Christopher Norris- Dekonstrukcja, postmodernizm i filozofia nauki.pdf

(198 KB) Pobierz
28325887 UNPDF
Christopher Norris
Dekonstrukcja, postmodernizm i filozofia
nauki
Dekonstrukcja, postmodernizm i filozofia nauki* [ 1 ]
I
Dekonstrukcja postrzegana jest często jako odgałęzienie – lub nieco bardziej „filozoficzna” odnoga
– szerokiego kulturowego fenomenu znanego pod nazwą postmodernizm. W poniższym tekście
spróbuję zakwestionować ten pogląd przeciwstawiając niektóre argumenty Derridy tym, które
często wysuwają myśliciele postmodernistyczni. Wydaje mi się, że istotna różnica między nimi,
powód, dla którego (aby wyrazić się bardzo prosto) dzieło Derridy jest raczej „modernistyczne” niż
„postmodernistyczne” leży w tym, że dekonstrukcję łączy bliski związek z pewną tradycją myślenia
o zagadnieniach z zakresu epistemologii i filozofii nauki [ 2 ] . Nie jest to – powinienem położyć na
to nacisk – preferencyjny komentarz ani po prostu jedno z wielu odczytań, jakie opierają się na
Derridiańskim pojęciu „wolnej gry” interpretacji, często (i błędnie) rozumianym jako carte blanche
na wynajdywanie rozmaitych przewrotnych i pomysłowych gier z tekstem. W związku z czym
Derridzie rutynowo przypisuje się stanowisko, wedle którego teksty mogą być czytane jak kto chce,
skoro nie istnieje nic – żadne odwołanie do kontekstu czy intencji autora – co mogłoby ewentualnie
rozstrzygnąć kwestię sporną albo granicę zasięgu dopuszczalnych rozwiązań w każdym danym
przypadku. Jednakże Derrida nierzadko usiłował wyprzeć się podejścia [ 3 ] i ustanowić ścisłe
kryteria tego, co może być uznane za prawidłowe odczytanie dekonstrukcyjne [ 4 ] . Co więcej,
dostarcza on wielu przykładów – choćby w swoich tekstach na temat Platona, Arystotelesa, Kanta,
Hegla, Husserla, J.L. Austina i innych – sposobu, w jaki dekonstrukcja zarówno zachowuje, jak i
komplikuje zastane (konserwatywne, niemniej jednak zasadnicze) standardy interpretacyjnej
prawdy [ 5 ] . Zwrócę tu uwagę na jeden szczególny przykład: jego esej Biała mitologia : metafora w
tekście filozoficznym. W świetle tego tekstu widać niezwykle wyraźnie, z jak wieloma błędnymi
odczytaniami spotkały się teksty Derridy za sprawą komentatorów (przede wszystkim teoretyków
literatury), którzy przyjęli za pewnik jego obojętność wobec wszelkich takich standardów [ 6 ] .
Gdy czyta się Białą mitologię z odpowiednią uwagą i bez wspomnianych uprzedzeń, okazuje się, że
Derrida zwyczajnie nie mówi wielu rzeczy, które postmoderniści chcieliby usłyszeć z jego ust. W
rzeczywistości bardzo często mówi rzeczy dokładnie przeciwstawne. Wedle jednego ze znanych
28325887.014.png 28325887.015.png 28325887.016.png 28325887.017.png 28325887.001.png 28325887.002.png 28325887.003.png
postmodernistycznych ujęć Derridy – przyjętego, na przykład, przez R. Rorty’ego w dobrze
znanym eseju – nie ma potrzeby kłopotania się tą trudną (przeważnie pochodzącą sprzed roku 1980)
„filozoficzną” materią, skoro późniejsze pisma Derridy wskazały nam dogodną drogę poza wąskie i
techniczne rozważania tego rodzaju [ 7 ] . Zamiast przebijać się przez skomplikowaną argumentację
tekstów takich jak Głos i fenomen czy O gramatologii , powinniśmy raczej od razu przejść do
owych przypominających grę utworów w rodzaju Kartki pocztowej , gdzie Derrida wyzbywa się
przywiązania do starego, „logocentrycznego” dyskursu rozumu i prawdy [ 8 ] . Podejście takie
kończy się zwykle serią ogólnikowych dekonstrukcyjnych sloganów czy idèes recues : „prawda jest
fikcją”, „rozum jest swego rodzaju retorycznym oszustwem”, „wszystkie pojęcia są zapomnianymi
albo uwznioślonymi metaforami”, „filozofia jest kolejnym «rodzajem pisarstwa»” i tak dalej. Oto
Rortyańskie, postmodernistyczne podsumowanie Derridy, które w zrozumiały sposób dobrze
zadomowiło się na wydziałach literatury angielskiej i literatury porównawczej. (Wydaje się także,
że wielu filozofów zostało przekonanych, iż lektura Derridy nie jest warta ich czasu i
wysiłków [ 9 ] ). W tradycyjnym ujęciu, filozofia definiuje się jako dyscyplina wyspecjalizowa-na,
wymagająca, intelektualnie rygorystyczna, wnosząca i oceniająca roszczenia do prawdziwości i
zajmująca się problemami leżącymi poza zasięgiem pozostałych, bardziej lokalnych nauk. Poza
tym, filozofia uważa się za konstruktywny i rozwiązujący problemy wysiłek, który przynosi
specjalistyczne ekspertyzy w zakresie dobrze zdefiniowanych zagadnień i problemów. Rorty
odrzuca ten zastany obraz jako jeden z tych, który urzekł filozofów, dał im poczucie posiadania
czegoś unikalnie ważnego do powiedzenia, za co płacą tym, że ich praca ogromnej większości
czytelników wydaje się nudna i niezrozumiała. Obraz ten towarzyszy innym niesionym przez czas
metaforom, które filozofowie błędnie uznali za pojęcia, np. rozumu jako „zwierciadła natury” lub
epistemologii jako filozofii pierwszej, ponieważ jedynie teoria wiedzy jest w stanie dostarczyć
adekwatne „fundamenty” czy niewątpliwe „podstawy” dla naszych rozmaitych projektów badań
[ 10 ] .
Wszakże obraz ten obecnie (nareszcie) blaknie, kiedy lepiej lub gorzej zdefiniowano, czym
filozofia była – albo uważała, że jest – od Platona do Kartezjusza, Kanta, Husserla i głównego nurtu
tradycji „analitycznej”. Jednakże Rorty nalega: filozofia w najlepszym wypadku snuje nowe
opowieści, wynajduje nowe metafory, obmyśla nowe sposoby wzbogacenia i ożywienia
„kulturowej konwersacji ludzkości”. Oczywiście, obejmuje ona takie rodzaje opowieści albo
metafor, które uszczęśliwiają filozofów głównego nurtu: opowieści o filozoficznym „postępie” jako
stopniowym osiąganiu pojęciowej jasności w dobrze zdefiniowanych obszarach problemowych lub
metafory np. o rozumie jako źródle „jasnych i wyraźnych” idei. Jakkolwiek okazują się one
nudnymi, przewidywalnymi oraz mało twórczymi opowieściami i metaforami, które zwyczajnie
powielają stare tematy wprowadzając okazjonalnie niewielkie zmiany. Dlatego wielką zaletą
tekstów Derridy jest – według Rorty’ego – pokazanie, jak filozofia może zmazać swe winy
przyznając się do statusu kolejnego „rodzaju pisarstwa” pośród wszystkich innych, a równocześnie
żyć w zgodzie z właśnie odkrytym wyzwaniem wymyślania nowych i oryginalnych stylów opisu
samej siebie. Rorty wierzy, że umknie nam samo sedno twórczości Derridy, jeśli potraktujemy zbyt
poważnie fragmenty, w których przyjmuje on stary styl oferując charakterystycznie „filozoficzne”
argumenty na modłę „warunków możliwości” Kantowskiego transcendentalizmu. Argumenty takie
zdają się odgrywać ważną rolę w niektórych wczesnych pracach Derridy, kiedy na przykład czyta
on, powiedzmy, Rousseau czy Husserla w związku z relacją między naturą a kulturą, mową a
pismem czy fenomenologią czasowej świadomości [ 11 ] . Niemniej jednak, uczynilibyśmy lepiej,
gdybyśmy uznali je za ledwie uczniowskie wprawki ukazujące Derridę w uścisku starej
filozoficznej fiksacji, nawyku myśli, który odrzuci on, kiedy tylko zobaczy (jak Rorty), że pościg za
tymi od dawna przeterminowanymi pytaniami nie przynosi żadnego pożytku. W tym miejscu
będziemy musieli przyznać – znowu: za Rorty’m – że tego, co w Derridzie najlepsze, nie
znajdziemy w jego starannie argumentowanych wczesnych tekstach „analitycznych”, lecz w
tekstach, które przyjmują grającą, lekceważącą i „literacką” postawę wobec historii poważnej
filozoficznej debaty od Platona do Heideggera et au-dela.
28325887.004.png 28325887.005.png 28325887.006.png 28325887.007.png
 
Myślę, że czas wykazać, iż Rorty zwyczajnie myli się co do Derridy. Biała mitologia jest w tym
względzie szczególnie instruktywna, skoro oferuje długie, szczegółowe i (przede wszystkim)
drobiazgowo uargumentowane ujęcie roli metafory w rozmaitych tekstach zachodniej tradycji
filozoficznej od Arystotelesa do Gastona Bachelarda. W związku z nadmienioną kwestią muszę
przyznać, że Derrida rzeczywiście mówi niektóre z rzeczy, które chciałby od niego usłyszeć Rorty.
Punkt ten osiąga Derrida szybko – lecz później podporządkowuje go intensywnej analizie
krytycznej – w eseju zawierającym jeden z najbardziej przenikliwych komentarzy, jakie
kiedykolwiek powstały na temat metafory vis-à-vis dyskursu logicznego, pojęcia i rozumu. Derrida
czyni tym wzmiankę (idąc za Nietzschem i Anatolem France’em), że filozofia pełna jest metafor,
wyrażeń figuratywnych, które były kiedyś – przypuszczalnie – rozpoznawane jako takie, lecz
później zaczęto rozumieć je dosłownie, przemieniono w pojęcia, a więc wypolerowano je, wytarto,
tworząc swego rodzaju uwzniośloną „białą mitologię” [ 12 ] . Samo słowo „pojęcie” jest metaforą dla
łacińskiego „zebrać razem”, to jest dla ujmowania [ comprehending ] rozmaitych idei (percepcji,
wrażeń, obrazów itd.) przez względnie abstrakcyjny proces myślenia.
„Ujmowanie” [ comprehension ] jest kolejną metaforą tego rodzaju wywiedzioną z pokrewnego
etymologicznego rdzenia, mianowicie idei intelektualnego chwytu dokonanego przez aktywne,
syntetyzujące siły rozumu. Sama „metafora” jest metaforą; we współczesnej grece oznacza środek
publicznego transportu, tramwaj lub autobus, coś, co przemieszcza nas z jednego miejsca w drugie,
tak jak metafory dostarczają przenośni, za pomocą której znaczenia przenoszone są z jednego
kontekstu do drugiego. Tak więc pojęcie metafory jest w pewnym sensie dosłownie metaforyczne.
Lecz „dosłowny” [ literal ] to także metafora, skoro wywodzi się z łacińskiego słowa oznaczającego
literę, tj. z pojęcia, że patrząc uważnie na litery na kartce można odczytać ich dosłowne
(niemetaforyczne, zrozumiałe) znaczenie. To samo stosuje się do bardziej abstrakcyjnych
terminów, takich jak „teoria”. Teoria wywodzi się z greckiego thea (= ‘widowisko’) i jego formy
czasownikowej theorein (= ‘oglądać’, ‘obserwować’, ‘być świadkiem czegoś’). Zatem teatr jest
miejscem, gdzie oglądamy wydarzenia, jakie tam się rozgrywają, przed nami, na scenie, podczas
gdy teoria pociąga za sobą swego rodzaju teatr wewnętrzny, gdzie idee, pojęcia czy przedstawienia
przepływają przed kontemplującym umysłem.
Derrida proponuje całą serię dalszych przykładów metafor, których oryginalne („dosłowne”)
znaczenie wywodzi się ze zmysłowej bądź zjawiskowej dziedziny, lecz które zostały przejęte przez
abstrakcyjny dyskurs filozofii i odtąd ulegały procesowi zacierania, za sprawą którego owo
pierwotne znaczenie zostało stopniowo zapomniane. Metafory te są przede wszystkim związane z
widzeniem, z dziedziną wizualną czy wzrokową („wgląd wewnętrzny”, „teoria”, Kartezjańskie
odwołanie do „jasnych i wyraźnych idei”), lub z dotykowymi analogiami, takimi jak „chwyt”,
„pojmowanie” czy „pojęcie”. Za każdym razem owo przejście od tego, co zmysłowe, do tego, co
abstrakcyjne – czyli od obrazu do idei – sformułowane jest w kategoriach równoległego upadku od
barwności języka poetyckiego do abstrakcyjnego rygoryzmu pojęciowej czy filozoficznej myśli.
Stąd pochodzi Derridiański tytuł Biała mitologia ( La mythologie blanche ), zaczerpnięty z
zainspirowanego Nietzschem dialogu autorstwa Anatole’a France’a, który krytykuje metafizyków
jako „smutnych poetów”, których język utracił już ową moc wyrażania czy ewokowania żywych
szczegółów doświadczenia zmysłowego [ 13 ] . Z tego samego powodu Nietzsche narzekał na
filozofię od czasów Sokratesa począwszy: że zatraciła odwagę swych źródłowych metafor (swego
rodzaju „poetyckich” wyrażeń, jakie możemy odnaleźć u presokratyków: „wszystko jest ogniem”,
„wszystko jest wodą”, „zmiana jest zasadą wszechrzeczy”) i zwróciła się ku językowi wyzutych z
życia abstrakcji i suchej pojęciowej precyzji. Podobnie sądził Heidegger, dla którego Sokrates był
tym antycznym filozofem, którego myślenie zapoczątkowało niefortunny proces stojący za całym
późniejszym ciągiem „zachodniej metafizyki” jako dyskursu oddającego się abstrakcyjnym
pojęciom prawdy, sprawiedliwości, piękna i tak dalej [ 14 ] . Krótko mówiąc, wszyscy ci myśliciele
podzielali pogląd, że przejście od metafory do pojęcia – czyli od poezji do filozofii – jest procesem
epokowego upadku; procesem, który nieustannie zaciemniał źródłowy sens metaforycznego
28325887.008.png 28325887.009.png 28325887.010.png
bogactwa i żywotności.
Można zatem usprawiedliwić odczytanie pierwszego działu Derridiańskiej Białej mitologii jako
kolejnej medytacji na ten sam smutny temat w stylu Nietzschego, Heideggera czy Anatole’a
France’a. (W rzeczy samej, ta część eseju jest w głównej mierze poświęcona drobiazgowemu,
krytycznemu komentarzowi na temat dialogu France’a Ogród Epikura .) Derrida z pewnością
kładzie nacisk na to, że filozofii nie stać na kompletne zbadanie własnych metaforycznych źródeł –
zbadanie ich z zewnątrz i z góry – ponieważ istnieją metafory, które w jakiś sposób uciekają jej
konceptualnej sieci, figury tak głęboko zakorzenione w dyskursie filozoficznego rozumu, że brak
im jakichkolwiek alternatywnych środków ekspresji. Mówiąc ściśle, figury te są przykładami tropu
catachresis , terminami, dla których nie istnieje żaden literalny odpowiednik i które nie mogą być
zdefiniowane ani sparafrazowane bez ponownego popadnięcia w inny, równie metaforyczny termin
zastępczy. Zatem filozofia zawsze napotykać będzie granicę swoich mocy konceptualizacji,
swojego wysiłku wynalezienia uniwersalnej tropologii – teorii metafory czy filozofii retoryki –
która mogłaby właściwie kontrolować i ustalać granice pola swej własnej metaforycznej produkcji.
W słowach Derridy, „za każdym więc razem ulatnia się, ilekroć jeden z jej wytworów – w tym
wypadku pojęcie metafory – bezskutecznie próbuje podporządkować sobie całość obszaru, do
którego należy” [BM, s. 274]. Znaczy to, że zawsze istniała będzie przynajmniej jedna metafora,
która z koniecznością wymyka się definicji, skoro pełni ściśle nieodzowną rolę w procesie
pojęciowego wyjaśniania i badania.
Widać zatem, dlaczego niektórzy komentatorzy – wśród nich Rorty – odczytują Białą mitologię
jako zmasowany atak na dychotomię pojęcie/metafora, a wraz z nią na inne pokrewne dystynkcje,
takie jak rozum i retoryka, wyrażenia stwierdzające i performatywne, czy – rozszerzając – filozofia
i literatura. Z tego powodu niezwykle często wyciągali oni wniosek, że filozofia jest rzeczywiście
„rodzajem pisarstwa”, który do tej pory wyróżniała przede wszystkim niemożność przyznania się
do tego faktu. Jednak filozofia może jeszcze pozbyć się wzniosłych złudzeń i przystąpić do gry w
użytecznej, lecz pomniejszonej roli w nieustającej kulturowej konwersacji. Pogląd taki jest możliwy
do przyjęcia, jeśli przebrnie się jedynie przez pierwszą część Białej mitologii , w której Derrida w
mniejszym lub w większym stopniu parafrazuje Anatole’a France’a i pewne, modne obecnie
odczytanie Nietzschego. Lecz potem, w dalszej części eseju, Derrida proponuje inną linię
argumentacji, która skutecznie odwraca powyższą tezę do góry nogami. Wykazuje on, iż jeśli
chcemy w ogóle myśleć o metaforze, musimy przyznać, że wszystkie nasze pojęcia, teorie czy
robocze definicje metafory zostały wzniesione na pewnych filozoficznych dystynkcjach, szczególnie
na tej między pojęciem a metaforą. Co więcej, w przeciągu stuleci zostały one rozwinięte i
wysubtelnione przez filozofów – począwszy od Arystotelesa – którzy o metaforze myśleli zawsze w
kontekście innych rozważań filozoficznych.
Znaczy to, że, w przypadku Arystotelesa, teoria metafory wiąże się z jego teorią mimesis (czyli
artystycznego przedstawienia), a ta z kolei z jego myśleniem na temat języka, logiki, gramatyki,
retoryki, hermeneutyki, rozmaitych gałęzi nauk przyrodniczych, epistemologii, ontologii i
ostatecznie metafizyki jako tej gałęzi wiedzy, która zawiera i obejmuje wszystkie inne [ 15 ] . Innymi
słowy, dyskurs o metaforze jest zawsze dyskursem, który za swoją podstawę ma filozofię, nawet
kiedy atakuje pretensję filozofii do podporządkowywania sobie pola metafory. Nie możemy zatem
powiedzieć, że „wszystkie pojęcia są metaforami” albo że filozofia jest kolejnym „rodzajem
(metaforycznego) pisarstwa”, ponieważ powracamy do uprzedniego pytania: czym jest metafora?
Aby zająć się tym pytaniem, powinniśmy wziąć pod uwagę rozmaite teorie metafory, jakie zostały
zaproponowane czy to przez filozofów (od Arystotelesa do Maxa Blacka czy Donalda Davidsona),
czy przez krytyków literackich (ponownie, od Arystotelesa do teoretyków takich jak Coleridge, I.A.
Richards czy William Empson), których praca objęła cały zasięg starannie dopracowanych
filozoficznie pojęć i dystynkcji [ 16 ] . Rodzi się zatem pytanie: „czy owe tropy definiujące,
28325887.011.png 28325887.012.png
uprzednie wobec wszelkiej retoryki filozoficznej, tropy, które wytwarzają filozofemy, można
jeszcze nazywać metaforami?” [BM, s. 317]. Jakakolwiek odpowiedź w oczywisty sposób
wymagałaby czegoś więcej, niż tylko powtórzenia Nietzscheańskiej (czy quasi-Nietzscheańskiej)
tezy o odwróceniu tradycyjnego porządku pierwszeństwa między pojęciem a metaforą. Co znaczy,
że musiałaby ona w pewnym momencie przyznać, że „z pochodnego dyskursu filozoficznego
zapożycza się więc kryteria klasyfikacji metafor filozoficznych” [BM, s. 279]. I chociaż dyskurs ten
jest sam „pochodny” (tj. zależny od pewnych metafor, tych „zależności” i „pochodności” wśród
nich), wciąż dostarcza on jedyne możliwe środki do zbadania wszechobecnej roli metafory w
tekstach filozofii. Gdyż, jak pisze Derrida, „ogólna taksonomia metafor – metafor zwanych
filozoficznymi w szczególności – zakładałaby zatem rozstrzygnięcie najważniej-szych kwestii,
przede wszystkim tych, które nadały kształt filozofii na przestrzeni jej dziejów” [BM, s. 284].
Nie ma wątpliwości, że te problemy (ontologiczne, epistemologiczne, metafizyczne etc.) są równie
dalekie od rozwiązania, co filozofia od uzyskania zupełnego, systematycznego ujęcia rozmaitych
metafor, które konstytuują jej dyskurs. To jest właśnie stanowisko Derridy: nie możemy wysunąć
żadnego twierdzenia dotyczącego metafory (a przynajmniej jej roli w tekstach filozoficznych), nie
przywołując tym samym całego arsenału filozoficznych kategorii i argumentów, a pośród nich
dystynkcji pojęcie/metafora, dystynkcji rozwijanej przez filozofię, retorykę i teorię literatury od
czasów Arystotelesa. Zatem „pojęcie metafory – wraz ze wszystkimi predykatami, które pozwalają
określić jego zakres i rozumienie – jest filozofemem” [BM, s. 284]. „Filozofemem” w tym sensie,
że należy on do tych „fundamentalnych i strukturujących” tropów, które definiowały dotąd samą
naturę i zakres autentycznych dociekań filozoficznych. Te ostatnie zawierają „opozycję między
tym, co właściwe, a tym, co niewłaściwe, istotne i przypadkowe, między oglądem i dyskursem,
myślą a językiem, tym, co pojmowalne, a tym, co zmysłowo uchwytne” BM, s. 285]. Aby owe
dystynkcje pozostawały na swoim miejscu, konieczne jest, żeby metafora zajmowała ściśle
podporządkowane miejsce vis-à-vis dyskursu filozoficznego rozumu i prawdy, miejsce, w którym
zawsze może być traktowana jako rodzaj „objazdu” – tropologicznego odchylenia – na drodze w
kierunku właści-wego, czyli dosłownego znaczenia. W takim przypadku trzeba przypuszczać, „że
sens, do którego dąży się przez owe figury, to istność zupełnie niezależna od tego, co ją niesie,
tymczasem jest to już teza filozoficzna, rzecz by można jedyna teza filozofii, ta, która konstytuuje
pojęcie metafory” [BM, s. 285]. Bez wątpienia Derrida – jak przed nim Nietzsche – uznaje to za
niemożliwy do spełnienia ideał, taki, który ignoruje wszystkie komplikujące czynniki pojawiające
się, kiedy filozofia próbuje podporządkować metaforę rządom pojęcia, systemu czy metody.
Jakkolwiek, należy także zauważyć liczne ustępy w Białej mitologii, gdzie Derrida nalega, aby
jakiekolwiek adekwatne – uzasadnione filozoficznie – potraktowanie metafory uszanowało owe
tradycyjne wymagania – rygoru, jasności, pojęciowej precyzji, logicznej konsekwencji i tak dalej –
których nie znajdziemy w tekstualno-postmodernistycznym ujęciu filozofii jako kolejnego „rodzaju
pisarstwa”.
II.
Biała mitologia jest zatem kluczowym tekstem w oeuvre Derridy, ponieważ pokazuje, iż jest on
wciąż blisko związany ze specyficznie filozoficznymi zagadnieniami i problemami. Oczywiście,
jest on daleki od zaaprobowania idei filozofii jako rodzaju panującego dyskursu, dyskursu, który w
wyjątkowy i wyłączny sposób zmierza ku prawdzie i wydzielony jest od innych dyscyplin za
sprawą swego etosu czystych, „bezinteresownych” dociekań. Jakkolwiek jest on równie daleki od
sugerowania, by porzucić owe „logocentryczne” pojęcia i traktować filozofię jako kolejną grę
językową albo fakultatywny styl rozmowy. Rzeczywiście, na przykładzie Białej mitologii można
zauważyć, że Derrida uprawia najbardziej podstawową formę filozoficznej argumentacji, formę,
która sięga czasów Platońskich dialogów, a swoje najlepiej wypracowane ujęcie znajduje u Kanta.
28325887.013.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin