Medaliony Na�kowska.doc

(34 KB) Pobierz

Zofia Nałkowska Medaliony – 3 strony

Motto: Ludzie ludziom zgotowali ten los…

Profesor Spanner

              Narratorka z 2 prof. odwiedza opuszczone laboratorium? Budynek obozowy? Pokój do nauki anatomii? Coś w rodzaju laboratorium i krematorium. Widzą ludzkie ciała bez głów w basenach: „leżeli jak w sarkofagach, w cementowych, długich basenach z uniesionymi pokrywami – wzdłuż, jedni na drugich. Mieli ręce opuszczone wzdłuż ciała, niezłożone na piersiach wg pogrzebowego rytuału. A głowy odcięte od torsów tak równo, jakby byli z kamienia”. „Dalej były znowu baseny z umarłymi, a później kadzie z ludźmi przeciętymi na pół, pokrajanymi na części (nie mieścili się do pieców) i odartymi ze skóry”. Na stole „kawałki mydła białawego i chropowatego i parę metalowych, powalanych zeschłym mydłem foremek”.

              Zeznania przed Komisją Do Badania Zbrodni Hitlerowskich (ZN była jej członkiem), której członkiem jest narratorka. Młody, chudy i blady człowiek. Gdańszczanin. Preparator trupów w laboratorium prof. Spannera. „Spanner wystarał się o maszyny do oddzielania mięsa i tłuszczu od kości. Z kości miały być robione kościotrupy. Spanner kazał, żeby studenci odkładali tłuszcz z trupów osobno (…). Tłuszcz wybierany przez robotników z talerzy później miał leżeć całą zimę, a później, jak studenci wyjeżdżali, był przez 5-6 dni wyrobiony na mydło”. Zeznaje szczegółowo, stara się sobie wszystko dokładnie przypomnieć. „Trupy przywozili naprzód z domu wariackiego, ale później nie starczało tych trupów (…). Przywozili ze Stuttghoffu z obozu, z Królewca na śmierć skazanych, z Elbląga, z całego Pomorza. Dopiero jak w gdańskim więzieniu wystawili gilotynę, to już było dosyć trupów”. Niemiecki ksiądz poświęcił gilotynę. Później prof. Spanner zrobił się wybredny i nie chciał trupów z uciętymi głowami. „Każdy się bał tym mydłem myć na początku. Obrzydzenie było do tego mydła. Zapach miało niedobry. Prof. Spanner b. się starał, żeby ten zapach ustał. On pisał do chemicznych zakładów, żeby przysłali olejki. Ale zawsze czuć było, że to nie takie mydło (…). W domu mama też się obrzydzała. Ale się dobrze mydliło, więc go używała do prania. Ja się przyzwyczaiłem, bo było dobre…”. „W Niemczech, można powiedzieć, ludzie umieją coś zrobić – z niczego”.

              Mówią profesorowie, lekarze, koledzy Spannera. Pyt.: Czy znając Spannera z jego działalności naukowej mogli byli przypuścić, iż jest to człowiek zdolny do wyrabiania mydła z ciał umarłych skazańców i jeńców? 1 – „Tak, mogłem był to przypuścić, gdybym wiedział, że taki o3mał rozkaz. Było bowiem wiadomo, że był karnym członkiem partii”. 2 – „Owszem, mogłem to przypuścić. Z tego mianowicie powodu, że Niemcy przeżywały wówczas wielki brak tłuszczów. Więc wzgląd na stan ekonomiczny kraju, na dobro państwa mógł go do tego skłonić”.

              Uwaga: pytania i w ogóle wszelkie uwagi komisji są ograniczone do minimum. Postaci opowiadają swoje historie naprowadzane tylko przez komisję (czasem). Jedynie narratorka czasem dodaje własne opisy miejsc, literacko kreuje fabułę.

Dno

              Opowiada kobieta, „siwa, raczej ładna, zaokrąglona i miękka”. „W Ravensbruck nas, owszem, męczyli. Znęcali się zastrzykami, wyrabiali na kobietach praktyki, otwierali rany…”. Syn zaginął w wojennej zawierusze, córka była razem z nią w niemieckich obozach, w 1 ją za3mali i więcej się nie widziały. Jest widoczne, że wiele przemilcza. Bita na Pawiaku. Tylko. Innym ściągali krew, robili zastrzyki i dopiero rozstrzeliwali. Nie zdradziła nic, mimo okropnego bólu. Opowiada o tym jak były w fabryce amunicji. Wstawały o 3 w nocy, kawa bez cukru, kawałek chleba (10 dag na dzień), apel i do pracy. Tam obiad – zupa z liści. W zimie w letnich sukienkach. Głowy zgolone, drewniane chodaki. Karali za wszystko. Staniem nago na mrozie, biciem, najgorszy był bunkier – stało się w komorze razem z trupami bez picia i jedzenia. Niektóre jadły mięso z tych trupów, bo głód był straszny. Mówi o transporcie z Pawiaka do Ravensbruck w upale, 100 kobiet w 1, bydlęcym wagonie. Mężczyzn było więcej, po 30-40 trupów znajdowali po otwarciu wagonu. Wiele kobiet zwariowało, te od razu w Ravensbruck rozstrzelano.

Kobieta cmentarna

              Spacer cmentarną aleją. Umarli „mówią tylko swoje imię i nazwisko, mówią datę, rzadziej przypominają zawód swój i godność. Niekiedy w przejściu proszą półgłosem o westchnienie do Boga”. Przychodzi kobieta pielęgnująca kwiaty na grobach. Opowiada historię kobiety, która zmarła młodo, po urodzeniu dziecka wyskoczyła przez okno. Pochowano ją w pięknej białej sukni. Mąż kazał ją odkopać na sekcję, była wciąż piękna. Tym razem pochowano ją w niebieskiej sukience. Odkopali ją też po raz trzeci – mąż się powiesił i trzeba go było z nią pochować. Kobieta cmentarna jest cały czas spokojna, nie okazuje emocji, nie boi się trupów. Nie zburzyło tego spokoju nawet niegdysiejsze bombardowanie cmentarza: „Posągi i medaliony leżały wzdłuż alei. Groby z wnętrzami ukazały w pękniętych trumnach swych umarłych” – ona: „Nie umrą przecież II raz”. Roztrzęsiona jest mówiąc o żywych. Mieszka pod murem getta i wszystko słyszy: „Do ludzi strzelają po ulicach. Palą ich w mieszkaniach. Po nocach krzyki takie i płacz. Nikt nie może ani spać, ani jeść, nikt nie może wy3mać”. „To także ludzie, więc ich człowiek żałuje. Ale oni nienawidzą nas gorzej niż Niemców”. „Najgorsze jest to, że dla nich nie ma żadnego ratunku”. „Podpalają ich w domach i nie dają im wyjść. To matki zawijają dzieci w co tylko mają miękkiego, żeby ich mniej bolało, i wyrzucają z okna na bruk”. Rzeczywistość jest do zniesienia, gdyż jest niecała wiadoma. Wiemy o spokojnych pochodach ludzi idących bez sprzeciwu na śmierć. O skokach w płomienie, o skokach w przepaść. Ale jesteśmy po tej stronie muru – komentarz narratora.

Przy torze kolejowym

              Świadek zdarzenia opowiada o ucieczce młodej kobiety z transportu. Należało podważyć deskę w podłodze pociągu, współwięźniowie starali się stłoczyć, umożliwić desperacką próbę. „Kobieta leżąca przy torze należała do odważnych. Była 3 z tych, którzy zstąpili w otwór podłogi. Za nią stoczyło się jeszcze kilku. W tej samej chwili nad głowami podróżnych rozległa się seria strzałów”. Dostała w kolano, kilku uciekło, 2 zabito. Została przy torze ani żywa, ani umarła. Wielu tamtędy przechodziło, widziało ją, komentowało. Rozpoznali w niej Żydówkę i bali się pomóc. Kobieta jakaś przyniosła jej kawałek chleba i kubek mleka, młody chłopak poszedł po wódkę i papierosy. Przyszli policjanci, chcieli, by ją rozstrzelali (tam pod lasem leżał jej martwy mąż), ale odmówili. Przychodzili i odchodzili ludzie, każdy opowiadał sobie jej historię. Towarzystwa stale do3mywał jej ów młody chłopak, chyba mu się podobała. Przed zmierzchem wrócili policjanci, ten, który do3mywał jej towarzystwa i zdawał się mieć dla niej najwięcej współczucia – zgodził się ją zastrzelić. W nocy okoliczni mieszkańcy przyszli ją zabrać, myśleli, że śpi, ale podnieśli trupa. Zostawili. Leżała tam jeszcze całą noc i poranek. Dopiero przed południem sołtys kazał ją zagrzebać razem z tymi 2 spod lasu.

 

Dwojra Zielona 

              Sklep z okularami. Kobieta z przepaską na oku. Wcześniej nie nosiła okularów, bo była w obozie. Narratorka umawia się z nią na rozmowę. Kobieta sprząta i pilnuje mieszkania, w którym będzie żydowskie ambulatorium. Chcą jej kupić oko, okulary, wstawić zęby, ale to nie rodzina, jest sama. Męża zabili w obozie w 1943. Nazywa się Dwojra Zielona, ma 35 lat, ale wygląda na dużo więcej. Oko straciła 1 stycznia 1943. „Była taka zabawa u Niemców. Oni się bawili w Sylwestra. Zastrzelili 65 ludzi. Strzelali na ulicy, na śniegu, o 6 rano. Wchodzili do mieszkań. To ja chciałam uciekać, wyskoczyłam przez okno. Myślałam, że się zabiłam. I dostałam strzał w oko.” „Pani powiem: ja chciałam żyć (…). Dlaczego? Po to, żeby wszystko powiedzieć tak, jak pani teraz mówię. Niech świat wie, co oni robili”. Trafiła do szpitala. Po wyjściu przestała się chować, wydawało jej się, że niedługo zostanie sama, 1 Żydówka na świecie, sama poszła za resztą do Majdanka, wolała umrzeć z nimi. Po pewnym czasie trafiła do fabryki amunicji. Mimo kalectwa pracowała i nie poszła do lekarza, bo to byłby wyrok śmierci. Zęby. Skarżysko-Kamienna. Głód. Można było jedzenie kupić od robotników, którzy przychodzili pracować z miasta. Nie miała pieniędzy, więc sama wyrywała sobie zęby. I tak przez 13 m-cy. 17 I przyszli Sowieci i wyzwolili obóz. Więźniowie cieszyli się, ale nie krzyczeli, nie mieli siły.

 

Wiza

              Rozmowa z kobietą nadal ubraną w obozowe ciuchy, z krótkimi, szpetnymi włosami. Wspomina jak z inną kobietą w obozie obierały ziemniaki i w środku znalazły gniazdo mysz. Mariawitka (ta II) chciała dać je kotu, ale ta nie pozwoliła, choć ciekawiło ją jak to będzie jak kot je pożre. Odłożyły je w słomę.

              Jest Żydówką, ale przeszła na katolicyzm, ma PL nazwisko i papiery, w obozie też była jako Polka. Wiza była to taka łąka w obozie, w cieniu, pod samym lasem. Zbierano tam na apel więźniarki, gdy sprzątano blok. Stały tak na zimnie bez jedzenia i bez żadnej roboty całe dnie. Była bita. Modliła się wtedy, by nie czuć nienawiści. Opowiada jakby wszystkie te doświadczenia jej nie dotyczyły, jakby była tylko obserwatorem. „Na wizę wyganiali przez cały tydzień każdego dnia, stały tam wciąż b. ściśnięte, żeby się ogrzać (…). Niektóre były całe w ranach, a przecież się 1 do 2 przyciskały. I coraz więcej ich umierało. Cały dzień je tak wyganiali. Aż do selekcji”. Po którejś selekcji przyszła na wizę i wiza była pusta.

 

Człowiek jest mocny

              Pałac, piękna zieleń dookoła, jego bramy prowadziły jednak do śmierci w aucie gazowym. „Pałacu już nie ma. I nie ma tych ludzi”. „Został wysadzony w powietrze o tym samym czasie, gdy w pobliskim słynnym lesie Żuchowskim spłonęły 4 krematoria”. Mówi Michał P., młody, wielki, silny Żyd. Przywozili tu ludzi pod pretekstem wyjazdów na roboty, mieli dobrze karmić. Michał P. sam wsadził do transportu ojca, matkę, siostrę z 5 dzieci i brata z rodziną. Nie bali się. Niektórzy sami chcieli jechać. W końcu i jego tam przywieźli. Wiedział już po co: na ścianie w piwnicy, gdzie ich 3mano ktoś napisał po żydowsku: „Kto tu przychodzi, ten ma śmierć”. Przyjechał, bo ktoś był potrzebny do przenoszenia rzeczy po zmarłych. Przez szpary w oknach podglądali. Przeniósł się do pracy w lesie, bo myślał, że stamtąd łatwiej uciec. Tam przywozili ciała. Obszukiwali, wyrywali złote zęby, jeszcze żywych rozstrzeliwali. Raz trafił do auta Ukrainiec odpowiedzialny za rewizje. Chcieli go odratować, ale się nie udało. „Po obszukaniu trupów kładliśmy je do rowu, na przemian, jednego głową przy nogach drugiego, b. ciasno, żeby się dużo zmieściło (…). Do lasu przyjeżdżał dziennie transport uduszonych 13 razy, w 1 samochodzie szło na raz do 90”. Tych, którzy słabo pracowali – rozstrzeliwali. Pewnego dnia przywieźli zwłoki żony i dzieci Michała P. (7 i 4 lata). Położył się na nich i chciał, by go rozstrzelali. Nie zrobili tego – nadawał się jeszcze do pracy. Bili, aż wstał. Uciekł w drodze do lasu, nie zdołali go zabić, mimo że strzelali. Ludzie pomogli, przeżył. Rozpoznał zwłoki żony i dzieci. Ludzie znajdowali w lesie „pamiątki” po zmarłych – pudełko zapałek z greckimi napisami, kości, wystające z ziemi stopy…

 

Dorośli i dzieci w Oświęcimiu

              Obok zgrozy uczucie najsilniejsze to zdziwienie. Miliony istnień uległy przeróbce na surowiec i towar w PL obozach śmierci. 2 zadania Oświęcimia: 1 – polityczne – uwolnienie pewnych terenów od ich mieszkańców, by terenami tymi zawładnąć, 2 – ekonomiczne – zadanie I miało nie przynosić żadnych kosztów, strat, ale zyski. „Tak zamyślona i zrealizowana impreza była dziełem ludzi. Oni byli jej wykonawcami i jej przedmiotem Ludzie ludziom zgotowali ten los”. Różni byli więźniowie, niektórzy czerpali siłę z pomocy innym, jak więzień-lekarz, który naprawdę starał się pomagać swoim pacjentom. Oprawcy – niektórzy b. brutalni: 1 bił ofiary w nerki, inny stawał więźniom na krtań, jeszcze inny bił aż do śmierci gumą zakończoną ołowiem, aż osiągnął liczbę 15 zabitych dziennie. Hitler starannie przygotował sobie taki grunt – jego partia z początku obejmowała ochroną (byli jej członkami) tzw. szumowiny społeczne, którym nie można było nic zarzucić z ich przeszłości. Ćwiczono młodzież hitlerowską w sadyzmie na specjalnych kursach. Mimo wszystko oprawcy mieli świadomość tego, co robią. Dzieci w Oświęcimiu wiedziały, że mają umrzeć. Najpierw te, które nie nadają się do pracy. Miarą był pręt (1,20 m), którego musiały dotknąć głową – to znaczyło życie. Raz dr zobaczył 2 chłopców bawiących się w obozie w palenie Żydów…

 

Wiosna-lato 1945

2

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin