Collins Jackie - Śmiertelne zauroczenie.doc

(1907 KB) Pobierz

Jackie Collins – Śmiertelne zauroczenie

 

Księga pierwsza

 

MANHATTAN

 

Rozdział 1

 

-              Pamiętasz najlepszy seks w swoim życiu?

Pytanie to Jamie Nova zadała swojej najlepszej przyjaciółce, Madison Castelli. Jamie miała dwadzieścia dziewięć lat i była olśniewająco piękną, chłodną, smukłą blondynką w klasycznym stylu, bardzo rasową, o cechach fizycznych młodej Grace Kelly i nowoczesnej Gwyneth Paltrow.

-    Co? - rzuciła Madison, pospiesznie zerkając na sąsiedni stolik w zatłoczonej restauracji na Manhattanie. Siedząca obok para była na szczęście całkowicie pochłonięta rozmową i nawet nie usłyszała prowokacyjnego pytania Jamie.

-    Wiesz, o co mi chodzi - powiedziała Jamie, odgarniając z czoła pukiel pięknych jasnych włosów. - Taki seks, że mózg ci się gotuje, a ziemia drży w posadach. Kiedy jest już po wszystkim, zwykle nie chcesz więcej widzieć tego faceta, ale dopóki to robicie, wszystko jest możliwe. - Z piersi Jamie wyrwało się długie westchnienie. - Naprawdę wszystko...

-    No, cóż... - zaczęła Madison, niepewna, do czego zmierza jej była współlokatorka z pokoju w college'u.

-    No, szybciej. -Jamie się zniecierpliwiła. - Odpowiedz mi.

-    Hmmm... - Madison zastanowiła się, widząc, że Jamie pyta jak najbardziej poważnie. - To było w Miami – powiedziała wreszcie. - W czasie wakacji, które spędziłam z ojcem. Miałam szesnaście lat, a ten facet był czterdziestopięcioletnim playboyem ze wszystkimi zabaweczkami. Mieszkał w apartamencie, jeździł porsche, miał kasety z filmami porno...

-    Kasety z filmami porno, rzeczywiście! - Jamie przewróciła oczami o barwie nieskazitelnej akwamaryny. - I uważasz, że to było seksowne przeżycie?

-    Zapewniam cię, że tak - odparła Madison. - Kiedy weszłam do jego apartamentu, zobaczyłam łóżko wodne przysypane płatkami kwiatów, a na stoliku obok stał dzban z szampanem i kawałkami brzoskiwiń oraz olejek do ciała o zupełnie niezwykłym zapachu. W dodatku mój playboy miał niesamowicie ruchliwy i do wszystkiego zdolny język...

-    Ach, ten stary trik z ruchliwym językiem! - Jamie westchnęła z wyraźnym rozgoryczeniem. - Wszystkie się na to nabierają.

Madison uniosła brwi.

-    Co się z tobą dzisiaj dzieje? Skąd nagle ta cała rozmowa o seksie? Jesteś kobietą zamężną, a z tego, co słyszałam, wynika, że po ślubie seks staje się zaledwie odległym wspomnieniem.

-    Bardzo śmieszne - powiedziała ponuro Jamie.

-    Żartowałam. - Madison wyczuła, że w raju Jamie pojawiły się jakieś problemy. Faktem było, że wszyscy znajomi Jamie oraz jej męża Petera, genialnego inwestora giełdowego z Wall Street, uważali ich za złotą parę. Wydawało się, że Jamie i Peter mają wszystko, o czym tylko można zamarzyć, lecz dziś zanosiło się chyba na burzę. - O co chodzi? - zapytała, pochylając się nad blatem stołu. - Opowiadaj.

Jamie przygryzła dolną wargę.

-    Widzisz, wczoraj wieczorem byliśmy na przyjęciu i ktoś rzucił to pytanie.

-    Jakie pytanie?

-    Czy pamiętasz najlepszy seks, jaki miałaś w życiu. I chodzi o to, że wszyscy sypali jak z rękawa naprawdę ciekawymi odpowiedziami.

-    No i co? - Madison się zaciekawiła.

-    Oczywiście, kiedy przyszła moja kolej, zaczęłam opowiadać o swoim pierwszym razie z Peterem. Była to śliczna historyjka

1              ludzie byli zachwyceni. Potem padło na Petera, który nagle zamilkł, a po chwili wymamrotał, że nie pamięta i szybko zmienił temat.

-     Może czuł się zażenowany.

-     Peter? Każdy, ale nie on.

-     Dużo wypił?

-     Prawie nic.

-     Więc co mu się stało? - zapytała Madison.

-     Myślę, że... -Jamie się zająknęła. - Myślę, że on ma romans.

-     Daj spokój! - wykrzyknęła Madison. - Jesteście małżeństwem ledwie od trzech lat! Daj mu chociaż szansę, żeby się tobą znudził!

-     Serdeczne dzięki -wymamrotała Jamie. - Dlaczego myślisz, że w ogóle mógłby się mną znudzić?

Słusznie, pomyślała Madison. Czy jakikolwiek mężczyzna mógłby poczuć się znudzony u boku Jamie? Jamie była ideałem i wszyscy o tym doskonale wiedzieli. Poza tym w normalnym świecie żaden mężczyzna nigdy nie zdobyłby się na to, by ją oszukiwać i zdradzać.

Ale świat nie jest normalny, a mężczyźni to psy, więc może Ja­mie ma rację, może Peter rzeczywiście sprawdza swoją cenną męskość na innym terenie...

-     Dlaczego podejrzewasz, że Peter sypia z inną? - zapytała.

-     Intuicja mi to podpowiada - odparła Jamie. - Intuicja oraz fakt, że nie kochaliśmy się od dwóch tygodni.

-     Od dwóch tygodni! - zakpiła Madison. - Jezu i wszyscy święci! Przyślijcie piechotę morską!

-     Nic nie rozumiesz - mruknęła Jamie, obracając wysadzaną diamentami obrączkę ślubną wokół ozdobionego francuskim manicurem palca. - Peter uwielbia seks. Lubi kochać się codziennie... - Znacząco zawiesiła głos. - A czasami nawet kilka razy dziennie.

-     Hmmm... - Madison natychmiast przypomniała sobie, że sama nie kochała się prawie od roku. Jej wybór, bo kto chciałby sypiać z głupkami... A niestety w ciągu ostatniego roku trafiała jedynie na głupków, idiotów do kwadratu. Prawdą było, że odkąd rok temu zostawił ją ten szczur David, producent telewizyjny i człowiek, z którym przeżyła piękne dwa lata, straciła ochotę na pozazawodowe kontakty z mężczyznami. Wprawdzie kilka miesięcy temu w Los Angeles, dokąd pojechała na zlecenie „Manhat­tan Style", magazynu, dla którego pracowała, poznała bardzo atrakcyjnego fotografa, ale nic z tego nie wyszło. Nazywał się Ja-ke Sica i od pierwszej chwili coś niewątpliwie zaiskrzyło między nimi, lecz niestety miał już kogoś.

Szkoda.

Potem był jeszcze ten facet na jedną noc w Miami, gdzie prze­prowadzała wywiad z Donaldem. Męski model, na którego trafi­ła w jednym z klubów happeningowych w South Beach, niezbyt bystry, ale po prostu śliczny - wspaniałe, muskularne ciało i grzy­wa rozjaśnionych słońcem włosów... Jedna długa, namiętna noc, wypełniona seksem bez zahamowań, oczywiście z prezerwatywą, po której obudziła się z uczuciem „po co mi to było, do diabła?".

Nie, nie chciała więcej facetów na jedną noc.

-    Jak myślisz, co powinnam zrobić? - Jamie jęknęła. – Nie mogę znieść tej niepewności, doprowadza mnie do szaleństwa!

-    Hmmm, no cóż... Chyba trzeba dowiedzieć się, jak sprawy stoją - powiedziała Madison.

-    Bardzo mi pomogłaś - warknęła Jamie. - Przecież podobno to ty jesteś tą inteligentną kobietą, która zna odpowiedź na wszystkie pytania...

Madison westchnęła ciężko. To mi dopiero etykietka... Ale ta­ką jej właśnie przyklejono i nic już nie można było na to pora­dzić. W college'u nazywane je obie „Piękną" (Jamie) i „Mó­zgiem" (Madison). Ich trzecia przyjaciółka, Natalie De Barge, śliczna czarnoskóra dziewczyna, otrzymała przydomek „Seksik". Ich trójka była nierozłączna.

Skończyły college siedem lat temu i od tego czasu wszystkie odnotowały na swoim kącie konkretne osiągnięcia. Jamie nie tyl­ko wyszła za Petera i zaczęła prowadzić intensywne życie towa­rzyskie, ale założyła własną firmę projektowania wnętrz na Man­hattanie. Oczywiście w dużym stopniu pomógł jej w tym ojciec, który wyłożył pieniądze i zachęcił do współpracy z córką Antona Coucha, geja i genialnego projektanta z układami wśród najbo­gatszych nowojorczyków.

Natalie, której nie miał kto pomóc, o własnych siłach zrobiła karierę w telewizji. Mieszkała teraz w Los Angeles i prowadziła bardzo popularny rozrywkowy program „Celebrity News".

Madison zdobyła ciekawą, będącą prawdziwym wyzwaniem pracę i wyrobiła sobie niezłą opinię. Opracowywane przez nią sylwetki bogatych, wpływowych i sławnych ludzi przyczyniły się do niezwykłego sukcesu „Manhattan Style", najmodniejszego obecnie magazynu, który już od pewnego czasu sprzedawał się w nakładzie większym niż „Vanity Fair" czy „Esquire". Parę mie­sięcy temu Madison napisała artykuł o hollywoodzkich dziew­czynach na telefon, który wywołał spore poruszenie wśród czy­telników; sprzedała nawet prawo do sfilmowania tej historii jed­nej z dużych wytwórni, chociaż miała poważne wątpliwości, czy film kiedykolwiek powstanie.

-    No, dobrze, oto plan działania - powiedziała, widząc, że Jamie naprawdę potrzebuje pomocy.

-    Tak? - Jamie oparła łokcie na stole, wpatrując się w twarz przyjaciółki szeroko otwartymi oczami koloru morskiej wody.

-    Wynajmiesz detektywa.

-    Detektywa?! - wykrzyknęła, ściągając w końcu na siebie uwagę siedzącej przy sąsiednim stoliku pary. - Nie mogę tego zrobić, to byłoby takie... Takie w złym guście...

-    Ale skuteczne.

-    Tak myślisz?

-    Oczywiście. Osiągniesz spokój ducha -jeżeli Peter cię oszukuje, dowiesz się tego. A jeżeli nie... Cóż, trochę będzie cię to kosztowało, ale zaczniesz żyć normalnym życiem.

-    Może rzeczywiście... - Jamie się zawahała. - No, dobrze, zrobię to!

-    Pozwól, że ja wybiorę firmę - rzekła Madison. – Dowiem się, kto jest najlepszy.

-    I najbardziej dyskretny - szybko dodała Jamie. - Nikt nie może się o tym dowiedzieć, absolutnie nikt!

-    Jasne.

Madison była przekonana, że jej wydawca, Victor Simons, po­da jej nazwiska kilku detektywów, spośród których wybierze tego najlepszego. Yictor znał się na wszystkim i znał wszystkich. Niewykluczone, że wiedział nawet, czy Peter ugania się za jakąś sek­sowną nimfetką, tego jednak nie mogła być do końca pewna. Yic­tor i Peter nie obracali się w tych samych kręgach towarzyskich.

-    Dam głowę, że się mylisz - powiedziała z pocieszającym uśmiechem. - Ale w ten sposób zyskasz pewność.

-    Chciałabym, żeby było tak, jak mówisz. -Jamie zrobiło się niedobrze na myśl o tym, że mogłaby przyłapać Petera z inną kobietą.

 

* * *

Kiedy pożegnały się pod restauracją, Madison poszła pieszo wzdłuż Park Avenue, zmierzając w stronę redakcji „Manhattan Style". Mężczyźni oglądali się za nią, ale ona nawet tego nie za­uważała, pochłonięta myślami o Jamie i jej podejrzeniach.

Madison była bardzo atrakcyjną młodą kobietą, wysoką i smu­kłą, o pełnych, krągłych piersiach, nogach tancerki i długich, czarnych, skręconych w loki włosach, które zwykle nosiła roz­puszczone lub związane z tyłu. Starała się przyćmić swoją uro­dę, lecz nie mogła ukryć zielonych oczu w kształcie migdałów, wyraźnie zarysowanych, pięknych kości policzkowych i wyrazi­stych, zmysłowych warg. Była prawdziwą pięknością, chociaż wcale się za nią nie uważała - ucieleśnieniem ideału urody była dla niej jej matka, Stełla, posągowa blondynka, której drżące wargi i rozmarzone oczy kojarzyły się wszystkim z Marilyn Monroe.

Madison była podobna do ojca, Michaela. Ciemnowłosy i przystojny Michael Castelli miał pięćdziesiąt osiem lat i był najatrakcyjniejszym mężczyzną swego pokolenia w całym Con-necticut. Charakteryzował się także ogromnym urokiem i żela­zną determinacją - dwiema cechami, które Madison również odziedziczyła właśnie po nim i które niewątpliwie ułatwiły jej drogę do sukcesu.

Uwielbiała swoją pracę - z przyjemnością wyszukiwała mate­riały do świeżych, inteligentnie napisanych profili znanych ludzi. Jej zdecydowanymi ulubieńcami byli politycy oraz astronomicznie bogaci giganci biznesu, natomiast dość niskie notowania mia­ły u niej gwiazdy filmu, sportu i producenci filmowi. Nie uwa­żała się za dziennikarkę-zabójczynię, chociaż pisak w szczery, uczciwy sposób, czasami wprawiając w konsternację swoich roz­mówców, których zwykle osłaniał przed światem ochronny ko­kon, utkany przez sprawnych i bystrych rzeczników prasowych. Madison nie przejmowała się jednak zbytnio, jeśli jej pytania ko­muś się nie podobały. Chciała pisać prawdę, to wszystko.

Od pięciu lat pracowała pod czujnym okiem Victora Simonsa. Łączył ich znakomity układ, mimo że Victor bywał prawdziwym wrzodem na tyłku, zwłaszcza kiedy się domagał, aby zrobiła wy­wiad z kimś, kto ją w ogóle nie interesował. Najczęściej osiągali kompromis i Madison niechętnie zgadzała się porozmawiać z ja­kimś durnym ekranowym symbolem seksu w zamian za możli­wość postawienia ciekawych pytań geniuszowi komputerowemu lub specjaliście od problemów nuklearnych.

Victor odkrył Madison wkrótce po tym, jak ukończyła college. Napisała wtedy prowokacyjny tekst o nadal istniejącej podwójnej moralności w sprawach damsko-męskich, który zdecydował się opublikować „Esąuire". Victor zaprosił początkującą dziennikar­kę na lunch, poradził jej, aby pisała jak najwięcej, a dwa lata póź­niej zaproponował jej przygotowanie krótkiego kwestionariusza na ogólny temat dla swojego czasopisma. Po roku Madison prze­prowadzała już krótkie wywiady, niedługo potem zaś zapoczątko­wała własną, sygnowaną swoim nazwiskiem serię, zatytułowaną „Sylwetki władzy".

Jej pierwszym rozmówcą był Henry Kissinger. Uchwyciła esencję osobowości starzejącego się polityka, operując ostrym su­chym dowcipem. Później wszystko było już łatwe. Robiła jeden wywiad na miesiąc, co dawało jej mnóstwo czasu, który mogła wykorzystać na pracę nad swoją powieścią - książką o zależno­ściach między ludźmi. Ostatnio, to znaczy od rozstania z Davidem, zmagała się z wściekłością na swego byłego partnera i nie poświęcała powieści zbyt dużo uwagi. Niełatwo jest pisać o ukła­dach między ludźmi, kiedy cierpi się z powodu zniszczenia takie­go właśnie układu.

Nadal nie miała pojęcia, dlaczego David odszedł. Czy zrobiła coś, co go do niej zniechęciło?

Nie. Wgłębi duszy doskonale wiedziała, co się stało. David nie był w stanie zaakceptować faktu, że Madison zarabiała tyle co on. Proste, prawda? Szukał kobiety, która siedziałaby w domu i robi­ła to, na co on miał ochotę, a nie niezależnego ducha z ambicja­mi. Dwa lata wspaniałego seksu nie wystarczyły, by zbudować trwały związek, bo kiedy napięcie namiętności opadało, nie­odmiennie okazywało się, że nie mają ze sobą wiele wspólnego.

Kilka tygodni po niespodziewanym odejściu Davida Madison dowiedziała się, że poślubił swoją ukochaną z okresu wczesnej młodości, nierozgarniętą blondynkę ze sztucznym biustem i rzu­cającym się w oczy sztucznym zgryzem. To tyle, jeśli chodzi o dobry gust jej byłego partnera.

 

* * *

Victor siedział w kucki na podłodze wielkiego gabinetu i bawił się swoją ulubioną kolejką, której długie tory sięgały aż do drzwi. Pracodawca Madison był potężnym, misiowatym mężczyzną przed pięćdziesiątką, z szopą kręconych brązowych włosów, któ­re zawsze sprawiały wrażenie nieuczesanych, z gęstymi brwiami, kilkoma podbródkami i z oczyma o wyrazie skrzywdzonego przez życie szczeniaka.

-     Maddy! - wykrzyknął grzmiącym głosem. - Nie spodziewałem się ciebie dzisiaj. Siadaj, dziewczyno.

-     Cześć, Victorze. - Madison ostrożnie wyminęła energicznie sapiącą czerwoną lokomotywę. - Widzę, że jak zwykle ciężko pracujesz.

-     Oczywiście - odparł ze śmiechem. - Dzięki temu moje stare serducho jeszcze działa. A poza tym Evelyn nie pozwala mi robić tego w domu.

-     Ciekawe dlaczego - wymamrotała Madison, myśląc o jego chudej jak wieszak i równie sztywnej żonie ze stale tym samym, chłodnym wyrazem twarzy i garderobą od najlepszych projektantów mody.

-              Nie byłaby zadowolona, gdybym zrobił taki bałagan w jej salonie - wyjaśnił Victor, podnosząc się z podłogi.

Madison przysiadła na brzegu biurka.

-    Zrobisz coś dla mnie? - zapytała, podnosząc ciężki, szklany przycisk do papieru i uważnie go oglądając.

-    Oczywiście! - Ucieszył się, siadając w swoim ulubionym skórzanym fotelu. - Uwielbiam, kiedy ludzie są mi wdzięczni i czują, że powinni mi się za coś zrewanżować.

-    Nie jestem „ludźmi" - zirytowała się Madison. - I nie chodzi mi o żadną uprzejmość, ale o zwykłą informację.

-    Jaką informację? - zapytał podejrzliwie.

-    Nic takiego. - Odłożyła przycisk. - Potrzebne mi są namiary na najlepszego prywatnego detektywa w Nowym Jorku.

Victor postukał palcem o blat biurka.

-    Skąd przyszło ci do głowy, że mogę mieć takie namiary?

-    Bo ty wiesz wszystko - powiedziała. - A poza tym przypominam sobie, że chyba wynająłeś kogoś, kto śledził twoją pierwszą żonę, zanim się rozwiedliście...

-    Kto ci o tym powiedział? - Uniósł wysoko krzaczaste brwi.

-    Ktoś z redakcji, nie pamiętam, kto.

-    Nienawidzę plotek - warknął.

-    Ty żyjesz plotkami, Victorze - odparowała szybko.

-    Po co ci to?

-    Dla przyjaciółki.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin