Alistair MacLean - Athabaska.pdf

(899 KB) Pobierz
13814416 UNPDF
Alistair MacLean
Athabaska
Przełożyli Małgorzata i Andrzej Grabowscy
Wstęp
Nie jest to opowieść o ropie naftowej, choć dotyczy ona ropy i sposobów wydobywania
jej z ziemi, dlatego krótkie wyjaśnienie będzie być może interesujące i pomocne w lekturze.
Nikt dokładnie nie wie, czym jest ropa, a przede wszystkim w jaki sposób powstała.
Książek technicznych i rozpraw na ten temat istnieje bez liku – świadom jestem, że nie znam
nawet ich nikłej części – i w większości zgodne są one ze sobą, jak mnie zapewniono,
z wyjątkiem zagadnienia, które wydaje się szczególnie interesujące, a mianowicie, w jaki sposób
ropa naftowa stała się ropą. Okazuje się, że jest na ten temat tak wiele rozbieżnych teorii, jak na
temat powstania życia na Ziemi. Wobec tych komplikacji rozsądny laik ucieka się do znacznych
uproszczeń, co niniejszym czynię, nie mając innego wyjścia.
Do powstania ropy potrzebne były tylko dwa składniki: skały oraz niewiarygodna
obfitość roślin i prymitywnych organizmów, od których roiło się w rzekach, jeziorach i morzach
już zapewne miliardy lat temu, stąd określenie „paliwa kopalne”.
Biblijne określenie skały jako opoki dziejów stało się źródłem błędnych interpretacji co
do istoty i trwałości skał. Skała – tworzywo, z którego zbudowana jest skorupa ziemska – nie jest
ani wieczna ani niezniszczalna. Przeciwnie, podlega ciągłym zmianom, ruchom
i przemieszczeniom, a warto pamiętać, że kiedyś skał w ogóle nie było.
Nawet dzisiaj geologowie, geofizycy i astronomowie różnią się zasadniczo w poglądach
na to, jak powstała Ziemia; częściowo zgadzają się co do tego, że pierwotnie była rozżarzonym
gazem, po czym przeszła w stan ciekły, lecz ani jedno, ani drugie nie prowadziło do powstania
czegokolwiek, w tym także skał. Dlatego też błędem jest sądzić, że skały były, są i zawsze będą.
Ale nie zajmujemy się tu ostateczną genezą skał, tylko skałami takimi, jakie są obecnie.
Panuje powszechna opinia, że trudno jest zbadać proces ich przeobrażeń, ponieważ mniejsze
zmiany mogły trwać przez dziesięć milionów lat, a większe sto milionów.
Skały są wciąż niszczone i odbudowywane. Głównym czynnikiem niszczycielskim jest
pogoda, budującym – przyciąganie ziemskie.
Na skały oddziałuje pięć czynników pogodowych. Mróz i lód rozsadzają je. Unoszący się
w powietrzu pył stopniowo je żłobi. Działanie mórz, zarówno przez stały ruch fal i pływów, jak
i walenie ciężkich sztormowych fal, bezlitośnie niszczy linię brzegową. Niezwykle potężnym
żywiołem niszczycielskim są rzeki – wystarczy spojrzeć na Wielki Kanion Kolorado, żeby
docenić ich olbrzymią siłę. Natomiast skały, które unikną tych wszystkich wpływów, są przez
nieskończenie długi czas spłukiwane przez opady.
Bez względu na przyczynę erozji, wynik jest ten sam: skała zostaje rozbita na
najdrobniejsze składniki, czyli po prostu pył. Deszcz i topniejący śnieg zabierają ten pył do
najmniejszych strumyków i najpotężniejszych rzek, które przenoszą go z kolei do jezior, mórz
śródlądowych i przybrzeżnych stref oceanów. Ale pył, jakkolwiek drobny i sypki, jest i tak
cięższy od wody, ilekroć więc woda się uspokaja, opada on stopniowo na dno nie tylko jezior
i mórz, ale również wolno płynących w swoim dolnym biegu rzek, a także w głębi lądu – tam
gdzie zdarzają się powodzie – jako ił.
I tak przez niewyobrażalnie długie okresy do mórz trafiają całe łańcuchy górskie, a w
trakcie tego procesu, za sprawą przyciągania ziemskiego, tworzy się nowa skała. Pył gromadzi
się na dnie, warstwa po warstwie, odkładając się na grubość kilku, kilkudziesięciu, a nawet
kilkuset metrów. Warstwy najniższe, stopniowo prasowane przez stale rosnące ciśnienie z góry,
zespalają się tworząc nową skałę.
Właśnie w trakcie tych pośrednich i ostatecznych procesów formowania się skał powstaje
ropa. Jeziora i morza sprzed setek milionów lat kipiały od roślinności i najprymitywniejszych
organizmów wodnych.
Ginąc, opadały one na dno jezior i mórz, gdzie stopniowo pokrywały je niezliczone
warstwy pyłu, wodnych żyjątek i roślin, które powoli gromadziły się nad nimi. Upływ milionów
lat i nieustannie zwiększające się ciśnienie z góry stopniowo przemieniały rozkładającą się
roślinność i martwe organizmy wodne w ropę naftową.
Opisany tak prosto proces powstawania ropy wygląda sensownie.
Ale właśnie tu otwiera się pole dla niejasności i sporów. Warunki niezbędne do powstania
ropy są znane, przyczyna tej metamorfozy – nie. W grę wchodzi prawdopodobnie jakiś
katalizator, ale dotychczas go nie wyodrębniono. Pierwotnej, czysto syntetycznej ropy,
w odróżnieniu od jej wtórnych syntetycznych odmian, takich jak te otrzymane z węgla, jeszcze
nie wyprodukowano. Musimy więc pogodzić się z faktem, że ropa to ropa i że jest tam, gdzie jest
– w warstwach skał znajdujących się w ściśle określonych punktach kuli ziemskiej, na miejscu
dawnych mórz i jezior, z których część jest teraz lądem, a część leży głęboko pod terenami, które
zagarnęły nowe oceany.
Gdyby Ziemia była nieruchoma, a ropa wymieszana z głęboko leżącymi warstwami skał,
to nie dałoby się jej wydobyć na powierzchnię.
Ale nasza planeta jest ogromnie ruchliwa. Nie istnieje nic takiego jak stały kontynent,
bezpiecznie przytwierdzony do jądra Ziemi. Kontynenty spoczywają na tak zwanych platformach
tektonicznych, a te z kolei nie mając żadnego zakotwiczenia i steru unoszą się na powierzchni
roztopionej magmy i mogą wędrować bez żadnego planu w dowolnym kierunku. Co też
niewątpliwie robią – mają bowiem dużą skłonność do wpadania na siebie, ocierania się o siebie
i nakładania się na siebie nawzajem w sposób niemożliwy do przewidzenia, swoją niestabilnością
przypominając na ogół skały. A ponieważ to wpadanie na siebie i kolizje trwają dziesiątki czy
setki milionów lat, nie są one dla nas oczywiste, chyba że w postaci trzęsień ziemi, które
występują zazwyczaj wtedy, kiedy dwie platformy tektoniczne ścierają się ze sobą.
Zderzenie dwóch takich platform wytwarza niesłychane ciśnienie, z którego skutków dwa
są dla nas szczególnie zajmujące. Przede wszystkim ogromne siły sprężające powodują
wyciskanie ropy z warstw skalnych, w których jest ona osadzona, i rozpraszanie jej
w kierunkach, na jakie pozwala ciśnienie – w górę, w dół i na boki. Po wtóre, zderzenie
odkształca lub fałduje same warstwy skalne wierzchnie zostają wypchnięte w górę tworząc
pasma górskie (ruch północnej części indyjskiej platformy tektonicznej stworzył Himalaje),
a niższe odkształcają się i tworzą właściwie podziemne góry, fałdując leżące jedna na drugiej
warstwy w potężne kopuły i łuki.
Teraz ważna staje się dla nas natura samych skał, o tyle, o ile dotyczy ona wydobycia
ropy. Skały mogą być porowate i nieporowate; porowate – takie jak gips – przepuszczają ciecze
takie jak ropa, podczas gdy nieporowate – takie jak granit – ich nie przepuszczają. W przypadku
skały porowatej ropa naftowa, na którą działają wspomniane siły sprężające, przesącza się przez
nią, aż wielokierunkowe ciśnienie osłabnie, i zatrzymuje się na powierzchni lub pod samą
powierzchnią Ziemi. W przypadku skały nieporowatej ropa zostaje uwięziona w kopule albo łuku
i pomimo wielkiego parcia z dołu nie może się wydostać na boki ani w górę; musi pozostać tam,
gdzie jest.
W drugim przypadku do wydobycia ropy stosuje się metody uważane za tradycyjne.
Geologowie ustalają położenie kopuły i wierci się otwór. Jeśli szczęście w miarę im dopisze,
trafiają na kopułę z ropą, a nie na litą skałę, i na tym kończą się ich kłopoty – potężne podziemne
ciśnienie wypycha ropę prosto na powierzchnię.
Wydobycie ropy, która przesączyła się w górę przez porowatą skałę, przedstawia zgoła
inny i znacznie poważniejszy problem, który rozwiązano dopiero w roku 1967. A i wtedy było to
rozwiązanie tylko częściowe. Cała kwestia polega oczywiście na tym, że ta powierzchniowa
przesączona ropa nie tworzy zbiorników naturalnych, ale jest ściśle złączona z obcymi
substancjami, takimi jak piach i glina, od których musi być oddzielona i oczyszczona.
W rzeczywistości jest ona ciałem stałym i jako takie należy ją wykopywać. Mimo że ta
zestalona ropa może leżeć na głębokości nawet 1800 metrów, wobec ograniczeń współczesnej
wiedzy i techniki eksploatować ją można tylko do głębokości 65 metrów i tylko metodami
górnictwa odkrywkowego. Tradycyjne metody górnicze – drążenie pionowych szybów
i przebijanie chodników – całkowicie mijałyby się z celem, gdyż umożliwiłyby wydobycie
mikroskopijnej cząstki surowca niezbędnego do uczynienia produkcji ropy opłacalną. Ostatnia
z wybudowanych kopalń, którą uruchomiono latem 1978 roku, przerabia dziesięć tysięcy ton
surowca na godzinę.
Dwa wyborne przykłady dwóch różnych metod wydobycia ropy można znaleźć na
dalekim północnym zachodzie Ameryki Północnej. Dobrym przykładem zastosowania
tradycyjnej metody głębokich wierceń jest pole naftowe w zatoce Prudhoe nad brzegiem Morza
Arktycznego na północy Alaski; jej nowoczesny odpowiednik, odkrywkowe kopalnictwo ropy,
można znaleźć – w jedynym zresztą miejscu na świecie – wśród roponośnych piasków
Athabaski.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin