ZAG. 4.docx

(23 KB) Pobierz

KARMAZYNOWY POEMAT JANA LECHONIA WOBEC TRADYCJI ROMANTYZMU

 

              TO, CZEGO BRAKUJE W PUNCIE O HEOSTRATESIE I KILKA DOPOWIEDZEŃ

 

Ze wstępu BN-owskiego:

 

              Tomik pojawił się w styczniu 1920 roku, objął 7 utworów napisanych w latach 1916-1918. Lechoń jako obserwator tamtych wydarzeń, reagował ostrym piórem na nie nie tylko w politycznych pamfletach, ale także w poezji. W tomie tym nie chodzi jednak o realia, lecz o idee, postawy, polityczne symbole i mity.

              Lechoń mity te zarazem odrzucał i akceptował. Emocjonalnie był po stronie owej skostniałej w stereotypowe obrazy, ale wciąż żywej tradycji romantycznej, i ona to ostatecznie zwycięża w tomiku.              

              Funkcję mitów romantycznych w tej poezji określa się trojako:

·         W ujęciu afirmatywnym, jako pseudonimy problemów współczesności.

·         Ewokują tradycję poematów typu „śpiewy historyczne”

·         Pojawiają się na zasadzie „spektaklu modernistycznego” – poddane krytycznej analizie, zestawiające historię ze współczesnością

              „Karmazynowy poemat” podejmuje (jak poezja romantyczna) istotne zagadnienia życia narodu  i włącza się tym samym w nurt poezji służącej sprawie narodowej. Podmiot liryczny bliski jest wieszczemu „ja lirycznemu” romantyzmu – kierujący się motywami pozaracjonalnymi, rewelujący prawdy objawione, w imperatywnym apelu uzurpujący sobie prawo przywództwa duchowego. Posługuje się sztuką wizji. Powoduje to w poezji (co widać na przykładzie omawianego tomu) możliwość wielu odczytań interpretacyjnych.

              Swoim utworom nadaje Lechoń kształt poematowy, ale opis sytuacji i prowadzenie wątku fabularnego bywa uteatralizowane (np. obrazy „Piłsudskiego”) bądź następuje udramatyzowanie struktury wydarzeń z nieoczekiwanym finałem (jak w „Duchu na seansie”, „Sejmie”, „Mochanckim”). Dramaturgia ta sięga także w emocjonalizm, gdzie przypływ uczuć znajduje ujście w końcowej refleksji („Jacek Malczewski”, „Piłsudski”).

              Lechoń posługuje się także patosem. Nawiązuje do dzieł literatury, malarstwa i teatru. Licznie występują tu także apostrofy, powtórzenia, wyliczenia. 4 wiersze ujęte są w trzynastozgłoskowiec, w „Duchu na seansie” mam do czynienia z  jedenastozgłoskowcem (metrum i strofa „Beniowskiego”), w „Sejmie” czternastozgłoskowiec trocheiczny, zaś w „Polonezie artyleryjskim” mamy dziewięcio- i siedmiosylabowe odcinki jambiczne.

 

Z wikipedii:

 

Karmazynowy poemat – zbiór poezji Jana Lechonia, który powstał w latach 19161918, a wydany został w 1920 w Warszawie. Problematyka poematu obejmuje postacie i zdarzenia ściśle związane z kulturą i historią Polski. Jest wyrazem zachwytu przeszłością. Nawiązuje do tradycji romantycznej (sceneria, historiozofia) jak i klasycystycznej (teatralność, retoryka, patos, układy peryfrastyczne). Wyczuwalne są wpływy młodopolskie i poezji niepodległościowej. Wznowiony w 1930.

Obejmuje poematy

·         Herostrates

·         Duch na seansie

·         Jacek Malczewski

·         Sejm

·         Polonez artyleryjski

·         Mochnacki

·         Piłsudski

·         w 1923 dodano utwór Pani Słowacka

Z Internetu:

„Karmazynowy poemat ” objął siedem utworów napisanych w latach 1916-1918, w przełomowym dla historii narodu polskiego okresie, u progu niepodległego państwa. Odczytywane były jako głos J.Lechonia w dyskusji o teraźniejszości i przyszłość narodu. Umieszczony przez autora na czele poematu wiersz „Herostrates” jest rozprawieniem się z mitem, dotyczącym tego, jaka ma być Polska po odzyskaniu niepodległości. Już w pierwszych słowach utworu autor nawiązuje do dwóch wielkich utworów romantycznych – „Grobu Agamemnona” Słowackiego i „Dziadów cz. III” Mickiewicza. I choć właściwie nie cytuje ich słów, a jedynie stosuje aluzję, czytelnik domyśla się, co tak naprawdę miał na myśli, mówiąc o Polsce, że to „Papuga wszystkich ludów – w cierniowej koronie”. To tak, jakby chciał dać do zrozumienia, że Polska faktycznie jest teraz wolna, ale tak naprawdę walczącym o wolność nie do końca o to chodziło. Nasz kraj określony jest przecież jako „papuga”, co w oczywisty sposób jest obelżywym sformułowaniem. Warto także zauważyć, że Słonimski, nawiązując do koncepcji mesjanizmu, stworzonej przez Mickiewicza, nie mówi przecież, że Polska jest Chrystusem narodów, że cierpi, ale jednocześnie wyzwala inne ludy.

W „Herostratesie” uwypuklony jest tylko jeden aspekt mesjanizmu – cierniowa korona. A zatem autor utworu wyraźnie kładzie nacisk na cierpienia, jakich doznają rodacy. Wymienia je zresztą w kolejnych wersach – Polska jest przecież „kaleka”, i „ze łzą wieczną chodzi po świecie”. Co więcej – jest także uboga, a mimo to ciągle żyje przeszłością, wspomina dawne bogactwa. Zamiast być Chrystusem, nasza ojczyzna – w wierszu Lechonia – jest kościotrupem, który „czeka trwożny chwili, gdy ciało odmieni”.
Jak więc widać, Lechoń zdaje się twierdzić, że mity narodowe, wniesione w odbudowaną Polskę jako wiano po przeszłych pokoleniach, nie są tak naprawdę niczym dobrym, nie służą niczemu. Co więcej, wypowiada się także na temat samej literatury i tego, jaka powinna być w nowej Polsce. Kiedyś literatura miała „pokrzepiać serca” a teraz – jak chce Lechoń– musi być przyjemna dla odbiorcy. Ludzie nie chcą już więcej czytać patriotycznych poematów, strof, zagrzewających do walki. Chcą czytać lekkie wiersze – choćby nawet o przyrodzie. Ta ogromna potrzeba zmian w polskiej literaturze przejawia się zwłaszcza w bardzo osobistych i jednocześnie desperackich w pewien sposób słowach: „A wiosną – niech wiosnę, nie Polskę zobaczę.”
Podobną wymowę ma kolejny utwór „Karmazynowego poematu” „Duch na seansie”. Autor przeciwstawia się w nim martyrologiczno -mesjanistycznym mitom wywodzącym się z literatury romantycznej. Odrzuca romantyczny mit walki o wolność. Lechoń w „Duchu na seansie” postuluje wyzwolenie się spod nacisku myślenia o ofiarności narodowej, rozpamiętywania cierpień i obowiązku walki – na rzecz zwykłego ludzkiego życia.
„W doniczkach kwiatów rodzący się życiem
Kłosy porosły, z ziaren których chleb zjadać
Będziem, a które naważą się gniciem,”

Natomiast w „Jacku Malczewskim” kolejnym wierszu poematu autor przywołuje mit Derwida, rodem z „Lilli Wenedy J.Słowackiego (choć bezpośrednio zaczerpnięty z obrazu Malczewskiego). Powrót Derwidażołnierza,”gospodarza”, do pustego domu – to poetycka wizja odrodzenia niepodległego bytu narodowego. Staje mu na przeszkodzie fantastyczny świat (chimerowo – fauniczny) Malczewskiego, przez który spozierają złe siły natury, zwodnicze i obezwładniające.

Obydwa powstały już w odrodzonej Polsce, po 11 listopada 1918 roku.
„Mochnacki” oparty jest na fakcie historycznym tj. udziału tytułowego bohatera w koncercie na rzecz ubogich w lotaryńskim mieście Metz w 1832 roku. Opis gry Mochnackiego (pianisty) jest nawiązaniem do znanych w poezji polskiej opisów gry koncertowej – takich, jak koncert Jankiela w „Panu Tadeuszu” A. Mickiewicza. W muzyce przeplataja się motywy sielankowo-miłosne z historyczno-politycznymi. Każde odejście od wspomnień patriuotyczno-niepodległościowych pianista odczuwa jako zdradę swych ideałów, ale każde do nich nawiązanie – to utrata kontaktu ze słuchaczami. Nieoczekiwany gest artysty w finale utworu kiedy „wstał i z hukiem, rzucił czarne wieko” uświadamia mieszczańskiej publiczności główny temat muzyki: jest nim rewolucja. W „Mochnackim” J.Lechoń za najwyższą wartość uznaje wierność romantycznemu mitowi walk narodowych o wolność.


Ostatnim utworem w „Karmazynowym poemacie” jest „Piłsudski”. Wiersz jest próbą połączenia uczuć, nastrojów i postaw społeczeństwa polskiego u progu niepodległości. Lechoń w kolejnych obrazach przedstawia różne elementy historii i mitów narodowych:
- złowróżbny gest „Czarnej Rachel” w czerwonym szalu nawiązuje do „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego,
- tradycje walk spiskowych,
- Polskę roztańczoną, niepomną na sytuację historyczną – której bal przechodzi w taniec upiorów,
- burzę rewolucyjną ogarniającą ulice miast – „I czujesz, że rozpękną ulice się miasta”,
- widowisko wspaniałej parady wojskowej – „Białe kwiaty padają pod stopy piechocie,”.
W ostatnim wersie milczenie i szarość tytułowej postaci wyrastają do symbolu wielkości i sławy. Wiersz ten to uwielbienie Piłsudskiego, a także wyraz ufności i nadziei na pszyszłe losy ojczyzny.
Lechoń nie traktuje mitów jednoznacznie. Odrzuca je i akceptuje jednocześnie.Ma świadomość ich anachroniczności a jednocześnie widzi ich ogromną funkcję mobilizującą naród w latach niewoli.
 

 

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                            

SEJM

 

Gdy do sali wszedł sejmowej z wielkim animuszem,
Gwałt uczynił pan Zagłoba białym swym kontuszem.
Za pas słucki rękę włożył, srebrną ma deliję,
Drzwi otwarły się z hałasem. Łuna, łuna bije!
Powciskani w ław szeregi, zerwą się posłowie
I spojrzeli na się wzajem, w krzyżach czując mrowie,
Gdy tymczasem on, wylotów odrzucając, stąpa,
Aż zadrżała, zaskrzypiała polska chata skąpa.
Poszedł cichy szmer po frakach, poszedł po żakietach,
Rozglądają się biskupi strojni w fijoletach,
Elektryczność w żyrandolach zaświeciła jasno,
Pan Zagłoba, niby w tańcu, drogą idzie własną.
Pomarańcze po doniczkach poruszyły liście
Przed tym słońcem nadchodzącym, skrzącym się srebrzyście,
Oniemieli dziennikarze w swej prasowej loży,
Nikt nie wiedział, że on przyjdzie i że kontusz włoży.
Rusza warta wojsk, mająca straż przy Majestacie,
Bo się boją, że on zechce zabrać głos w debacie.
Ze coś powie, co obrazi sal sejmowych ściany,
Ustępują z drogi wszyscy: myślą, że pijany.
Upiłże się, upił miodem, upił miodnym złotem,
Całą wychlał dziś piwnicę, spał przez chwilę potem.
Rankiem szatnych kazał wołać, w tabakierkę trzasnął,
"Na sejm jadę, na królewski! Kontusz dajcie!" - wrzasnął.
Czeka czwórka zaprzężona przed bielonym dworem,
Dwór przeżegnał pan Zagłoba zacnych ojców wzorem.
Bat zaświstał, kurz się podniósł, zaskrzypiały koła,
Czwórka pędzi, wicher gędzi, śmieją mu się sioła.
Zasępionych zastał w sali, zagadanych górnie,
Wieńce kokot na galeriach, posłów na koturnie;
Budżetowej gwar dyskusji, szelest enuncjacji.
,Racja!" - izba zawołała. "Nie ma - krzyknął - racji!"
Potracili głowy wszyscy, veto słysząc w sali,
Jeszcze jeden krok postąpił: wprost do tronu wali,
Pobielały posłom wargi, poszedł chrzęst po straży:
Zerwał król się na swym tronie, twarz mu ogień żarzy.
Wziął pod ramię go Zagłoba, dał tabaki niucha
I coś szepcze, mruga okiem - cały sejm go słucha.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Co to? Co to? Śmiech zatrzasnął miłościwym panem;
Coś powiedział kanclerzowi z licem roześmianem,
Coś powiedział senatowi kanclerz jak w sekrecie,
Gruchnął gromem śmiech biskupów strojnych w fijolec
Usłyszeli go posłowie. Stanów zniknął przedział.
Śmiechem jurnym się zbratali nad tym, co powiedział:
Staropolską zwykłą fraszką, sprośnym, tłustym witzem
Powiedzianym roześmianym i pijanym licem.
Tynk obleciał na suficie: śmiech o szyby bije,
Z ław się zerwał sejm i krzyknął: "Polska niechaj żyje
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Aż za oknem podskoczyły u pojazdów koła,
I coś pędzi i coś gędzi, w głos się śmieją sioła.

 

Autor potępia tu prowadzenie przez rodaków obrad, przeciągania ich, wynikających przy tym sporów. Sienkiewiczowski bohater, Zagłoba, stanowi przypomnienie o narodowej tradycji.

„Sejm” – czwarty utwór cyklu, z Zagłobą w roli głównej, to rewizja schematu myślenia nie romantycznego pochodzenia. Zagłoba tradycyjnie uosabiający anarchie i warcholstwo występuje tu jako przedstawiciel szlacheckiej wspaniałej, dawnej Polski jednoczący cały naród.


„Gruchnął gromem śmiech biskupów strojnych w fijolecie.
Usłyszeli go posłowie. Stanów zniknął przedział,”
 

Polonez artyleryjski

 

To major Brzoza kartaczami w moskiewskie pułki wali!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Siew pada w ziemię szrapnelami,

I dym. l grom, i bura) z nami,

Piekielny deszcz ze stali
Na firmamencie chmury chmurzą

Brunatne z armat dymy.

Raz po raz ziemia jęknie burzą,

Ślepia się dziko armat mrużą.

Przy których my stoimy

Od ognia czarni dymem syci

I wiecznie czuwa|ący

Armaty - grom i ból, i wici -

Bateria ryknie w głos, gdy chwyci

Wasz szept zmartwychwstający

Miarowo dudni, z cicha, z cicha,

Bez przerwa, bez ustania!

Na miły Bóg? Czy ziemia wzdycha?

To artyleria nasza licha

Dziś puka od świtania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
To major Brzoza kartaczami w moskiewskie pułki wali!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Czy przeciw nam wy, czy tez z nami?

Gadamy do was kartaczami.

Nie dusi dym i krew nie plami.

I jeno ogień pali

Za nami będą mówić ciszą

I łzami, i modlitwą

Armatom ognia!! Niechaj dyszą!

Hej! ognia! ognia! Słyszy, słyszą,

Że w bitwie idziem bitwą

Konnicy koniem, zbrojną ręką

Po swoje iść piechocie

Jaką grał Bem pod Ostrołęką,

Taką nam zagrać dziś piosenką

I w pułk moskiewski rozwinięty

Chrzest siać piekielny chrzest i święty.

Kapłanom przy robocie

Dudni nam ziemia, dudni, dudni,

Radujcie się, majorze'

Tako się Polska nam rozcudm,

Gdy skwarny przyjdzie czas południ

Na nasze krwawe zboże

Słyszycie! Z cicha, z cicha, z cicha

Warkotem, bez ustania

Na miły Bogi Czy ziemia wzdycha?

Pułk się za pułkiem w śmierć przepycha

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
To artyleria nasza licha

Dziś puka od świtania

Ani się pyta. kto dziś z nami,

Bateria wścieklej stali

To major Brzoza kartaczami w moskiewskie pułki wali!

 

Kolejnym wierszem w cyklu jest „Polonez artyleryjski” – najwcześniejszy, napisany latem 1916 roku. Różni się on znacznie od wszystkich pozostałych. Wysławiony w nim wojenny trud I Brygady Legionów Polskich, walki zbrojnej o niepodległość bliski jest mitom romantycznej tradycji. „Polonez artyleryjski” oddziela w układzie „Karmazynowego poematu” dwa ostatnie i najznakomitsze utwory, wiersze „Mochnacki” i „Piłsudski”.

 

Potwierdza to w utworze pt. „Sejm”. Znów zagęszczone tu są odwołania do romantyzmu, ale prym wiedzie tu Słowacki – poeta stara się upodobnić do Słowackiego – polemisty. Polska jest „robaczkiem świętojańskim”, który zaświeci w nocy, jednak dla poety w barwach jesieni jawi się jako kościotrup, który boi się odzyskać ciało. Podobny obraz jest u Słowackiego w „Grobie Agamemnona” – Polska również otrzymuje tu nakaz powrotu do życia.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin