyznał Loringowi Carsonowi.

-                     Czy ona nie protestowała, kiedy zaczęto budowę?

- spytał Mason.

-                     To był mój błąd - przyznał Eden. - Dostałem od niej list w pachnącej kopercie, ostrzegający, że stawiam budynek na jej terenie.

-                     I co pan zrobił?

-                     Cóż, wtedy budowa już trwała. Zapytałem Carsona, dlaczego nie powiedział mi o rozwodzie, a on odparł, że nie ma się czym przejmować, że żona zdradzała go i miał na to dowody. Kazał ją śledzić detektywowi. Stwierdził, że kiedy przedstawi własne zarzuty, żona oklapnie jak przekłuty balon. Zapewniał, że mnie nie zawiedzie. Oczywiście, nie chciałem zawierzyć mu na słowo. Zażądałem rozmowy z detektywem.

-                     I rozmawiał pan? - zapytał Mason.

-                     Tak jest. Facet nazywa się Le Grandę Dayton.


-                     I w rezultacie tej rozmowy utwierdził się pan w zaufaniu do Carsona?

-                     Oczywiście? Wystarczyło mi jedno spojrzenie na dowody, by uznać, że ma rację jak wszyscy diabli. Więc po prostu zignorowałem list od jego żony, Vivian.

-                     I co się stało w sądzie?

-                     Carson przedstawił swoje zarzuty. Zaczęły się zeznania świadków i wtedy okazało się, że detektyw śledził niewłaściwą kobietę. Carson miał wskazać Daytonowi swoją żonę. Siedzieli obaj w samochodzie zaparkowanym przed budynkiem, gdzie jego żona brała udział w jakimś spotkaniu.

Po pewnym czasie wszystkie kobiety wyszły razem, paplając i śmiejąc się. Carson powiedział: „Moja żona stoi na skraju chodnika, ta w zielonym kostiumie” i schylił głowę, żeby go nie zauważyła. Z tego, co mówił Dayton wynika, iż nie zauważył, że dwie kobiety były ubrane na zielono. Dayton patrzył na jedną, Carson na drugą. Detektyw śledził kobietę, która rzeczywiście miała romans. Zebrał mnóstwo dowodów i zapewnił, że ma dość materiału, by na mur beton wygrali sprawę w sądzie. Carson wniósł więc własne oskarżenie. Pozwoliłem mu kontynuować budowę. A kiedy zaczęto przesłuchiwać świadków, okazało się, że sam zapędził się w kozi róg. Sędzia prowadzący rozprawę przyznał mu jedną działkę i uznał, że druga jest wyłączną własnością jego żony, a ja wybudowałem dom na obu.

Pomyślałem, że chodzi tu jedynie o wypłacenie dodatkowej forsy. Popełniłem błąd i gotów byłem za to zapłacić. Wysłałem swojego przedstawiciela do Vivian Carson. Mój agent przeprosił ją w moim imieniu za zamieszanie i wycenił jej własność... Ona natomiast uznała, że uknułem wszystko z jej mężem. Była wściekła jak diabli. Powiedziała mojemu agentowi, że mogę iść utopić się w jeziorze. Pomyślałem, że jeśli wprowadzę się do domu, który przecież jest moją własnością, dojdziemy jakoś do porozumienia. Jednak Vivian


Carson ma wojowniczą naturę. Wydębiła od sędziego zakaz wkraczania na jej teren i jej męża, osób z nim związanych. Kiedy wyjechałem na weekend, ściągnęła do domu geometrę, ekipę remontową i ślusarza. Wywiercili dziury dokładnie na linii podziału obu działek, przeciągnęli kolczasty drut przez pokoje i basen, i kiedy wróciłem, mieszkała w - jak to określiła - swojej części domu po jednej stronie ogrodzenia. Ja mogłem zamieszkać po drugiej. Wręczyła mi potwierdzoną kopię zakazu wejścia na jej teren i oświadczyła, że zamierza trzymać się go co do słowa.

-                     Jak nazywa się sędzia? - spytał Mason.

-                     Hewett L.Goodwin. To on przewodniczył sprawie rozwodowej.

Mason zmarszczył brwi.

- Bardzo dobrze znam sędziego Goodwina. Jest wyjątkowo skrupulatny. Stara się wydać takie orzeczenie, by zadowolić racje obu stron. Nużą go szczegóły techniczne.

-                     Cóż, tym razem spaprał robotę - zauważył Eden. Mason zastanowił się.

-                     Jest pan żonaty? - spytał. Klient potrząsnął głową.

-                     Byłem. Moja żona zmarła trzy lata temu.

-                     Po co panu taki ogromny dom tylko dla siebie?

-                     Niech mnie kule, jeśli wiem - przyznał Eden. - Lubię projektować różne rzeczy. Podoba mi się zabawa z ołówkiem i deską kreślarską. Zacząłem projektować dom, aż stało się to moją obsesją. Po prostu musiałem go zbudować i w nim zamieszkać.

-                     Kim pan jest z zawodu?

-                     Mógłby mnie pan nazwać strzelcem wyborowym na emeryturze. Dobrze sobie radziłem sprzedając i kupując. Lubię to robić. Kupię wszystko, co dobrze wygląda.

-                     I nigdy nie widział się pan z panią Carson, lecz załatwiał wszystko z jej mężem?


-                     Zgadza się.

-                     Kiedy ją pan spotkał po raz pierwszy?

-                     Wczoraj. W niedzielę. Wróciłem po wyjeździe na weekend i zauważyłem ogrodzenie. Otworzyłem drzwi, wszedłem do środka i odkryłem, że cały dom został przedzielony kolczastym drutem. Drzwi do kuchni były otwarte i wtedy ją zobaczyłem - gotowała coś. Zachowywała się tak naturalnie, jakby to ona zbudowała ten dom. Pewnie stałem z rozdziawioną gębą. Wolno podeszła do ogrodzenia, pokazała potwierdzoną kopię zakazu wejścia, powiedziała, że skoro jesteśmy sąsiadami, wierzy, że postaram się jej jak najmniej przeszkadzać, a jako dżentelmen nie pogwałcę jej prywatności. Na koniec stwierdziła, że nie życzy sobie dalszej rozmowy i odeszła. „Sąsiedzi”! - wyrwało się Edenowi. - Powiem całemu światu, jacy z nas sąsiedzi. Żyjemy w wielkiej zażyłości. Kiedy wyszedłem nad basen, leżała tam w bikini i opalała się. A gdy dziś rano usiłowałem spać, parzyła kawę i ten zapach doprowadzał mnie do szaleństwa. Chciałem się napić, ale kuchnia znajduje się po jej stronie domu.

-                     I co się stało? - spytał Mason.

-                     Wstałem, a ona pewnie zorientowała się po mojej minie, że marzę o kawie. Spytała, czy bym się nie napił, powiedziałem, że owszem, więc podała mi filiżankę na spodku przez druty i zapytała, czy chcę śmietanki i cukru; stwierdziła, że to czysto sąsiedzki gest, zanim nie zadomowię się w swojej części willi, i że gdy już to zrobię, nie będzie ze mną rozmawiać.

Mason uśmiechnął się.

-                     Panie Eden, to wszystko jest zbyt teatralne. Ona po prostu przygotowuje grunt, by zażądać wyższej ceny za swoją działkę.

-                     Tak też najpierw myślałem - zgodził się Eden. - Ale teraz nie jestem tego taki pewien. Ta kobieta jest szalona.


Wściekła się na męża, że chciał zrzucić na nią winę za rozkład małżeństwa i „zrujnował” - jak to ujmuje - jej reputację. Chce wyrównać z nim rachunki. Zapewne Loring Carson jest draniem, a ona może to udowodnić. Przecież chciał ją oskarżyć na podstawie fałszywych dowodów dostarczonych przez detektywa. Mason ściągnął usta.

-                     Pani Carson na pewno ma adwokata...

-                     Twierdzi, że nie. Że miała adwokata tylko na rozprawie rozwodowej, lecz jeżeli chodzi o należącą do niej ziemię sama prowadzi tę sprawę.

-                     Proponował jej pan określoną sumę za działkę?

-                     Proponowałem i zostałem zmieszany z błotem.

-                     A ona należy do kobiet, które wkładają bikini, by podkreślić swoją przewagę?

-                     I to jak! - wykrzyknął Eden. - Podobno była zawodową modelką. Nie mam pojęcia, jak taki Carson zdołał zaciągnąć ją do ołtarza. Ona ma klasę.

Mason zerknął na Delię Street, która pochwyciła jego spojrzenie i uśmiechnęła się. Adwokat zerknął na zegarek.

- Jak panu wspominałem, mam umówione spotkanie. Myślę, że powinienem obejrzeć posiadłość. Najpierw jednak chciałbym porozmawiać z sędzią Goodwinem. Może nakłonimy go do zmiany werdyktu, kiedy pozna fakty. Nie przypuszczam, by chciał pan mieszkać w swoim domu, póki...

Eden zacisnął zdecydowanie szczęki.

- I tu zamierzam zrobić Vivian Carson niespodziankę. Nie może wprowadzić się do mojego domu i pozbawić mnie mojej własności. Zamierzam ustawić w sypialni elektryczny grill. Zamiast kominka będę miał drugi, na węgiel. I będę smażył steki z cebulą - nic specjalnego, po prostu czasem coś sobie ugotuję. Ona musi przestrzegać diety, żeby zachować idealną figurę. Na pewno zapach


smażonej cebulki wprowadzi trochę zamieszania do jej diagramu z kaloriami.

Della Street, przewracając strony notesu z umówionymi spotkaniami Masona, zauważyła:

-                     Możesz zająć się tą sprawą o każdej porze po dzisiejszym spotkaniu o czternastej trzydzieści. Nie wolno ci go odwołać, bo już raz to zrobiłeś. Całe popołudnie masz wolne. Chciałeś podyktować w tym czasie streszczenie sprawy McFarlane’a.

-                     Jak długo się jedzie do pana? - zapytał Mason.

- Stąd - jakieś trzydzieści pięć minut.

Adwokat spojrzał na zegarek.

- Nie chcę, by umówiony klient na mnie czekał - stwierdził. - Proszę przejść z panną Street do sąsiedniego pokoju i narysować drogę do pańskiego domu. Postaram się wpaść do pana późnym popołudniem. Tymczasem, zadzwoń do sędziego Goodwina, Delio i sprawdź, czy możesz umówić mnie na spotkanie, gdy tylko wyjdzie z sali sądowej.


 

ROZDZIAŁ DRUGI

 

Sędzia Goodwin skończył posiedzenie kilka minut przed czwartą po południu i w przedsionku swojego gabinetu zastał Perry Masona.

- Witam, witam mecenasie. Co pana tutaj sprowadza? Zastanawiałem się, czego pan chce, odkąd pańska sekretarka zadzwoniła z prośbą o spotkanie. Moja praca dotyczy związków małżeńskich, tymczasem pan specjalizuje się w morderstwach. Co więc może nas łączyć?

Mason uśmiechnął się i uścisnął dłoń sędziego.

-                     Cóż - powiedział - czasem alchemia miłości wiedzie od ślepego poświęcenia do morderczego szaleństwa.

-                     Niech pan wejdzie - przerwał mu sędzia Goodwin - i nie mówi tak fundamentalnych prawd z uśmiechem na ustach.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin