Sennik wspolczesny - tresc.doc

(101 KB) Pobierz
Tadeusz Konwicki „Sennik współczesny”

Barbara Bechta

 

Tadeusz Konwicki „Sennik współczesny”

 

Bohater budzi się ze snu. Stoją nad nim: Malwina Korsakówna, jej brat Ildefons oraz Partyzant (Jasio Krupa). Bohater wrócił ze służbowej podróży (tak to określił Partyzant), to znaczy próbował popełnić samobójstwo. Po jakimś czasie nadchodzi Romuś, torowy Dębicki oraz hrabia Pac. Partyzant nazywa głównego bohatera „synem partii”. Rozkręca się jakaś malutka impreza. Wszyscy rozmawiają, piją, a Ildefons zaczyna śpiewać po rosyjsku. Siostra ucisza go i tłumaczy, że brat jest chory na „kiszeczki” i coś się mu w głowie poprzewracało, a Główko nalega, żeby Ildefons śpiewał, bo on nie zna tej piosenki. Sytuacja powtarza się przy każdej kolejnej imprezie.

Nagle pojawia się Regina – kobieta, która podobnie jak Paweł (bohater) wynajmuje u Korsaków pokój. Bardzo chce poznać mężczyznę. Już na wstępie znajomości informuje, ze miała męża, ale rozwiodła się z nim trzy lata temu. Kobieta sprzedaje w miejscowym sklepie i musi do niego wracać. Po jej wyjściu Malwina mówi Pawłowi, że Regina od dawna już o niego wypytywała – „a skąd, a kto, a jakie wykształcenie i dlaczego z prostymi na kolej pracuje”. Radzi mu też, aby odwiedził Józefa Cara, który mieszka nad rzeką. W ich rozmowie pojawia się Huniady, choć on sam w powieści nie występuje. Huniady to zbrodniarz, postać na poły legendarna, morderca komunistów i nie tylko. Paweł obserwuje Ildefonsa rąbiącego gałęzie suchych świerków. Ma wrażenie, jakby patrzył na zegar, którego wahadło traci siłę, zamiera.

Mimo osłabienia Paweł wyrusza na spacer i przypadkowo jest świadkiem pewnej sceny – Partyzant próbował wedrzeć się do sklepu, w którym sprzedawała Regina. Krzyczy na nią, aby go wpuściła i grozi, że będzie tego żałowała. Rozwścieczony Partyzant odchodzi a widząc Pawła wylewa przed nim swe żale. Partyzant zamiast dłoni ma protezę, która kiedyś budziła wśród ludzi zachwyt i uznanie. „Piętnaście lat temu stawiano mi za to wódkę, goszczono w każdym domu, dziewczyny przebierały nogami, żebym tylko popatrzył łaskawie. Wtedy to był skarb. Czarodziejska różdżka. Można powiedzieć, relikwia” – mówi. Paweł pyta go o Huniadego. Miejscowa legenda głosi, że on ciągle ukrywa się w Borze Sołeckim i każdy kto go kiedykolwiek widział, zginął. Paweł rusza dalej przez wieś. Przechodzi koło budynku partii i widzi na balkonie komisarza Szafira. Chwilę później z drugiego brzegu rzeki gramoli się Romuś i opowiada, ze słyszał, że mają wycinać wielki Bór Sołecki, w którym jest mnóstwo mogił, zarówno z czasów pierwszej, jak i drugiej wojny światowej, a całą dolinę zalać wodą. Wszyscy mieszkańcy musieliby się wtedy wyprowadzić.

Dalszą drogę bohater przemierza samotnie i znajduje w rzece ruski krzyż z datą 1863 i napisem „Gospodi spasi ludi twoja”. Nagle przezywa coś w rodzaju wizji, może snu, a może to realne… Widzi wysokiego, czarnego mężczyznę, którego twarz jest mu bardzo dobrze znana. Chce mu powiedzieć, że go zna, pamięta, że nie może się od niego uwolnić, ale powstrzymuje się od tego. Mężczyzna zaprasza go do siebie, gdyby się mu nudziło. Idąc dalej widzi tłum ludzi nad rzeką. Pojawia się Główko i stwierdza, że to ciemnota… Jego żona też tam jest. Wszyscy klęczą wokół Józefa Cara.

 

Budowa kolei – hrabia Pac, partyzant, Paweł… Rozmawiają o kobietach. Pac mówi, że Regina jakoś dziwnie na niego patrzy, chyba się jej podoba. Partyzant trochę się wkurza. Przybywa Ildefons. Pytają go co tam w gazetach piszą (bo on namiętnie czyta gazety), a ten odpowiada, że znowu jakiś sputnik wypuścili (jest to wzmianka naprowadzająca na czas akcji). Korsak mówi też, że przy każdej nowości robią mnóstwo szumu w prasie, np. kiedy okazało się, że to Ziemia krąży wokół Słońca a nie odwrotnie. „No i co z tego? No i co pan albo ja z tego mamy? Tyle lat mówiono, że kręci się koło naszej ziemi i dobrze było”. Partyzant nazywa go zacofanym staruszkiem. Przybywa torowy Dębicki, którego wszyscy zawsze nazywają panem Dobasem, a on ich zawsze poprawia, że się nazywa Dębicki, a oni mówią, że jeszcze im tak z przedwojennych czasów pozostało i nie mogą się przestawić na to nowe nazwisko. Korsak przypomina, że obiecał mu posadę dróżnika przy poczęstunku, jak odratowali sublokatora (Pawła).

Nadjeżdża furmanka z boru i wiezie zwłoki mężczyzny. Podąża za nią Romuś i mówi, że znaleźli go geometrzy jak mierzyli i że wpadł do starych bunkrów. Paweł idzie za furmanką… Czuje znajomy smród trupa i nie może się powstrzymać żeby nie zajrzeć pod worek obroku, którym był przykryty. Partyzant mówi, ze ten las jest przeklęty, ale jak go wytną i zaleją wodą będzie spokój. Nikt w to nie wierzy i mówią, ze to plotki. Podczas rozmowy ktoś pyta bohatera kogo szuka w ich w wsi. Ten zaczyna kaszleć i mówi, że zatrzymał się tu, bo jest chory i nikogo nie szuka. Ludzie nie wierzą mu, są wobec niego podejrzliwi, ponieważ wszyscy wyjeżdżają z ich wsi (wszyscy młodzi wyemigrowali do miasta), a ten odwrotnie.

Nagle nadchodzi jakaś kobieta. Zauroczony partyzant pyta kto to… Hrabia chichocze i dziwi się, ze partyzant jeszcze jej nie zna. Partyzant zagaduje ją – że to sobota i może jej plecy poszorować, że ona potrzebuje chłopa itp. Kiedy kobieta mówi, że się nie znają, on chce się zapoznać, a ona odpowiada, ze nie ma życzenia. Wkurzony mówi, że ja dopadnie. Robotnicy umawiają się, żeby iść za Reginą nad rzekę – będzie się kąpać nago, bo już nie raz tak robiła. Przybywa torowy i znowu wypytuje Pawła skąd i po co się tu zjawił„Widzę, że jesteście nie od tej roboty”. Pyta go też o jego próbę samobójczą… Paweł zaprzecza, jakoby coś takiego miało miejsce i mówi, że zatruł się jedzeniem.

Bohater idzie do domu, a po drodze spotka furmankę z trupem. Coś pękło przy wozie, a przesądny furman naprawia go z trupem na wozie. W dalszej drodze zaczepia Pawła kobieta z koszem jabłek. Wygląda na to, ze się znają, ale ona przedstawia się. Nazywa się Justyna i mówi „znam pana imię”. Paweł poznaje Justynę. Jej twarz wydaje mu się twarzą uczennicy, skądś mu znaną, jakby pamiętał ją ze snu. Ta twarz nie pasuje do ciała dojrzałej kobiety. Justyna porusza się rozluźnionym krokiem, jakby tanecznym. Paweł wie, że tak poruszają się ludzie, którzy żyli w agresywnym i nieprzyjaznym środowisku. Paweł obiecuje codziennie na nią czekać. Rozstają się, ale Paweł widzi jak Justyna wraca do domu, wita się z mężem, rzuca kosz, obejmują się i wchodzą do domu. Nadbiega Romuś i mówi, że Regina to dopiero kobieta… Jakby Paweł chciał to może ją sobie pooglądać nad rzeką, bo często chodzi się tam kąpać. Mężczyźni tak tu robią.

Jest już noc, Paweł wraca do domu i słyszy jak do Reginy, która ma pokój obok niego, zakrada się Partyzant. Chce wejść, ale kobieta nie wpuszcza go. Prosi ją by wyjechała z nim, obiecuje, ze będzie żyła jak pani, bo „on ma tu coś zakopane w ziemi”. Użala się, że kiedyś rządził powiatem, Niemcy zdejmowali przed nim czapki, a dziś? Partyzant wkurzony wybił szybę i poszedł sobie. Widział też Pawła i wiedział, że ten wszystko słyszał. Regina mówi, ze strasznie się przeraziła i idzie do Pawła pokoju, siada na łóżku, mówi, że bardzo gorące… Pyta go skąd się tu wziął. Wyraźnie go kokietuje. W końcu wychodzi.

 

Następnego dnia Paweł idzie do lasu. Pani Malwina próbuje go zatrzymać, bo przecież lepiej byłoby pomodlić się z nimi. Ostrzega go, że „to niedobry las”. Ildefons zauważa, że znaleziony przez Pawła krzyż ma dla niego duże znaczenie, bo oczyścił go, nosi na szyi i często na niego spogląda. Wychodząc Paweł spotyka na werandzie Reginę w halce. Mówi, ze ona nigdy nie była w borze, a teraz to chodzi tam tylko torowy, bo zabili mu w czasie wojny żonę i dzieci i pochował je w lesie. Regina radzi mu by znalazł sobie kobietę i mówi „może ja bym się za pana wydała”?

Koło Soły Paweł spotyka Justynę. Kobieta pokazuje mu siny bok – uderzyła się schodząc stromym zboczem, aby go spotkać. Idą razem wpław przez rzekę i docierają do boru, skąd widać całą dolinę, wraz z jarzębiną przed domem Justyny. Paweł co jakiś czas mówi sam do siebie i nazywa się „głupcem”. Justyna nagle zrywa się i mówi, że musi wracać. Paweł pragnie, by idąc do domu odwróciła się w jego stronę, ale nie dzieje się tak. Znalazł w lesie puste łuski i zaczął krzyczeć wołając „Korwin! Szukam ciebie!. Paweł ma poczucie, że w mroku, który go ogarnia, kryje się irracjonalny strach przed samotnością i niewolą.

 

Pojawia się narracja 2-osobowa. Jest zima. Jakiś mężczyzna wpadł pod tramwaj. Zbiegło się mnóstwo ludzi i domyślają się, czy to wypadek, czy samobójstwo. Paweł jest przestraszony – nie chce widzieć jak będą go podnosić, by nie widzieć jego twarzy. Co jakiś czas spogląda na zegarek, bo czeka na tramwaj – jeszcze dziewięć minut.

Narrator zwraca się do kogoś, jakby przypominając mu, co tamten robił pewnego wieczora: siedział przy stole, czytałeś “Popioły” Żeromskiego… Przypominał też godzinę, kiedy odebrano mu broń i wypędzono z oddziału Orkana. Okłamał matkę, że jego oddział został rozwiązany, a on otrzymał ważne zadanie konspiracyjne. Wspomina, jak widział, jak szaulisi aresztują pewnego człowieka – jego wysoką, chudą postać, przygarbione plecy, czarne włosy, smagła twarz. Próbował ostrzec tego człowieka przed zbliżającymi się szaulisami, ale było za późno. Zabrali mu matkę, sąsiedzi wyrzucali mu, że naraża najbliższych na śmierć. Jego matkę wywieziono do Rzeszy. Potem wprowadził się do domu pani Malwiny. Wspomina też, jak był przesłuchiwany, pytano go o dowódcę bandy podziemnej, do której należał, o rozkaz zabicia człowieka, który otrzymał. Ten człowiek mieszkał w domu obok kolei, był wysoki, miał ciemne włosy, oliwkową cerę i wydatne usta. Okazuje się, że kobieta, która spisuje zeznania, jest żoną tego człowieka. Bohater przyznaje się, że strzelił, ale tak, żeby nie zabić.

 

Paweł ciągle jest w lesie i woła Korwina. Zrezygnowany idzie dalej, ale nie ma już sił. Bolą go nogi. Nagle widzi parę idącą ścieżka – to partyzant i Regina. Siadają na płaszczu i robią brzydkie rzeczy ;) Paweł nie może odejść, bo słyszeliby go, wiec obserwuje ich. Po powrocie do domu zastaje Reginę już na werandzie. Jest wesoła, zagaduje go, ale po wejściu do swojego pokoju zaczyna płakać.

 

Paweł opowiada o pracy – budują bocznicę. Pierwszy pociąg ma przybyć z północy pod koniec miesiąca. Pac znowu pyta Pawła skąd się tu wziął i drwi z Partyzanta, że widział go wczoraj na spacerze z Reginą. Partyzant wkurza się, że to nieprawda, że ona to „dziwka bezdomna” i w życiu by się z nią nie ożenił. Ponoć wczoraj ktoś wzywał w borze pomocy… Paweł pyta Partyzanta, czy wierzy w Huniadego, na co ten odpowiada, że możliwe, iż faktycznie przeżył i ukrywa się tu. Torowy obserwuje rozmawiających i wkurza się, że zamiast pracować stoją. Gdyby zależało to od niego, zmusiłby ich do pracy tak, że wybudowaliby już w tym czasie wieżowiec.

Nadchodzi Malwina i w czasie rozmowy stwierdza, że „od książek niejednemu już mózgi pomieszało”. Cały czas mówi „u nas na wschodzie koło Ejszyszek… coś tam, coś tam... Malwina opowiada o torowym – że często znika na parę dni i nie wiadomo co się z nim dzieje, a kiedyś był bardzo ważnym człowiekiem w miasteczku, ale wrócił na wieś, bo prawdopodobnie nie miał wystarczającego wykształcenia. Nadbiega Romuś z wieścią, ze robotnicy przyjechali. Faktycznie po drugiej stronie rzeki były już baraki, betoniarki, łopaty i inne sprzęty. Malwina runęłą na kolana i zaczęła się modlić. Główko stwierdza, ze nie ma się co kłopotać – niejedni już zaczynali tu budowę i rezygnowali. Po powrocie do domu Paweł znajduje w szufladach dokumenty wcześniejszego lokatora, które ten przed wyjazdem zamurował, a Kossakowie wyciągnęli i schowali w szufladzie. Paweł zastanawia się, co stało się z jego własnymi dokumentami… Może ktoś wykopał… Kossakowie namawiają lokatora, by poszedł z nimi na modlitwę, na co on odpowiada „Kiedy zacznę się modlić, będzie to znaczyć, że się poddałem. A ja jeszcze nie chce się poddać”.

Paweł spotyka się z Justyną, która zwierza się, że jest sierotą (znaleziono ją w czasie bitwy i podejrzewano, że jest niemieckim dzieckiem), a o swoim mężu wie niewiele – ani skąd jest, ani czy był kiedyś ranny. Teraz opiekuje się dziećmi z domu dziecka w Podjelniakach. Często przed mężem wykorzystuje ten pretekst, aby spotkać się z Pawłem. Paweł usilnie dopytuje się o jej męża, ponieważ ma wrażenie, że skądś go zna. Romuś odgraża się Pawłowi, ze go zabije, bo to przez niego „wszystko się zaczęło”.

 

Podczas spaceru zaczepił Pawła robotnik i najpierw pytał o sklep z wódką, a nie otrzymawszy odpowiedzi, nazwał wioskę ciemną, a o mieszkańcach powiedział, że pewnie wszy wyżarły im rozum. Paweł pokazał im „trzeci palec” i uciekł, bo posypały się za nim kamienie. Dalej spotkał Józefa Cara, który wprost pytał, czy Paweł kocha się już w jego żonie (tutaj wszyscy się w niej kochają) i namawiał do wyjazdu z ich wsi. Paweł obiecał wyjechać, gdy załatwi to, co ma do załatwienia.

 

Paweł wraca do domu, a tam znowu impreza. Ildefons znowu śpiewa, siostra ucisza go, a po sierżanta przychodzą dzieci, bo mama kazała. Pac wyrywa się i przyprowadza zaspaną już Reginę. Adoruje ją, na co Partyzant wprost nie może patrzeć. Piją za to „by wszyscy mogli tu zostać” (niby chodzi o sierżanta, ale ktoś dodaje „tu, na naszej ziemi”). Okazuje się, że cała impreza zorganizowana jest, by załatwić z torowym uniknięcie przesiedlenia. Partyzant nie może wytrzymać i rzuca się na Paca – dochodzi do bójki, co powoduje, że stojący pod oknem Szafir wchodzi do domu i przy okazji opowiada o strajku sprzed lat w zakładzie, w którym był sekretarzem. Nie schował się z dyrekcją, wyszedł do ludu i został obrzucony kamieniami. Paweł wychodzi do opuszczonego domu, na spotkanie z Justyną. Mężczyzna raz widzi w niej banalność, a raz coś nadzwyczajnego. Całują się a kiedy Paweł zaczyna jej dotykać i popycha na siano, kobieta wyrywa się, płacze i wybiega. Paweł wypytuje ją, czy jej mąż ma na policzku bliznę.

 

Przed ganek zajeżdża Harap z Romusiem i zabierają spakowaną już Reginę do miasta, a potem może za granicę. Kobieta żegna się ze wszystkimi a Pawłowi mówi, że „za niego to chętnie by wyszła, wystarczyło jedno słowo”. Z Partyzantem nie żegna się, a on krzyczy za nią „mówię ci po dobroci, zostań”. Zaraz po odjeździe Regin nadjechał samochód z miasta wiozący dwóch mężczyzn – bruneta i Anglika, ponoć zachodniego dziennikarza. Chcieli iść do Boru Sołeckiego i napisać o nim reportaż, bo przecież niedługo zostanie zatopiony. Pytają też o Huniadego, ale mieszkańcy udają, że nic nie wiedzą. Cudzoziemiec przygląda się Pawłowi, któremu wydaje się, że gdzieś widział jego twarz, tylko młodszą, jaśniejszą i czystszą.

Romuś ostrzega Pawła, żeby wyjechał, bo go tu nie lubią, jest obcy. Romuś za odpowiednią zapłatę godzi się być przewodnikiem przyjzdnych. Przez rzekę przeprawili się w bród, bo do najbliższego mostu aż 3 km. Przybysze chcą fotografować okolicę, domy, chcą przenocować, ale spotykają się z zakazami i niechęcią mieszkańców, mimo obiecanego wynagrodzenia. Próbowali ich sobie zjednać mówiąc, że być może są prorokami. Ostateczne wyjeżdżają podwożąc do miasta Partyzanta szukającego Reginy. Mężczyzna wraca nie znalazłszy jej.

 

Paweł przychodzi do Józefa Cara by porozmawiać. Jest tam też Justyna, która wychodzi do ogrodu po jabłka, a wcześniej całuje i tuli się z mężem. Paweł pyta go, dlaczego wybrał taką samą dolinę z rzeką na dnie, z taką samą linią toru kolejowego, biegnącą środkiem z dąbrową na drugim brzegu. Paweł podobne miejsce pamięta z młodości, podobnie jak samego Józefa Cara. Ten odpowiada, że był to przypadek. Paweł mówi mu, że chciałby o nim zapomnieć, ale nie może.

 

Znowu wraca do czasów wojennych, wspomina Korwina i Musię – łączniczkę, zwaną Jaskółką. Sam ma pseudonim Stary. Idą przez las. Nagle słyszą nadjeżdżające sanie i uciekają w głąb lasu. Mieli wiele szczęścia, że przejeżdżający nie widzieli ich śladów - na saniach znajdują się zamarznięci partyzanci „od Kmicica”. Dochodzą do swojej kryjówki. Po podaniu hasła zostają wpuszczeni do bunkru. Palić ogień wolno tu tylko w nocy. Korwin (komendant) i Musia śpią wtuleni w siebie. Musia woła Pawła, aby położył się obok i przytulił, bo będzie im cieplej. Paweł tłumaczy się, że nie mogli noc zrobić, bo tam stało wojsko. Korwin ponoć opowiadał o nim dziewczynie (po „niemieckich czasach” przygarnął go do swojego oddziału). Następnego dnia jest Wigilia. Paweł nie chce przyjąć chleba, bo czuje się winny, że jego patrol wrócił bez łupu.

Korwin organizuje kolejny patrol – mi zabić tego, kto wydał ludzi Kmicica. Wręcza Pawłowi pisemny wyrok i poleca jego wykonanie. Musia idzie z nimi, bo chce przynieść coś na Wigilię. (chociażby choinkę) W drodze, na pytanie Pawła, czy kocha Korwina, dziewczyna wyśmiewa go – kocham go tak samo jak ciebie, po prostu trzeba jakoś żyć”.

 

Pojawia się narracja 2-osobowa. Narrator przypomina Pawłowi jak to znalazł się w szpitalu ze złamaną nogą i użalał się nad sobą. Młodziutka pielęgniarka zawstydziła go mówiąc – „Proszę się nie pieścić. W dzisiejszych czasach ludzie większe cierpienia znoszą”. Nagle zobaczył oficera niemieckiego. Pod wpływem spirytusu, który dostał na uśmierzenie bólu, wydawało mu się, ze Niemiec rozpycha się w tłumie i ma zuchwały wzrok. Postanowił go ukarać – rozbił swój gips i dotkliwie pobił Niemca. Został za to skazany na kilka tyg. więzienia (pobicie oficera poza służbą). Przez kraty obserwował ludzi z łapanek wiezionych do obozów śmierci.

 

Potem trafił do oddziału Orkana. Dostaje broń. Zabija nieprzyjaciela. W czasie jednej z akcji Pyzio dołącza do Pawła. Chce się z nim zaprzyjaźnić i mieć prawdziwy pseudonim, aby towarzysze nie wołali na niego „Pyzio”. Po akcji Pyzio nie wrócił… Najpewniej zginął. Paweł przypomiał sobie postać, którą zastrzelił stojącą koło drzewa… Wrócił tam mimo zakazów przełożonych. Potem idzie niezauważony do obozu niemieckiego i wrzuca granat do łaźni.

 

Idąc przez las, rozmawiają o tym, co będą robić po wojnie, o świętach… Jaskółka nieco rozkleja się, tuli do Pawła i mówi, ze chciałaby go spotkać po wojnie. W oddali słychać kolędy – zbliżają się do wsi. Wpadają do chaty, a Pawła nieco paraliżuje – boi się, że mężczyzna, którego przyszedł zastrzelić, pozna go. To przez okno tej chaty ujrzał po raz pierwszy nagość kobiecą. Obecne tam dziecko zostaje wypchnięte do drugiej izby, boi się bo tam jest ciemno. Paweł nie może znaleźć wyroku… Powala mężczyznę na ziemię i przesuwa muszkę z lewej, na prawą stronę piersi i strzela. W drodze towarzysze dziwią się, że nie strzelał serią, a Paweł kłamie, że karabin się zaciął.

 

Józef Car udaje, że nie zna powodu, dla którego Paweł przychodzi do niego. W końcu pokazuje mu bliznę po kuli i opowiada jak leżał na podłodze i słuchał płaczu dziecka, jak przyjechali po niego ci, którzy wieźli ludzi Kmicica i jechał między lodowatymi trupami męczony gorączką, zlizując z ich rąk śnieg. Paweł mówi, że szukał go od wielu lat w miasteczkach podobnych do tamtego. Potem jednak Józef mówi mu, że to nie on jest tym człowiekiem. Uświadamia mu, że w każdym będzie widział tego, którego skrzywdził i w każdej twarzy zgryzotę, której przysporzył. Paweł przyznaje mu rację. W domu Paweł analizuje zdjęcie ze znalezionych dokumentów – ma wrażenie, ze zna tego człowieka, co potwierdza twierdzenie Józefa.

 

Modlących się nad rzeką atakują robotnicy z drugiego brzegu rzeki. Wyzywają i rzucają w nich kamieniami. Nazywają ich baptystami. Kiedy kamień trafia Romusia, wielka chmura układa się na kształt brodatej twarzy, wszyscy klękają… Do Pawła, który obserwuje wszystko z daleka, podchodzi Justyna. Jej mąż ponoć długo leżał po ich rozmowie, ale nie powiedział żonie o czym rozmawiali. Paweł zaczyna całować Justynę, która na początku się broni, ale powoli całkowicie mu ulega (czyli że wiadomo co następuje :) Kobieta teraz wydaje się mu brzydka. Zauważywszy u Pawła krzyż, ma kaprys nosić taki sam. Wchodzą do Soły i szukają podobnego. Po chwili słyszą jak ktoś odbiega – ktoś ich widział. Justyna odchodzi powoli bez pożegnania. Przez okno Paweł widzi jak wraca do męża i podczas pieszczot gaszą światło.

Paweł wraca i spotyka torowego, który domyśla się, ze Paweł siedział kiedyś w więzieniu, bo gada sam do siebie, ale ten zaprzecza mówiąc, że często bywał sam i to przez to. Torowy jest pijany, więc Paweł wyciąga od niego pewne informacje – mówi, że kiedyś ścigał Huniadego po całym powiecie i kilka razy umawiali się na spotkanie, ale Huniady nigdy nie przyszedł, ale zapowiedział, że przyjdzie w nocy. Torowy miał być na to gotowy. Przestraszony sprowadził pluton i zaminował bunkry w lesie. Huniady kiedyś więził torowego i podpalał. Ten przysiągł, że jeśli wyjdzie z tego cały, powróci do swojej wsi i tu umrze.

 

Znowu impreza, tym razem z okazji smutnej, 17 rocznicy przesiedlenia do Polski. Malwina wznosi toast wychwalający miejsca pod Ejszyszkami – glebę, lasy, rzeki… Partyzant ma pretensje do torowego za takie a nie inne rządy i ustrój, na co ten wypomina mu, że kiedyś służył u Huniadego, a potem wydał go i zostawił samego....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin