1.doc

(72 KB) Pobierz

Tekst stworzony specjalnie dla Sar:* Z okazji jej urodzinek. Zdrowia, szczęścia, pomyślności i dużej ilości yaoi i wena!

Tytuł: Od pierwszego spojrzenia
Autor: Ewcia20212
Paring: DM/HP
Rating: NC -17
Beta: Tysik, Nessa

Ostrzeżenia: Zły Dumbledore

Jeśli ktoś wymyśli nazwę dla zaklęć będę bardzo wdzięczna, bo ja raczej nie mam aż tak rozbudowanej wyobraźni:)
Czekam na wytknięcie błędów, bo są na pewno.

oOoOoOoOoOoOoOoOoOoOo

Pogoda dostosowała się do krajobrazu, który roztaczał się pod nieboskłonem.
Niebo miało kolor krwi. Wiał potężny wiatr, co rusz zmieniający kierunek.
Miało to być ostrzeżenie sił wyższych, że to co robią ludzie jest złe.
Jednakże nikt nie zwracał na to uwagi. Nikogo nie obchodziło coś takiego, jak siły wyższe. Każda strona chciała zwyciężyć. Jak na razie udawało się to tej złej.
Krew.
Na ziemi i na niebie. To był znak. Znak, że wszystko obrało zły kierunek. I tylko centaury wiedziały, co takiego stanie się za chwilę. Kwestią czasu było przechylenie się szali zwycięstwa na jedną ze stron.
Ale nie na tą dobrą lub tą złą. Została tylko zła lub gorsza.

oOoOoOoOoOoOoOoOoOoOo

Zaczęło się tak niewinnie.
Żadnego wspaniałego wejścia. Brak jakichkolwiek większych strategi. Kilku Śmierciożerców, tak po prosu, pojawiło się przed bramami Hogwartu. Bez przeszkód pokonali obronne bariery wkraczając na teren szkoły, śmiejąc się szaleńczo. Na ich przedzie z szaleńczym śmiechem pędziła Bellatrix. Kolejne sześć czarnych postaci szło spokojnym krokiem przed siebie. Gdy dotarli przed mury zamku Lestrange wzmacniając swój głos poprzez zaklęcie, krzyknęła - Dyrektorze, pora się zabawić!
Gdy pierwsze zaklęcie otworzyło wrota zamku, pojawiła się reszta Śmierciożerców wraz z Czarnym Panem.

oOoOoOoOoOoOoOoOoOoOo

Bał się.
Był to strach tak przejmujący, że czuł go w całym swoim ciele. Wszystkie jego mięśnie były spięte, a on sam czekał na najmniejszy sygnał z otoczenia, aby móc uskoczyć przed lecącym w jego stronę urokiem. I choć w dłoni dzierżył różdżkę, to w głowie miał pustkę
Był taki bezbronny.
Walka trwała już od około sześciu godzin. Barykady stworzone naprędce zostały przerwane. Każdy był wyczerpany. Fizycznie, psychicznie i przede wszystkim magicznie. Już nikt nie przejmował się błahymi zaklęciami mającymi na celu unieruchomienie lub zranienie przeciwnika. Teraz wszyscy chcieli już tylko to zakończyć. Powietrze było zielone od przecinających je promieni Avady. Niestety nie każdy zdążył się przed nimi uchronić.
Wiedział, że stracił wielu przyjaciół. Kątem oka zauważył osuwającą się na ziemię Pansy, która pomagała im przy tworzeniu siatki przeciwurokowej na błoniach.
Na szczęście, nie tylko jego sojusznicy kończyli swój żywot. Poległo również wielu Śmierciożerców.
Lecz wypatrywał tylko dwóch osób. A z porażki jednej byłby niezmiernie zadowolony.
Nie mógł nigdzie znaleźć Hermiony i Rona. Czyżby zginęli? Nie, to przecież niemożliwe. Krążył po polu bitwy, lawirując między klątwami i ciałami, odkładał też najbardziej, jak to tylko możliwe spotkanie twarzą w twarz z Voldemortem.
Nagle wszystko ucichło. Zobaczył tylko zbliżające się w swoją stronę różowe światło.
Nie wiedział ile czasu był nieprzytomny, ale obudził go kopniak w żebra. Niewystarczająco silny, by mu je połamać, jednak na pewno pozostawi po sobie ślad w postaci rozległego krwiaka. Otworzył oczy, ale jedyne co zobaczył to dwa rozmazane szaroniebieskie okręgi tuż przed jego twarzą.
- Wstawaj Potty. Nie będę cię ochraniał. I tak mamy przesrane. Idź i zgładź w końcu Wielkiego Gada. I mam gdzieś, co teraz myślisz. Rusz się. - To było tak niespodziewane, że Harry nadal myślał, że śpi. Właśnie został zmuszony do działania przez Malfoya. Powiedział mu, co ma robić. To było... dziwne. Ale nagle wróciła do niego ostrość. Rozejrzał się i z przestrachem stwierdził, jak niewiele osób zostało żywych. Większość robiła teraz za dywanik, po którym stąpali Śmierciożercy zbliżający się do swojego Pana, który widocznie ich do siebie przywoływał. Chłopak dostrzegł zirytowane spojrzenie arystokraty mówiące: "Rusz ten tyłek, albo sam Cię zaraz zabije".
Nie myśląc długo przeturlał się po kupce trupów, na której spoczywał i schował za nią szukając różdżki. Znalazł ją wepchniętą w wewnętrzną kieszeń swojej szaty. A raczej tego, co po niej zostało. Chwycił ją pewnie w prawą dłoń i zaczął wypowiadać zaklęcie, gdy poczuł szarpniecie.
To był świstoklik.
Malfoy ty dupku.

oOoOoOoOoOoOoOoOoOoOo

Gdy tylko opadł ponownie na pewny grunt poczuł, że ktoś go przytula. Jeśli się nie mylił była to Molly Weasley. Otworzył oczy, by się rozejrzeć, i choć wszystko było zamazane i niewyraźne, zauważył sylwetki jeszcze kilku osób. Podniósł rękę do oczu chcąc sprawdzić, czy na pewno nie zgubił okularów w tamtym pobojowisku. Jego ręka natknęła się na chłód metalowych oprawek.
- Pani Weasley, proszę mnie nie udusić. Też się cieszę, że żyjecie. - Harry delikatnie wyswobodził się z kochających objęć. Zdjął okulary i przetarł ponownie oczy rozglądając się po wszystkich. Widział jeszcze gorzej. Zamazane kształty były wszędzie.
- Harry, wszystko w porządku? - Hermiona spojrzała na niego z niepokojem, zwracając na niego uwagę pozostałych. Lupin podszedł do niego powoli i zaczął mu się przyglądać.
- Harry, o co chodzi? - zapytał zaniepokojony Remus. Coś w spojrzeniu chłopaka mówiło mu, że zanosi się na duże kłopoty.
- Wszystko w porządku. Po prostu trochę niewyraźnie widzę. To wszystko, naprawdę.
Wszyscy odetchnęli z ulgą. Wszyscy, prócz Szalonookiego. W swojej długoletniej karierze aurora napotkał się nie raz na wstrętne klątwy pozbawiające człowieka wzroku. W ferworze walki Potter mógł oberwać którąś z nich.
- Stała czujność Potter. Stała czujność. Obserwuj otoczenie. - Moody chciał, aby chłopak sam dowiedział się pod działaniem, której klątwy się znajduje, bo to było pewne. Jednak wiedział, że Granger pierwsza dowie się wszystkiego nie pozwalając mu się wykazać. Było to plusem gdy chodziło o szybkość, jednak teraz chodziło o przetrwanie Harry'ego Pottera w świecie magicznym. Musiał nauczyć się wszystkiego sam, bo nie wiadomo ile osób przeżyje wojnę.

oOoOoOoOoOoOoOoOoOoOo

Harry obudził się i stwierdził, że leży w skrzydle szpitalnym. Nie zdziwił się zbytnio, gdyż ostatnim obrazem, jaki zapamiętał, była szybko zbliżająca się do niego podłoga.
Kotary wokół jego łóżka były zasunięte. Wyciągnął rękę w bok, aby sięgnąć po okulary. Gdy tamte spoczywały już na jego nosie z bólem stwierdził, że będą mu potrzebne dużo mocniejsze szkła. Nadal ledwie widział zagłówek łóżka, znajdujący się tuż przed nim.
Zsunął nogi z łóżka z zamiarem udania się do dyrektora. Jednak pani Pomfrey, zapewne miała założone na jego łóżku zaklęcie monitorujące, bo gdy tylko jego nogi dotknęły podłogi pojawiła się przy nim.
- Panie Potter, proszę leżeć spokojnie. Zaraz powiadomię dyrektora o tym, że się w końcu obudziłeś - powiedziała, jednocześnie kładąc mu rękę na czole i odsuwając zasłony przy jego łóżku. Po czym udała się do swojego pokoju, który przylegał do sali szpitalnej, mamrocząc coś pod nosem. Po chwili wyszedł stamtąd Dumbledore, profesor McGonagall i Snape.
- Witaj Harry, tak bardzo cieszymy się z tego, że w końcu się obudziłeś. Chcielibyśmy ci wszystko wytłumaczyć, jednakże nie mogliśmy nigdzie znaleźć Alastora, który jest odpowiedzialny za twoje tak długie przebywanie w skrzydle szpitalnym. - Cała czwórka otoczyła jego łóżko, jak gdyby Harry był eksponatem w zoo, a dyrektor mówił dalej.
- Alastor odkrył coś, jednak stwierdził, że nie może ujawnić nam, co to takiego. Przed swoim zniknięciem, jednak rzucił na ciebie urok, który pozbawia ciało magii na okres blisko miesiąca tak, by mogło ono spokojniej poradzić sobie ze zmaganiem się z czarną magią. Jak wiesz niebezpiecznie jest łączyć czarną magię z białą. A ty jesteś wyjątkową osobą, która ma w sobie duże pokłady białej magii.
- Panna Granger powiedziała nam, iż zauważyłeś już, że pogorszył Ci się wzrok - wtrąciła się opiekunka jego domu, przytrzymując się wezgłowia łóżka.
- Tak, to prawda Minerwo. Zbadałam pana Pottera i muszę przyznać, że wada jego wzroku pogłębia się z dnia na dzień. - Pomfrey trzymała w ręku ostatnie wyniki badań Harry'ego chcąc przekazać je nauczycielom. Zainteresował się nimi tylko Snape, a reszta ciągle wpatrywała się w Pottera jakby to on mógł im wszystko wyjaśnić.
- Moody zostawił w liście do profesora Dumbledore'a instrukcje, co powinieneś teraz zrobić. Od trzech tygodni próbujemy dowiedzieć się, jaki czar na ciebie rzucono. Jednak głębsza analiza była niemożliwa, gdy byłeś nieprzytomny. - McGonagal kontynuowała nie zwracając uwagi na to, że pielęgniarka ma coś do dodania. Po takim zignorowaniu z ich strony, Poppy po prostu odeszła.
- Chwila pani profesor, chce mi pani powiedzieć, że byłem nieprzytomny trzy tygodnie? - Harry był naprawdę zdziwiony. Jeszcze nigdy jego stan nie był aż tak poważny. Prawdą jest, że spędzał w Skrzydle Szpitalnym więcej czasu niż statystyczny uczeń, jednak nigdy nie przekraczało to dwóch tygodni.
- Tak, Potter. - wycedził Snape - Nawet ty zdążyłeś wywnioskować, iż leżałeś nieprzytomny przez trzy tygodnie. W tym czasie Zakon szukał wszelakich informacji o urokach związanych z utratą wzroku. Panna Granger i pani Pince przejrzały już wszystkie materiały jakie zdołały znaleźć w naszej bibliotece. Więc ty Potter, przyjdziesz dziś do moich komnat i spróbujemy zdjąć z ciebie to zaklęcie. - zamilkł na chwilę, po czym powiedział spokojniejszym tonem. - Chociaż biorąc pod uwagę twoje szczęście i tak nam się to nie uda.
Harry był tak zdezorientowany, że nie mógł odmówić. Po prostu kiwnął głową dla Snape'a, po czym spojrzał na dyrektora.
- Wszystko w porządku Harry? - zapytał Dumbledore. Z jego oczu emanowała nieukrywana troska o chłopaka.
- Tak, wydaje mi się, że tak. Co prawda widzę gorzej niż zazwyczaj i czuję dotkliwą pustkę, której nie mogę wytłumaczyć, ale przeżyję. Było już ze mną o wiele gorzej. Proszę mi tylko powiedzieć - Voldemort żyje?
- Tak Harry. Niestety nie daliśmy rady go pokonać. Gdyby nie wielka pomoc Dracona większość członków zakonu byłaby martwa. Wiele mu zawdzięczamy.
Gdy tylko Potter wyłapał imię Malfoya, na jego twarzy samoistnie pojawił się uśmiech. I wtedy do głowy Mistrza Eliksirów wpadło rozwiązanie ich problemu, a dokładniej problemu Pottera.
- Potter, czy to nie Draco był przy tobie, gdy ocknąłeś się po tym jak zostałeś ugodzony zaklęciem? - Snape uważnie przyglądał się twarzy chłopaka, po której przewinęły się różnorakie emocje: od zaskoczenia do uwielbienia.
- Tak, czyż to nie wspaniałe? - Severus uśmiechną się triumfująco. "Potter dostał zaklęciem "pierwszego spojrzenia" lub "nieskończonego wzroku", cóż za ironia nazewnictwa".
- Dyrektorze, już chyba wiem, co się stało. Musimy porozmawiać. A ty Potter. Dziś, lochy, osiemnasta. - To mówiąc skierował się w stronę drzwi nie oglądając się za siebie i jak zawsze powiewając połami swojej czarnej szaty. Dyrektor pożegnał się z Harrym i podążył za Mistrzem Eliksirów. Tuż przy drzwiach odwrócił się i powiedział.
- Minerwo, myślę, że powinnaś zostawić pana Pottera samego. Niech odpoczywa. - Powiedziawszy to, zniknął za drzwiami.

oOoOoOoOoOoOoOoOoOoOo

Gabinet Dumbledore'a aktualnie świecił pustkami. Wszystko zostało wyniesione, gdyż ta część Hogwartu, w której się znajdował groziła zawaleniem. Chociaż Zamek sam naprawiał wyrwy w murze, był to bardzo żmudny proces. Severus cieszył się, że świadkami jego rozmowy z Albusem nie będą wiecznie wciskające nos w nie swoje sprawy portrety, które mogły przekazać zdobyte informacje dalej.
- Wybacz chłopcze, że kazałem Ci na siebie czekać. Musiałem poszukać pana Malfoya. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, iż odgrywa w tym znaczącą role. - Po wejściu dyrektor skierował się w stronę, gdzie zazwyczaj znajdowało się jego biurko. Zawsze tryskający energią Dumbledore dziś był przygaszony, jakby ostatnie wydarzenie zniszczyło całą jego wewnętrzną siłę.
- Zaproponowałbym Ci abyś usiadł, jednak jak widzisz, wczoraj zabrali mi nawet biurko i żerdź Faweksa. - Dyrektor wskazał ręką miejsce, gdzie powinien znajdować się jego ptak.
- Nie szkodzi, postoję. Więc gdzie jest Draco? - Snape wolałby przeprowadzić tą rozmowę bez świadków. Chłopak oczywiście musiałby się o tym dowiedzieć, lecz pierwsza rozmowa powinna być przeprowadzona na spokojnie, aby wymyślić jak można pomóc Potterowi, nie narażając przy tym Dracona. Nie na co dzień w końcu syn wpływowego Śmierciożercy jest związany klątwą z Wybrańcem.
- Powiedziałem mu, aby zjawił się w moim gabinecie za godzinę. Domyśliłem się, że najpierw wolałbyś porozmawiać na osobności.
- To chyba oczywiste. - W głosie mistrza eliksirów nie było jednak słychać właściwej dla niego ironii. - Myślę, że tak jak ja, ty również domyśliłeś się już, że Potter jest związany z młodym Malfoyem. Jak na razie nie wiem jeszcze jak bardzo. Obstawiam tylko dwa możliwe zaklęcia. Musze Cię jednak zmartwić. Żadnego z nich nie da się czymkolwiek zniwelować. Raz rzucone działa do końca życia poszkodowanego. Pierwszym z zaklęć może być "pierwsze spojrzenie". Moim zdaniem bardzo nieodpowiednia nazwa. - Zamilkł na chwilę nad czymś się zastanawiając. - Ten jedyny raz chciałbym, aby Potter miał szczęście i oberwał jednak tym drugim urokiem, inaczej może się to skończyć źle dla nich obojga. To zaklęcie sprawia, że osoba poszkodowana przywiązuje się do osoby, którą zobaczy jako pierwszą po przebudzeniu. Najgorsze jest to, że do pewnego czasu nie da się go odróżnić od "niekończącego się wzroku", w którym to urok działa tylko na jedną osobę. W tym też przypadku Potter po prostu oślepnie, bez skutków ubocznych u Dracona.
- Jakich skutków Severusie? Bądź łaskaw wyjaśnić mi to dokładniej, gdyż nie znam żadnego z tych zaklęć. - Dumbledore uważnie słuchał Snape'a. Martwił się bardzo o swoich wychowanków i nie wyobrażał sobie, by któremuś coś się stało.
- Myślę, że poczekam z tym aż pan Malfoy w końcu wejdzie do gabinetu. - Mężczyzna machnął różdżką, a drzwi otworzyły się ukazując Dracona Malfoya stojącego tam jak gdyby nigdy nic.
- Draco, cieszę się, że przybyłeś do nas tak szybko, jednak oczekiwałem Cię dopiero za jakiś czas. Mam nadzieję, iż rozumiesz powagę sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy i najpierw wysłuchasz profesora Snape'a zanim do głosu dojdą twoje uczucia względem Harrego. - W oczach Dumbledore'a brak było tych iskierek, które zawsze można było tam napotkać. Draco wszedł do gabinetu dokładnie zamykając za sobą drzwi, po czym zakładając ręce na piersi stanął pomiędzy dyrektorem, a opiekunem swojego domu.
- Słucham, więc o co chodzi? - Arystokrata zwrócił się do swojego ojca chrzestnego jak zawsze przeciągając słowa.
- Draco, twoja rodzina, jak wszystkim jest wiadome, interesuje się czarną magią. Słyszałeś coś może o urokach takich jak "pierwsze spojrzenie" lub "niekończący się wzrok"? - Severus czuł się głupio rozmawiając o tym ze swoim chrześniakiem. Nie chciał być tym, który będzie zmuszony do powiedzenia mu, że oto jest prawdopodobnie skazany na Pottera do końca życia.
- Tak, wiem dość dużo o "nieskończonym wzroku", bo nawet go użyłem. - Malfoy arogancko się uśmiechnął, a Severus w tym czasie przeżył szok. Czyżby to Lucjusz nakazał rzucenie mu tego uroku, aby jak to mówił, ukształtować go?
- To może wytłumaczysz dyrektorowi, na czym ono polega. - W głosie Snape'a można było wyczuć chłodne nuty.
- Z przyjemnością. - Zironizował Draco. - Więc dyrektorze. Zaklęcie to ogłusza ofiarę na czas bliski dwudziestu minut. Po jej obudzeniu się pierwsza osoba, którą ujrzy będzie, że tak powiem, jego przepustką do normalnego życia, bez niej nie będzie widzieć. To znaczy, na przykładzie Pottera, gdyż wiem, że to o niego chodzi. Jeżeli Potter dostał tym zaklęciem, a ja byłem tą osobą, którą on ujrzał jako pierwszą, to nasz kochany zbawiciel oślepnie, jeśli nie będzie miał mnie przy sobie. Oczywiście to nie tak, że to już na zawsze. Jak sądzę ma już duże problemy ze wzrokiem. Najgorsze w tym dla niego jest to, że aby widzieć nie możemy być w złych stosunkach. To zaklęcie ma za zadanie osłabić niechęć wśród ludzi. Gdybym, na przykład teraz się koło niego pojawił, to nic by się nie stało. Jednak, jeśli przestalibyśmy drzeć koty, po jakimś czasie zacząłby odzyskiwać wzrok. W pełni na pewno nie wyzdrowieje, gdyż do tego jest potrzebne tak silne uczucie jak miłość. Severusie wiem, że interesuje cię na kogo rzuciłem to zaklęcie. Była to siostra Pansy Parkinson, Emma.
- Młodzieńcze nie powiem, że ta informacja mnie cieszy, lecz jesteś świadomy chociaż tego, co może cię łączyć z Harrym. Jest jednak, jeszcze jednak klątwa, o której profesor Snape jeszcze mi nie opowiedział.
- Drugie zaklęcie ma skutki uboczne. "Pierwsze spojrzenie" jest moim zdaniem bardzo spektakularną klątwą. - Wykrzywił usta w swoim stałym grymasie. - To jest prawie dokładnie to samo, co "nieskończony wzrok" jednak ma małą niespodziankę. Draco, naprawdę będę Ci współczuł, jeśli to tym oberwał Potter. Chłopak go uratował, Harry czuje do niego przywiązanie. Po jakimś czasie przeradza się ono w głębsze uczucie. Potter zakocha się w Draconie. Daję mu góra dwa miesiące na przeciwstawianie się temu zaklęciu, bo Draco ma dość wybuchowy charakter. Jeśli jednak to się stanie, a uprzedzam Potter nie musi się w tobie zakochać. Chociaż sądząc po jego obsesji na twoim punkcie we wcześniejszych latach to szybko to zrobi zwalając całą winę na zaklęcie. No, więc jak mówiłem, jeśli on jednak się w tobie zakocha, będziesz miał duży problem. Zaklęcie samo w sobie zakłada na ciebie pas cnoty. W ostatnim momencie twoja psychika i ciało będzie krzyczało, żebyś niczego nie robił. Gdy będziesz się temu przeciwstawiał będziesz odczuwał ogromny ból zarówno psychiczny jak i fizyczny.
- Kiedy będziemy wiedzieli, co dolega Harremu? Severusie? - Dumbledore spojrzał na swojego przyjaciela. Nie chciał, aby jego chłopcy cierpieli, a wiedział, że na początku tak właśnie będzie. Nie mógł nic na to poradzić.
W głowie Draco zaczęło kołatać się wiele myśli. Miał w niej istny chaos.
On Draco Malfoy ma być przykuty do Harrego - Cholernego - Pottera, Chłopca - Który - Niestety - Przeżył. Przecież też ma swoje życie. To, że pomógł Zakonowi w ucieczce z pola walki nie znaczy, że nagle zdecydował się grać przeciwko Czarnemu Panu.
- Przepraszam dyrektorze, ale czego pan ode mnie oczekuje? Nie będę niańczył Pottera. To jest niewykonalne. My się nienawidzimy. I to jedyne nasze uczucie, które jest obustronne. Może jeszcze pokonanie Czarnego Pana. Ale ja to robię dla świętego spokoju, a Potter dla sławy.
- Mylisz się chłopcze, ale tak, chciałbym abyś spędzał trochę swojego czasu z Harrym, abyś go poznał. Może się zaprzyjaźnicie.
- Ale ja się nie zgadzam. I nic nie zmieni mojej decyzji. - Draco był nieugięty. Nie zamierzał spędzać z Potterem nawet minuty dziennie.
- W takim razie chłopcze zabraniam ci zbliżać się do Harry'ego. Nie możemy pozwolić, by był roztrzęsiony. Jeżeli już zdecydowałeś się pozbawić go wzroku, to musi nauczyć się żyć bez niego. A teraz odejdź. Natychmiast. - Dumbledore był wściekły. Pierwszy raz zobaczył go w takim stanie.
Jak Draco mógł być taki samolubny?
Po wyjściu Malfoya z gabinetu i jakże spektakularnym trzaśnięciu drzwiami Severus zwrócił się do dyrektora.
- Albusie wiesz, że nakazując mu to automatycznie sprawiłeś, że Malfoy będzie nawet łamał zakazy, aby się z nim spotkać. Może nie od razu, ale po jakimś czasie to się stanie.
- Nie wiedziałem. Po prostu dzieciak mnie zdenerwował. Ale jeśli to będzie prawda, to bardzo się cieszę. Tylko oby Draco szybko chciał złamać mój zakaz, inaczej Voldemort zabije nas wszystkich. Harry jest nam potrzebny. Severusie, mam prośbę. Daj mu parę lekcji, jak ma poruszać się po zamku. Zwolnimy go na razie ze wszystkich zajęć. Będzie uczył się tylko zaklęć i tylko samej teorii. Gdy już odzyska wzrok zaczniemy intensywne szkolenie. Będziemy musieli jeszcze odzyskać Szalonookiego.
- Wątpię, czy go znajdziemy. A teraz dyrektorze idę do siebie. Przygotuje się na spotkanie z Potterem.

oOoOoOoOoOoOoOoOoOoOo

Harry został zaprowadzony do lochów przez szkolną pielęgniarkę. Nie był z tego zadowolony, jednak doceniał to, gdyż zapewne samemu zajęłoby mu to dużo więcej czasu. Nie wiedział, jak to możliwe, ale ciągle pogarszał mu się wzrok. Już nawet zrezygnował z okularów. Rezultat był nikły. Siedział właśnie w fotelu, który zaoferował mu Snape.
- Wreszcie jesteś, Potter. - Profesor odwrócił się w jego stronę z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Sądzę, że powiem ci szybko, co mam do powiedzenia i się pożegnamy. Najprawdopodobniej będziesz ślepy do końca życia, chyba że Draco Malfoy postanowi spędzić z tobą trochę swojego czasu i jakimś cudem się zaprzyjaźnicie. - Severus uśmiechnął się drwiąco widząc minę Pottera.
- Co? A co wspólnego ma z tym Malfoy? - Harry nie chciał, aby cokolwiek, co dotyczyło jego tyczyło się także tego zarozumiałego arystokraty.
- Panie Potter. Sądzę, że powinien pan uzupełnić luki w edukacji. Przy Draconie odzyskasz wzrok. - Tu powiedział mu wszystko, co wiedział na temat jego zdrowia.
- Żartujesz sobie ze mnie, prawda? To tylko twój chory dowcip. Ja zakochany w Malfoyu? A on... to znaczy... jesteś walnięty! - Harry podniósł się z fotela.
- Zamilcz i siadaj! Jeśli nie wierzysz, to zapytaj dyrektora. Nie powierzono mi wbicia ci do głowy tego, co się stało, tylko do przystosowania cię do poruszaniu się po Hogwarcie. Co prawda jest maj, ale nie będziesz już uczęszczał na lekcje. Jestem zobowiązany do nauczenia cię wszystkiego, co pozwoli ci przeżyć bez wzroku. I oczekuję, że chociaż to potraktujesz poważnie.
- Co pan chce zrobić? Jak to nauczyć mnie czegokolwiek? Znam Hogwart doskonale. Poradzę sobie! - Chłopak był oburzony. Uczucia kłębiły się w nim, jak mały potwór, który w każdej chwili mógł wyłonić się ze swojego schronienia, by zabić.
- Dziwię się, że dyrektor wierzy, iż cokolwiek dotrze do twojej pustej głowy. Rzucę na ciebie parę zaklęć, które wyostrzą twoje zmysły. Wątpię, by cokolwiek innego się sprawdziło. Musisz też opanować jak najwięcej zaklęć. A mówiąc, jak najwięcej, nie mam na myśli dwudziestu. Tylko ponad pięćset.
- Żartuje pan sobie? - Do Pottera nie chciał dotrzeć ten nadmiar informacji. Miał już tego po dziurki w nosie. Chciał teraz tylko zapaść się w tym ciepłym fotelu i poużalać się trochę nad sobą.
- Potter, nie żartuję, więc przestań to ciągle powtarzać. Taka jest prawda. A teraz z łaski swojej odejdź. Ponoć potrafisz sam poruszać się po zamku. - Mistrz Eliksirów popatrzył na niego przymrużonymi oczyma. Wiedział, że Potter już tego nie zauważy więc przyjrzał mu się uważniej. Nie był swoim ojcem. James od razu, by się załamał, tak samo jak Lily. Nie, Harry był silny lecz Severus wątpił, by to nie poruszyło niczego w chłopaku.
- Ja... Może jednak... Albo nie... To ja już pójdę. - Chłopak wstał z fotela, kierując się w stronę drzwi, których kontur dostrzegał jako strasznie zamazany. Wywrócił się nie zauważywszy leżącej na ziemi torby.
- Potter, idioto! Będziesz niewidomy, więc naucz się prosić ludzi o pomoc!
- Poradzę sobie sam! - Harry usiadł na podłodze rozmasowując bolące kolano.
- Tak! Oczywiście! Zabijając się po drodze kilkukrotnie.
- A co pana to obchodzi?
- Mnie nic. Ale pan Malfoy zapewne byłby niepocieszony. - To mówiąc wziął gryfona za łokieć i zaprowadził do wieży Gryfindoru, nie zamieniając z nim już ani słowa.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin