Desiderium Intimum.doc

(1716 KB) Pobierz
Autor: Gobuss i Ariel Lindt

Autor: Gobuss i Ariel Lindt
Tytuł: Desiderium Intimum
Gatunek: romans z dawką humoru/dramat/dark/lemon
Zakończone: nie
Paring: Harry/Snape
Ilość: 40 rozdziałów
Rating: NC- 17
Ostrzeżenie: wulgaryzmy, łagodne i ostre sceny erotyczne, możliwe opisy perwersji, gwałt
Beta: Rozdziały 1-8 Gantarka, od 9 Kaczalka
Opis: Harry odkrywa w sobie coś, co sprawia, że cały jego świat przewraca się do góry nogami. Będzie musiał to odrzucić, bądź... zaakceptować.
Notatka: Szósty i siódmy tom nie są uwzględnione.




Info: Rozdział pierwszy różni się od tego, który do tej pory można było przeczytać na naszej stronie. Niektóre elementy zmieniłyśmy, niektóre dodałyśmy. Zamierzamy poprawić wszystkie początkowe rozdziały, dlatego informujemy wszystkich, którzy dopiero zaczęli czytać, że warto na to poczekać.




1. I must be dreaming.


It's only in my mind
Not in real life
No I must be dreaming*



Kiedy Harry Potter, uczeń szóstego roku Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie obudził się tego jesiennego i deszczowego poranka, nie wiedział, że nadchodzący dzień będzie najgorszym dniem jego życia. Jednak jego magiczny umysł wyczuwał, że coś jest nie w porządku. Coś wisiało w powietrzu - echo mających dopiero nadejść wydarzeń, które przenikało do jego podświadomości, przynosząc ze sobą strach i nieprzyjemne uczucie podenerwowania. Może dlatego tak ciężko było mu wstać z łóżka. Miał wrażenie, że jeżeli tylko się podniesie, pod jego nogami otworzą się wrota piekieł.

Ale zrobił to. Wstał, gotów zmierzyć się z tym, co nadejdzie.

Nie spodziewał się jednak, że "to" nadejdzie tak szybko i niespodziewanie.

Kiedy wychodził z dormitorium, potknął się, z dzikim wrzaskiem sturlał po schodach i wylądował na dywanie w Pokoju Wspólnym. Spojrzało na niego kilkanaście zaskoczonych gryfońskich twarzy. Stękając i rozcierając potłuczoną rękę, podniósł się z podłogi, a Gryfoni, widząc, że nic mu nie jest, wpadli w zbiorową wesołość.

"Wspaniale, po prostu wspaniale" - pomyślał Harry, odnajdując na dywanie potłuczone okulary. Czerwony z zażenowania, założył je pośpiesznie na nos i już chciał zniknąć z pola widzenia rozbawionych kolegów, kiedy przypomniał sobie, że zapomniał zabrać książek i musi wrócić do dormitorium. Zanim jednak zdążył się choćby odwrócić, zjawili się jego przyjaciele, Ron i Hermiona.

Ron bardzo starał się przybrać poważny wyraz twarzy, jednak niezbyt mu to wychodziło.

- Wszystko w porządku, stary? - zapytał, po czym odwrócił się i parsknął śmiechem. Harry zacisnął zęby. No tak, mógł się tego po nim spodziewać...

- Ron, jak możesz się tak zachowywać? Nie widzisz, że Harry o mało się nie połamał?! - Hermiona spojrzała z troską na Harry'ego. - Nic cię nie boli? Nie zrobiłeś sobie czegoś poważnego? Może pójdziesz do Pani Pomfrey się zbadać?

Harry jęknął w duchu.

- Nie, Hermiono, naprawdę nic mi nie jest.

- No... dobrze. - Hermiona nadal wyglądała na nieprzekonaną, ale, na szczęście, przestała go nagabywać. - Ale, Harry... - wskazała na jego okulary. -
Znowu je stłukłeś? - wyciągnęła różdżkę. - Okulus repaaajajaj... - Zaklęcie przerodziło się w okrzyk zdumienia i jęk bólu, kiedy Krzywołap wskoczył jej na plecy i zaczął się po nich wspinać. Różdżka rozbłysła i Harry poczuł, jak coś przebija mu skórę na policzkach. Krzyknął zaskoczony, kiedy z jego twarzy zaczęło wyrastać coś długiego, cienkiego i giętkiego.

- Ojej! - Hermiona zasłoniła usta dłonią, a Ron skulił się i próbował złapać oddech w ataku histerycznego śmiechu.

- Przepraszam, Harry - pisnęła, kiedy chłopak przepchnął się przez ryczących z uciechy Gryfonów, dotarł do lustra i zobaczył na swoich policzkach długie, kocie wąsy. Zamknął oczy i powtarzał jak mantrę: "Nie denerwuj się, nie denerwuj... Wdech, wydech. To są twoi przyjaciele. Chcą ci tylko pomóc."

- Myślę, Harry, że teraz naprawdę powinieneś pójść do skrzydła szpitalnego - powiedziała zawstydzona Hermiona.

Harry mógł tylko westchnąć.

O tak, wrota piekieł stały przed nim otworem, zachęcając, by przekroczył ich próg...


***


Pani Pomfrey załamała ręce, kiedy go zobaczyła. Jednak, widząc zrozpaczoną minę Harry'ego, uspokoiła go, oświadczając, że potrafi go w miarę szybko wyleczyć, ale będzie to bolesny proces.

I był.

Po godzinie tortur, jakimi było leżenie i czekanie, aż wąsy zwiotczeją i zmniejszą się na tyle, że można je będzie w miarę bezboleśnie wyrwać i po całym procesie "wyrywania", Harry marzył tylko o tym, by pójść spać i przespać cały ten koszmarny dzień. Kiedy udało mu się w końcu dotrzeć na sam koniec lekcji wróżbiarstwa, okazało się, że podczas gdy on cierpiał niewyobrażalne męki, jego koledzy zażywali relaksu i odpoczynku. Centaur Firenzo zrobił im dzisiaj jedną ze swych relaksacyjnych lekcji, podczas której wylegiwali się w ciepłym słoneczku, które było iluzją wyczarowaną dla nich przez nauczyciela, leżąc wśród traw, słuchając śpiewu ptaków oraz świerszczy i mogli wykorzystać ten czas na drzemkę.

Harry tylko zacisnął pieści, ale wmawiał sobie, że ten koszmar musi się kiedyś skończyć.

Mylił się.

Na transmutacji, po raz pierwszy w życiu, Harry okazał się gorszy od Rona. Zamiast transmutować swojego żółwia w balona, zamienił go w nadmuchanego latającego żółwia z bardzo ogłupiałą miną. Na dodatek, kiedy chciał odwrócić czar, żółw pękł i zaczął latać po klasie, demolując wszystko, co stanęło mu na drodze, dopóki profesor McGonagall nie przywróciła porządku i nie ukarała Harry'ego, odbierając mu dziesięć punktów.

Po tej lekcji, Harry wpadł w przygnębienie, a próby pocieszenia go przez Rona i Hermionę zakończyły sie fiaskiem. Zaczął poważnie podejrzewać, że ciąży nad nim jakaś klątwa. Na dodatek był potwornie głodny, ponieważ, kiedy przebywał w skrzydle szpitalnym, ominęło go śniadanie. Powitał więc nadejście pory obiadowej z prawdziwą ulgą. Nie dane mu jednak było cieszyć się nią długo, gdyż zaraz po lunchu czekały go dwie godziny Eliksirów ze Snape'em, a to był wystarczający powód, by odebrać apetyt nawet najbardziej wygłodniałemu Gryfonowi.

Na szczęście miały to być już ostatnie lekcje.

Mając w pamięci wszystko, co mu się dzisiaj przytrafiło, stwierdził, że czekająca go lekcja będzie dla niego prawdziwym koszmarem. Nie oznaczało to, że nigdy wcześniej nim nie była, ale teraz zapowiadało się jeszcze ciężej. Ale wiedział, że będzie musiał jakoś przebrnąć przez tę gehennę. Nie da Snape'owi okazji zmieszać się z błotem! Postanowił, że podczas obiadu powtórzy materiał, na wypadek, gdyby nauczyciel zaskoczył ich niezapowiedzianym sprawdzianem albo solidnym odpytywaniem, jak to miał w zwyczaju. Kiedy jednak zajrzał do swojej torby, zzieleniał z przerażenia.

Zapomniał książek do Eliksirów!

Zerwał się z miejsca i ruszył w stronę wyjścia.

- Harry co...? - Hermiona krzyknęła za nim, całkowicie zaskoczona jego zachowaniem.

- Później! - odkrzyknął przez ramię i ruszył biegiem do dormitorium.

Kiedy, zmęczony i spocony, dobiegł do przejścia wiodącego do Pokoju Wspólnego Gryfonów, zastał Grubą Damę śpiącą spokojnie w swych ramach. Wtedy właśnie przypomniał sobie, że dzisiaj jest dzień zmiany hasła i zapomniał zapytać o nie Rona i Hermiony.

Niech to szlag!

Z głośnym jękiem odwrócił się i ruszył z powrotem w stronę Wielkiej Sali.

Kiedy wpadł zdyszany przez drzwi, pierwszym, co do niego dotarło, był szyderczy głos Draco Malfoya siedzącego przy stole Ślizgonów:

- Co jest Potter? Szukasz swojego mózgu, czy bawisz się w berka z Filchem?

Ślizgoni ryknęli śmiechem.

Harry zamknął oczy, wzdychając z irytacją. W jego umyśle pojawiła się niezwykle fascynująca wizja, w której mordował Malfoya gołymi rękami. Ale teraz nie miał na to czasu! Będzie musiał zamordować go nieco później.

Podbiegł do Rona i Hermiony i wysapał:

- Hasło...Po...ój... Wspó...ny...

- Hasło? Chcesz znać hasło do Pokoju Wspólnego? Złoty Znicz - odparła Hermiona. - Ale Harry, co się...?

- Nie teraz! - rzucił i puścił się biegiem z powrotem. Pokonanie tylu stopni po raz drugi było nie lada wyzwaniem i, kiedy w końcu dotarł na górę, miał wrażenie, że zgubił gdzieś po drodze swoje płuca. Wydyszał hasło Grubej Damie i odczekawszy chwilę, aż przestanie narzekać, że wyrwał ją z drzemki, wbiegł do dormitorium. Książki znajdowały się na samym dnie kufra. Kiedy w końcu je odnalazł, zorientował się, że przegapił cały lunch i niedługo zacznie się lekcja. Zabrał je se sobą, przeklinając Snape'a, Eliksiry, schody, Grubą Damę i swój kufer, po czym wypadł z Pokoju Wspólnego i zaczął zbiegać po schodach do lochów.

Nie dotarł jednak nawet do kolejnego piętra, gdyż schody ruszyły w inną stronę i zatrzymały się przy części zamku, z której nie było żadnej innej drogi powrotnej.

"To powoli przestaje być zabawne" - pomyślał, starając się nie wpadać w panikę. Przerażony, że spóźni się na zajęcia, zaczął biegać po korytarzach, usiłując znaleźć jakiekolwiek wyjście. W końcu trafił na wąskie, kręte schodki, które zaprowadziły go w zupełnie nie znaną mu część zamku.

W miarę, jak błądził po korytarzach, nie potrafiąc znaleźć wyjścia, narastała w nim obawa przed tym, co może mu zrobić Mistrz Eliksirów. Znał Snape'a. Na jego lekcje nie wolno było przychodzić nawet o kilka sekund później. Zamknął oczy i zaczął przeklinać wszystko to, czego nie udało mu się przekląć wcześniej.

W końcu odnalazł drogę do schodów i, modląc się w duchu, by nic więcej już mu się nie przytrafiło, dotarł pod drzwi klasy Mistrza Eliksirów. Odetchnął kilka razy, próbując wyrównać urywany oddech. Zagryzł wargę ze zdenerwowania i dotknął klamki, jednak zanim ją nacisnął, przez jego myśli przebiegł niezwykle czarny scenariusz tego, co się może wydarzyć, jeżeli otworzy te drzwi. Miał dziwne przeczucie, że jeżeli je przekroczy, będzie to równoznaczne z przekroczeniem wrót piekieł.

Przeanalizujmy fakty... Dzisiejszy dzień był, jak dotąd, jedną wielką katastrofą. Spóźnienie na lekcje ze Snape'em może się skończyć jeszcze gorzej, niż zazwyczaj. Może powinienem wrócić do Pani Pomfrey i spróbować się wymigać? Ale, znając Snape'a, gdybym nie przyszedł na jego zajęcia, to znalazłby mnie nawet w najgłębszym zakamarku zamku i zaciągnął siłą z powrotem.

Wyglądało na to, że nie miał wyboru. Odetchnął jeszcze raz i podjął decyzję. Nacisnął klamkę.

Jak miało się niedługo okazać, była to zła decyzja.

W chwili, kiedy przekroczył próg klasy, dotarł do niego kąśliwy głos Mistrza Eliksirów:

- Ach, pan Potter zaszczycił nas swoją obecnością. Jakże jesteśmy wdzięczni. - Harry zamknął na chwilę oczy, czując, że zmieszana ze strachem złość zaczyna się w nim gotować, wydzielając gęste kłęby zdenerwowania, ale jego twarz pozostała niewzruszona. Wiedział, że to dopiero początek. Snape'a było stać na dużo, dużo więcej... - Cóż tak ważnego powstrzymało naszą małą znakomitość od punktualnego przybycia na moją lekcję?

Harry pomyślał, że prędzej umrze niż przyzna się Snape'owi, że zapomniał książek. Już formuował w głowie jakąś wiarygodną wymówkę, kiedy nagle Draco Malfoy odezwał się słodkim głosem:

- Panie profesorze, mogę wytłumaczyć spóźnienie Pottera. - Jego oczy rozbłysły złośliwie. - Potter nie mógł się stawić na czas, gdyż biegał po całym zamku, szukając swojego mózgu.

Ślizgoni ryknęli śmiechem.

Harry potrafiłby jeszcze przeżyć te głupie docinki, ale w chwili, kiedy dostrzegł cień uśmiechu na cienkich ustach Mistrza Eliksirów, poczuł jak wzbiera w nim nieokiełznana wściekłość.

- Zamknij się! - syknął w stronę Malfoya, z trudem panując nad drżeniem zaciśniętych pięści.

- Minus dwadzieścia punktów dla Gryffindoru za twoją bezczelność, Potter! - Oczy Snape'a zmrużyły się mściwie. - I kolejne dwadzieścia za spóźnienie! A teraz siadaj, jeżeli nie chcesz żebym odjął twojemu domowi kolejnych punktów!

Harry'emu pociemniało przed oczami. Z trudem hamując cisnącą mu się na usta ripostę, powlókł się na koniec klasy - byle dalej od Snape'a - i rzucając wściekłe spojrzenie roześmianemu Malfoyowi, usiadł ciężko przy ławce i zaczął wyjmować książki.

- Jak już wam mówiłem, zanim pan Potter nam przerwał - oczy Snape'a na sekundę spoczęły na Harrym - będziecie dzisiaj warzyć niezwykle trudny i rzadki eliksir o nazwie Desideria Intima. Czy ktoś wie co to za eliksir?

Ręka Hermiony wystrzeliła w górę.

Snape powiódł wzrokiem po klasie, upewniając się, że nikt więcej się nie zgłasza, po czym warknął zgryźliwie:

- Tak, panno Granger?

Hermiona zaczerpnęła tchu:

- Eliksir Desideria Intima, znany jest jako Eliksir Najgłębszych Pragnień. Jest to bardzo stary i, do niedawna, zakazany eliksir, służący do poznania najgłębszych pragnień danej osoby. Ten, kto go wypije, przestaje zauważać cokolwiek i kogokolwiek i staje się niewolnikiem swojej żądzy. Nie potrafi się jej oprzeć... - zakończyła, zawieszając sugestywnie głos.

Snape ostentacyjnie zignorował jej odpowiedź, ale wśród uczniów wywołała poruszenie.

- Najważniejsze w tym eliksirze jest to, że wywołuje on, ujawnia, albo może lepiej... uaktywnia najgłębsze pragnienia danej osoby. Czasami nawet takie, o których ta osoba nie ma pojęcia - dokończył Snape mrocznym głosem.

Przez klasę przeszedł szmer podnieconych szeptów.

- Na tablicy - Snape machnął różdżką - są wypisane potrzebne ingrediencje i sposób przygotowania. Macie na to czas do końca zajęć. Do dzieła. - Mistrz Eliksirów wrócił na swoje miejsce przy biurku, po czym ostatni raz omiótł klasę spojrzeniem i zabrał się za sprawdzanie wypracowań. Harry miał niemiłe odczucie, że czarne oczy spoczęły na nim nieco dłużej. Otrząsnąwszy się z nieprzyjemnego wrażenia wywracania się wnętrzności, spojrzał tępo na tablicę i odetchnął z ulgą.

Na szczęście Snape nie zrobił im dzisiaj sprawdzianu...

Wstał i poszedł po składniki. Nie podobał mu się wzrok, jakim, od czasu do czasu, obrzucał go nauczyciel. Nie kryło sie w nim nic dobrego. Tak, jakby coś planował...

Harry nigdy nie był zbyt dobry w Eliksirach, a cały ten koszmarny dzień, rozstroił go tylko jeszcze bardziej, nie pozwalając mu się skupić na zadaniu. Doprowadziło to do tego, że pod koniec lekcji jego wywar, zamiast koloru krwistoczerwonego, miał barwę różowej waty cukrowej. Rozejrzał się po klasie, chcąc sprawdzić, jak poszło innym i z ulgą stwierdził, że prawie nikomu nie udało się uzyskać pożądanego koloru.

- Czas minął! - ostry głos Snape'a rozdarł panującą w klasie ciszę i sprawił, że Harry aż podskoczył na krześle.

Nauczyciel wstał zza biurka i wolnym krokiem zaczął się przechadzać po klasie, kwitując eliksiry Ślizgonów uprzejmym skinieniem głowy, zaś eliksiry Gryfonów szyderczym uśmiechem i zjadliwymi komentarzami.

Harry znieruchomiał, kiedy Snape zatrzymał się przy jego kociołku, a następnie usłyszał ten znajomy, sarkastyczny ton głosu:

- Proszę, proszę... Co my tu mamy? - Snape pochylił się nad jego kociołkiem, a Harry nieświadomie wstrzymał oddech - Z tego, co widzę pan Potter musi bardzo obawiać się swoich pragnień, gdyż uwarzył najgorszy eliksir ze wszystkich tu obecnych. Udało mu się nawet pobić Longbottoma, a to ogromne osiągnięcie. - Profesor uśmiechnął się mściwie, a od strony stołów Ślizgonów dobiegły pojedyncze, rozbawione śmiechy. - Może powinniśmy pomóc mu odkryć jego pragnienia...?

Oczy Harry'ego zrobiły się okrągłe z przerażenia.

Co to miało oznaczać? Czyżby Snape chciał... chciał...?

Nie, to niemożliwe!

- Zaraz wypróbujemy nasz eliksir na panu Potterze i sprawdzimy jego działanie. - Słowa Snape'a potwierdziły najgorsze przypuszczenia, które zakradły się do głowy Harry'ego. W jednym momencie zrobiło mu się gorąco ze złości i zimno z przerażenia. Spojrzał hardo we wbijające się w niego spojrzenie ciemnych, błyszczących złośliwie oczu i wstrzymał oddech, usiłując nie uciec wzrokiem, ani nie mrugnąć.

A więc to tak... Snape planował to od początku!

Jakże go nienawidził!

Ślizgoni tylko pisnęli z uciechy, podczas, gdy Gryfoni wpadli w oburzenie.

- Ależ panie profesorze - zaczęła Hermiona - Nie wolno stosować eliksirów na uczniach.

- Czy pytałem cię o zdanie? - warknął Snape, obrzucając ją pogardliwym spojrzeniem. - Minus dziesięć punktów za odzywanie się bez pozwolenia.

"Nie dam się sprowokować" - pomyślał Harry, próbując za wszelką cenę znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. I wtedy do głowy przyszła mu niezwykle pocieszająca myśl - "Na szczęście spieprzyłem swój eliksir. Mogą mi, co najwyżej, powypadać włosy..."

Poczucie wygranej odmalowało się na jego twarzy przelotnym uśmiechem, ale Snape już to zauważył. Jego oczy zwęziły się niebezpiecznie.

- Ale jeżeli panna Granger tak wyrywa się do pomocy, to działanie jej eliksiru sprawdzimy na panu Potterze.

Harry zamarł. Oblał go zimny pot, a wzdłuż kręgosłupa przebiegły dreszcze.

Spojrzał na Hermionę błagalnie, jakby prosił ją, by chociaż raz zawaliła swój eliksir, ale kiedy kociołek przyleciał do rąk Snape'a, Harry z lękiem zobaczył krwistoczerwoną substancję obmywającą boki naczynia. Hermiona z przepraszającym wyrazem twarzy spuściła wzrok i wbiła go w ławkę.

Harry przełknął ślinę.

- Nie wypiję tego - oświadczył. Trochę ciszej niż zamierzał.

- Potter... - powiedział miękko Snape, opierając ręce na blacie ławki i pochylając się do niego. Jego czarne, jak studnie bez dna oczy, zwęziły się i zagłębiły w oczach Harry'ego, zanurzając się w jego strachu, wyrywając mu z serca nadzieję i odbierając odwagę. - Nie zmuszę cię, żebyś go wypił. Ale mam dla ciebie pewną propozycję, którą powinieneś rozważyć - jeżeli nie wypijesz tego eliksiru, to będziemy tu wszyscy siedzieć tak długo, dopóki tego nie zrobisz, a co pięć minut będę odbierał twojemu domowi pięćdziesiąt punktów za twoją niesubordynację i niewykonywanie poleceń nauczyciela.

Harry poczuł jak lodowata fala grozy zalewa jego serce. Rozszerzył oczy, wpatrując się z niedowierzaniem w nauczyciela. Snape uśmiechnął się złośliwie w odpowiedzi i wyprostował. Przez chwilę patrzył na niego z góry, jakby próbował przeniknąć myśli Harry'ego, a po chwili odwrócił się i odszedł w stronę biurka, zostawiając eliksir na jego ławce.

- Nie spiesz się, Potter. Mamy dużo czasu - dokończył uszczypliwie, zasiadając przy swoim biurku i najspokojniej w świecie, zabierając się do ponownego sprawdzania wypracowań.

Wszystkie oczy były skierowane na Harry'ego. Gryfoni patrzyli na niego z przerażeniem. Ślizgoni z zainteresowaniem.

Kiedy Harry'emu udało się w końcu pokonać pierwszy szok, zamknął oczy i odetchnął głęboko, starając się uspokoić szalone bicie serca.

Otworzył oczy i spojrzał na krwistoczerwoną substancję, czując, jak jego myśli wpadają w popłoch i zaczynają pędzić jak szalone, odbijając się od siebie i tworząc trudny do opanowania chaos: "Co się może stać jeżeli wypiję ten eliksir? W porządku, wszyscy poznają moje najgłębsze pragnienie. No dobra, ale co jest moim największym pragnieniem? Przecież sam tego nie wiem. Wydaje mi się, że chęć zostania najlepszym szukającym na świecie, ale może to jednak nie jest to? Może pragnę czegoś innego? A co będzie, jeżeli moim największym pragnieniem jest zabicie Malfoya? Hmm, to byłoby całkiem ciekawe... Ale problem polega na tym, że jeżeli po wypiciu tego eliksiru go zabiję, to czy wyślą mnie do Azkabanu? A może wezmą pod uwagę okoliczności łagodzące, bo przecież będę pod działaniem eliksiru i to nie będzie moja wina..."

- Minus pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru - głos Snape'a przedarł się przez myśli Harry'ego i przywrócił go do rzeczywistości.

Harry zamknął oczy, czując jak te słowa wybijają wyrwę w murze jego oporu. Jeżeli nie wypije tego eliksiru, Snape zemści się nie tylko na nim - ucierpi cały Gryffindor. I nawet jeżeli Harry powie o tym Dumbledore'owi, Snape znajdzie jakiś sposób, żeby mieć w tej sprawie ostatnie słowo. Mistrz Eliksirów był zdolny do tego, by zamienić jego życie w piekło...

Uniósł powieki i drżącą dłonią nabrał trochę eliksiru do buteleczki. Jego pełne nienawiści oczy powędrowały ku siedzącemu przy biurku nauczycielowi. Snape podniósł wzrok i ich spojrzenie skrzyżowało się. Ciemny, bezdenny tunel oczu Mistrza Eliksirów pochłonął blask zielonych oczu Harry'ego, wyciągnął z nich cały opór, rozdmuchał odwagę, przygniótł pewnością siebie; pewnością, że tym razem wygrał. Harry nie potrafił wytrzymać tego spojrzenia. Uciekł wzrokiem, czując, że cały się trzęsie.

Spojrzał jeszcze raz na trzymaną w ręku fiolkę. To, co się w niej znajdowało mogło całkowicie odmienić jego życie... Eliksir wyglądał, jak krew - jak jego własna krew. A Harry nienawidził widoku krwi.

Zamknął oczy, czując, że w głowie kręci mu się tak bardzo, że jeszcze chwila i zwymiotuje.

Nie, nie mógł tego zrobić!

Przed jego oczami pojawił się obraz Gryffindoru zajmującego ostatnie miejsce w Pucharze Domów. Zobaczył pełne wyrzutów spojrzenia swoich kolegów. Zobaczył wszystkie konsekwencje, jakie poniosłaby za sobą odmowa.

Nie miał wyboru.

Musiał to zrobić.

Zamknął oczy i jednym haustem wypił całą zawartość butelki.

Gorzki i zarazem zadziwiająco słodki płyn rozlał się po jego ciele, niczym niewiarygodnie gorąca fala, która powoli opanowywała każdą jego część, rozgrzewając go. Harry powoli otworzył oczy, bojąc się tego, co może ujrzeć. Wszystko jednak wyglądało dokładnie tak samo, jak wcześniej. Trzydzieści par oczu wpatrywało się w niego z uwagą i oczekiwaniem. Harry stał na środku klasy, czując się wyjątkowo głupio. Przez głowę przeleciała mu pełna ulgi myśl, że Hermiona chyba jednak źle uwarzyła swój eliksir, ale myśl ta nagle się urwała, jakby ktoś ją odciął. Coś dziwnego zaczęło się dziać z jego wzrokiem. Poczuł gorąco promieniujące z jego klatki piersiowej, tak jakby ktoś rozpalił mu w niej ognisko.

Klasa, na którą patrzył, zaczęła się rozmywać. Zdjął pospiesznie okulary, ale nic to nie zmieniło. Uczniowie i stoły oddalały się od niego i niknęły w nadpływającej zewsząd ciemności. Czuł się tak, jak gdyby coś wyciągało go z jego ciała i odseparowywało, oddzielało od wszystkiego, co znał, wszystkiego, co wiedział. W uszach zaczęła mu dzwonić nieprzyjemna cisza, jego oddech i serce przyspieszyły, ale on już tego nie zauważył, ponieważ wydawało się, że jego ciało także rozpłynęło się w ciemności.

Harry został sam w otaczającej go pustce i ciszy. Czuł w swoim wnętrzu coś niewiarygodnie gorącego; coś co, go rozpierało i wprawiało w euforię. Nie potrafił tego nazwać ani zdefiniować. Ale było to całkiem... przyjemne.

Rozejrzał się i ujrzał w oddali jakąś postać, otoczoną światłem. Ale nie światłem zewnętrznym. Wydawało się, że to owa postać wydzielała tę jasność.

A więc nie był tutaj sam...

Coś eterycznego, niewypowiedzianego promieniowało ze stojącej w oddali osoby; coś, co kazało Harry'emu ruszyć w jej stronę, a gorąco w jego wnętrzu rosło z każdym krokiem i stopniowo opanowywało jego ciało.

Kiedy był już zaledwie kilkanaście metrów od swojego celu, postać odwróciła się, a wtedy żar w ciele Harry'ego eksplodował i Gryfon miał wrażenie, jakby spalał się w żywym ogniu. Jakby stał pośrodku szalejącej wokół niego pożogi, która ogarnęła jego umysł i spopieliła ciało. Poczuł, że jego spodnie stały się nagle ciasne. Po jego policzkach potoczyło się coś mokrego.

Nie dbał jednak o to.

Jego wzrok utkwiony był w Severusie Snapie, który stał przed nim w swej dumnej pozie i spoglądał na niego z góry głębokimi jak studnia bez dna, czarnymi oczyma, w których malowała się pogarda, szyderstwo, kpina... Patrzył na surowe, przecinane zmarszczkami rysy twarzy, która jawiła się mu niczym najpiękniejsze oblicze, jakie kiedykolwiek widział... Wokół Mistrza Eliksirów unosiła się złowieszcza, pełna grozy atmosfera, przepełniona lękiem i strachem promieniującym od dumnej postawy, wprawiając ciało chłopaka w nieopanowane drżenie.

Wzrok Harry'ego przykuła czarna, aksamitna szata otulająca wysoką, smukłą postać. Nagle uzmysłowił sobie, że czarny to taki piękny kolor. Dlaczego wcześniej tego nie zauważył? Westchnął przeciągle, jak gdyby nigdy jeszcze nie widział czegoś równie pięknego, a jego wzrok ześliznął się niżej, obejmując całą postać. Jęknął, czując w sobie nieodpartą potrzebę dosięgnięcia tego, co uwypukla się pod czarnym materiałem spodni nauczyciela. Snape emanował złowieszczą, mroczną, drapieżną seksualnością.

Harry miał wrażenie, że jeżeli go nie dotknie, to umrze.

Przewracając się i potykając o jakieś niewidzialne przedmioty, zaczął się przedzierać w jego stronę, pragnąc ukoić szalejący w nim pożar, ugasić go w ustach mężczyzny, w jego dłoniach. Z nadludzką siłą pokonywał gęstą, stojącą mu na drodze przestrzeń, która hamowała go, unieruchamiała, przytrzymywała, nie pozwalając dosięgnąć celu.

Był jak żywa pochodnia, płonąca pragnieniem, które pchało go naprzód.

W końcu dotarł na miejsce. Był już tak blisko, zaledwie krok od swojego celu. Zatrzymał się, nie mogąc ruszyć dalej, jakby coś zagradzało mu drogę. Widział go tak wyraźnie - otuloną czarnymi, aksamitnymi włosami twarz, ściągnięte brwi, pomiędzy którymi pojawiła się głęboka zmarszczka, zmrużone oczy, które wydawały się z bliska jeszcze ciemniejsze, jeszcze głębsze, jeszcze bardziej odbierające zmysły... i te usta - zaciśnięte w cienką kreskę blade wargi, które pragnął rozchylić swoim językiem, dostać się do ciepłego wnętrza, posmakować go, poczuć... Poczuć jego dłonie na swoim ciele, jego palce we włosach, język w swym gardle, rozgrzaną, palącą erekcję w swym wnętrzu...

Zaczęło mu się kręcić w głowie. Dłonie i kolana drżały tak bardzo, że ledwie mógł się utrzymać na nogach. Jego wstrząsane spazmami podniecenia ciało, wyrzucało z siebie fale gorąca, a w spodniach czuł coś ciepłego i lepkiego.

- Severusie... - wyjęczał, opierając się o niewidzialną przeszkodę i wyciągając rękę w stronę mężczyzny.

Mówienie sprawiało mu trudność. Oddychanie i utrzymywanie się w pozycji pionowej również. Umrze, jeżeli go nie dotknie, spłonie żywcem, a następnie wyparuje. Eksploduje, wybuchnie, zniknie, rozpłynie się w powietrzu... Rozpadnie się na tysiące kawałeczków i nigdy już nie uda mu się powrócić do poprzedniego stanu. Ale coś go blokowało. Coś nie pozwalało mu się zbliżyć do swego największego pragnienia. Ogromna rozpacz wkradła się do jego serca, kiedy szamotał się, pragnąc dosięgnąć czarnej szaty, włosów, czegokolwiek... Zdyszany, znieruchomiał na chwilę, gdyż jego oczy zatopiły się w obserwujących go czarnych źrenicach. Wchłonęły go, wciągnęły w ciemny tunel z którego nie było już wyjścia, nie było drogi powrotnej. Mógł tylko poddać się im i iść naprzód, prowadzony przez znajdujące się na końcu tunelu światło.

- Masz najpiękniejsze i najbardziej podniecające oczy na świecie. - Słowa same wyrwały się z jego ust, niczym nieskrępowane. - Chciałbym zatonąć w nich, kiedy będziesz mnie brał.

Wizja tego przeszyła go na wskroś i Harry poczuł, jak jego serce na sekundę przestało bić. Jakby coś złapało je i ścisnęło mocno. Zbyt mocno. Poczuł ból w klatce piersiowej. Ból pragnienia.

- Weź mnie... Severusie...! - Ostatnie słowo przeszło w jęk, gdyż nie potrafił już dłużej panować nad ogniem, który go trawił, sprawiając mu nieopisane cierpienie.

Ostatnim, ogromnym wysiłkiem wyciągnął rękę jeszcze dalej, by dotknąć tych aksamitnych, czarnych włosów i by zakończyć ten potworny ból rozszarpujący jego ciało i serce, rozrywający go kawałek po kawałeczku.

Wtedy zobaczył, jak wargi Snape'a formują jakieś niezrozumiałe słowa, jego oczy oślepił błysk różdżki i nagle wszystko zniknęło.

Harry zamknął oczy, a kiedy je otworzył zdał sobie sprawę, że stoi przy biurku Snape'a, niemal na nim leżąc, z ręką wyciągniętą w stronę nauczyciela, z pełną erekcją w spodniach i łzami na policzkach.

W klasie panowała martwa cisza.

Snape stał przed nim z szeroko otwartymi oczami, wpatrując się w niego z takim szokiem, jakby zobaczył go po raz pierwszy w życiu. Harry nigdy jeszcze nie widział takiego zdumienia na jego twarzy, na której zazwyczaj widniała jedynie kpina i arogancja. Jakby Mistrz Eliksirów zobaczył coś tak nieoczekiwanego, że wprawiło go to w całkowite osłupienie.

Wtedy właśnie świadomość powróciła do umysłu Harry'ego, uderzając w niego z siłą Wierzby Bijącej i cała krew odpłynęła z jego twarzy.

Nieee!

Zachwiał się na nogach, śmiertelnie blady. Przez kilka chwil starał się złapać oddech, gdyż płuca odmówiły mu posłuszeństwa.

W jego umyśle panował całkowity chaos.

Co to było, do cholery? Co ja zrobiłem? Co się stało? Co... co to było?!

Zacisnął powieki, odpędzając uderzające w niego obrazy i wspomnienia. Tak nieprawdopodobne, tak... okropne...

Jak mogłem? Snape'a...? To... to niemożliwe! Nie, to się nie wydarzyło! Nie mogło!

Wszystkie jego wnętrzności skręciły się, kiedy myśli zostały rozdarte powracającym echem jego własnych słów:

Weź mnie... Severusie...!

Poczuł odruchy wymiotne.

Nie mogłem! Nie... nie Snape'a! To niemożliwe! To... to jakiś chory dowcip! Nie wierzę w to! Kurwa, nie wierzę!

Podniósł głowę i spojrzał na nauczyciela, który wyglądał na równie wstrząśniętego, co Harry. W chwili, kiedy zielone oczy napotkały czarne, chłopak poczuł, że twarz płonie mu ze wstydu i zażenowania, jakby ktoś wylał na niego wrzący olej, który natychmiast zaczął spalać jego skórę. Poczuł ból i pieczenie pod powiekami.

Spuścił wzrok, wbijając go w podłogę i czując, jak jego serce eksploduje z przerażenia. Chciał tylko stąd uciec. Zaszyć się gdzieś, gdzie nikt go nie znajdzie. Czuł się tak, jakby wszystko co znał, wszystko co wiedział o sobie samym, nagle zawaliło się niczym domek z kart i pogrzebało pod sobą jego honor i dumę. Zabierając ze sobą całą odwagę i pozostawiając jedynie przeszywający, skręcający strach, który ściskał jego serce i przygniatał go swym ciężarem, sprawiając, że ledwie trzymał się na nogach.

Zapragnął, aby ziemia rozstąpiła się pod stopami i pochłonęła go. Tu i teraz.

Został upokorzony. Do granic możliwości. Wszystko w nim zostało przełamane, pogrzebane, zmiażdżone. Wszystko, co może znieść jeden człowiek.

Odwrócił się w stronę klasy i zobaczył wstrząśnięte twarze swoich kolegów. Hermiona była bliska płaczu, a Ron wpatrywał się w niego z takim niedowierzaniem, jakby Harry zamienił się nagle w kogoś obcego, nieznajomego.

Wiedział, że jeżeli natychmiast stąd nie wyjdzie, to zwymiotuje na oczach wszystkich.

Słaniając się na nogach i potykając, zaczął podążać w stronę drzwi, niczym lunatyk we śnie. I gdyby ktoś go później zapytał, w jaki sposób udało mu się do nich dotrzeć i nie przewrócić się, albo - co gorsza - nie rozpłakać, nie potrafiłby mu odpowiedzieć.

Nikt nie powiedział nawet słowa, kiedy drzwi zamknęły się za nim z głuchym trzaskiem.

2. Barely breathing.


I'm falling apart
I'm barely breathing
With a broken heart
That's still beating*



Harry pędził przez korytarze Hogwartu, tak, jakby chciał uciec przed samym sobą. Wbiegł do pierwszej łazienki, jaką napotkał, pochylił się nad umywalką i zwymiotował. Dopiero, kiedy torsje przestały wstrząsać jego ciałem, opłukał twarz i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Obserwując blade oblicze, słyszał echo własnych słów, które powracały do niego z coraz większą siłą i natężeniem, uderzając za każdym razem o wiele boleśniej:

...kiedy będziesz mnie brał...

Gwałtownie zacisnął dłonie na brzegu umywalki.

Weź mnie, Severusie...

Pięść Gryfona trafiła w przerażone odbicie w lustrze, roztrzaskując je na kawałki, a ciszę rozdarł ochrypły krzyk. Odłamki szkła wbiły się w jego dłoń i zasypały wszystko wokół. Nie zważając na krew i ból, osunął się po umywalce na lodowatą podłogę, gdzie skulił się i zaczął rozpaczliwie szlochać.

To nie może być prawda! Nie może! To jakiś obłęd! Snape musiał dodać coś do eliksiru Hermiony. Chciał mnie upokorzyć, poniżyć. Musiał planować to od początku. Zawsze mnie nienawidził.

Przed oczami Harry'ego pojawiła się twarz nauczyciela. Równie zaskoczona i zdumiona. Jednak szybko oddalił tę wizję.

Tak, na pewno chciał mnie upokorzyć. I udało mu się. W końcu mu się to udało! Jakież to okrutne z jego strony. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby zrobić coś takiego? Tak, w końcu udało mu się znaleźć sposób... żeby mnie złamać.

Harry skulił się jeszcze bardziej, opierając głowę o swoje kolana.

Nie chcę go widzieć! Nie chcę go znać! Nigdy więcej nie spojrzę mu w twarz! On nie zasługuje na to! Od tej chwili Severus Snape przestaje dla mnie istnieć!

Wszyscy to widzieli... Ależ musieli mieć ubaw. Harry Potter - Chłopiec Który Przeżył, którego najgłębszym pragnieniem jest znienawidzony przez wszystkich, tłustowłosy Mistrz Eliksirów. Może nawet opublikują to w Proroku Codziennym? Znając Malfoya, już pewnie popędził opowiedzieć o tym każdemu Ślizgonowi, swojemu tatusiowi i wszystkim reporterom.

Harry poczuł, jak znowu zbiera mu się na wymioty.

Merlinie, jak oni na mnie patrzyli... Nawet Ron i Hermiona. Jak ja im teraz spojrzę w oczy? Jak mam to wytłumaczyć? Nikt mi nie uwierzy. Nikt. To już koniec Harry'ego Pottera.

Chłopak zapatrzył się w martwy punkt na ścianie. Jego wzrok był nieobecny, jakby żeglował teraz po morzu wspomnień, oglądając obrazy, które doprowadziły go aż tutaj. Po chwili na jego twarzy pojawił się cień smutnego uśmiechu.

Ja i Snape? To musi być jakiś chory żart! Przecież ja go nienawidzę! Zawsze go nienawidziłem. Nawet to, że uratował mi życie, nie zmienia faktu, że jest najobrzydliwszym, najwredniejszym i najwstrętniejszym sukinsynem na świecie!

Masz najpiękniejsze oczy na świecie...

Harry, w geście rozpaczy, zasłonił uszy rękoma, pragnąc zagłuszyć to echo, które wciąż do niego powracało i nie dawało mu spokoju. A każdy powrót oznaczał dla niego tylko udrękę i ból.

Nie, to się nie wydarzyło. Nie mogło! To był tylko sen. Zaraz się obudzę i wszystko będzie, jak dawniej. To musi być sen!

Jego umysł, aby ulżyć cierpieniom, zaczął negować wszystko, co się wydarzyło. Ale to nie pomagało. Ból w zranionej ręce był zbyt realny. Łzy lśniące na policzkach były równie rzeczywiste, jak zimna, kamienna podłoga, ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin