Parandowski Jan - Mitologia.rtf

(708 KB) Pobierz
SCAN-dal.prv.pl

Jan Parandowski

 

 

 

Mitologia


Grecja

 

WIADOMOŚCI WSTĘPNE

 

Mitologia jest zbiorem baśni o bogach i bohaterach. Naród grecki, podzielony na wiele szczepów, nie był zgodny w tym, co opowiadał o swoich bóstwach. Każde państewko, każda wieś lub gmina podawały zupełnie inne wersje, które znów poeci przekształ­cali i zmieniali bardzo dowolnie. W ten sposób w ciągu wieków urósł niezmiernie obfity i różnorodny materiał, z którego wybiera­my jedynie podania najbardziej rozpowszechnione, przejmując pewne szczegóły z piękniejszych lub ciekawszych odmian.

Mitologia nie jest jeszcze całą religią. Religia opiera się w przeważnej mierze na kulcie, na obrzędach, które, w przeciwieństwie do płynnych i łatwo przeobrażających się mitów, są trwałe, oporne postępowi czasu i przechowują nader odległe formy wierzeń. Dzięki zachowawczości kultu możemy odtworzyć, w ogólnych zarysach, najdawniejszą wiarę Greków, a nawet wskazać, co do niej wniosła ludność, która zamieszkiwała Helladę przed osiedleniem się Hel­lenów.

Jedną z pierwotnych form religii jest fetyszyzm — oddawa­nie czci boskiej przedmiotom martwym, uważanym za siedzibę ja­kiegoś ducha dobrego lub złego. Chłop grecki, przechodząc koło ka­mienia na rozstajnej drodze, padał na kolana i polewał głaz oliwą. Meteorytom, ponieważ spadły z nieba, przypisywano siłę boską. Obłą­kany, usiadłszy na takim kamieniu, odzyskiwał rozum, a zbrodniarz oczyszczał się z winy. Zwyczajnym, nie ogładzonym okruchem skał nadawano nieraz imiona bogów i przechowywano je w świątyniach.

Podobnej czci doznawały pnie drzew i kloce z grubsza ciosane. Na wyspie Ikaros nie obrobiony pień drzewa nosił imię Artemidy. Mieszkańcy beockiej Cheronei widzieli największą świętość w kiju drewnianym, który nazywali dzidą; miał on spaść z nieba i znaleziono go w ziemi wraz ze znaczną ilością złota. Corocznie wybierany kapłan przechowywał go w osobnej kapliczce, składał ofiary i za­stawiał przed nim stół z rybami i pieczywem. Pierwotne bałwany, w kształcie stożka, słupa lub deski, ozdabiano wstążkami, a niekiedy strojono w długie szaty, dając im pozór postaci ludzkiej.

Drzewa bardzo stare lub szczególnie piękne stawały się często powszechną świętością, jak ów dąb w Dodonie, siedziba i poniekąd wizerunek samego Dzeusa. Zresztą u wszystkich ludów indoeuropejskich dąb był poświęcony najwyższemu bóstwu. Kult drzew był tak dalece trwały, że w I wieku n. e., a więc w czasach wysokiej cy­wilizacji, naturalista Pliniusz pisał: “Wedle prastarego obrządku dziś jeszcze prosty wieśniak poświęca bogu wspaniałe drzewo, a i my chętniej czcimy gaje pełne ciszy niźli wizerunki błyszczące złotem i kością słoniową".

Człowiek pierwotny nie tylko nie uważa zwierząt za istoty niższe, ale niejednokrotnie stawia je wyżej od siebie, ceniąc ich siłę lub przebiegłość. Współczesne dzikie plemiona wymieniają nieraz pewne zwierzę jako swego przodka, założyciela rodu. Podobne poglądy mogli mieć najdawniejsi Grecy. W Tebach otaczano szczególną czcią łasicę, w Tesalii mrówkę (tesalscy Myrmidonowie twierdzili, że po­chodzą od mrówek), na wyspie Samos owcę, w Delfach wilka. Bo­gom nadawano postać zwierzęcą. Dionizos był bykiem, a wszystkie bóstwa ziemi przedstawiano jako węże. W Arkadii znany był bar­dzo stary wizerunek Demetry jako czarno ubranej kobiety z łbem końskim zamiast głowy. Z postępem cywilizacji zatracały się coraz bardziej owe cechy zwierzęce i pozostawiły jedynie drobne ślady. Bóstwa rzeczne, które pierwotnie miały postać byków, zachowały rogi na głowie ludzkiej. Satyrowie z prawdziwych kozłów zmienili się w młodzieńców o spiczastych uszkach i małym, jakby szczątko­wym ogonku. W innych wypadkach wspomnienie zwierzęcego wy­glądu bóstwa przetrwało w podaniach, które opowiadały o jego dziwnych przemianach. Najczęściej zwierzę, które ongi wyobrażało samego boga, zostawało przy nim jako nieodstępny towarzysz: sowa przy Atenie, wąż u nóg Asklepiosa.

Te odwieczne wierzenia były przeważnie niezrozumiałe dla Gre­ków z epoki wyższej cywilizacji. Ich pisarze, spotykając przeżytki kultu drzew, zwierząt lub kamieni, starali się je wyjaśnić osobnymi legendami. W Delfach np. był kamień, który w dni świąteczne owi­jano wstęgami i namaszczano oliwą. Mógł to być dawny fetysz, ale oświeceni Grecy opowiadali, że jest to ten sam kamień, który Reja dała Kronosowi do połknięcia zamiast Dzeusa, i dlatego chowają go na pamiątkę.

Grek odczuwał wokół siebie rozległe i potężne życie sił tajemniczych. Drzewa rosną jakby cudem, a cichy szmer liści jest ich mo­wą; rzeki płyną w jakąś dal nieznaną, a ich wody są dobrodziej­stwem dla użyźnionej gleby; ogień rodzi się, pożera swój pokarm i umiera; wiatr goni ponad górami z wyciem złowróżbnym — ze­wsząd wychodzą na wpół określone postacie, przed którymi czło­wiek pierwotny korzy się i drży. Chcąc je poznać, chcąc wejść z nimi jakoby w zażyłość, nadaje im imiona i otacza się w końcu nieprzebranym mnóstwem bogów. Najlichsza wioska w Grecji po­siadała jakieś własne bóstwo, które mogło być nie znane w sąsied­niej osadzie. Każde zjawisko, niemal każda czynność miała swego patrona. Imiona tych bożków do specjalnych poruczeń przeważnie zaginęły, w chwili gdy w Grecji zapanowali bogowie olimpijscy, którzy przejęli na siebie ich funkcje i atrybuty. W najdawniejszej religii było pełno demonów, mocy nieczystych, szkodliwych dla czło­wieka w codziennym życiu. Przed nimi starano się bronić wszelkimi magicznymi środkami: przebraniem, tańcami, hałaśliwą muzyką.

Z demonami wiązał się kult umarłych, który w najstarszej religii greckiej zajmował miejsce naczelne. Zwłoki grzebano, skła­dając do grobu kosztowności, broń, różne naczynia, figurki zwierząt domowych — całe gospodarstwo. Wierzono zapewne, że nieboszczyk może wrócić na ziemię, gdyby nagle zatęsknił do pozostawionych bogactw. Skoro zaś weźmie ich część ze sobą, istnieje prawdopodo­bieństwo, że nie zechce już więcej nawiedzać swego domu.

Zmarły był straszną i mściwą potęgą, lada chwila mógł zjawić się jako upiór. Usiłowano go przebłagać darami i ofiarami. Pierwszą daniną był płacz pogrzebowy — gwałtowny, namiętny — rozdziera­no sobie twarz paznokciami, wyrywano włosy. Na grobie zabijano zwierzęta i niewolników. Nie tylko w dzień pogrzebu, ale i później od czasu do czasu rodzina przynosiła ofiary. Przez rurę zlewano do wnętrza mogiły krew zarżniętych zwierząt na pożywienie dla um­rzyka.

Po pogrzebie odbywała się w domu stypa i sądzono, że dusza zmar­łego jest właściwym gospodarzem biesiady. W Atenach, w czasie święta Antesteriów, na wiosnę obchodzono powszechne zaduszki. Obok świątyni Dzeusa była spora szczelina w ziemi. Przez nią spły­nęły w głąb wody potoku i przez nią .w trzeci dzień Antesteriów dusze wychodziły na ziemię. Zamykano świątynie, aby dusze tam nie weszły i nie splamiły swoją obecnością miejsc poświęconych bogom. Drzwi domów pomazywano smołą, w przekonaniu, że smoła odstrasza siły nieczyste. Każda rodzina zastawiała u siebie ucztę dla zmarłych. Gotowano nasiona wszystkich roślin polnych i zostawiano je w garnku na ołtarzu, w osobnym pokoju, do którego nikt nie śmiał wchodzić. Zaduszki kończyły się wieczorem, gdy otwierano mieszkanie ze słowami: “Idźcie za drzwi, dusze, skończone już Antesterie!"

Grecy wierzyli, że dusza siedzi w ciele w postaci małej laleczki, widocznej przez źrenicę oka, którą dlatego nazywali kore (po łac. pupilla) — dziewczynką. W sztuce wyobrażano ją nieraz jako drobną uskrzydloną istotkę. Te nieuchwytne jestestwa mogły darzyć bło­gosławieństwem lub wyrządzać szkodę. Dusza staje się na tamtym świecie istotą wieszczą i, jawiąc się we śnie, zsyła marzenia ostrze­gawcze. Czasami jednak niewidzialnym dotknięciem sprowadza na­głą chorobę, odbiera rozum lub życie. Szczególnie niebezpieczne są dusze tych, co zmarli przedwcześnie, śmiercią gwałtowną.

Bardziej powszechna cześć należała się poległym w boju za oj­czyznę. Patriotyczni Grecy ustanawiali w tym celu podniosłe i wzruszające uroczystości. Oto jak obchodzono rocznicę bitwy pod Platejami: Przy dźwiękach trąby wojennej wyruszała o świcie pro­cesja. Jechały wozy pełne wieńców i gałęzi mirtowych. Prowadzo­no czarnego byka, za którym postępowali młodzieńcy niosąc wia­dra mleka i wina, kubki z oliwą i wonnościami. Pochód zamykał archont, który w zwyczajnym czasie ubierał się na biało i nie śmiał dotknąć żelaza, lecz tego dnia przywdziewał purpurę, przy­pasywał miecz i niósł urnę, wziętą z ołtarza. Gdy doszedł do gro­bów żołnierzy, nabierał wody ze źródła, obmywał kolumny stojące na mogiłach, namaszczał je wonnościami i zabijał czarnego byka. Pomodliwszy się do bogów, zapraszał dusze dzielnych wojowników na ucztę z krwi, wina i mleka. Na koniec wylewał na ziemię kubek wina mówiąc: “Wznoszę kielich na cześć tych ludzi mężnych, któ­rzy poświęcili się za wolność Grecji".

Podobne uroczystości graniczyły z kultem herosów, który rozwinął się z kultu zmarłych. Herosem stawał się po śmierci czło­wiek wybitny, zasługujący na szczególną wdzięczność ziomków. Herosami więc byli przede wszystkim założyciele rodów, osad, kolonij, dalej prawodawcy, bohaterowie wojenni (Leonidas w Sparcie), kapłani, prorocy, wielcy poeci, wreszcie ci, którzy swoimi wynalazkami udoskonalili tryb życia ludzkiego. Grób herosa był wiel­ką świętością gminy. Znajdował się zwykle na rynku, koło bramy lub na granicy posiadłości gminnych. Czasami otaczano tę drogo­cenną mogiłę tajemnicą, w obawie, żeby nieprzyjaciel nie wykradł dobroczynnych relikwii. Nad grobem herosa wznoszono kaplicę — heroon — którą zazwyczaj otaczał gaj oliwny lub cyprysowy, i pod surowymi karami nie wolno było w nim uszczknąć ani gałąz­ki. Przy grobie stał niski ołtarz, z rowem dookoła, dla zbierania krwi ofiar. Nabożeństwo odbywało się nocą lub o zmroku. Zabija­no zwierzęta o czarnej sierści i palono je w całości Przy każdej uczcie z trzeciego kubka wina odlewano kilka kropel na cześć he­rosów, a wszystko, co podczas jedzenia spadło na ziemię, zosta­wiano jako im należne. W chwilach trwogi najżarliwsze modły za­noszono do herosów, albowiem ci najbliżsi opiekunowie najłatwiej mogli przyjść z pomocą. Wielu herosów wyobrażano w postaci wę­żów. Wąż, pełzający po ziemi, ukrywający się w rozpadlinach, miał oznaczać podziemny charakter tych półbogów. Na grobach herosów stawiano świątynie i odbywano igrzyska.

Ze wszystkich bogów najgłębiej i najserdeczniej czcił Grek pier­wotny bóstwa chtoniczne — ziemskie. Mieszkając w głębi ziemi, przyjmowały zmarłych, opiekowały się ziarnem i korzeniami roślin. Na ich czele stała Gaja, wszystko żywiąca, życiodajna pani, wyobrażenie nieprzebranej potęgi twórczej.

 

 

...tej wielkiej macierzy,

Do której wszystko wraca, by na żywot świeży

Wypuścić nowe kiełki... *[1]

 

Bogowie ulegają tym samym zmianom, co ich wyznawcy. W mia­rę rozwoju cywilizacji greckiej i bogowie nabierali coraz więcej szlachetności i dostojeństwa. Najważniejszym czynnikiem była tu poezja epicka. Historyk Herodot mówi: “Hezjod i Homer stworzyli dla Greków cały system bogów i dali bogom przydomki, i każdemu z nich wyznaczyli zakres władzy, i utrwalili jego po­stać". Homer, twórca Iliady i Odysei, żył w VIII wieku przed n. e., a Hezjod w VII wieku napisał poemat pt. Teogonia, czyli rodowód bogów. W istocie oni ustalili typowe postacie bogów, których rysy nie uległy odtąd zasadniczej zmianie. Do wielkiej i bezładnej rzeszy bóstw wprowadzili pewien ład, oparty na określonych genea­logiach i wzajemnych stosunkach rodzinnych. Właściwym twórcą tego systemu religijnego był Homer. Hezjod jedynie z większą ścisłością opracował jego koncepcję.

Religia Homera była nowością, przewrotem. Różniła się zasadni­czo nie tylko od najdawniejszej religii greckiej, lecz niejednokrotnie i od wierzeń Greków pohomeryckich. Stało się to dlatego, że po­ezja Homera była rycerska i dworska. Poeta starał się jak najdalej odejść od ludowych zabobonów. Jako przedstawiciel wyższej cy­wilizacji, odrzucił pierwotną grozę, demonizm, krwiożerczość. Ze swej pogodnej fantazji wziął kształty bogów jasne, wyraziste i przede wszystkim ludzkie.

Bogowie Homera są to po prostu ludzie nieśmiertelni, obdarzeni nieziemską urodą i siłą. Każdy z nich ma własne imię i rysy sobie właściwe. Różnią się między sobą pod względem płci, wieku, cha­rakteru i władzy. Razem tworzą jedną wielką rodzinę lub raczej państwo z monarchą na czele, którym jest Dzeus, rozkazujący wszystkim prowincjom: niebu, ziemi, morzu i podziemiu. W ten sposób Homer utrwalił raz na zawsze antropomorficzny charakter religii greckiej.

Żywa, szczerozłota poezja Homera stała się wcześnie powszech­nym dobrem całej Hellady i wywołała w pojęciach religijnych doniosłą rewolucję. Na dno zepchnięto prastare wierzenia i zabo­bony ludowe, które tam pozostały przez całą starożytność, a na szczyt religii wyniesiono idealne postacie bogów Homerowych. Rządy i warstwy oświecone wszystkich państw greckich otoczyły tę nową religię staranną opieką. Bóstwa lokalne ustąpiły przed promiennym orszakiem Olimpijczyków, a ponieważ lud nie mógł się z nimi tak łatwo rozstać, wymyślono mnóstwo bajek o walkach, małżeństwach i różnorakich związkach starych bożyszcz z potęż­nymi przybyszami. Niekiedy dawny bóg pozostawał przy nowym jako heros lub kapłan i założyciel nowego kultu albo po prostu w świątyni nowego boga pokazywano grób jego poprzednika, któ­rego on pokonał. Bardzo często kult dawnego boga przenoszono na któregoś z Olimpijczyków, nadając mu, jako przydomek, imię wy­partego bóstwa. Zdarzało się, że jakieś bóstwo miejscowe było tak szanowane i tak jednocześnie odrębne, iż nie można go było ani zidentyfikować z kimkolwiek, ani sprowadzić do roli podrzędnej. Na przykład arkadyjska bogini Eurynome nie poddała się najazdo­wi bogów homeryckich i utrzymała się w swej prastarej świątyni, otoczonej gajem cyprysowym, gdzie stał jej wizerunek wyobraża­jący postać pół kobiety, pół ryby — dziwaczne zjawisko wśród pięk­nych i ludzkich posągów reszty bogów.

Zwycięstwo Olimpijczyków nigdy nie było zupełne. Wbrew Ho­merowi lud grecki nie przestał wierzyć w złowrogą moc zmarłych i nie pozwolił sobie odebrać swych bałwanów z kamienia i drzewa. Nieraz najżarliwsza wiara otaczała imiona takich bóstw, o których żaden poeta nie śpiewał, a człowiek po dawnemu czuł się nawie­dzany przez dobre i złe demony i spełniał odwieczne praktyki ma­giczne. Odtąd były jakby dwie religie: oficjalna, głoszona przez państwo, literaturę i sztukę, oparta na tradycji Homera, i wierzenia warstw niższych, zachowujących zabobony z czasów przedhomerowych.

Nie udało się również wyplenić partykularyzmu religijnego, któ­ry stał się trwałą i znamienną cechą religii greckiej. Każda gmina miała swych szczególnych orędowników. Gdy szereg gmin jedno­czył się w całość państwową, nie zacierały się różnice: Hera czczo­na w Argos nie miała bezwzględnego podobieństwa z Herą ateńską. Bogowie, uznawani przez wszystkie państewka greckie, nie wszę­dzie cieszyli się tym samym szacunkiem. Podobnie każda wieś, każ­da rodzina, nieomal każdy człowiek miał własnego boga, którego nad innych wysławiał.

Homer, który pierwotne pojęcia religijne zmienił na bardziej cywilizowane, sam z kolei stanął przed sądem umysłów o dojrzal­szej kulturze. Pierwszy z krytyką religii Homerowej wystąpił filo­zof Ksenofanes z Kolofonu (ok. 570—470 przed n. e.). Raziła go szczególnie chwiejna moralność Olimpijczyków. “Homer i Hezjod — powiada on — przypisują bogom wszystko to, co u lu­dzi wstyd i hańbę przynosi". A zwracając się przeciw antropomorficznemu wielobóstwu: “Śmiertelni przypuszczają, że bogowie ro­dzą się tak jak oni, że noszą ludzkie odzienie, mają ludzki głos i ludzką postać. Gdyby woły, konie lub lwy miały ręce i umiały malować i tworzyć posągi jak ludzie, malowałyby swoich bogów z ciałami podobnymi do własnych. Etiopowie twierdzą, że ich bogowie są czarni i mają nosy perkate. Trakowie zaś, że mają oczy Niebieskie i rude włosy". Ksenofanes bowiem głosił wiarę w jedynego boga: “Jeden jest bóg najwyższy pomiędzy bogami i ludźmi, niepodobny do śmiertelnych ani z postaci, ani z umysłu. Bóg cały widzi, cały myśli, cały słyszy. Bez trudu wszystko w ruch wpro­wadza rozumem i myślą".

Te idee monoteistyczne w rozmaity sposób przenikały do następ­nych pokoleń, wciąż na nowo podejmowane przez filozofów i poe­tów, którzy z wolna wiedli religię grecką ku wyższej etyce i mniej ziemskim pojęciom o bogach. Do ugruntowania nowych poglądów przyczyniały się poniekąd misteria eleuzyjskie (zob. ustęp “Demeter"), a jeszcze wyraźniej urabiali je orficy.

Była to sekta religijna, która podawała za swego założyciela le­gendarnego wieszcza Orfeusza. Religia orficka była mistycznym monoteizmem. Bogowie znani z mitologii stanowili zewnętrzne for­my jednej boskiej istoty. Dionizos, zwany Dzagreusem, syn Dzeusa i Persefony, jeszcze w dzieciństwie otrzymał od ojca rządy nad światem. Tymczasem tytani chcieli go zabić. Mały bożek uciekał zmieniając się po drodze w rozmaite zwierzęta. Na koniec prze­mienionego w byka tytani rozdarli na kawałki, ugotowali i zjedli, serce zaś pogrzebali w ziemi. Atena je znalazła i przyniosła Dzeusowi, który je połknął. Z Dzeusa narodził się później drugi Dioni­zos, którego świat zna jako syna Semeli. Tytanów Dzeus spalił piorunem, a z ich popiołów uczynił ludzi. Ponieważ zaś tytani przedtem pożarli ciało Dionizosa, przeto w każdym człowieku są dwojakie składniki: dobre — dionizyjskie, i złe — od tytanów. Za­daniem ludzi jest uwolnić się od owej puścizny przeklętej, tj. od ciała, albowiem tylko dusza jest dionizyjska. Trzeba panować nad ciałem, ujarzmiać je, gdyż w ten sposób wyswobadza się duszę z więzów cielesnych.

Według orfików dusza po śmierci idzie do podziemia, gdzie od­bywają się sądy. Zbrodniarz otrzymuje zasłużoną karę, która nie jest wieczna. Po okresie oczyszczenia dusza wraca na ziemię i wcho­dzi w nowe ciało, aby pokutować za winy poprzedniego żywota. W ten sposób wciąż odradza się i umiera. Wtajemniczony w mi­steria orfickie uzyskuje w podziemiu wyrok łagodniejszy i może być zwolniony od powtórnych narodzin. Lecz samo wtajemniczenie nie wystarcza. Jedynie ten, kto życie swe dobrze i cnotliwie prze­żyje, znajdzie łaskę u Dionizosa i połączy się z bogiem na zawsze.

Misteria orfickie były prywatne, żadne państwo się nimi nie opiekowało. Odprawiano je pod gołym niebem albo w domach, albo w tymczasowych kapliczkach. Odbywały się oczyszczenia, wtajem­niczenia i symboliczne widowiska. Lecz główną siłą orfików była ich literatura, liczne i rozmaite pisma wierszem i prozą. Kapłani orficcy, na kształt guślarzy, chodzili po ulicach i domach, głosząc naukę Orfeusza i dając ludziom wskazówki, jak się uchronić od kar pośmiertnych. Zmarłym wyznawcom dawano do grobu tablicz­ki pouczające, jak się mają zachować w zaświatach. Dusza musi znać hasła potrzebne do zbawienia. Oto jak się ma odezwać, gdy przekroczy próg śmierci: “Jestem dzieckiem Ziemi i Nieba gwiaź­dzistego, ale mój ród jest niebiański". Na te słowa strażnicy “zdro­ju pamięci" pozwolą jej ugasić w nim pragnienie. Stąd idzie dusza przed władców podziemia i oświadcza im, że wydobyła się z bo­lesnego koła życia, na co jej odpowiadają: “Będziesz bogiem, a nie człowiekiem" i przyjmują do krainy wiecznego szczęścia.

Nauki orfickie, rozpowszechniane przez wędrownych kapłanów i proroków, przyjęły się w całej Helladzie, zwłaszcza u warstw niż­szych, które w nich znajdowały pociechę i nadzieję lepszego losu. Natomiast poglądy Ksenofanesa znalazły wielu zwolenników wśród filozofów. Ci atakowali religię coraz ostrzej, aż w V wieku dały się słyszeć głosy zupełnego ateizmu. Przeciwdziałała temu pobożność ogółu, oparta na uczuciach patriotycznych. Ateny z czasów Peryklesa i z początków IV wieku w entuzjazmie patriotyczno-religijnym ozdobiły się najpiękniejszymi świątyniami, a jednocześnie za­częły ścigać sądami i wyrokami wolnomyślicieli.

Ale druga połowa wieku IV odmienia ów stan rzeczy. Państwa greckie słabną i chylą się ku upadkowi, a wraz z siłą państwową gaśnie również i patriotyczno-religijne uczucie. W tych niespokoj­nych czasach wyrasta ponad inne bóstwa Tyche, bogini szczęśli­wego trafu. Przez wyprawy i podboje Aleksandra Wielkiego cywi­lizacja grecka zdobywa nowe posiadłości na Wschodzie. Odtąd za­czyna przeważać znaczenie Wschodu i Grecja właściwa z wolna, lecz stanowczo ulega wpływom orientalnym. Tę epokę, trwającą aż do I wieku, nazwano okresem hellenistycznym.

Olimp grecki zapełnia się mnóstwem nowych bogów. Co prawda, działo się to już i dawniej. Grecy, jak zresztą wszyscy politeiści, od­znaczali się szeroką tolerancją i wielką uprzejmością wobec bóstw cudzych. Wierzyli zapewne, że ich nigdy nie jest za wiele i że za granicą łatwo może się znaleźć jakiś bóg, którego warto sobie pozy­skać. Zwłaszcza Egipt, odwieczny kraj cudów, nęcił i zdumiewał Greków, wierzących, że w świątyniach nad Nilem ukrywa się jakaś mądrość tajemna. Stamtąd więc wzięli boginię, która od III wieku przed n. e. aż niemal do końca starożytności skupiała dokoła siebie rzesze wyznawców — Izydę.

Izyda, utożsamiana z Io, Selene, Afrodytą, Demetrą i wielu inny­mi postaciami mitologii greckiej, przedstawiona we wzruszającym obrazie m...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin