Varner Linda - Przepis na atrakcyjne święta.rtf

(1730 KB) Pobierz

LINDA VARNER

 

Przepis na atrakcyjne święta


Przepis na atrakcyjne święta

 

1 kowboj

1 nowo odnaleziony syn kowboja

1 napaść

1 niezależna i samotna dziewczyna

1 ratunek

1 ranczo, dostatecznie duże dla trojga (i więcej)

 

Połączyć kowboja z synem. Dorzucić napaść w wigilijną noc. Dodać dziewczynę i ratunek. Składniki dokładnie wymieszać i pozostawić na święta na odludnym ranczu.

Cierpliwie czekać do końca książki na efekty!


PROLOG

 

No dobrze mruknął Ryan Given. Jak już tak bardzo nie chcesz, to nie musisz ze mną iść. Tylko mi obiecaj, że nie będziesz się bawił zapałkami, ubał w nosie i otwierał drzwi obcym ludziom.

Tato, przecież ja nie jestem małym dzieckiem! obruszył się Sawyer. Wiem, co mam robić. Mam już skończone osiem lat.

Ryan z niechęcią myślał o najkrótszym nawet rozstaniu z synem, którego dopiero niedawno odnalazł i z którym włnie zatrzymał się w motelu. Ale w końcu zgodził się zostawić Sawyera na kwadrans samego i pójść do pobliskiego baru po jakąś kolację na wynos dla nich obydwu.

Grudniowy, wigilijny wieczór był przecież taki zimny, a chłopiec, wyciągnąwszy się wygodnie na łóżku w ciepłym i przytulnym pokoju, z taką lubością wpatrywał się w ekran telewizora.

Ryan wyszedł.

Przesuwające się bardzo nisko ciężkie, śniegowe chmury sprawiały, że na dworze było kompletnie ciemno. Ani śladu księżyca, ani śladu gwiazd! Chociaż minęło już wpół do ósmej, nawet tej jednej, najważniejszej, wigilijnej gwiazdki nie dało się wypatrzyć na niebie.

Ryan Given wsunął się do szoferki swojej sfatygowanej, artej w wielu miejscach przez rdzę, ale wciąż jeszcze jakimś cudem sprawnej furgonetki, któnie odbyli z Sawyerem wyczerpują całodzienną jazdę, docierając na nocleg do miasteczka Clearwater w stanie Kolorado.

Z umieszczonej tuż za fotelem kierowcy, zamykanej na solidną kłódkę metalowej skrzynki na narzędzia, doskonałej jako podróżny sejf, wydobył kilka dziesięciodolarowych banknotów i wł je do portfela. Po czym wysiadł, zatrzasnął drzwi samochodu i ruszył piechotą w stronę baru Kolorado”, który, wedle zapewnieńodego recepcjonisty z motelu, nawet w Wigilię miał być z całą pewnością czynny aż do późnego wieczora.

Żeby nie nakładać drogi i nie marnować w ten sposób czasu, Ryan, kierując się wskazówkami chłopaka z recepcji, nie poszedł świątecznie oświetloną ulicą miasteczka, tylko na skróty, przez niewielki, trochę zdziczały park, który zaczynał się naprzeciwko motelu, a miał się skończyć kawałek dalej, dokładnie naprzeciwko baru.

Idąc trochę niepewnym krokiem zaśnieżoną po wierzchu, a oblodzoną pod spodem i z tego powodu dość śliską alejką, spostrzegł jaskrawy neon baru już z daleka. Nie zauważ natomiast w ciemności sterczącej nisko gałęzi drzewa, które włnie mijał.

Niestety, nie zauważ.

Ale na szczęście nie zahaczył o zesztywniały na mrozie, katy konar głową, tylko czubkiem nasadzonego na nią kowbojskiego kapelusza.

Kapelusz spadł na śnieg. Ryan Given zaklął siarczyście i rad nierad przykucnął, żeby podnieść swoje kowbojskie nakrycie głowy. Wymacał kapelusz po ciemku, otrzepał go z białego puchu i z powrotem zał.

Zanim się wyprostował, usłyszał tuż za sobą jakieś ciche kroki.

Kto, u licha mruknął.

Nie zdąż jednak nawet zerknąć przez ramię i sprawdzić, któż to się za nim skrada po ciemku przez opustoszały park, kiedy otrzymał silny, piekielnie bolesny cios w tyłowy i bezwładnie osunął się na śnieg.


ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Dani Sellica wyszła z baru Kolorado, gdzie po zrobieniu późnym popołudniem ostatnich przedświątecznych zakupów wpadła tylko na chwilę na filiżankę kawy i pogawędkę ze znajomymi z Clearwater. Wzięła parę głębokich oddechów, żeby uwolnićuca od oparów przypalonego tłuszczu i tytoniowego dymu, po czym podeszła do swego samochodu, czteroosobowego terenowego traka z blaszaną skrzynią ładunkową z tyłu.

Najpierw, nie zaglądając do środka, zamknęła skrzynię na klucz. A potem wsiadła do kabiny, zapięła pas i uruchomiła silnik. Zanim wrzuciła pierwszy bieg, spojrzała jeszcze na wbudowany w deskę rozdzielczą wozu zegar z podświetlaną tarczą.

Wskazywał dokładnie wpół do dziewiątej.

Do licha, późno! mruknęła z dezaprobatą sama do siebie. Zasiedziałam się, zagadałam, a robota czeka. Choinkę trzeba ubrać.

choinkę, zgrabny świerczek, kupiony na kiermaszu przy supermarkecie, miała za sobą, w skrzyni. Natomiast przed sobą miała dobrą godzinę jazdy do domu.

Dani nie ociągała się ani chwili dł...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin