Dziennik Jerzego Pilcha 19 [PrzekrĂłj].pdf

(72 KB) Pobierz
353632374 UNPDF
24.05.2010
Dziennik Jerzego Pilcha 19/2010
Jerzy Pilch
Odkąd ładnych parę miesięcy temu przeczytałem w gazecie wywiad z jednym z naszych wysoko,
a nawet najwyżej wyedukowanych księży, który – dla horroru: precyzyjnie i przekonująco
– dowiódł, że i w luteranizmie są „pewne elementy maryjne” – nic mnie nie zdziwi
Rysunek Katarzyna Leszczyc–Sumińska na podstawie zdjęcia Bogdana Krężla
29 kwietnia
Nie to mam na myśli, co myślicie, że mam. A powinniście się choć trochę („trochu” jak celem
utworzenia rymu z „grochu” powiada aktualny wieszcz) domyślać, co mam na myśli. Siebie
oczywiście. Katastrofa się zdarzyła? Pozwolą państwo, że w takim razie powiem coś o sobie. Bez
cienia ironii. Dla człowieka piszącego nie ma innych zadań jak zapis szamotanin na powierzchni
planety.
Głównie mam na myśli odległość duchową, jaka mnie dzieli od Krakowskiego Przedmieścia;
głównie mam na myśli nieskończoną czeluść, jaka mnie dzieli (dzieliła i dzielić będzie)
od obróconego w jedno wielkie, starannie utrzymane pole płonących zniczy na Krakowskim
Przedmieściu. Dla mnie otóż to uprawne pole ognia było ziemią jałową. I pryncypia o tym
decydują, nie okoliczności doraźne.
Nic – poglądy polityczne, których nie mam. Nic – kwestia smaku, którą mam, bo moja. Nic – jedna
wielka komedia straszliwą tragedią zakończona. Nic – prawo krytykowania żywych i obowiązek
oddawania czci zmarłym. (Jakby tego prawa nie było, żadnego życia politycznego czy
intelektualnego by nie było – wszyscy kiedyś umrą, nikogo przeto atakować w imię przyszłej,
zawsze przecież przedwczesnej i zawsze przecież tragicznej, śmierci nie wolno. Jakby tego
obowiązku nie było, powszechniejszy by był zwyczaj rozwijania transparentów, jaki po śmierci
Geremka specjalnie pobożne kręgi rozwinęły). Nic – sympatie i antypatie. Nic – filmy
propagandowe. Nic – programy telewizyjne. Nic – teksty gazetowe. Jedynie fundamentalizm
luterski. I tylko on. Cóż z tego, że retoryczny? Jest tylko język. I właśnie go nie ma.
30 kwietnia
Rytuał zapalania zniczy na grobach upowszechnił się i na ewangelickich cmentarzach, a nie
powinien w żadnym wypadku, nie jest to nasz rytuał. Ewangelickie cmentarze mojego dzieciństwa
nawet – a może zwłaszcza – 1 listopada były ciemne. Wiślański cmentarz Na Górniczku – tysiąc
razy piękniej od Wawelu, Skałki i innych najsławniejszych, łącznie z watykańskimi, pośmiertnych
legowisk położony – jeszcze w latach 60., a może nawet na początku lat 70. był ciemny – żyły
jeszcze wówczas pokolenia, co katolickie płomyki gasiły od ręki.
353632374.001.png
Ulubiona moja postać literacka, babka Czyżowa, świeczki (w tamtych czasach nawet katolickie
manufaktury nie produkowały zniczy) na grobach zwalczała z luterskim radykalizmem i luterskim
językiem o nich się wyrażała. Jak powszechnie wiadomo, Nasz Reformator, Doktor Marcin Luter
– jak na tłumacza Pisma przystało – miał do języka stosunek rozlegle swobodny.
Teraz nawet najporządniejsi ewangelicy znicze na grobach zapalają jak gdyby nigdy nic. Teraz
luterski zwyczaj skromnie zdobionych grobów i niewzniecania na nich ognia wchłonięty został
przez „rytuał jedynie prawomocny”.
Gdyby Adam żył, zadzwoniłbym do niego i krótko – pewnie by się gdzieś śpieszył, może, nie daj
Boże, na jakiś samolot – omówilibyśmy tę kwestię, co teraz, także w związku z jego śmiercią,
wypłynęła na wierzch – ma się rozumieć wyłącznie mojego – mózgu.
U lutrów – najkrócej rzecz ujmując – nie ma czyśćca, nie ma modlitwy za zmarłych, nie pali się
(nie paliło się) świateł na grobach. Niektórzy widzą tu związek przyczynowo-skutkowy – ponieważ
nie ma czyśćca, nie ma też modlitw i świateł. Adam prawdopodobnie nie upierałby się przy takim
– negatywnym – rozumowaniu i faktycznie nie do końca jest sens ewangelicki rytuał objaśniać
brakiem w nim elementu katolickiego.
Człowiek – głosi nasza doktryna – po śmierci staje przed obliczem Pana i żywym już nic do tego.
Żadnych prób wpływania na werdykt, żadnych błagań o łaskę, żadnych protekcyjnych modłów.
Nawet w najkorniejszej formie podpowiadać Najwyższemu, co ma z przybyłą doń z ziemskiego
padołu duszą uczynić – to jest pycha czysta. Żadnych takich. Zwłaszcza zaś żadnego zapalania
zniczy na grobach; owszem, to jest rzecz malownicza i estetycznie przyjemna, ale specjalnie przez
to niebezpieczna. Ogień jako symbol życia źle robi odchodzącej duszy, zatrzymuje ją swym
zwodniczym blaskiem, ziemskie, a nie do nieba wiodące ścieżki oświetla, zmarłych niepokoi;
w ogóle język ognia, znaki ognia to są wyłącznie Boże znaki i języki. Oczywiście ksiądz Pilch coś
by tu dodał; poza przychodzącym mi do głowy szkolnymi przykładami wskazałby odpowiednie
miejsca w Biblii, pogadalibyśmy; już nie pogadamy. Na tamtym świecie? Nie był to kapłan skłonny
do sentymentalnych wersji mniejsza o to czego.
1 maja
Referuję z grubsza własną, rodzinną ortodoksję, staram się to czynić w miarę bez cudzysłowu, choć
komuś, kto ma w genach równie intensywne jak protestanckie piętno poczucie komizmu, nie
przychodzi to łatwo, tym trudniej, że model „jedynie prawomocny” pożera wszystko. I nie tylko nie
ma na to rady – wręcz jest na to zgoda. Niejeden przecież nasz dobrotliwy pastor, jak go zapytać:
Czy można znicz na grobie zapalić, czy to wielki grzech będzie? – odpowie, że spokojnie można,
nic wielkiego, żaden grzech. Czy jakiś nasz uczony teolog dojdzie do wniosku, że w luteranizmie
też są „pewne formy i postacie myślenia czyśćcowego”, wątpię, ale nie wykluczam. Odkąd ładnych
parę miesięcy temu przeczytałem w gazecie wywiad z jednym z naszych wysoko, a nawet najwyżej
wyedukowanych księży, który – dla horroru: precyzyjnie i przekonująco – dowiódł,
że i w luteranizmie są „pewne elementy maryjne” – nic mnie nie zdziwi.
Oczywiście; macie słuszność, moi współbracia, piękna jest wasza wyrozumiałość, tolerancja
i wiedza; macie rację i macie zarazem gigantyczne szczęście, że nie słyszy was moja babka. Ona
by wam – jak mawiają w Wiśle – „pocisła godzinki”. (Tłumaczenie na polski: „przyśpieszyła bieg
czasu”, nie oddaje grozy oryginału).
2 maja
Na pogrzebie Adama siedziałem w kościelnym ogrodzie, siłą rzeczy przypomniały mi się aury
wiślańskich nabożeństw na Piotra i Pawła, pogoda jak w tamtych czasach niezwykła, prochy
zostały w Warszawie. Prezydentem ktoś zostanie – Adamem Pilchem już nikt. Wszyscy bliscy ofiar
zaznają tej samej goryczy.
3 maja
Z ogni na krakowskim przedmieściu nawet lód w sercu nie pozostał, nawet ułamek czystej estetyki
ognia, a przecież nawet cała czysta – nie tylko ognia, ale w ogóle wszystkich żywiołów – estetyka
to jest bardzo mało.
Co by na ten festiwal zniczy powiedziała moja babka? Przerażona by była. Przerażona by była nie
zniczami, ale tym, co się stało – stara Czyżka była bowiem patriotką. Przeżywszy prawie całe XX
stulecie, mało prawdziwej Polski zaznała – tym większą była patriotką. Nie mówię, że jedyną
mi znaną, ale – szczerze mówiąc – jedną z nielicznych.
Jerzy Pilch
„Przekrój” 19/2010
Zgłoś jeśli naruszono regulamin