Sandemo Margit - Tajemnica czarnych rycerzy 11 - Milczące kolosy.doc

(1021 KB) Pobierz
MARGIT SANDEMO

Margit Sandemo

MILCZĄCE KOLOSY

Tajemnica Czarnych Rycerzy 11

Tytuł oryginału: Steinenes Stillhet

Streszczenie

Dotarli do celu. Odnaleźli zapomnianą dolinę w górskiej okolicy, w pobliżu Picos de Europa w Asturii, w północnej Hiszpanii. Może nareszcie zdołają rozwiązać zagadkę i zdjąć ciążące nad rodziną przekleństwo.

Po piętach depczą im jednak wszyscy polujący na olbrzymi skarb, który miał jakoby zostać ukryty w opuszczonej wiosce właśnie w tej dolinie.

Wierni pomocnicy rycerzy odnaleźli kościół. Tutaj przybyła również Emma i jej kompani oraz troje nieznajomych, którzy ostatnio zostali zidentyfikowani jako włoski hrabia, Bruno Cleve, jego siostra Flavia oraz pozbawiony skrupułów kuzyn Mortena, Thore Andersen. Wszyscy oni atakują teraz grupę, która zaciekle broni zejścia do krypty, gdzie wedle wszelkiego prawdopodobieństwa znajduje się rozwiązanie tajemnicy rycerzy oraz wszystkich problemów.

Przez odległą dolinę przedzierają się czterej mnisi inkwizycji. Powoli zbliża się też budzący grozę czarownik Wamba, który przejął ciało i duszę Leona.

KILKA SŁÓW O BOHATERACH:

Unnni Karlsrud

21 lat. Ukochana Jordiego, potomkini rycerza don Sebastiana de Vasconia. Jeśli nie uda im się rozwiązać zagadki rycerzy, a tym samym przerwać przekleństwa, będzie miała przed sobą jeszcze trzy i pól roku życia.

 

Jordi Vargas

29 lat. Wybraniec rycerzy, otrzymał dodatkowe pięć lat życia, by im pomagać. Potomek don Ramira de Navarra. Zostały mu jeszcze trzy miesiące.

 

Antonio Vargas

27 lat. Brat Jordiego, wolny od przekleństwa. Świeżo upieczony lekarz.

 

Vesla Ødegård

23 lata. Żona Antonia. Znajduje się w Norwegii. Młodym małżonkom właśnie urodził się syn.

 

Morten Andersen

24 lata. Potomek don Ramira, pozostały mu tylko trzy miesiące życia.

 

Sissi

22 lata. Potomkini Jon Garcii de Cantabria, ma przed sobą trzy lata życia. Szwedka, zakochana w Miguelu.

 

Gudrun Vik Hansen

66 lat. Babka Mortena.

 

Don Pedro de Venn y Galicia

61 lat. Potomek don Federica de Galicia. Wolny od przekleństwa.

 

Flavia 44 lata. Włoska arystokratka. Była macocha Mortena.

Juana Hiszpańska młoda uczona. Była zakochana w Miguelu, ale zrezygnowała. Teraz jest z Mortenem.

Rycerz don Galindo de Asturias nie ma żyjących potomków.

 

Po stronie zła:

 

Bruno Cleve

Włoski hrabia, brat Flavii.

 

Thore Andersen

Szofer hrabiego Cleve.

 

Emma Lang

Bardzo piękna młoda dama, ale obdarzona złym charakterem.

 

Alonzo

Kochanek Emmy, przywódca hiszpańskich złodziejaszków, który właśnie wyszedł z więzienia.

 

Tommy i Kenny

Dwaj norwescy kryminaliści.

 

Leon

Dawny kochanek Emmy i były przywódca hiszpańskich przestępców. Teraz zmienił się w czarownika Wambę. Jak wszyscy, występujący tutaj po stronie zła, on też płonie żądzą zdobycia skarbu.

 

Czterech diabelskich katów inkwizycji

Na początku było ich trzynastu, ale czarownica Urraca, przyjaciółka rycerzy, unieszkodliwiła jednego, jednego pozbył się Jordi, a Unni aż siedmiu. Kaci nazywają siebie świętymi mnichami, ale są raczej ich przeciwieństwem.

 

Demony:

 

Tabris

Demon siódmej godziny, duch wolnej woli. W świecie ludzi występuje jako młody mężczyzna imieniem Miguel (wymawia się Migell).

 

Zarena

Żeński demon zemsty. Występuje pod wieloma postaciami.

Sissi została uprowadzona na niedostępną skalną półkę przez Zarenę, demona udającego kobietę. Miguel, który kocha Sissi, ale który nigdy jej nie zdobędzie, bowiem w istocie i on jest demonem, ma na imię Tabris, rusza za nimi w pościg. Podstępnej Zarenie udało się jednak zamknąć ich we wnętrzu góry. Sissi wkrótce będzie musiała umrzeć, natomiast nieśmiertelny Tabris pozostanie na wieki przy zwłokach ukochanej.

Nagle u wejścia do wnętrza góry staje czarownica Urraca. Ona jedna może otworzyć więzienie. Wszyscy troje wiedzą jednak, że zadanie Tabrisa polegało właśnie na unieszkodliwieniu Urraki, pojmaniu jej i oddaniu w niewolę mistrzowi Ciemności. Tabris gotów jest rzucić się na nią, gdy tylko czarownica otworzy mu wejście.


PIĘĆ GRYFÓW


CZĘŚĆ PIERWSZA
PROGRESO

1

Szczyty gór różowiły się jeszcze, ale w ukrytej dolinie słońce już zgasło. W prastarym, zrujnowanym kościele mrok z wolna ustępował ciemności.

Trzej kawalerowie Emmy: Alonzo, Tommy i Kenny, ruszyli, gotowi do walki, w stronę grupy ulokowanej na skalnej płycie, zakrywającej wejście do krypty. Thore Andersen podążał za nimi, bo kiedy człowiek zyska nowego wroga, to dawni stają się jego kumplami. Troje pozostałych, Emma, Flavia i hrabia Cleve, trzymali się z daleka, ale gotowi byli w każdej chwili zaatakować.

- Stop! - krzyknęła Unni z taką mocą, że napastnicy mimo woli się zatrzymali. - Jesteśmy cywilizowanymi ludźmi, nie bestiami!

No, pomyślała przy tym, spoglądając na czterech mężczyzn. To akurat pozostaje kwestią otwartą.

I zanim tamci zdążyli ponownie ruszyć, powiedziała:

- Jeśli o was chodzi, to nie mamy żadnych złych zamiarów. Nasze zadanie nie wymaga walki ani agresji. Musimy jednak pracować w spokoju i zrobić, co do nas należy, zanim wy zdążycie zburzyć i zniszczyć na dole wszystko, co jest do zniszczenia. Jesteśmy przekonani, że nasze zadanie odnosi się do bardzo delikatnych spraw. Skarb nic nas nie obchodzi, możecie go sobie zagrabiać tak łapczywie, jak sobie chcecie. Tylko najpierw my musimy mieć warunki, by zrobić swoje.

- Nie próbuj nam niczego wmawiać - powiedział hrabia zimnym, skrzekliwym głosem. - Mamy czekać na obejrzenie skarbu do czasu, kiedy wy już najlepsze kąski pochowacie w kieszeniach? Przecież wam chodzi tylko o to, by wygrać.

- Otóż nie - zaprotestował Jordi. - Unni mówi prawdę. Skoro jednak macie wątpliwości, to współpracujcie z nami! Twierdzicie, że znany jest wam sposób dojścia do krypty tu, w kościele. Wierzę w to, bo to przecież ty, Flavio, zagarnęłaś wszystkie papiery Santiago wtedy, w Norwegii, gdy przybiegłaś z wiadomością, że ktoś się włamał do naszego samochodu, prawda? Poza tym mieliście też dziennik Jonasa Hansena. My natomiast nie znamy wejścia. Umówmy się więc tak, że jedna osoba z każdej grupy zejdzie na dół równocześnie...

- Bzdura! My nigdy nie będziemy współpracować . z tymi tam - Flavia wskazała na Emmę. - Z wami zresztą też nie. Mam dość świętoszkowatych Vargasów. Głupiego Mortena i pyskatej Unni. Reszta ma jeszcze mniejsze znaczenie.

Mówiąc reszta, miała przypuszczalnie na myśli Juanę i Sissi. Ale Sissi tutaj nie było. Jordi i przyjaciele zaś nie mogli nic zrobić, bowiem Sissi miała przy sobie gryfa Kantabrii.

I nikt nie wiedział, gdzie się podziała.

 

Tymczasem na górskich pustkowiach nastrój, delikatnie mówiąc, gęstniał.

Urraca trzymała dłoń na zaczarowanym zamku. I nie spuszczała z oczu demona.

Sissi powtarzała błagalnie:

- Miguel, zastanów się! Jesteś na najlepszej drodze do tego, by przemienić się w Tabrisa.

Wszystkie nerwy w ciele Miguela były napięte. Jego oczy mieniły się zielenią jak u kota gotowego do ataku. Półczłowiek, półdemon.

- Miguel, mój najdroższy, zastanów się - prosiła raz jeszcze Sissi.

Ale on pozostawał głuchy. W jego świadomości egzystowała jedynie zdobycz, Urraca, jego jedyny ratunek przed strasznym losem śmiertelnika, pozbawionego jakichkolwiek magicznych zdolności. Jeśli zdoła doprowadzić tę kobietę do mistrza Ciemności, to będzie mógł pozostać demonem imieniem Tabris i cieszyć się wielką sławą. W przeciwnym razie zostanie przepędzony i utraci życie wieczne.

Teraz lub nigdy.

Sissi dotknęła jego ramienia.

- Miguel! Nie popełnij głupstwa! Niecierpliwie i trochę za gwałtownie odepchnął ją od siebie. Sissi upadła na śliskie podłoże górskiej jaskini i mozolnie próbowała wstać, ubłocona jak nieboskie stworzenie.

Wstrząsnął nią szloch. Była tak strasznie zmęczona i rozczarowana. Przez głowę nieoczekiwanie przebiegła jej jakaś niedościgła wizja: czysta pościel, pachnąca wiatrem i słońcem, miękkie łóżko w jasno oświetlonej sypialni. Ile to właściwie minęło czasu, odkąd nie dane jej było korzystać z takich przywilejów?

Bolał ją rozbity łokieć. Nagle wpadła we wściekłość.

- Ty przeklęty ośle! - wrzasnęła i zdzieliła Miguela z całej siły w twarz, a potem biła na oślep po ramionach, po plecach, gdzie popadło. - Wpuść Urracę do środka, ona jest przecież naszym sprzymierzeńcem! Słyszysz mnie, ty idioto? Ja cię przecież kocham, a ty naprawdę Zachowujesz się jak idiota!

Sissi była silna. Odczuwał jej ciosy. Z błyskającymi zielonkawo oczyma, odsłaniając kły, chwycił jej nadgarstki i ścisnął, jakby chciał je zmiażdżyć. Wpatrywał się w jej twarz, aż Sissi przeniknął strach. To więcej niż była w stanie znieść. On jest przecież demonem, co więc ona, ziemska dziewczyna, sobie myśli? To potworna bestia, na którą strach patrzeć.

Na zewnątrz, nad szczytami gór zgasły ostatnie smugi słonecznego światła.

On się nareszcie ocknął. Sissi widziała, jak upiorna twarz powoli się zmienia, jak istota przed nią staje się na powrót urodziwym Miguelem.

- Wybacz mi - szepnął, potem głęboko wciągnął powietrze i zwrócił się do Urraki jakimś dziwnie martwym głosem: - No więc zmiłuj się i otwórz nam! Ale zniknij, zanim zdążymy wyjść!

Czarownica potwierdziła skinieniem głowy.

- Ta przysługa zostanie zapisana na twoje dobro, Tabris.

- U kogo? - spytał bez radości i zresztą bez nadziei na odpowiedź.

Sissi miała łzy w oczach.

- Dziękuję - powiedziała cicho.

Nagle zamknięcie zniknęło. Urraca również.

- Wykorzystałeś szansę - rzekła cierpko, zbierając ubranie, które Zarena zniszczyła, i próbując się jakoś ubrać. Choć było podarte, nadawało się jeszcze do użytku.

Miguel nie chciał jej okazywać, jak bardzo jest rozgoryczony.

- Będzie jeszcze wiele szans - odparł z udaną stanowczością. - A teraz chodź, czas nagli, tamci desperacko potrzebują naszej pomocy.

I znowu stał się Tabrisem. Był kolosalny, budził grozę, ale i respekt. Sissi pozwoliła, by silne ramiona uniosły ją w górę i wylądowała na plecach ukochanego. Rękami mocno objęła jego szyję.

To było coś zupełnie innego niż upiorna ucieczka w góry w żelaznych objęciach Zareny. Sissi szarpała się i wyrywała żeńskiemu demonowi jak tylko mogła i wiedziała, że jej ciosy sprawiają ból. W końcu wściekła Zarena jednym jedynym uderzeniem pozbawiła ją świadomości.

A potem, nagle, pojawił się Miguel.

Jak pięknie ze sobą rozmawiali w tej okropnej górskiej norze, która miała być jej ostatnim miejscem na ziemi. Jak bardzo się do siebie zbliżyli. Potrafili nawet mówić o swojej najgłębszej miłości, choć nie mogli sobie tego w pełni okazywać. Nie wymienili nawet jednego pocałunku. Miguel, w ludzkiej postaci, był taki piękny. Jego drugie ja, Tabris...

Sissi czuła, że płacz rozsadza jej piersi. Zamknęła oczy, by nie widział, co się z nią dzieje. Przytuliła policzek do jego twarzy, a jego cudowne skrzydła niosły oboje ponad równiną.

2

- Przestańcie gadać - rzekł hrabia niecierpliwie. - I przegońcie tę hołotę z płyty!

Nagle umilkł. W kościele było ciemno, mimo wszystko jednak trochę światła sączyło się przez wielką dziurę w dachu.

Jakiś rozległy cień przemknął na tle tego światła i w chwilę później na kościelnej podłodze stanął potężny demon Tabris. Zdjął z ramion Sissi i postawił ją na ziemi. Przyjaciele mogli odetchnąć z ulgą.

Jej promienny uśmiech jaśniał w ponurym otoczeniu. Przyjaciele byli poruszeni uczuciem emanującym od dwojga przybyłych.

Chyba tylko bardzo surowe wychowanie Juany sprawiło, że zachowała się tak, jak się zachowała. Nie mogła zapomnieć tamtej nocy, kiedy Tabris otoczył ją swoimi skrzydłami, by nie dopuścić do niej Zareny. To znaczy wtedy Juana nie wiedziała, co się dzieje, i wszystko dotarło do niej dopiero o wiele później. Ale gorącego podniecenia demona, budzącego w niej trudne do opanowania szaleństwo nie zapomniała nigdy.

Teraz wyczuwała to znowu, ze strony Tabrisa. Chyba tylko ona jedna to zauważyła, ona, która zbyt długo żyła w wymuszonej cnocie, nakłaniana przez rodziców do surowej ascezy.

Rzecz jasna pojmowała, że jego podniecenie nie jest skierowane ku niej, mogła to zresztą wyczytać z zarumienionej twarzy Sissi i ze sposobu, w jaki on dotykał szwedzką dziewczynę. Ale Juana była jak rozpalone żelazo za tym swoim uprzejmym, powitalnym uśmiechem i zdawała sobie sprawę z tego, że rozpaczliwie potrzebuje mężczyzny. Natychmiast!

Nie Tabrisa, nie, nie! Z nim dała już sobie spokój, Ten Miguel, w którym się zakochała, był przecież tylko wyobrażeniem. Rzeczywistość objawiała się teraz tutaj! Juana nigdy nie widziała go nago tak jak inni wtedy, kiedy uratował ją przed skokiem w otchłań i niechybną śmiercią, przyjaciele jednak o tym rozmawiali. Musiał to być bardzo imponujący i seksualnie pobudzający widok, i chyba budzący grozę w sercach małych kobiet z rodzaju ludzkiego.

Nie, nie, za coś takiego Juana dziękuje. Ale myśli mimo wszystko wzbudzały w niej strumienie gorąca, którym w żaden sposób nie mogła zapobiec.

Pod tym względem, który tak bulwersował Juanę, Tabris pozostał prawdziwym demonem, co niemal śmiertelnie przerażało jego przeciwników. Ten i ów próbował uciekać z kościoła, ale on jednym skokiem znalazł się przy drzwiach i zastawił wejście.

Jego głos, głęboki, silny i gniewny, odbił się głucho od nagich ścian, gdy warknął:

- Siadać!

Wszyscy musieli posłuchać.

- Znowu zapadają ciemności. W nocy nikt nic nie zrobi. Trzeba iść spać. Kładźcie się na ziemi, żebyście nie mogli się znowu zacząć bić.

- Nie! - krzyknął Jordi, który miał w sobie więcej siły niż pozostali. Bo wszyscy inni upadli po prostu tam, gdzie stali, i pogrążyli się we śnie. Tylko Jordi stał. - Nie! Bo teraz mamy nareszcie szansę zająć się w spokoju naszym zadaniem. Pozwól nam czuwać, pozwól nam zejść na dół.

Tabris zmniejszał się powoli, aż stał się Miguelem. Uśmiechał się jakby zakłopotany.

- To niemożliwe. Nie wiemy przecież, co znajduje się tam w dole. To może być niebezpieczne, będziemy więc potrzebować dosłownie każdego promienia dziennego światła. I to oni mają wiedzę, dlatego ich zatrzymałem. W przeciwnym razie na pewno uciekliby gdzie pieprz rośnie.

Jordi powiedział coś na temat, że Tabris mógłby ich przynajmniej usunąć z kościoła.

- Miałem zamiar tak zrobić - odparł Miguel krótko. - Ale jestem zbyt zmęczony, rozczarowany i zły sam na siebie.

- A to dlaczego?

- Bo nie schwytałem Urraki. Uratowała nas, więc pozwoliłem jej odejść.

- No i bardzo dobrze - odparł Jordi spokojnie. Nie, nie, wcale niedobrze, myślał Tabris. Ale ja nie jestem już w stanie myśleć rozsądnie, nie pojmuję, co się stało. Głośno zaś powiedział:

- Jesteśmy wszyscy zmęczeni. A jutro musimy mieć jasne umysły. Więc nie opieraj się już dłużej, ja też chciałbym się trochę przespać.

Jordi popatrzył mu w oczy i zrezygnował z dalszego oporu. Położył się na ziemi i pozwolił Tabrisowi wprowadzić się w hipnotyczny sen.

Demon wyniósł na zewnątrz siedmioro ich przeciwników i poukładał równo w gęstym lesie. Potem stał i przyglądał im się. Byli żałośni i zarazem jakby patetyczni. Gdyby teraz był dawnym Tabrisem, to by ich pozabijał. Bez skrupułów. Zresztą byłoby to też najbardziej praktyczne wyjście z sytuacji.

Ale on już nie jest Tabrisem. Ludzka istota, którą sam dla siebie stworzył, Miguel, wdarł się do jego zmysłów i podstępnie je zmieniał....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin