Przysiegi I Honor [2] Krzywoprzysiezcy.pdf

(1563 KB) Pobierz
Mercedes Lackey
Mercedes Lackey
KRZYWOPRZYSIĘŻCY
The Oathbreakers
Tłumaczyła Katarzyna Krawczyk
Wydanie oryginalne: 1989
Wydanie polskie: 1999
 
586477232.001.png
Dedykowane
Betsy, Donowi i Elsie,
najprawdziwszym czarodziejom.
Dzięki, kochani.
586477232.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Była ciemna, burzliwa noc...
Rany! – odezwał się Warrl z tak wyraźnym niesmakiem, że Tarma niemal poczuła go na
języku. – Czy zawsze musisz myśleć cytatami?
Po błysku kolejnej błyskawicy Tarma wzięła swoje bagaże, a równocześnie usiłowała
wypatrzyć kudłatą sylwetkę kyree w otaczającej ciemności. Nie udało jej się.
Przecież tak jest! – pomyślała do niego.
Tarma shena Tale’sedrin, należąca do nomadów Shin’a’in, Kal’enedral (dla obcych –
Zaprzysiężona Mieczowi), a ostatnio przywódczyni zwiadowców w kompanii najemników,
zwanej Jastrzębiami Idry, nie miała w tej chwili zbyt wielu powodów do zadowolenia. Była
przemoczona do suchej nitki, zdrętwiała z zimna i utaplana w błocie po pachy; nie lepiej
wyglądał jej towarzysz, przypominający wilka kyree o imieniu Warrl. W obozie Jastrzębi
było ciemno choć oko wykol, mimo że minęła ledwie godzina od zachodu słońca. Mokre
włosy wisiały w strąkach, a woda spływała lodowatymi strumykami do oczu. Wojowniczka
straciła czucie w palcach. Bolały ją stopy, stawy, nos odpadał z zimna, a zęby szczękały tak,
jakby za chwilę miały wypaść. Nie była zadowolona z tego,że musiała potykać się w
ciemności i strugach zimnego deszczu, szukając namiotu, który dzieliła ze swoją partnerką i
siostrą w przysiędze, czarodziejką Białych Wiatrów o imieniu Kethry.
Obóz zaciemniono ze względów bezpieczeństwa. Zwykle nawet w czasie ulewy przed
namiotami płonęłyby ogniska lub pochodnie zatknięte w osłoniętej od wiatru ścianie co
czwartego namiotu; jednakże tej nocy było to niemożliwe. Nie można bowiem utrzymać
ognia, kiedy porywisty wiatr co chwila zmienia kierunek, siekąc w dodatku deszczem. Poza
tym nikt nie odważyłby się zapalić pochodni w namiocie, gdyż groziło to zbyt wielkim
niebezpieczeństwem. Niektórzy z Jastrzębi zapalili w namiotach latarnie lub świece, jednak
ze względu na pogodę większość z tych, którzy nie byli na służbie, poszła od razu spać.
Panowało zbyt przenikliwe zimno, żeby urządzać spotkania towarzyskie. Ludzie skupiali się
wokół małych węglowych piecyków, które zabrano jedynie dzięki Idrze. Słoneczne Jastrzębie
zbyt dobrze znały swego kapitana, by spierać się o – jak wówczas sądzili – niepotrzebny
bagaż. Teraz byli wdzięczni i w pełni docenili jej przezorność.
Deszcz spływał najpierw potokami, wkrótce jednak utworzył ścianę, przez którą Tarma
nie zdołała dostrzec słabych płomyków świec czy latarni, dlatego trudno jej było zorientować
się, gdzie stoją namioty. Poruszała się więc po omacku, na pamięć, w myślach dziękując Idrze
za to, że kazała ustawić namioty w rzędach, a nie, jak w innych obozach, w nieładzie. Dzięki
temu przynajmniej Tarma nie potykała się teraz o linki i nie wpadała w paleniska.
Czuję Kethry i magię – przemówił Warrl w jej umyśle. – Wkrótce powinnaś dojrzeć
magiczne światło.
– Dzięki, Futrzasty – odparła Tarma, uspokajając się trochę. Wiedziała, że poprzez ryk
wiatru Warrl nie usłyszy tych słów, lecz odczyta je prosto z jej umysłu. Wytężała wzrok w
poszukiwaniu magicznego światła, które Kethry obiecała pozostawić przed wejściem do
namiotu, aby wojowniczka zdołała go odróżnić od dwustu innych, dokładnie takich samych.
Niemal na niego weszli, kiedy wreszcie spostrzegła światło – błękitną poświatę
roztaczającą się wokół wejścia i wiązań. Długą chwilę Tarma zesztywniałymi z zimna
palcami zmagała się z rzemieniami, klnąc siarczyście. Przytulony do jej boku Warrl, jak
przemoczony, nieszczęśliwy kot, dodatkowo nie ułatwiał zadania.
Wiatr wepchnął Tarmę do wewnątrz, usiłując wtłoczyć za nią połowę deszczu
spadającego w tej chwili na obóz. Warrl nadal ciasno przylegał do jej boku, raczej
przeszkadzając niż pomagając; czuć było od niego przenikliwy, specyficzny zapach mokrego
wilka – chociaż Warrl przypominał wilka jedynie z wyglądu. Kilka razy dziennie kyree nie
omieszkał wypomnieć Tarmie, że gdyby nie podpisali kontraktu z kompanią najemników,
mogliby siedzieć teraz przy ogniu w jakiejś zacisznej gospodzie.
Zaraz po wejściu Tarma zajęła się zawiązywaniem rzemieni namiotu; musiała skupić całą
uwagę, gdyż wiatr szarpał płótnem.
– Przeklęci bogowie! – wykrztusiła zesztywniałymi wargami. – Dlaczego kiedyś
wydawało mi się, że to dobry pomysł?
Kethry, budząca się z drzemki, powstrzymała się od odpowiedzi. Czekała, aż Tarma
skończy sznurować namiot, po czym wypowiedziała trzy gardłowe słowa, uaktywniając
zaklęcie, które rzuciła przed zaśnięciem. Wokół namiotu podniosła się żółta mgiełka,
rozprzestrzeniając się tak, że otoczyła wszystko delikatną poświatą, a temperatura w środku
podniosła się, jakby to był ciepły wiosenny dzień. Tarma westchnęła i rozluźniła się nieco.
– Pozwól – powiedziała Kethry, odrzucając grube wełniane koce, którymi była przykryta.
Z szerokich ramion Tarmy zdjęła sztywny od lodu wełniany płaszcz. – Zrzucaj mokre rzeczy.
Wojowniczka strząsnęła wodę ze swych krótkich czarnych włosów i w samą porę
powstrzymała Warrla od zrobienia tego samego.
– Nie waż się, zapchlony kundlu! Przemoczysz wszystko w namiocie!
Warrl spuścił łeb i zrobił niewinną minę. Poczekał, aż wojowniczka zarzuci na niego
końską derkę. Tarma owinęła go od stóp do głów i przytrzymywała okrycie, kiedy Warrl się
otrząsał, po czym wytarła jego kudłate szare futro.
– Cieszę się, że cię widzę, Zielonooka – ciągnęła wojowniczka, rozbierając się.
Przetrząsnęła bagaż, wydobyła nową bieliznę i włożyła suche bryczesy, grube pończochy i
ciemnobrązową koszulę z jagnięcej wełny. – Myślałam, że jeszcze jesteś ze swoją drużyną...
586477232.003.png
Kethry poczuła mimowolny przypływ współczucia na widok wychudzonego niemal do
granic możliwości ciała Tarmy. Wojowniczka zawsze była szczupła, lecz w miarę
przedłużania się tej kampanii zostawały z niej tylko skóra i kości. Nie miała nawet grama
zbędnego tłuszczu; nic dziwnego, że tak często narzekała na zimno! Blizny znaczące jej
złotawą skórę były znakami ranionych miejsc, które w złą pogodę przyprawiały ją o
straszliwe bóle. Kethry wzmocniła zaklęcie i podwyższyła temperaturę panującą w namiocie.
“Powinnam była robić to regularnie” – pomyślała z poczuciem winy. “Cóż, to się da
łatwo naprawić”.
– ...Tak więc niewiele więcej mogę zrobić. – Mówiąc to, piękna czarodziejka w obie ręce
zebrała włosy o barwie rozświetlonego słońcem bursztynu i zwinęła je na karku. Światło
latarni wiszącej u szczytu palika, wzmocnione blaskiem tarczy osłaniającej namiot
wystarczyło, by Tarma dojrzała ciemne kręgi pod oczami Kethry. – Tresti osiąga więcej niż ja
na tym poziomie. Wiesz przecież, że moja magia nie jest właściwie magią uzdrawiającą, a
poza tym mamy więcej rannych mężczyzn niż kobiet.
– A Potrzeba pomoże mężczyźnie akurat tyle, co kawał drewna.
Kethry spojrzała na krótki miecz wiszący na głównym paliku namiotu i skinęła głową.
– Szczerze mówiąc, ostatnio nie leczyła nikogo prócz mnie i ciebie, i to tylko z
poważniejszych ran, więc w ogóle nie na wiele się teraz przydaje. Zastanawiam się czasem,
czy nie zbiera sił... w każdym razie dziś rano ostatnią ciężko ranną kobietą była twoja
zwiadowczyni Mala.
– Dotarła do was w porę? Dzięki bogom! – Tarma poczuła, jak jej napięte mięśnie
rozluźniają się. Mala została ugodzona strzałą, kiedy zwiadowców zaskoczył nagły napad.
Tarma czuła się nieco winna, gdyż chwilę wcześniej wysłała Warrla w przeciwną stronę.
Kiedy dojeżdżała do obozu Jastrzębi, Mala była niemal nieprzytomna.
– W ostatniej chwili; strzała w brzuchu to nie byle co nawet dla mistrza uzdrowiciela, my
zaś mamy jedynie wędrowca.
– Nie ucz lisa kraść kurcząt. Powiedz mi coś, czego nie wiem – parsknęła Tarma, mrużąc
z irytacją błękitne oczy. Jej ostre rysy i chrapliwy głos czyniły ją w tej chwili bardziej
podobną do sokoła niż kiedykolwiek.
“Oho, strzał był trochę za bliski”.
– Uwaga – ostrzegła ją Kethry. Osiągnięcie umiejętności mówienia sobie nawzajem
odpowiednich słów we właściwym momencie zabrało im lata, lecz dzięki temu teraz rzadko
dochodziło między nimi do utarczek. – Co się stało, to się nie odstanie; gdybym znalazła się
na twoim miejscu, też byś mi to powiedziała. Mala czuje się lepiej, nie doszło do najgorszego.
– Na... – Tarma ponownie potrząsnęła głową, po czym zaczęła rozluźniać wszystkie
mięśnie, zesztywniałe z zimna, głodu i zdenerwowania. – Przepraszam. Nerwy mam zupełnie
zszarpane. Dokończ o Mali, przekażę to reszcie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin