09. Lekarstwo
Zostawił mnie. Po raz kolejny. Czy wiele się zmieniło od tamtego czasu? Oj tak. Zostałam nieśmiertelną. To dlaczego teraz wydaje mi się, że to było niepotrzebne? Chciałam być z Edwardem na wieczność. Ale jak to zrobić kiedy go przy mnie nie ma? Teraz moje życie straciło sens. Bycie wampirem przestało być fascynujące. Przestało być potrzebne... Chciałam pobiec za nim, dogonić sens swojego dalszego życia. Niestety zanim doszłam do siebie jego trop był już rozwiany. Jak na złość zaczął padać deszcz, przez co zapach był jeszcze bardziej nieuchwytny. Pomyślałam wtedy, że muszę się nauczyć tropić. Jestem jeszcze za mało wrażliwa na woń innych wampirów. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że widziałam i czułam Edwarda po raz ostatni. Powrót do Cullenów wydawał mi się irracjonalny. Skoro już oddaliłam się od nich na tyle, że nie potrafili mnie dostrzec, to należało wykorzystać tą sytuację. Nikt mnie nie zatrzymywał. Pewnie bali się mojej reakcji. Żadne z nich nie mogło mi teraz pomóc. Więc kto mi pozostał? Od razu pomyślałam o Jacobie. Czyż nie on okazał się świetnym lekarstwem na moje człowiecze rany? Może moje wampirze też mu się poddadzą? Niestety był jeden problem. Pakt. Chrzanić to, podpowiadał mi gorliwie głosik w mojej głowie. Nie miałam zamiaru się mu sprzeciwiać. Droga do La Push zajęła mi 10 minut. Blackowie na pewno nie spodziewali się mnie zobaczyć. W końcu nie mogłam tu być. Chyba, że nasza umowa uległa zmianie a ja nic o tym nie wiem. Trudno to jednak sobie wyobrazić. Żadna ze stron nie chciała ustąpić.Bezszelestnie weszłam do domu Jake'a. Domyśliłam się, że poczuł już mój słodki zapach. Ciekawi mnie co on teraz sobie myśli. Kogo się spodziewa? Odpowiedź na pytanie nadeszła po kilku sekundach.-Złamałaś pakt, Ty wstrętna pijawko!- w jego głosie można było usłyszeć furię. Zapewne myślał, że to Edward. No cóż, któż inny mógłby go odwiedzić? Dla Jacoba przecież nie żyłam- Sfora pojawi się tu za kilka minut.- pogroził- Lepiej stąd uciekaj.-Och, daj spokój.- westchnęłam- Myślałeś, że któreś z Cullenów złamie pakt? Na jakim świecie Ty żyjesz?- rzuciłam z sarkazmem. Czekałam aż mój przyjaciel wyjdzie ze swojego pokoju żeby mi się przyjrzeć i zapewne zaraz po tym zabić. Ile mam czekać?!-Bells? Czemu tak śmierdzisz?- kiedy już wreszcie na mnie spojrzał, zaniemówił. Och! Czy naprawdę się niczego nie domyślał? Przecież to takie oczywiste! Brak słów. Wszystkie psy są tak mało pojętne?-Śmierdzę? Sam siebie powąchaj!- odparłam. Uh... Nie dość, że zalatuje od niego deszczem i potem, to jeszcze mnie przytula. Teraz będzie wiedział kim jestem. A raczej czym...-Jesteś strasznie zimna. I czemu nie wrzeszczysz, że Cię duszę?- przy ostatnich słowach jego głos się załamał. Powąchał mnie uważnie i zamarł.- Bella... Czy Ty..?-Och, Jacob! Weź się w garść.- teraz już bez problemu mogłam go od siebie odepchnąć. Przyjrzał mi się jeszcze raz, tym razem dokładniej. Najdłużej zatrzymał się na moich oczach. Domyśliłam się, że są jeszcze lekko czerwone. Spróbowałam się lekko uśmiechnąć, ale nagle przypomniało mi się czemu tu jestem. Złapałam się za klatkę piersiową. Znowu to uczucie. Choć moje serce już nie biło, to czułam, że zamiast niego mam pustą przestrzeń. -Bella!- Jake od razu się do mnie przysunął. Czyżby coś mu się przypomniało?- Czemu znowu to robisz? Przecież wszystko jest ok...- nie usłyszawszy mojego natychmiastowego potwierdzenia, zawahał się.- Coś... Coś się stało?- zrobił zatroskaną minę. Znowu miałam przed sobą swojego Jacoba. Tak za nim tęskniłam! Te kilka miesięcy rozłąki zatarły moje wspomnienia. Choć i tak pamiętałam go tylko moimi 'ludzkimi' oczami. Teraz dobrze widziałam jaki jest wysoki. Jako człowiek nie potrafiłam dostrzec wielu szczegółów jego wyglądu. Na przykład na ramieniu miał długą bliznę zlewającą się z kolorem jego skóry. Nic dziwnego, że wcześniej była dla mnie niewidoczna. Och. Mój mały Jake... Chyba oczekiwał jakiejś odpowiedzi, bo cały czas przyglądał mi się uważnie. Znowu poczułam tą pustkę wewnątrz mnie. Odruchowo złapałam się za serce.-Nic mi nie jest- wysapałam. Nagle zrobiłam się zmęczona. Napady bólu zawsze mnie wykańczały... A Edward obiecał, że już nigdy mnie nie opuści!-Nie kłam. Przecież widzę! Znowu to robisz.- zaprezentował mi mój gest. Skrzywiłam się. Przypomniało mi się jak męczył tym obrazem Edwarda. -Zostawił mnie.- wyszeptałam. Wiedziałam, że Jake zareaguje gwałtownie. Cały zaczął się trząść. Już mnie to tak nie przerażało. Nie miał szans mnie skrzywdzić, nawet po przemianie.- Uspokój się, Jake. Nie ma sensu się wkurzać. Wystarczy już, że jeden z Was mnie rani.- nadal mówiłam ściszonym głosem. Jacob wziął sobie do serca moje uwagi. Po chwili przestał się trząść.-Zabije go! Mówiłem, że tacy jak on się nie zmieniają! Wstrętna, zawszona pijawka!- mój przyjaciel był wściekły. Wcale się nie dziwiłam. -Choć, Jake. Chce coś zrobić.- nie wiem skąd, ale wpadł mi do głowy genialny pomysł. Może znowu udałoby mi się wywołać omamy? Motory odpadały. Prędkość przez nie rozwijana nie robiła już na mnie wrażenia i mało prawdopodobne było, że zrobię sobie krzywdę. Hmmm... Prowokowanie pijanych mężczyzn też nie miało sensu. Poradziłabym sobie z nimi w mgnieniu oka. Zostało mi tylko jedno- Jedziemy na plażę.- oznajmiłam.-Chyba raczej pobiegniemy- Jacob puścił mi perskie oczy. Chyba już się przyzwyczaił do mojej odmienności. Jak to dobrze, że mnie zaakceptował! Tego właśnie potrzebowałam do szczęścia. Jake'a i omamów. Po chwili znaleźliśmy się na plaży, a dokładniej przy klifie. Jacob zaprowadził mnie na najwyższy i z lekkim przerażeniem przyglądał się moim poczynaniom. Chciałam już przypomnieć mu, że nie tak łatwo mnie zabić, ale powstrzymałam się od zbędnych komentarzy. Postanowiłam skupić się na swoim zadaniu.Powoli doszłam do krawędzi klifu. Kiedy spojrzałam w dół, zakręciło mi się w głowie. Odległość była dwa razy większa niż poprzednio! Po moim ciele rozlała się fala radości. Czyżbym zaraz miała usłyszeć ten upragniony głos? Może moja podświadomość miała dla mnie coś lepszego? Wystarczy mi dowód, że Edward nadal mnie kocha. Skoro wtedy takie wytłumaczenie było bardzo prawdopodobne, to czemu teraz miałoby być inaczej? Jakoś w takim położeniu trudno było mi uwierzyć w trafność tamtej tezy. Zrobiłam jeszcze jeden krok w stronę przepaści...-Bella!- aż wzdrygnęłam się z zaskoczenia. Siła jego głosu była o wiele większa niż przypuszczałam. Odwróciłam głowę, żeby się upewnić, że Edward nie stoi za mną.- Cofnij się!- no pewnie, że tego nie zrobię. Muszę utrzymać te halucynacje jak najdłużej.-Przecież Ci na mnie nie zależy- odpowiedziałam mojemu niewidzialnemu strażnikowi. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że pustka w miejscu serca powoli się napełnia.-Zwariowałaś! Kocham Cię jak wariat.- w jego głosie było słychać smutek, a raczej rozpacz. Chciał za wszelką cenę mnie powstrzymać.-To czemu znowu mnie zostawiłeś?- choć nie wypowiadałam tego, to poczułam, że głos mi zadrżał.-Przecież wiesz, że to dla Twojego dobra!- usłyszałam cichy warkot. Był nieźle zdenerwowany. No, Bella! Szybko się uczysz.-Oczywiście- odparłam z sarkazmem- Więc mnie zostaw. Ma być tak jakbyśmy się nigdy nie poznali.- dodałam. Po tych słowach usłyszałam cichy jęk rozpaczy mojego ukochanego. Zrobiłam jeszcze jedne krok i skoczyłam w czerń morza...
sindi211