Bohaterowie umieraja - STOVER MATTHEW WOODRING.txt

(1152 KB) Pobierz
STOVER WOODRINGMATTHEW





Bohaterowie umieraja





MATTHEW WOODRING STOVER





Heroes Die

Akty Caine'a. Tom 1: Przemoc





Przelozyli: Malgorzata Strzelec i Wojciech Szypula





Wydanie oryginalne: 1998 Wydaniepolskie: 2009





Czlowiek nie powinien umierac, nie wiedzac, dlaczego zostal zamordowany.Charlesowi, za to, ze byl najlepszym przyjacielem Caine'a

i Robyn - bez Ciebie to nie byloby mozliwe.



Istnieje wielu, bardzo wielu ludzi, dzieki wsparciu ktorych powstanie tej ksiazki - nad ktora praca trwala znacznie dluzej, niz jestem sklonny sie przyznac - bylo mozliwe.

Moge tylko wymienic najwazniejszych:

Charlesa L. Wrighta, bez ktorego nie byloby Caine'a.

Robyn Fielder, ktora powiedziala mi, ze musze napisac te ksiazke, i wspierala mnie podczas pracy zarowno emocjonalnie, jak i finansowo.

Paula Krolla, H. Gene McFaddena, Erica Colemana, Kena Brickera i Perry'ego Glassera - kazdy z nich hojnie poswiecal mi czas, czytajac co najmniej jeden wstepny szkic historii, i dzielil sie swoimi spostrzezeniami i radami.

Clive'a A. Churcha, ktoremu dziekuje za techniczne uwagi i niewyczerpana cierpliwosc mimo mojej upierdliwosci.

Mojego agenta, Howarda Morhaima, z podziekowaniem za jego nieustanny entuzjazm.

I moja matke, Barbare Stover, z podziekowaniem za jedna, szczegolna przysluge posrod mnostwa dobroci, jakiej doswiadczalem od niej przez cale zycie.

Dziekuje Wam wszystkim.





PROLOG

1





Klade reke na klamce i w tym momencie jakis zywcem pochowany we mnie instynkt odzywa sie w mojej piersi: to bedzie bolalo.Biore gleboki wdech i wchodze.

Sypialnie ksiecia regenta Toa-Phelathona urzadzono naprawde gustownie i bez przepychu, wziawszy pod uwage, ze spi tu facet, ktory wlada drugim co do wielkosci cesarstwem w Nadswiecie. Juz samo lozko jest skromne - ma tylko osiem kolumienek i pol akra powierzchni (albo cos kolo tego); dodatkowe cztery kolumny - kazda z bogato rzezbionego thierrilu o rozowych zylkach i grubsza od mojego uda - podtrzymuja lampy z jasniejacego mosiadzu. Dlugie zolte plomienie jak ostrza wloczni faluja delikatnie, poruszane podmuchem z ukrytych drzwi dla sluzby. Bezglosnie zamykam drzwi za soba, a ich pokryta brokatowa tapeta powierzchnia idealnie stapia sie z wzorem na scianie.

Brne przez wzburzone morze jedwabnych poduszek - siegajaca kolan chmure lsniacych, zywych kolorow. Dostrzegam blysk zlota i migniecie czegos o barwie bordo po mojej lewej i nagle serce zaczyna mi walic jak oszalale - ale to tylko moja wlasna liberia, przebranie sluzacego, na mgnienie oka pochwycone przez srebrne lustro na szafce nocnej z lakierowanego lipkenskiego krimu. W odbiciu widze zaklecie, zaczarowana twarz, ktora nosze: gladkie, zaokraglone policzki z ledwie sladem meszku zamiast zarostu, jasne wlosy. W nagrode posylam sobie usmiech, rozciagajac spierzchniete usta, i mrugam do siebie porozumiewawczo, po czym bezglosnie wzdycham i ruszam dalej.

Ksiaze regent lezy wsparty na poduszkach wiekszych od mojego lozka i pochrapuje spokojnie. Siwe wasy poruszaja mu sie przy kazdym swiszczacym wdechu i wydechu. Na jego szerokiej piersi lezy okladka do gory ksiazka - jeden z serii romansow koryjskich Kimlarthena. To znowu wywoluje moj usmiech: kto by pomyslal, ze Lew Prorithuna jest sentymentalny? Bajki - proste historie dla prostych umyslow, zefirek chlodzacy czolo umeczone zlozonoscia prawdziwego zycia.

Delikatnie stawiam zlota tace na stoliku obok lozka. Ksiaze sie porusza, wygodnie mosci we snie - a mnie krew scina sie w zylach. Ruch sprawia, ze z poduszek unosi sie obloczek lawendowego aromatu. Swierzbia mnie palce. Rozpuszczone do snu wlosy rozkladaja sie



wachlarzem w kolorze stali wokol jego twarzy. To szlachetne czolo, blyszczace oczy, ostry podbrodek, pieczolowicie wygolony, podczas gdy policzki porasta bujna broda - dla kazdego to doskonaly wizerunek wspanialego krola. Jego posag na stajacym deba rumaku - ten, ktory znajduje sie przed Dziedzincem Bogow w poblizu Fontanny Prorithuna - bedzie wspanialym, inspirujacym ludzi pomnikiem.

Ksiaze regent gwaltownie otwiera oczy, gdy czuje moja dlon zaciskajaca sie mu na gardle. Jestem prawdziwym zawodowcem, wiec nawet nie probuje zatykac mu reka ust, zeby zdusic okrzyk; ze scisnietego gardla dobywa sie jedynie skrzek. Widok mojego noza, i to w duzym zblizeniu - grube, obosieczne ostrze znajduje sie raptem cal od jego prawego oka - oslabia dalszy opor.

Przygryzam jezyk, slina naplywa mi do ust i zwilza wysuszone gardlo. Glos mam spokojny - bardzo cichy i bardzo beznamietny:

-W takich sytuacjach zwyczajowo mowi sie kilka slow. Czlowiek nie powinien umierac, nie wiedzac, dlaczego zostal zamordowany. Nie szczyce sie swoja elokwencja, wiec ujme to w prostych slowach.

Pochylam sie nisko tuz obok ostrza noza i patrze ksieciu w oczy.

-Klasztory utrzymywaly cie na Debowym Tronie, wspierajac twoje idiotyczne dzialania przeciwko Lipke w Wojnie na Rowninach. Po rozwazeniu wszystkich kwestii Rada Braci uznala, ze bedziesz wystarczajaco silnym wladca, zeby utrzymac cesarstwo w jednosci, przynajmniej do czasu, gdy Mala Krolowa osiagnie pelnoletniosc.

Jego twarz sinieje, a ja czuje pod palcami wystepujace na szyi zyly. Jesli nie bede mowil wystarczajaco szybko, udusze go, zanim skoncze mowic. Wzdycham i przyspieszam.

-Jednak odkryli, ze jestes idiota. Karne podatki, ktore nalozyles, oslabiaja i Kirisch-Nar, i Jheled-Kaarn. Powiedziano mi, ze zeszlej zimy w samym Kaarn dziesiec tysiecy wolnych chlopow umarlo z glodu. Teraz rozkwasiles nos Lipke z powodu tej kretynskiej kopalni zelaza w Bozych Zebach i gadasz tak, jakbys myslal o regularnej wojnie z powodu tych dwoch zasmarkanych malych prowincji na wschodzie. Zignorowales i obraziles handlowa delegacje lipkenska i zlekcewazyles napomnienia ze strony Rady Braci. Uznali, ze juz sie nie nadajesz do sprawowania wladzy, o ile kiedykolwiek sie nadawales. Maja dosc czekania. Zaplacili mi ogromna sume, zebym usunal cie z tronu. Zamrugaj dwa razy, jesli zrozumiales.

Oczy ksiecia otwieraja sie szeroko; wybalusza je na mnie, jakby chcial sprawic, zeby zniknely jego powieki. Gardlo pracuje pod moja dlonia. Poruszajac wargami, bezglosnie mowi do mnie, ale moje nedzne umiejetnosci w czytaniu z ruchu ust nie pozwalaja mi nadazyc i jedyne co rozumiem, to poczatkowe "prosze, prosze, prosze". Bez watpienia chcialby pospierac sie ze mna, poprosic o wyrozumialosc albo o azyl dla zony i dwoch corek. Nie moge mu obiecac zadnej z tych rzeczy; jesli po jego smierci zacznie sie wojna o tron, beda mialy takie same szanse jak reszta.



W koncu wysychaja mu galki oczne i mruga - raz. Zabawne, jak czasem nasze odruchy spiskuja przeciwko nam, sprowadzajac na nas smierc. Zgodnie z warunkami kontraktu mam sie upewnic, ze zrozumial. Jesli mam to zrobic jak nalezy, powinienem poczekac na nastepne mrugniecie. Gdy sie morduje krola, winno sie zachowac pewne formy.

Jego wzrok minimalnie sie przesuwa - stary wojownik zamierza sprawdzic swoje szanse ze mna; to ostatnie, rozpaczliwe parkosyzmy jego woli zycia, ktore odwoluja sie do innych, calkiem swiezych odruchow w nadziei na ratunek.

Majac wybor miedzy stosownym zachowaniem a wpadka w sypialni ksiecia regenta, na dziewiatej kondygnacji wiezy palacu Colhari, uznaje, ze jednak w dupie mam dobre wychowanie.

Wbijam mu noz w oko. Peka kosc i tryska krew. Za pomoca noza odwracam jego twarz od siebie - kiedy bede stad wychodzil, plama krwi na liberii moze wywolac fatalne konsekwencje. Ksiaze regent rzuca sie jak losos, ktory nieoczekiwanie wyskoczyl ze strumienia na lad. To tylko ostatnie, nieswiadome proby walki ciala o zycie; rownolegle odbywa sie oproznianie kiszek i pecherza. Ksiaze obsrywa i zasikuje satynowa posciel i calego siebie - kolejny pierwotny odruch, daremna sztuczka, majaca na celu obrzydzenie drapieznikowi zdobytego miesa.

Pieprzyc to. I tak nie jestem glodny.

Mijaja wieki i w koncu ksiaze regent sie uspokaja. Opieram sie reka o jego czolo i poruszam nozem w te i we w te, az w koncu ostrze wychodzi z wilgotnym odglosem. I teraz biore sie za makabryczna czesc mojej roboty.

Zabkowane ostrze z latwoscia rozcina skore szyi, ale zgrzyta, gdy dociera do kregow szyjnych. Zmieniam lekko kat ciecia, wsuwajac krawedz miedzy trzeci i czwarty krag, i po kilku sekundach pilowania juz mam glowe. Miedziany zapach jego krwi jest tak mocny, ze czuje go mimo odoru gowna. Zoladek mi sie zaciska, ledwo moge oddychac.

Odkrywam zlota tace, ktora przynioslem z kuchni, ostroznie odstawiam talerze z parujacym jedzeniem i klade na tacy glowe Toa-Phelathona. Ostroznie unosze ja za wlosy, zeby sciekajaca krew nie zaplamila mi ubrania. Z powrotem stawiam na tacy zlota pokrywe. Sciagam zakrwawione rekawiczki i beztrosko rzucam je na cialo, obok porzuconego noza. Rece mam czyste.

Unosze tace na wysokosc ramienia i biore gleboki wdech. Latwa czesc za mna. Teraz musze wydostac sie stad zywy.

Najtrudniejsza czesc ucieczki to pokonanie pierwszej przeszkody - oddalenie sie od ciala. Jesli bez problemu przejde obok dwoch straznikow przy drzwiach dla sluzby, znajde sie poza palacem, nim ktokolwiek sie dowie, ze staruszek jest martwy. Adrenalina spiewa mi w zylach na caly glos, az drza mi rece i na karku wyskakuje gesia skorka. W uszach slysze lomot pulsu.

W gornym lewym rogu pola widzenia miga czerwony kwadrat wyjscia. Ignoruje go, chociaz przesuwa sie przed moimi oczami jak powidok.



Jestem w polowie drogi przez pokoj, kiedy drzwi dla sluzby otwieraja sie z rozmachem. Jemson Thal, kamerdyner, zaczyna mowic juz w wejsciu:

-Prosze o wybaczenie, Wasza Wysokosc - trajkocze, chociaz nawet nie zlapal tchu. - Krazy plotka, ze ktos sie podszyl pod sluz...

Jemson Thal widzi bezglowego trupa w lozu, zauwaza mnie i zadyszana paplanina zam...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin