Mimo wielu zapewnień, świadectw i głosów także lekarzy o cudowności i wspaniałości specyfików homeopatycznych zaczynają budzić się wątpliwości.
Wątpliwość 1.
Co więc leczy w Oscillococinum skoro nie ma tam ani jednego atomu czynnika leczącego poza białymi granulkami, które zawierają w sobie cukier (w 6. fiolkach jest 6 gram cukru)?
Homeopaci mają na to odpowiedź. Otóż z ich wywodów dowiadujemy się, że woda ma pamięć! Twierdzą, że w początkowej fazie rozcięczania stężenie czynnika leczącego jest duże i realne (np. 1:10 czy 1:100). Wówczas woda ujawnia swą pamięć, tzn. cząsteczki czynnika leczącego (w naszym przypadku kaczki) ocierają się, dotykają, obijają słowem mają fizyczny kontakt z atomami wody (czy innego podłoża, w którym są rozcięczane). Wówczas woda – dzięki procesowi dynamizacji – zapamiętuje właściwości lecznicze cząstek kaczki. Co z tego, mówią homeopaci, że w następnej fazie rozcięczeń ze szklanki do szklanki przenosimy już czystą wodę do czystej wody. Przecież przenoszona woda zapamiętała właściwości lecznice kaczki i przekazała je atomom wody z kolejnej szklanki! Ot epokowe odkrycie!
Wątpliwość 2.
No dobrze, przyjmijmy, że woda ma pamięć. Ale tu rodzi się wątpliwość: dlaczego pamięć wody jest taka wybiórcza? Bo przecież zanim woda znajdzie się w syropku homeopatycznym to wcześniej była w chmurach gdzie jest tyle zanieczyszczeń, padała na pola gdzie chodziły krówki (zostawiając coś po sobie), padała na pola gdzie jest dużo nawozów sztucznych itd. Dlaczego więc woda zapamiętała np. właściwości cząstek kaczki, a innych zanieczyszczeń, z którymi przecież się spotyka nie pamięta ni w ząb. Niektórzy homeopaci tłumaczą, że pamięć wody ujawnia się w momencie dynamizowania (potencjalizowania), a nie wcześniej. Widać dynamizowanie homeopatyczne budzi wodę z letargu!
Wątpliwość 3.
Jednak i to nie wyjaśnia wątpliwości ponieważ tu rodzi się następne pytanie. Mamy w fabryce „lek” homeopatyczny nadynamizowany. Ale teraz trzeba go jeszcze rozwieść po aptekach. W Polsce niestety drogi są jakie są. Auto rozwożące leki trzęsie się i podskakuje na koleinach, przejazdach kolejowych i tramwajowych, dziurach i łatach. Skąd więc „lek” homeopatyczny „wie”, że jedne trzęsiawki pochodzą np. z ręki homeopaty i tę energię należy brać pod uwagę, a inne pochodzą np. ze studzienek kanalizacyjnych będących w jezdni i energii nie trzeba brać pod uwagę???
Wątpliwość 4.
Przecież gdy biorę lek na ręka, czy też na łyżeczkę a następnie do ust to już znajdują się w nim miliony atomów obcych substancji (zanieczyszczeń z powietrza, naskórka ręki, metalu, opakowania leku itp. Dlaczego więc woda pamięta rzekome właściwości lecznicze atomów substancji, której w niej nie ma, a nie pamięta (nie bierze pod uwagę) wpływu milionów i miliardów atomów obcych substancji, które w niej są? Pytanie czy woda jest półgłówkiem nie wszystkiego nie pamięta? Czy może jest tak genialne, że sama wie wpływ których cząsteczek brać pod uwagę, a wpływ których odrzucić!
Wątpliwość 5.
Homeopaci mówią o potencjalizowaniu, energetyzowaniu, dynamizowaniu. Rodzi się kolejne już pytania o jaką energię (moc) tu chodzi? Czy jest to energia kinetyczna związana z ruchem, a może potencjalna. A może chodzi tu o energię magnetyczną, elektryczną, elektromagnetyczną (promieniowanie gamma, rentgenowskie, ultrafiolet, podczerwień, promieniowanie radiowe itd.)? Jak jest to energia?
Część homeopatów mówi tu o jakiejś energii kosmicznej, witalnej (życiowej). jednak gdy chcemy dopytać o naturę tej energii, sposób jej rozchodzenia się, oddziaływanie, źródło pochodzenia niestety poza ogólnikami i tzw. „bełkotem naukowym” niczego się nie dowiadujemy. Nieraz pytam: Skoro mówmy o energii kosmicznej czy może chodzi o promieniowanie słoneczne, wiatr słoneczny, promieniowanie gamma itp. Ale nic z tych rzeczy. Więc o jakiej energii (mocy) mówią i się posługują homeopaci???
Wątpliwość 6.
Procedura sporządzania leków homeopatycznych ociera się w wielu przypadkach o okultyzm i szamaństwo. Część leków jest sporządzana według specjalnych receptur z nakładaniem rąk czy innymi sposobami wzbudzania energii (mocy – jakich?). Niekiedy przypomina to zachowanie niektórych szamanów sporządzających specjalne mikstury, z którymi łączyli potrząsanie, zaklinanie czy wzywanie tajemnych mocy. Tak więc procedura niektórych leków nie ma nic wspólnego z osiągnięciami medycyny czy prawami, jakimi kieruje się farmacja przy sporządzaniu leków lecz bardziej z szamaństwem.
Stąd też niektórzy duszpasterze, egzorcyści czy nawet lekarze zaangażowani w głębszą formację chrześcijańską ostrzegają przed lekami homeopatycznymi, jako przed możliwością wpływu ukrytych sił wrogich człowiekowi. Część z nich mówi wprost o możliwości oddziaływania mocy złego ducha poprzez niektóre leki homeopatyczne.
Warto tu przytoczyć opinię, jaką w swej książce zawarł S. Pfaifer, który jest szwajcarskim lekarzem.
„Czy chrześcijanin winien przyjmować środki homeopatyczne?
Jest to naturalnie problem sumienia, który każdy, czytający tę książkę musi rozwiązać sam. Dla uniknięcia nieporozumień należy ponownie podkreślić, że nie każdy homeopata stosuje wyżej opisane praktyki. Poznałem terapeutów i lekarzy, którzy pragną przy pomocy środków homeopatycznych stosować po prostu tylko nieszkodliwą medycynę. Jednak niestety jest wielu innych, którzy jednoznacznie to pragnienie mieszają z praktykami magicznymi. (...)
Osobiście nie przypisywałbym samemu środkowi żadnej mocy okultystycznej. Jako magiczną należy traktować dopiero wiarę pacjenta w nadnaturalne kosmiczne moce lecznicze.
Jednak po tym wszystkim, co zestawiłem w tym rozdziale, nie mógłbym żadnemu z pacjentów przepisać środków homeopatycznych. Ten, kto to jednak czyni, często nie uświadamia sobie, jakie podłoże posiada ta nauka.
Odradzałbym zwłaszcza środki przekraczające potencję D6, gdyż poza tymi granicami istnieją już tylko mistyczne (jeśli nawet pseudonaukowo zabarwione) wyjaśnienia ich działania. Należy wystrzegać się szczególnie homeopatów, którzy używają wahadełka, czytają z ręki, magnetyzują lub leczą na odległość. Jednak pacjentowi trudno te praktyki rozpoznać.
Jak można stwierdzić, z jakiego źródła pochodzą środki homeopatyczne, które się połyka? Gdzie trzeba nam postawić słynną kreskę, czy używać środki homeopatyczne, czy trzymać się od nich z dala? Udzielenie odpowiedzi na to pytanie pozostawiam czytelnikowi, w obliczu skądinąd wątpliwego podłoża i działania tych środków. Rezygnacja ze środków homeopatycznych nie sprawi trudności, mając na uwadze to, że obecnie stoi do dyspozycji dostateczna ilość środków roślinnych, które bez zbędnego rozcieńczania i „potencjalizacji” wykazują działanie łagodne, bez skutków ubocznych.”
Wątpliwość 7.
Są przykłady osób, które przez homeopatie wysłały by dziecko na śmierć. Młode małżeństwo miało dziecko przewlekle chore na alergie. Skontaktowali się z lekarzem homeopatą. Specjalne leki ze specjalnymi rozcięczeniami dla tego dziecka były przygotowywane. Wszystko rzecz jasna kosztowało, ale czegóż nie robi się dla kochanej osoby by mogła normalnie funkcjonować. Pewnej nocy wystąpił kaszel i duszność. Jak zawsze w takich przypadkach podali dziecku przepisany lek. Niestety duszności nie ustępowały, a wręcz się nasilały. Zadzwonili do swej prywatnej lekarki, która poleciła zwiększyć dawkę homeopatycznego specyfiku. Duszności nie ustępowały. Dziecko coraz ciężej oddychało, zaczęło sinieć. Na szczęście rodzice po raz kolejny nie dzwonili do owej homeopatki lecz szybko w samochód i do przychodni. Tam dziecko dostało zastrzyk rozkurczowy i zaczęło normalnie funkcjonować. Co by było gdyby dalej ślepo wierzyli w cudowną moc homeopatii?
Może ktoś powiedzieć, że w medycynie konwencjonalnej jest wiele błędów lekarskich. Ludzie nawet życiem przypłacają te błędy w diagnozie czy sposobie leczenia. Jednak zwróćmy uwagę, iż w tym przypadku mówimy o błędach w rozpoznaniu choroby czy złym dobraniu metod leczenia. To jest co innego. W Omawianym przypadku nie chodziło o błędne rozpoznanie choroby, była znana od lat. Zagrożenia dla życia dziecka nie wynikało także ze złego określenia rodzaju czy ilości „leku” homeopatycznego. Jakikolwiek „lek” czy też manipulowanie jego dawkami doprowadziło by do śmierci, gdyż zwykła woda czy cukier czy jakiekolwiek zielarstwo rozcięczone miliony czy biliony razy w takim przypadku byłoby nie skuteczne. W naszym przypadku zagrożenie leżało w samej naturze „leków” homeopatycznych, które lekami nie są!
Rzecz jasna wszystkie formy homeopatyczne zabezpieczają się w takich sytuacjach i nie ponoszą żadnej odpowiedzialności prawnej. Dlaczego? Z prostej przyczyny. Dołączają bowiem napis na ulotce by przed przyjęciem „leku” skontaktować się z lekarzem lub skonsultować z farmaceutą.
Andrzej Wronka
„Lek” homeopatyczny ma dwa główne składniki: podstawę leku (woda, cukier) i substancje lecznice roślinne lub zwierzęce, które w tej podstawie są rozcięczane. W Ossccilococcinum znajduje się zwyczajny cukier. W naszych przykładach odwołujemy się do wody gdyż jest „plastyczniejsza” i łatwiej zrozumieć na jej przykładzie rozcięczenia.
S. Pfaifer, Czy zdrowie za wszelką cenę? Medycyna alternatywna a wiara chrześcijańska, Wrocław 1994, s.100-101.
apd61