Juliusz Verne W 80 dni dookoła świata.doc

(1164 KB) Pobierz
Juliusz Verne

Juliusz Verne

 

W 80 dni dookoła świata Pod koniec grudnia 1862 roku schodziła z

 

maszyn drukarskich książka, która zapoczątkowała w literaturze nowy gatunek -

powieść fantastycznonaukową. Wystarczył miesiąc, aby "Pięć tygodni w balonie"

Juliusza Verne'a zachwyciło całą Francję, a po upływie trzech miesięcy

przygodami żeglujących balonem ponad Afryką podróżników pasjonowały się inne

kraje. Autor przyjętej tak entuzjastycznie powieści, Juliusz Gabriel Verne,

urodził się 8 lutego 1828 roku w Nantes, skąd jako dziewiętnastoletni

młodzieniec wyruszył do Paryża studiować zgodnie z rodzinną tradycją prawo. Nie

wrócił jednak do kancelarii adwokackiej ojca; marzył o sławie literackiej.

Skromną niezależność finansową zapewniła mu posada sekretarza w jednym z teatrów

paryskich, później stanowisko agenta giełdowego. Debiutował wierszowaną

jednoaktówką wystawioną w 1850 roku i przyjętą dość przychylnie przez krytykę,

napisał potem jeszcze kilka sztuk scenicznych, kilka powieści - utworów znanych

obecnie wąskiemu gronu specjalistów. Pisarz, którego dziś zna cały świat,

narodził się po dwunastu latach parania się literaturą. Światowa sława Verne'a -

ojca fantastyki naukowej - zaczęła się od spotkania ze znanym wydawcą

Pierre_Jules Hetzelem. Dzięki niemu Verne mógł zrealizować swoje marzenie -

napisać, jak to określił w listach do ojca, powieść o nauce. Książka "Pięć

tygodni w balonie" zainicjowała obejmujący kilkadziesiąt tytułów cykl "Niezwykłe

podróże" nagrodzony w 1872 roku przez Akademię Francuską. Po wojnie

francusko_pruskiej 1870 roku Verne osiadł w Amiens, gdzie sprawował różne

funkcje społeczne. W rybackim porcie Crotoy u ujścia Sommy zwykł był spędzać

wakacje, żeglując wraz z synem Michelem początkowo po wodach przybrzeżnych,

później odbywał rejsy luksusowym jachtem do portów Morza Śródziemnego, Irlandii,

Norwegii; odwiedził też Stany Zjednoczone. Jego śmierć 28 marca 1905 roku

Francja przyjęła żałobą narodową. Niewielu pisarzy mogłoby pochwalić się taką

popularnością, jaką cieszył się Juliusz Verne. Jego twórczości towarzyszyła

niezmiennie społeczna akceptacja. Z niecierpliwością wyglądano kolejnych książek

z cyklu "Niezwykłe podróże", a że pisarz musiał zgodnie z umową dostarczać swemu

wydawcy dwa tomy rocznie, i to przez dwadzieścia lat, czytelnicy nie mogli

uskarżać się na brak emocji. Twórcza fantazja Verne'a prowadziła ich z bieguna

("Przygody kapitana Hatterasa", 1866) w głąb ziemi ("Podróż do wnętrza Ziemi",

1864) i dalej, w przestrzeń kosmiczną ("Wokół Księżyca", 1870). Ogromny sukces

czytelniczy tych powieści tłumaczył się oczywiście barwnością akcji i

sugestywnością talentu autora, ale przede wszystkim powracającym dla czytelnika

drugiej połowy XIX wieku tematem: możliwościami, jakie niesie ze sobą rozwój

nauki. Fantastycznonaukowe książki Verne'a były dla jego współczesnych

przeglądem hipotez i wynalazków, nad którymi właśnie pracowano. Verne miał

solidne przygotowanie w tym kierunku, studiował wszystkie dostępne materiały z

zakresu geografii, matematyki, biologii, prenumerował liczne pisma naukowe,

prowadził na własny użytek kartotekę, zawierającą pod koniec około 20 tysięcy

haseł, konsultował się ze specjalistami. Fantazji dawał się ponosić tylko tam,

gdzie wiedza nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Uwieńczeniem

fantastycznonaukowej twórczości Juliusza Verne'a stała się trylogia "Dzieci

kapitana Granta" (1868), "20 000 mil podmorskiej żeglugi" (1869_#1870),

"Tajemnicza wyspa" (1875). W książkach tych, należących dziś do

najpopularniejszych powieści klasyki młodzieżowej, pisarz zawarł wszystkie te

idee i namiętności, które przez czterdzieści lat kierowały jego piórem:

szlachetny liberalizm, wiarę w nieograniczone możliwości ludzkiego rozumu i

dobroczynną moc nauki, fascynację morzem, szacunek dla walki wyzwoleńczej. Lord

Glenarvan, kapitan Grant, inżynier Smith to typowi przedstawiciele galerii

Verne'owskich bohaterów, przed którymi stoi otworem cały świat, a ich działaniu

przyświeca dobro ogółu. Obok powieści fantastycznonaukowych do najbardziej

znanych należą powieści przygodowe, takie jak: "Dwa lata wakacji", "Gwiazda

Południa", "Piętnastoletni kapitan". Z początkiem 1873 roku zaczął ukazywać się

w odcinkach w dzienniku "Le Temps" najzabawniejszy z utworów Verne'a: "W 80 dni

dookoła świata". Szaleńcza eskapada ekscentrycznego Fileasa Fogga i jego

wiernego towarzysza Obieżyświata wywołała zainteresowanie przekraczające zwykłą

miarę zaangażowania czytelnika, nawet czytelnika znającego już rozmach

Verne'owskiej fantazji. I nie tylko emocje towarzyszyły poszczególnym odcinkom:

przedstawiciele kompanii morskich Cunard Line i Whitestar, wietrzący w powieści

znakomitą reklamę, na wyprzódki namawiali pisarza, aby jego bohaterowie przebyli

Atlantyk na statku ich linii. 8 listopada 1874 roku Paryż ujrzał pana Fogga,

Obieżyświata i panią Audę na deskach teatru Porte Saint_Martin, który nie

szczędził kosztów na takie efekty sceniczne, jak żywy słoń. Od napisania przez

Verne'a pierwszej powieści fantastycznonaukowej minęło przeszło sto dwadzieścia

lat. Zawrotny rozwój nauki i techniki sprawił, że twórczość Verne'a nie ma dla

nas waloru szczególnie niegdyś atrakcyjnego: wyprzedzania swego czasu.

Wizjonerstwo autora "Wokół Księżyca" zostało daleko zdystansowane współczesnymi

osiągnięciami w zdobywaniu przestrzeni kosmicznej, w podporządkowaniu

człowiekowi świata. A jednak utrzymujące się zainteresowanie utworami starego

klasyka literatury fantastycznonaukowej świadczy o tym, że oparły się one próbie

czasu. Książki Verne'a zaspokajają bowiem właściwy młodości głód zdarzeń

niezwykłych i potrzebę utożsamienia się z silnymi indywidualnościami, są także

barwną ilustracją wiecznego procesu przekształcania się nieprawdopodobnego w

rzeczywiste. Anna Węgrzyn Słowniczek terminów morskich Awanport (przedporcie) -

przylegająca do portu część redy (patrz: reda), sztucznie zakryta przed

działaniem fal i wiatru. Bejdewind - kurs okrętu według wiatru, przy którym

wiatr uderza w żagiel z przodu i z ukosa. Boja albo pława - pływający,

zakotwiczony znak nawigacyjny, przeważnie w kształcie beczki, służy do

oznakowania torów wodnych. Bukszpryt - maszt pochyły na dziobie żaglowca. Burta

- ściana boczna, bok statku. Cuma - lina roślinna lub stalowa, służąca do

zacumowania statków. Dryf - znoszenie statku z kursu na skutek wiatru lub prądu;

stawać w dryf, lec w dryf - ustawić statek dziobem do wiatru i fali, by

przetrwać sztorm. Fał (podnośnica) - lina, za pomocą której pociąga się żagiel

lub drewno, do którego żagiel jest przymocowany. Fokmaszt - pierwszy maszt,

licząc od przodu statku. Fordewind - wiatr pełny, wiatr z tyłu (od rufy).

Grotżagiel - główny żagiel na grotmaszcie, tj. na drugim maszcie od przodu.

Kardan - zestaw pierścieni metalowych, ustawionych koncentrycznie, w których

zawieszony jest kompas, lampa itp. dla zniwelowania przechyłów statku. Kil

(stępka) - belka ciągnąca się przez całą długość spodu statku. Log - przyrząd,

który wskazuje szybkość statku. Luk - zamykany pokrywą otwór w pokładzie statku,

służący do ładowania i wyładowywania towarów. Marsel - żagiel prostokątny

rozpięty na drugiej lub trzeciej od dołu rei na maszcie. Maszt gaflowy - maszt o

żaglowaniu skośnym. Messa - jadalnia i salon dla oficerów na statku. Nadburcie -

część burty wystająca ponad pokład. Reda - obszar morski przed portem, gdzie

statki stoją na kotwicy. Reja - poziome drzewce u masztu, utrzymujące żagiel.

Rudel - ster. Rufa - tylna część statku. Rufówka - nadbudówka na rufie. Rumpel -

drzewce steru, drążek sterowy. Stewa - sztaba lub zagięta ku górze łukowata

sztuka drzewa, stanowiąca przedłużenie kilu (patrz: kil). Szkwał - poryw wichru

uderzający nagle z wielką siłą. Sztafok - trójkątny żagiel rozpięty między

bukszprytem a fokmasztem. Sztorm - bardzo silny, długotrwały wiatr, wiejący z

szybkością 17_#25 m8sek. Szyper - dowódca mniejszego statku, np. holownika,

statku rybackiego itp. Światła pozycyjne - światła oznaczające burtę lewą

(światło czerwone) i prawą (światło zielone). Topsel (skośnik górny) - trójkątny

żagiel przymasztowy. Topstenga (nastawa masztu) - najwyższa część masztu

składającego się z kilku części. Trap - schody lub pomost łączący statek z

przystanią. Wanty - stalowe liny podtrzymujące maszt od strony obu burt. Węzeł -

miara szybkości statku, równa 1 mili morskiej na godzinę. Rozdział pierwszy~ w

którym pan Fileas Fogg~ i jego nowy służący~ są z siebie wzajem~ bardzo

zadowoleni W 1872 roku dom pod numerem siódmym przy Saville Row w Burlington

Gardens w Londynie, dom, gdzie w 1816 roku zmarł Sheridan, * zamieszkiwał Fileas

Fogg "esquire". * Dżentelmen ten, aczkolwiek zdawał się robić wszystko, żeby nie

ściągnąć na siebie uwagi, uchodził za jednego z najznamienitszych i najbardziej

osobliwych członków londyńskiego klubu "Reforma". Richard Sheridan (1751_#1816)

- komediopisarz i polityk angielski. Esquire (ang.) - dawniej tytuł niższej

szlachty angielskiej. Tytuł ten jest dziś używany (w skrócie: esq.) tylko jako

formułka grzecznościowa przy adresowaniu korespondencji. Tak tedy dawną siedzibę

wielkiego mówcy, którym szczyciła się ongi cała Anglia, zajmował pan Fogg,

osobistość w gruncie rzeczy zagadkowa. Tyle tylko wiedziano, że jest mężczyzną

urodziwym i wytwornym, jak najgodniej reprezentującym wyborowe towarzystwo

angielskie. Mówiono, że przypomina Byrona, rzecz prosta, z twarzy, bo zgrabnym

jego nogom ubliżałoby porównanie z kulawą nogą poety. A więc wyobraźcie sobie

Byrona, ale takiego, który nosi wąsy i faworyty, odznacza się imponującą

równowagą ducha i może być wielki bez uszczerbku dla swej młodości. Anglik w

każdym calu, nie był jednak typowym londyńczykiem. Nie widywano go nigdy ani na

giełdzie, ani w banku, ani w żadnym z kantorów City. * Baseny i doki

londyńskiego portu ani razu nie gościły statku, którego armatorem byłby Fileas

Fogg. Ani jedna rada nadzorcza nie zaliczała Fogga do swoich członków i nikt nie

wymieniał jego nazwiska w Izbie Adwokackiej, w Temple, w Lincoln's_Inn albo

Gray's_Inn, * archiwiści Izby Skarbowej, jak i Najwyższego Trybunału Królowej,

Sądu Kanclerskiego i Biskupiego nie pamiętali, aby w ich księgach zanotowano

kiedykolwiek wniesienie skargi przez dżentelmena nazwiskiem Fileas Fogg. Nie był

przemysłowcem, kupcem, pośrednikiem czy rolnikiem, nie figurował na liście

członków Królewskiego Instytutu Wielkiej Brytanii, nie należał ani do Instytutu

Londyńskiego, ani do Związku Rzemieślników, ani do Towarzystwa Russel, ani do

Zachodniego Instytutu Literackiego, ani do Instytutu Prawa, ani do Instytutu

Zjednoczonych Sztuk i Nauk, pozostającego pod najwyższym patronatem Jej

Królewskiej Mości. Nie miał też nic wspólnego z Towarzystwem Armonica czy z

Towarzystwem Entomologicznym, słowem, wystrzegał się tego rodzaju zrzeszeń,

które w angielskiej stolicy rosną jak grzyby po deszczu. Fileas Fogg był

członkiem klubu "Reforma" - oto i wszystko. City - tu: najstarsza dzielnica

handlowa Londynu, w której obecnie skupiają się banki i kantory firm handlowych.

Inner Temple, Middle Temple, Lincoln's_Inn, Gray's_Inn - cztery kompleksy

budynków w Londynie, w których mieszczą się stowarzyszenia adwokatów. Można by

się dziwić, że człowiek tak mało znany ma zaszczyt należeć do tak szacownego

stowarzyszenia, a jednak sprawa była prosta: pan Fogg został przyjęty do klubu z

polecenia braci Baring, finansistów, u których miał otwarty kredyt. Stanowiło to

absolutną rękojmię jego solidności, tym bardziej że czeki Fogga były wszędzie

przyjmowane bez wahania, gdyż miały zapewnione pokrycie z sum znajdujących się

na jego rachunku bieżącym. Czy Fileas Fogg był człowiekiem bogatym? Bez

wątpienia tak. Ale nawet najlepiej poinformowani nie wiedzieli, w jaki sposób

doszedł do majątku, a on sam, jedyny, który mógłby zaspokoić ogólną pod tym

względem ciekawość, nie kwapił się do zwierzeń. Nie był rozrzutny, ale nie był

też i skąpy. Gdy chodziło o sprawę szlachetną, pożyteczną czy cel dobroczynny,

nie omieszkał ich wesprzeć w sposób dyskretny. Rzadko można było spotkać kogoś

równie zamkniętego w sobie. Mówił mało i lakonicznie, co jeszcze podkreślało

jego tajemniczość. Właściwie prowadził najzupełniej jawny tryb życia, ale

ponieważ co dzień z matematyczną dokładnością czynił to samo, wyobraźnia

ciekawych nie znajdowała zaspokojenia i skłonna była doszukiwać się rzeczy,

które nie istniały. Czy pan Fogg podróżował? Było to rzeczą bardzo

prawdopodobną, bo nikt, tak jak on, nie znał się na mapie. Zdawało się, że

najdalsze zakątki świata są mu znane niczym własna kieszeń. Niejednokrotnie, gdy

w klubie spierano się o los zaginionych czy zabłąkanych podróżników, Fogg

zabierał głos i wypowiadał w tej materii swoją opinię w krótkich i zwięzłych

słowach. Podsuwał wówczas iście prorocze wyjaśnienia, zawsze potwierdzone przez

rozwój wypadków. Wyglądało na to, że Fileas Fogg przemierzył całą ziemię,

przynajmniej w wyobraźni. Jedno nie ulegało wątpliwości: od wielu lat nie

opuszczał Londynu. Zobaczyć go było można jedynie na trasie, którą codziennie

przebywał, to znaczy między domem a klubem; zupełnie nie pamiętano, żeby

kiedykolwiek ukazał się w jakimś innym miejscu, przynajmniej tak twierdziły

osoby, które miały zaszczyt znać go nieco bliżej. Co dzień czytywał dzienniki i

grał w wista; zdaje się, że tylko te dwie czynności uważał za właściwy sposób

spędzania czasu. Szczególnie odpowiadała jego naturze gra w karty, można było

bowiem przy niej milczeć. Wygrywał na ogół dużo, ale wygrane kwoty nigdy nie

pozostawały w jego kieszeni, natychmiast wciągał je do swojego budżetu na cele

dobroczynne. Oczywista, że Fileas Fogg grywał tylko dla przyjemności, gra była

dla niego walką, zmaganiem się z trudnościami, a co najważniejsze, była tym

rodzajem walki, który nie wymagał ruchu i zmiany miejsca, oszczędzał wszelkiej

fatygi, a to właśNie dogadzało jego usposobieniu. Nie słyszano, żeby ten

człowiek miał kiedykolwiek żonę czy dzieci, co się nawet najprzyzwoitszym

osobnikom przytrafia, nie słyszano również, żeby miał krewnych czy przyjaciół,

co zresztą zdarza się doprawdy jeszcze rzadziej. Fileas Fogg żył samotnie w domu

swoim przy Saville Row, w domu, którego progów nie przekraczał żaden gość. Toteż

o jego życiu prywatnym nigdy nie było mowy. Pan Fogg zadowalał się jednym

służącym. Śniadania i obiady jadał w klubie w godzinach określonych z

dokładnością chronometru, zawsze w tej samej sali, przy tym samym stole; z nikim

wówczas nie rozmawiał i nigdy nie szukał towarzystwa. Punkt o dwunastej w nocy

udawał się do domu na spoczynek, pod żadnym pozorem nie dając się nakłonić do

skorzystania z luksusowych sypialni klubowych. Dziesięć godzin na dobę spędzał u

siebie, poświęcając ten czas na sen i toaletę. Czasem, krokiem ściśle

odmierzonym, przechadzał się po mozaikowej posadzce westybulu albo półkolistej

galerii, nad którą wznosiła się szklana kopuła o niebieskich szybkach, wsparta

na dwudziestu jońskich kolumnach z czerwonego porfiru. Jeżeli jadł śNiadanie lub

obiad, miał do swego rozporządzenia kuchnię, spiżarnię, mleczarnię i piwnicę

klubu "Reforma", skąd szły na jego stół najsmakowitsze potrawy. Czarno odziani

lokaje klubowi, bezszelestnie stąpający na miękkich podeszwach, z niezmiernie

uroczystą miną usługiwali mu przy posiłkach podawanych na specjalnej porcelanie

i na obrusie z najcieńszego płótna. W specjalnie dla klubu rżnięte kryształy

nalewano likier, porto lub lekkie wino, zaprawione korzeniami. Nawet lód, który

trunki przygotowane dla pana Fogga utrzymywał w pożądanej temperaturze,

sprowadzał klub, nie licząc się z kosztami, aż z odległych jezior amerykańskich.

Jeżeli taki tryb życia uznamy za dziwactwo, to przyznajmy, że dziwactwa mają

jednak swoje przyjemne strony! Dom przy Saville Row nie odznaczał się zbytkiem,

ale urządzony był z najwyższą dbałością o wygodę mieszkańców. Przy panu, którego

cechował tak regularny tryb życia, służący niewiele miał do roboty. Wymagano od

niego tylko dwóch rzeczy: punktualności i systematyczności bez zarzutu. WłaśNie

dziś, dnia 2 października, pan Fogg odprawił swego dotychczasowego sługę Jakuba

Forstera za to, że woda, którą ten podał do golenia, miała 84) ciepła według

Fahrenheita, a nie 86), jak to było przykazane. NastęPca niefortunnego lokaja

miał się stawić między jedenastą a pół do dwunastej. Pan Fileas Fogg,

wyprostowany i sztywny, siedział w głębokim fotelu. Nogi zestawił jak żołnierz

na paradzie, ręce oparł na kolanach. Oczyma śledził wskazówki zegara -

mechanizmu, nawiasem mówiąc, wielce skomplikowanego, który pokazywał nie tylko

godziny, minuty i sekundy, ale także dni, tygodnie i miesiące oraz lata. Z

wybiciem jedenastej trzydzieści Fileas Fogg miał zamiar wstać i udać się według

zwyczaju do klubu. W tej chwili zapukano do drzwi małego salonu, gdzie znajdował

się pan Fogg. Ukazał się zwolniony ze służby Jakub. - Nowy służący - oznajmił.

Przybyły, mężczyzna lat około trzydziestu złożył pełen szacunku ukłon. Pan Fogg

powitał go pytaniem: - Jesteście Francuzem i nazywacie się John? - Jan, za

pozwoleniem jaśNie pana. Jan Obieżyświat, które to przezwisko przylgnęło do mnie

od dawna i ma niejako świadczyć, że daję sobie radę w różnych sytuacjach. Jestem

uczciwym człowiekiem, ale po prawdzie to już z niejednego pieca chleb się jadło.

Próbowałem różnych fachów, byłem wędrownym śPiewakiem, potem ujeżdżałem konie w

cyrku i robiłem woltyżerkę nie gorzej od Leotarda, nastęPnie występowałem jako

linoskok, któremu sam Blondin mógłby pozazdrościć zręczności, po czym zacząłem

pracować jako nauczyciel gimnastyki, a na koniec, aby moje talenty stały się

bardziej użyteczne, zaciągnąłem się w Paryżu do straży pożarnej. Dosłużyłem się

stopnia sierżanta i, daję słowo uczciwości, mam na swoim koncie kilka wcale

ładnych pożarów! Lecz oto już piąty rok mija, jak opuściłem FRancję i,

spragniony życia domowego, zostałem w Anglii lokajem. Słyszałem, że jaśNie pan

jest najbardziej akuratnym człowiekiem w całym Zjednoczonym Królestwie, a także

domatorem, który nie ma sobie równego. A ponieważ jestem ostatnio bez zajęcia,

nie zwlekając przybiegłem ofiarować swoje służby. Święcie wierzę, że znajdę w

tym domu niczym nie zmącony spokój, który pozwoli mi zapomnieć z czasem nawet o

moim nieszczęsnym nazwisku. - "Obieżyświat" całkiem mi odpowiada - odparł

dżentelmen. - Polecono mi was, wyrażając się nader pochlebnie o waszej osobie.

Czy znacie moje wymagania? - Tak, jaśNie panie. - Dobrze, która jest u was

godzina? - Jedenasta dwadzieścia dwie - odpowiedział Obieżyświat wyciągnąwszy z

czeluści kieszeni pokaźnych rozmiarów srebrny zegarek. - Wasz zegarek się

spóźnia. - Proszę mi wybaczyć, jaśNie panie, to wykluczone! - Spóźnia się o

cztery minuty. MNiejsza o to. Wystarczy, jeżeli zapamiętacie różnicę. A więc,

począwszy od tej chwili, to jest od godziny jedenastej minut dwadzieścia

dziewięć rano, środa, 2 października 1872 roku, jesteście u mnie na służbie.

Powiedziawszy to Fileas Fogg wstał, wziął kapelusz lewą ręką, umieścił go na

głowie ruchem automatu i oddalił się nie dorzucając ani słowa więcej.

Obieżyświat usłyszał, jak zamykają się drzwi frontowe - to jego nowy pan

wychodził na miasto. Po chwili znów dobiegł go odgłos zamykanych drzwi. "Mój

poprzednik, Jakub Forster - pomyślał sobie - opuszcza służbę". Obieżyświat

został sam. Rozdział drugi~ w którym Obieżyświat~nabiera pewności, że nareszcie~

ziściły się jego marzenia "Na honor - myślał Obieżyświat nieco zbity z tropu - u

pani Tussaud * widziałem jegomościów mających w sobie akurat tyle życia, co mój

nowy pan". Salon pani Tussaud istnieje do dziś, można tam oglądać woskowe figury

naturalnych rozmiarów, wyobrażające znane w świecie osobistości. Wypada w tym

miejscu wyjaśNić, że "jegomościowie" pani Tussaud - to cieszące się w Londynie

wielkim powodzeniem lalki z wosku, którym nic, prócz mowy, nie brakuje. W czasie

krótkiej rozmowy z panem Foggiem, Obieżyświat zdołał pośPiesznie, lecz dokładnie

przyjrzeć się swemu przyszłemu chlebodawcy. Stwierdził, że jest to mężczyzna lat

około czterdziestu, o twarzy szlachetnej i pięknej, o wysokiej postaci, której

nie szpeciła lekko już zaznaczająca się tusza, blondyn o jasnych faworytach, z

czołem gładkim i szerokim, o bladej cerze i wspaniałych zębach. Zdawał się w

najwyższej mierze posiadać to, co fizjonomiści nazywają "aktywnym spokojem",

właściwość cechującą ludzi czynnych, którzy mało mówią. Spokojny, flegmatyczny,

o jasnym, badawczym spojrzeniu, był typowym Anglikiem o zimnej krwi, jakiego

spotykamy dość często na ziemiach Zjednoczonego Królestwa. PęDzel Angeliki

Kauffmann * potrafił znakomicie oddać nieco sztywną postawę. Angelika Kauffmann

(1741_#1807) - malarka szwajcarska. Obserwując Fileasa Fogga w najważniejszych

momentach jego życia, dochodziło się do wniosku, że jest to istota pod każdym

względem cudownie zrównoważona, tak niechybnie funkcjonująca i doskonała jak

chronometr Leroya czy Earnshawa. I rzeczywiście, pan Fogg był uosobieniem

ścisłości, co zresztą każdy mógł poznać po "wyrazie jego stóp i rąk", bo u

człowieka, tak samo jak u zwierząt, członki ciała mówią o stanie jego uczuć.

Fileas Fogg należał do rzędu ludzi matematycznie dokładnych, którzy, nigdy się

nie spiesząc, zawsze są gotowi na czas, a to dlatego, że potrafią stosować

doskonałą ekonomię ruchów. Nie zdarzyło się, aby pan Fogg postawił choć jeden

krok zbędny - zawsze obierał drogę najkrótszą. Nigdy nie błądził wzrokiem po

suficie i nie pozwalał sobie na zbyteczne gesty. Nigdy też nie widziano pana

Fogga w stanie wzruszenia czy niepokoju. Wszędzie zjawiał się o właściwej porze,

choć nie było skądinąd człowieka mniej skłonnego do pośPiechu niż on. To

wyjaśNiało, dlaczego żył samotnie i, aby tak rzec, poza nawiasem społeczeństwa;

rozumiał dobrze, że w życiu istnieje zjawisko tarcia, a ponieważ tarcie opóźnia

ruch, więc nie ocierał się o nikogo. Co do Jana, zwanego Obieżyświatem, to był

on nieodrodnym synem Paryża; od pięciu lat, to jest odkąd przybył do Anglii i

służył w domach londyńskich, bezskutecznie rozglądał się za panem godnym jego

przywiązania. Obieżyświat w niczym nie przypominał obwiesiów w rodzaju Frontinów

czy Mascarillów, * tych wałkoniów o zadartych nosach, głowach wciśNiętych w

ramiona i bezczelnym oku. Nic podobnego! Obieżyświat był zacnym chłopcem; miał

miłą fizjonomię, cokolwiek wydatne wargi, jakby złożone do smakowania wszelkich

dobrych rzeczy, naturę łagodną i życzliwą oraz poczciwą, okrągłą głowę, jaką się

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin