Gokuma - Bracia Krwi.doc

(79 KB) Pobierz
Gokuma - Bracia Krwi

Gokuma - Bracia Krwi

 

 

Notatka:

Uwaga ogólna: Nie mogę dać tu pełnej listy ostrzeżeń, by nie powiedzieć zbyt wiele (i przed czasem) o treści fanfika. Jeśli więc chodzi o
Rating, to ze względu na temat, fik zbliża się do R. "Wykonanie" jest jednak dosyć łagodne (gdzieś około PG), więc można się nie bać.:*) Będzie trochę angstu, toteż nie doradzam czytania komuś, kto jest w wyjątkowo podłym nastroju, gdyż po tym fiku bynajmniej mu się on nie poprawi.
Tak... Może na początek przydałaby się jeszcze
Uwaga techniczna: trzy gwiazdki (***) oznaczają zmianę czasu akcji (np. flashback); jedna (*) - zmianę perspektywy (tj. punktu widzenia, znanego także jako POV). Kursywą zaznaczone są myśli bohaterów fika; kursywa w środku wypowiedzi oznacza, że część jej jest mówiona, a część - myślana.
Uff... Dosyć już tych wyjaśnień. Zresztą, czytelników yaoi i tak nic nie zdziwi :*) A więc...
READ'N'...
...A nie. Zapomniałam jeszcze o podziękowaniach. Więc:
THX to: Kasiotfur (za motywację do napisania tego fanfika).
Dobrze. Teraz już naprawdę milknę. A więc:

READ'N'JOY!

* * *

    To samo czarne, ponure spojrzenie, te same złe, pełne pogardy oczy. Te same słowa, padające szybko, jak trzask z bicza:
    - Nazwisko, imię!
    - Wesley... Frederick.
    Fred Wesley... Proszę, proszę...- czarne spojrzenie wędruje ponad głowę pytanego, szukając swego audytorium. Daleko stąd, w ciemnej i pustej komnacie, siedzi starzec, wsłuchując się nieruchomo w każdy oddech, w każde wypowiedziane tutaj słowo. Jego czas dobiegł już końca. Tym razem nie pomoże mu żaden wybieg. To, co się stało, stało się nieodwołalnie. - I co teraz, Dumbledore? Co teraz zrobisz? Nawet ty nie potrafisz cofnąć czasu.
    Syci się tym zwycięstwem, jak sięgający po swą ofiarę pająk. Jego głos dźwięczy źle ukrywanym triumfem:
    - Frederick Wesley? Syn Artura Wesleya?
    - Tak, sir.
    - Czy wiesz, Fredericku Wesley, dlaczego się tu znalazłeś?
    Cisza. Oskarżony siedzi w milczeniu, wpatrując się martwo w stojącego przed nim mężczyznę. Jego twarz jest maską kryjącą szarpiący jego myśli niepokój. Boi się, boi się okropnie - choć wciąż jest jeszcze dość silny, by ukryć to przed czyhającym na jego słabość tłumem.
    Zamyka oczy.
   
    Niczego im nie powiem, braciszku.
   
    Koniec przesłuchania.

* * *

    Pamiętam, że, gdy byłem mały, bałem się twego odejścia. Nad wszystkie dziecinne strachy obawiałem się tego, że któregoś dnia ktoś przyjdzie i zabierze mi ciebie. We wszystkich moich koszmarach odchodziłeś, nie słysząc nawet mojego głosu. Budziłem się przerażony i zrywałem się z łóżka, by szukać, by znaleźć ciebie.
   
    I zawsze cię znajdowałem.

* * *

    Wszyscy obecni? Rozpoczynamy przesłuchanie. Powitajmy naszych szacownych gości: Panie Knot, pani Abbott... Pan minister będzie dziś czynił honory domu. Cóż za zaszczyt..!
    Drogie panie, szanowni panowie - spójrzcie teraz łaskawie na to miejsce. Patrzcie, kto na nim usiądzie. Obserwujcie uważnie; zapamiętajcie każdy ruch, każde słowo. Macie przed sobą pionka, nieoczekiwaną premię od losu, którą otrzymał nasz minister. Korneliusz Knot jest wytrawnym graczem. Doskonale wie, jak tę partię rozegrać.

* * *

    Tak bardzo mi cię żal, chłopcze...

* * *

    Patrzą, jak podchodzi, zgarbiony, złamany bólem. Wszędzie nieruchome twarze, wszędzie złowrogie, pełne pogardy szepty. Słowo "ohyda" wymykające się z czyichś ust.
    Siada ciężko w wyznaczonym dla siebie miejscu; spogląda przed siebie, jakby czegoś szukał. Nie znajduje. Iskra nadziei gaśnie w jego oczach, twarz na powrót przybiera ponury, obojętny wyraz. Oskarżyciel stoi już obok, gotów do rozpoczęcia swojej litanii pytań. Gdy unosi dłoń, na sali zapada cisza.
   
    Teraz patrzcie.
   
    - Czy byłby pan łaskaw podać swoje nazwisko i imię?
    - Wesley... Nazywam się Frederick Wesley.
    - Syn Artura Wesleya?
    - Tak.
    - Czy wiesz, Fredzie Wesley, dlaczego się tu znalazłeś?
   
    Cisza.
   
    - Fredzie Wesley...
    - Tak.
    Ożywienie. Przez salę przebiegają szmery. Oskarżyciel ucisza je ruchem dłoni; na sali znów zapada niezmącony spokój:
    - Czy mógłbyś nam coś powiedzieć?
    - Co na przykład?
    - Na przykład... dlaczego tu jesteś?
    - Bo ty tego chciałeś, Knot.
   
    Śmiechy. Cóż za świetna zabawa, prawda?
   
    - ..."Ty?" Co za "ty"? Fredzie Wesley, radzę uważać na swoje słowa...
   
    Powiedział tylko prawdę, Korneliuszu.
   
    - ...Bardzo uważać. Twoja sytuacja jest bardzo poważna. Chyba wiesz, o co zostałeś oskarżony?
    - Tak. Wiem. Nie będę o tym mówić.
   
    Niestety, mój chłopcze...
   
    - Nie masz wyboru, Wesley. Wiesz dobrze, że możemy zmusić cię do zeznań. A może chcesz, żeby mówił twój brat?
   
    ...On ma na ciebie sposób.

* * *

    - Mamo, mamo!
    - Co takiego?
    - Percy się bije...!!!
    - Percy?
    - Nikogo nie biję, te głupie szczeniaki przeszkadzają mi w pracy!
    - Percy!
    - Przepraszam, mamo, ale proszę, zrób z nimi coś ...
    - My...
    - ...nic nie robimy...
    -...Ćwiczymy tylko...
    -...okrzyki na mecz. Tata...
    -...zabiera nas jutro, wiesz?
    - Mamo, oni kłamią w żywe oczy!
    - My...
    - ...nie kłamiemy...
    - ...Wcale a wcale.
    - Tak? A od kiedy na meczach krzyczy się "Percy kocha Catherine!"?
    - Już dobrze, dzieci. Percy, wracaj do nauki. Fred, George, zostańcie tu na chwilę.
    - ...
    - Tak, mamo?
    - Chłopcy... to bardzo niegrzeczne naśmiewać się z brata.
    - Ale my...
    - ...się wcale nie naśmiewamy.
    - Percy nie kłamie, moi drodzy. Chcecie, żebym się na was pogniewała?
    - ...przepraszamy. Ale...
    - ...to takie śmieszne. Wiesz, jak Percy nazywa tą swoją Catherine?...
    - ...Mówi do niej "gwiazdeczko"...
    - ... i "kwiatuszku". A ona nie jest wcale podobna...
    - ...ani do gwiazdki, ani do kwiatuszka.
    - Dosyć! Fred, George - pójdziecie przeprosić brata...
    - Mamo!
    - Powiedziałam. I żadnego meczu quidditcha.
    - Mamo, nie zrobisz tego!
    - Nie zrobię? Poczekajcie tylko, aż wróci ojciec.
    - Nie pójdziemy na mecz przez jakąś głupią dziewczynę?
    - Dosyć! Zapewniam cię, mój drogi, że za kilka lat sam się zakochasz w jakiejś swojej koleżance, a wtedy zobaczymy, czy będzie ci do śmiechu.
    - W dziewczynie? Po co?
    - Tak będzie, zobaczysz.
    - To głupie. Po co mi jakaś dziewczyna?
    - Chłopcy zakochują się w dziewczynach. Tak to już jest.
    - Ale ja nie chcę, żeby on zakochał się w dziewczynie! On kocha mnie!
    - Oj, dzieci, dzieci... Porozmawiamy za kilka lat.
    - On... kocha...mnie!
    - No już dobrze, dobrze. Przestań się mazać. Fred, chłopcy nie powinni płakać.
    - Mamo?
    - Hm?
    - To jest George.

* * *

    Racja, Korneliuszu. Święta racja. Jestem idealistą, tak to czasem bywa. Dawne nawyki trudno jest zwalczyć... Nawet, jeśli dzisiaj nazywacie je zupełnie inaczej... Zaraz, jak to było...? "Ględzenie obłąkanego starca"? Hmm...Kiedyś nazywaliśmy to lojalnością. Ale czasy się zmieniają... No coż, Korneliuszu, brawo.
    Serdeczne gratulacje.
   
    - Panie Wesley!
   
    ...I nie macie już żadnych problemów, naprawdę. To takie proste, Knot, takie wygodne: nikt nie ma innego zdania, nikt nie zadaje kłopotliwych pytań. Wszyscy patrzą w jedną stronę; nie widzą Voldemorta, nie przejmują się Dementorami. Po co? Najważniejszy jest przecież ten proces. Prawda, Korneliuszu? Tak właśnie im powiedziałeś.
    "Ohyda", "obrzydliwość". Twoje słowa, Korneliuszu. Brawo.
    "...Tom Riddle? Kto to właściwie jest, Tom Riddle...?"
   
    - ...Więc, panie Wesley? Zastanowił się pan? Mam nadzieję, że pamięta pan o naszej umowie...
   
    Tak, Korneliuszu. Mam nadzieję, że ty pamiętasz o naszej...
   
    - ...i ma pan na względzie dobro swego brata. George Wesley...
    - Dobrze już! Dobrze...sir. W porządku, będę mówił.
    - W końcu. Wreszcie przemawia przez ciebie rozsądek. Przystępujemy do zadawania pytań.

* * *

    ...Jak długo to jeszcze może trwać? Siedzę tu i patrzę na tego głupca. Który to już raz? Trzeci? Może czwarty? Tak - chyba czwarty. Za pierwszym razem nie odezwałem się ani słowem; ten dureń Knot mógł tylko gryźć palce ze złości. Nie mogą zmusić mnie do mówienia, jeśli sam się na to nie zgodzę. Ale...
   
    - Czy znana jest ci osoba o imieniu George Wesley?
   
    ...znaleźli sposób, żebym to zrobił.

* * *

    - Proszę cię, Molly, nie płacz...
    - Ale...
    - Nie możemy już nic na to poradzić.
  ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin