GOPAL OPOWIADA.doc

(27 KB) Pobierz
GOPAL OPOWIADA

GOPAL OPOWIADA

 

Chłopiec z Indii opowiada:

              Nasza wioska jest bardzo biedna. Jeśli pod koniec suszy
mamy coś do jedzenia, to jesteśmy bardzo szczęśliwi. Po skończonej
pracy poszedłem nad strumień, miałem nadzieję, że złapię kilka
rybek, które upiekę w ogniu. Szedłem wzdłuż strumienia, aż do tego
miejsca, gdzie w cieniu wielkich skał gromadzą się ryby. Nie
wrzuciłem jeszcze sieci, kiedy kilka metrów obok mnie spadł kamień.
Przeraziłem się. Popatrzyłem w górę, zobaczyłem Raschida, syna
garbarza. Raschid jest w moim wieku, ma 10 lat. Chodzimy do jednej
klasy, razem się uczymy, ale nie jesteśmy przyjaciółmi. On jest
mahometaninem, ja jestem hindu. On modli się do Allaha, ja modlę
się do Brahmy. Kłócimy się o to, która z religii jest prawdziwa.
Raschid je mięso krów i wołów! Dla nas, dla hindu, krowy są święte,
dlatego za żadne skarby na świecie nie jemy ich mięsa. Umrzemy
raczej z głodu! Za każdym razem kiedy spotykam Raschida mówię:

Niech cię moje oczy nie widzą, ty ... On nie pozostaje mi dłużny, odpowiada:

Uważaj, abyś przeżył czas suszy, ty ...

Raschid jest silniejszy ode mnie, nic mi nie pozostaje jak tylko zacisnąć pięści i pokiwać głową.

Synu garbarza, ty głupia małpo! Niech cię trafi przekleństwo mojego Boga! — krzyczałem w kierunku Raschida.

Synu murarza, niech cię rogate duchy pochwycą! — wołał Raschid do mnie.

Nie zwracałem na niego uwagi, a on na mnie. Wrzuciłem sieć do wody, a on grał na flecie.

Woda była ciepła. Za górami niebo robiło się fioletowe. Nie było czym oddychać, tak było duszno. Nic nie złowiłem. Oczka sieci były zbyt duże. Ponieważ Raschid mnie obserwował nie przerywa­łem mego zajęcia.

Za zakolem strumienia zobaczyłem siedzącego na kamieniu starego Shri Mookerjee. Shri Mookerjee jest braminem. Podczas stwarzania świata, tak wierzymy w naszej religii, bramini wyszli z ust Bożych, dlatego mają szlachetne pochodzenie. Moi rodzice nie mają takiego pochodzenia, są prostymi ludźmi. W oczach Shri Mookerjee nie jesteśmy lepsi od bezpańskiego psa wałęsającego się po ulicy. Gdyby mój cień otarł się tylko o jego postać, wtedy Shri Mookerjee poszedłby do świątyni, aby się oczyścić, przeprosić Boga za ten grzech.

Shri Mookerjee odmawiał półgłosem swoje modlitwy. Dawniej kiedy jakiś hindu został przyłapany na podsłuchiwaniu modlitwy bramina był karany: wlewano do jego uszu roztopiony ołów. Dzisiaj jest inaczej. Mimo to oddaliłem się od modlącego się mnicha na bezpieczną odległość, aby mnie nie widział.

Wtedy stało się! W jednej chwili niebo przeszyło dziesiątki błyskawic, nastąpił istny potop. Z grzmotem tysiąca tygrysów i prędkością galopujących gazel z gór toczyła się lawina wody. Niszczyła i zabierała wszystko, co stało na jej drodze. Skryłem się w skalnym załamaniu, fala mnie nie porwała ze sobą. Poziom wody podnosił się z każdą sekundą. Nie widziałem szansy, płakałem. Bałem się, że to już koniec! Usłyszałem głos Raschida: Gopal! Gopal! Chwyć się gałęzi!

Chwyciłem się gałęzi, Raschid wyciągnął mnie w bezpieczne miejsce. Usłyszeliśmy krzyk. Popatrzyliśmy w dół. Kilka metrów niżej, między dwoma skałami, był uwięziony stary bramin. Tylko głowa wystawała jeszcze z wody. Raschid nie lubił Shri Mookerjee, gdyż ten próbował wypędzić jego ojca z wioski.

— Jeśli nikt mu nie pomoże, to za chwilę zginie! — powiedział Raschid.

To zły człowiek! — wyszeptałem patrząc przed siebie. Mimo wszystko musimy mu pomóc!

Zeszliśmy niżej i podaliśmy gałąź mnichowi. Wyciągnęliśmy go w bezpieczne miejsce, pytaliśmy jak się czuje. Popatrzył na nas, chciał coś powiedzieć, ale się opanował. Wzruszył ramionami i odszedł bez słowa podzięki i pożegnania.

Byliśmy szczęśliwi. Skończył się czas suszy, nastał czas desz­czów. Za kilka dni wszystkie łąki będą zielone, będziemy mieli co jeść. Tańczyliśmy i śpiewaliśmy z radości:

— Monsun! Monsun!

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin