Dinesh D’Souza - Nauczanie jako forma indoktrynacji.doc

(25 KB) Pobierz

Dinesh D’Souza: "Nauczanie jako forma indoktrynacji"

 

 

 

Dla prawodawców, wychowanków i rodziców najlepszym zapewne sposobem utrzymania kontroli nad uniwersytetami będzie wpływ finansowy.

 

Filozof Daniel Dennett chciałby zmusić wszystkich rodziców, nawet tych, którzy sami uczą swoje potomstwo, do oddania dzieci pod opiekę takich wychowawców, jak on sam. W jakim celu? By – argumentuje Dennett – odkryć przed nimi „nie wzbudzające kontrowersji” fakty dotyczące światowych religii.

Posłuchajcie wypowiedzi Dennett’a podczas krótkiego fragmentu naszej debaty w Bostonie, a następnie mojej odpowiedzi.

W swojej książce na temat religii Dennett pisze: „Jak długo jeszcze będziemy uważać dzieci za własność ich rodziców? Mówienie ludziom, że mogą wierzyć w cokolwiek zechcą – to jedno, ale czy powinni oni mieć prawo narzucania dzieciom swojej wiary? Czy społeczeństwo nie powinno podjąć jakichś kroków w tej sprawie?” Dalej nalega, że: „rodzice nie są posiadaczami swoich dzieci w dosłownym znaczeniu tego słowa – na sposób, w jaki miało to miejsce w przypadku właścicieli niewolników; są raczej opiekunami i stróżami, co więcej – ze swojej opieki powinni być rozliczani przez osoby postronne, co implikuje posiadanie przez te ostatnie prawa do ingerencji [w proces wychowawczy]”.

W trakcie naszej debaty Dennett zapytał mnie o to, z którą częścią jego propozycji nie mogę się zgodzić. Cóż – zgadzam się z nim, że jednym z celów edukacji powinno być prezentowanie młodym ludziom faktów i idei, z którymi nie spotkają się w domu. Ale nie jestem w stanie przychylić się do sugestii Dennetta, że rodzice to zwykli indoktrynatorzy, a wychowawcy będą pełnić rolę wyzwolicieli. Zważmy na to, z jakim szyderstwem i jak protekcjonalnie mówi on o religii. Jego drwina nie jest przy tym poparta faktami. Wyśmiewa Watykan i cuda jako coś, co w przyszłości sprowadzone zostanie do roli muzeum; zastanawia się, czy Mekka zmierza w stronę objęcia roli „Disney’owskiego Magicznego Królestwa Allacha”. Z pewnością wystarczy, by sporą część publiczności doprowadzić do śmiechu. Są to założenia prezentujące dogmatyzm jako intelektualną finezję. Dennett dobrze wyuczył studentów: drwijcie z każdego, kto poważnie traktuje religię, albowiem to dzięki temu będziecie traktowani poważnie jako ludzie dorośli.

Powinniśmy chyba skierować pytania Dennett’a do niego samego i zwrócić się do profesorów: „Jak długo jeszcze będziemy traktować dzieci jako należące do nauczycieli? Czy świeccy wychowawcy powinni mieć możliwość wpajania młodym ludziom swoich anty-religijnych przekonań? Czy społeczeństwo nie powinno zabrać głosu w tej sprawie? Uniwersytety nie są posiadaczami swoich żaków na sposób właścicieli niewolników; pozostają raczej opiekunami i stróżami, co więcej – ze swojej opieki powinni być rozliczani przez osoby postronne, co implikuje posiadanie przez te ostatnie prawa ingerencji”.

Dla prawodawców, wychowanków i rodziców najlepszym zapewne sposobem utrzymania kontroli nad uniwersytetami będzie wpływ finansowy. Ja sam preferuję prezentowanie tych zadufanych w sobie pedantów pokroju Dennett’a ich własnym studentom jako „cesarzy bez szat”. Obserwujcie debaty Dennett’a – zobaczycie, jak śmiech i brawa sceptyków ustępują miejsca ponurej ciszy. Ci studenci rozpaczliwie potrzebują alternatywy wobec wojującego ateizmu Dennett’a i jego kolegów. Prawdziwe wyzwolenie młodzieży oznacza wolność nie tylko od niedouczonego fundamentalizmu, o jakim pisze Dennett, lecz również fundamentalizmu sekularystycznego, który uosabia on i jemu podobni akademicy.

Dinesh D’Souza

Tłum. Mariusz Matuszewski

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin