Duch Starej Kamienicy -.doc

(45 KB) Pobierz
Na strychu pewnej kamienicy mieszka duch Maciek

Na strychu pewnej kamienicy mieszka duch Maciek. Jest mały, niepozorny, nie umie straszyć, a więc staje się duchem opiekuńczym. Próbuje pomóc mieszkańcom w pozbyciu się mrówek faraona: dzikich lokatorów, których ilość zwiększa się w zastraszającym tempie każdego dnia i które mimo swojego mikroskopijnego rozmiaru mówią bardzo grubymi, silnymi głosami... Duch Maciek dostał od czytelników książki dużo listów i słodyczy, a autorka - na ich prośbę - napisała dalszy ciąg opowieści "Maciek i łowcy duchów". Książka czytana jest z upodobaniem zarówno przez dzieci z pierwszych klas szkoły podstawowej, jak i przez 14-latki.
  W wywiadzie udzielonym "Dziennikowi Łódzkiemu" na pytanie, czy jest jakiś gotowy przepis na ciekawą książkę, Anna Onichimowska tak odpowiedziała:
  "Nie. Myślę, że każda powieść musi być trochę humorystyczna, trochę pouczająca i koniecznie mieć zaskakujące zakończenie. Tak naprawdę chciałabym, by dzieci czytając moje książki nie nudziły się, w napięciu obserwowały rozwój akcji i nie potrafiły przewidzieć następnych zdarzeń". To swoje pisarskie credo autorka realizuje bardzo konsekwentnie;na początku była m.in. właśnie wznowiona staraniem Wydawnictwa "Literatura" powieść Duch starej kamienicy.
  Jej bohaterem, a zarazem narratorem jest tytułowy duch, ale jaki! Pod każdym względem nietypowy. W odróżnieniu od rodziców i rodzeństwa nosi zwykłe imię - Maciek i nie lubi swojej profesji. O sobie mówi tak: "nigdy nie lubiłem nikogo straszyć, łańcuchy obcierały mi pięty, a kula u nogi wydawała się czymś zbędnym i w najwyższym stopniu kłopotliwym". Maciek jest duchem, można powiedzieć, na wskroś ludzkim. Marznie, choruje, dba o kondycję zjeżdżając po poręczy schodów w kamienicy, ma przyjaciół i wrogów, kocha swój strych, nie wstydzi się przyznać do własnych uczuć. "A teraz leżę i jest mi źle. Chciałbym sobie pogrymasić, popieścić się, pożalić, a nie bardzo mam komu". Sytuacje, jakie mu się przydarzają, są zabawne i pouczające, jak choćby fakt wypicia przez Maćka całej butelki syropu na spirytusie. Zabawne są sprzeczki ze sroką Wiesławą-Joanną, które przypominają starą maksymę "kto się czubi, ten się lubi". Mimo pozornych konfliktów Wiesława-Joanna dba o Maćka, a on nie pozwala jej zjeść.
  Życie w starej kamienicy nie upływa wszakże bez trosk. Wszyscy mają jeden kłopot, a są nim wszechobecne mrówki faraona. Żeby się ich pozbyć, nie pomagają najbardziej nawet wyrafinowane sposoby i specjalnie sprowadzane ekipy do niszczenia niepożądanych lokatorów. Nie pomaga nic, niewygodnych mieszkańców udaje się wyeksmitować dopiero podstępem.
  Świat Maćka i jego przyjaciół jest pogodny, a sam bohater jest duchem, z którym warto się zaprzyjaźnić.
  Nie nudziłam się czytając książkę Onichimowskiej, z zainteresowaniem śledziłam rozwój akcji i zastanawiałam się nad sposobem pozbycia się mrówek faraona. Dawka humoru zawartego zwłaszcza w zabawnych dialogach między Maćkiem a Wiesławą-Joanną przyda się z pewnością każdemu."

W pierwszym numerze dwumiesięcznika "Sztuka dla Dziecka" nazwisko Anny Onichimowskiej pojawia się trzykrotnie w rubryce "Kronika" w gronie laureatów konkursów literackich (a mogłoby się pojawić po raz czwarty, gdyby opublikowano również listę wyróżnień VII poznańskiego Biennale w kategorii słuchowisk). Autorka otrzy-mała mianowicie III nagrodę (I nie przyzna-no) w jubileuszowym konkursie "Naszej Księgarni" na powieść odcinkową za "Daleki Rejs" oraz III nagrodę (I i II nie przyzna-no) w konkursie MAW-u na opowiadanie realistyczne dla dzieci za tekst "Będę dzielna" (jury wspomniało też w werdykcie opo-wiadanie "Jedziemy na wakacje"). Jeśli doliczyć wyróżnienie za scenariusz słuchowiska "Haczyk na rekiny", to bilans roku 1986 wypadnie zdecydowanie pomyślnie.Zresztą od początku twórczość Anny Onichimowskiej dla dzieci była zauważona przez rozmaite sądy konkursowe (bo dodać trzeba, że autorka debiutowała wierszami dla dorosłych w 1976 r w "Sztandarze Młodych", potem publikowała je głównie na łamach "Kultury": swemu pierwszemu tomikowi dla dorosłych nadała przekorny? skromny? ty-tuł "Wiersze o mojej głupocie"). Zbiorek dla dzieci "Gdybym miał konia", z pięknymi ilustracjami Janusza Stannego, dostał w 1980 r. główną nagrodę PTKW Na VI Biennale Sztuki dla Dziecka "Brązowe Koziołki" zdobyło słuchowisko "Bajka o babci, wnuczkach i dwóch smokach". (nawiasem mówiąc, po raz pierwszy uhonorowało autorkę III Biennale - wyróżnianiem za prace magisterską pt. "Świat dzieci a świat dorosłych w powieściach Korczaka"). Wierzę, ze przyszłości dopisze do tej listy jeszcze wiele pozycji.Z racji własnych zainteresowań zawodowych najpierw poznałam słuchowiska Anny Onichimowskiej. "Bajka o babci..." była sympatyczna i zabawna, odrobinę zwariowana w pomyśle, ale z solidnym morałem Jak to zwykle we współczesnej baśni literackiej bywa. tak i tu - strachy zostały ucywilizowane. a fantastyczne stwory zaanga-żowane do kolportowania prawd i rad życiowych. Zachwycił mnie natomiast "Haczyk na rekiny" - oparty na nonsensie bezinteresownym, pozbawionym podtekstów dydaktycznych, chwilami nawet bliski grotesce. Au-torka spróbowała tu na przykład zderzyć komiczne sytuacje z absolutną powagą wypowiadanych kwestii, zanurzyć realistycznie pomyślane postaci w świecie wymyślonym, czy wreszcie - budować "bezsensowny" dialog na zasadzie luźnych skojarzeń, nierzadko z satyrycznymi odniesieniami do rzeczywistości. W sumie dało to efekty zabawne, czasem zaskakujące, a nade wszystko chyba bliskie dziecięcemu widzeniu świata, gdzie świadome stosowanie absurdu pojawia się bardzo często, że wspomnę tylko niezliczone zagadki typu- "Co chodzi Po ścianie i stuka? - Mucha z nogą w gipsie"W twórczości pisarki rysem najciekawszym i najcenniejszym wydaje mi się właśnie swoisty pajdocentryzm. tzn. próba uwzględnienia zarówno w treści, jak w sposobie obrazowania czy języku potrzeb dziecka, jego sposobu myślenia i przeżywania. Ten dziecięcy wymiar świata przeziera przede wszystkim z wierszy, które robią wrażenie miniatur niedokończonych, impresji zatrzymujących w kilku czy kilkunastu wersach nastrój chwili, jakiś obraz, wspomnienie, sen... Takie samo widzenie rzeczy odnajdujemy w spontanicznej twórczości dziecięcej, w wierszach czy rysunkach, która często są liryczną notatką lub zapisem pomysłów nie do końca zrealizowanych (bo np. "artysta" pobiegł do ciekawszych zajęć). Poetka przyjmuje także za tworzywo swoich wierszy skojarzenia słów z repertuaru dzieci lub dziecięce wyobrażenia pewnych pojęć (daleko, .blisko, dawno, ciemno, jutro...). Rozumie też, że to, co normalne, może być dziwne i odwrotnie...

Tak się właśnie dzieje w opowieści o "Duchu starej kamienicy". Już w pierwszym zdaniu okazuje się. że dziwne jest, iż ktoś nazywa się normalnie - Maciek. Natomiast osobliwością jest to, że duch noszący tak mało osobliwe imię jest zwyczajny i "ludzki". Cierpi na pospolite dolegliwości w rodzaju anginy czy reumatyzmu, od przewracania oczami dostaje zapalenia spojówek, od wydawania przeraźliwych dźwięków boli go gardło... Co więcej. Maciek ma czysto ludzkie pragnienia - aby go ktoś popieścił, gdy jest mu źle, żeby go ktoś polubił... Tworząc postać bohatera, zarazem narratora tak mało duchopodobnego, autorka jakby z góry zrezygnowała z możliwości postraszenia czytelnika. Może trochę szkoda? W końcu duch choć w opinii własnej rodziny niewydarzony i w ogóle safanduła, mógłby mieć coś choć odrobinę wspólnego ze światem grozy - zwłaszcza że dzieci z zaciekawieniem przyjmują "straszenia dla zabawy", wiedząc doskonale, że jest to właśnie zabawa, konwencja. Skoro zatem, autorka odrzuciła tę możliwość zwabienia czytelnika, jakich płaszczyzn porozumienia z dziećmi szukała? Najskuteczniejsze okazały się chyba dwie drogi - zbudowanie świata przyjaznego, w którym każdy ma prawo być' taki jaki jest, i obfite wykorzystywanie różnych odcieni komizmu (pomijam tu może mniej istotne, choć także sprawdzające się "w czytaniu" sposoby formalne, np. bezpośrednie zwroty do czytelników: "wiecie że..." "słyszeliście chyba..." itp.)Właściwie można by wymienić całą listę postaci i sytuacji, na które czytelnik reaguje parsknięciem śmiechu. Duch pijany po zażyciu nadmiernej dawki syropu od kaszlu; mrówki faraona ryczące basem, bo głos mają odwrotnie proporcjonalny do wielkości; głuchy kot, który ma się nauczyć liczyć; cały orszak postaci niby realistycznych, ale też tkniętych jakimś obłędem i nieustannie balansujących na krawędzi prawdy i zmyślenia... Tutaj znów najciekawsze wydały mi się pomysły zatrącające o absurd. Niewątpliwie autorka ma szczególny dar obnaża-nia niedorzeczności rzeczy wszelkich i piętrzenia kontrastów między normalnością a niezwykłością - ku rozśmieszeniu publiczności czytającej. Rzadki to dar i wart pielęgnowania.Wykorzystując mechanizm komizmu (wszak zaskoczenie dziwnością zjawisk komicznych jest przyjemne) pisarka buduje wiat pogodny, przyjazny, gdzie każdy czuje się dobrze i bezpiecznie, mimo przelotnych burz i zagrożeń. Wprawdzie zawsze ktoś z kimś się kłóci, ktoś komuś zatruwa życie, ten nie lubi tamtego i na odwrót, jednak wszyscy tolerują się wzajemnie i uznają prawo innych do ułożenia sobie życia po swojemu. Ten światopogląd, wyłożony bardzo dyskretnie (bodaj w dwóch miejscach tylko powiało wprost dydaktycznym "kadzidłem") z pewnością będzie bliski dzieciom, które dojmująco odczuwają potrzebę akceptacji i zrozumienia. Zwłaszcza że głównym nośnikiem tej ideologii jest postać, której nie sposób nie polubić. Duch Maciek - tak koszmarnie brzydki, tak zabawny we włóczkowym przebraniu - już na pierwszy rzut oka budzi sympatię. Jego pokraczna figura to także kolejny dowód, że Anna Onichimowska umie patrzeć na świat oczami dzieci, dla których niekoniecznie ładne jest to co ładne..."Marzeń nigdy nie jest za dużo" - to ostatnie zdanie tej książki. Święte słowa. Nigdy też za dużo pogody ducha, optymizmu. śmiechu - i dobrych, z nerwem napisanych książek, w których to wszystko można znaleźć. Prosimy więc o bis

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin