LEGENDA O założeniu Poznania.doc

(168 KB) Pobierz
O założeniu Poznania

O założeniu Poznania

     Działo się to w państwie Polan. Kraina była wprawdzie jeszcze niewielka, ale spichrza stały pełno, a lasy obfitowały w dobra wszelkie.
Ciepła i słoneczna jesień chyliła się ku końcowi, gdy zapasy kończyć się zaczęły. Wtedy to wojowie pod wodzą kniazia swego Lecha na polowanie ruszyli.

     Droga przez knieje łatwa nie była, bowiem niegdyś drzewa, krzewy i trawy gęsto ziemie te porastały. I choć wojowie bory tutejsze znali, boć przecież od dawien dawna w nich polowali, uważać bardzo musieli, by w gęstwinie nie zbłądzić. Jechali tedy razem, a kiedy zmierzch zapadł, ognisko rozpalili i strawę przyrządzili. Gdy wszyscy syci już wokół ognia siedli, opowieści różne snuć zaczęli.

     Tylko Lech z boku gdzieś przysiadł i zamyślił się tak jakoś, bowiem jedna z opowieści, ta o trzech braciach, całkiem inną historię na myśl mu przywiodła. Ileż to już lat minęło, gdy bracia jego kochani Czech i Rus, w dwie różne strony świata ruszyli? Co się z nimi dzieje? Czy żyją jeszcze? Czy ich kiedyś jeszcze zobaczy? A gdy tak rozmyślał, nie wiedzieć kiedy naszedł go sen, w którym z braćmi znów na polowanie wyruszyć miał. W tem dźwięk rogu na jawie usłyszał. Prysnął sen o braciach.

     Dzień wstawał piękny, wojowie obozowisko zwijali, by ruszyć przed siebie. Na grubego zwierza mieli wszak dzisiaj polować. Lech szybko zapomniał o śnie, bo tyle dziać się zaczęło. Obława udała się  znakomicie, trzy dorodne tury na wozach już leżały, a szczęśliwa drużyna miejsca na obozowisko nocne dogodnego szukać wcześniej niż zazwyczaj zaczęła.
- Znam ci ja jedno, niedaleko stąd. Wioska niewielka rozpościera się tuż za tym borem, gdzie mała rzeczka do drugiej wpada - rzekł jeden z wojów.

     Lech dłonią skinął, drogę do wioski wskazywać kazał. Ruszyli więc wszyscy za nim, milczący, zmęczeni trudami polowania. A gdy już polana wśród drzew prześwitywać zaczęła, nagle dźwięk rogu zdał się słyszeć. Na znak kniazia stanęli wszyscy.
-Któż to na naszych ziemiach śmie na naszą  zwierzynę polować?- zapytał groźnie Lech.
Ponieważ granie rogów słychać było coraz bliżej, na wszelki wypadek rozkazał drużynie ustawić się w szyk bojowy.

     Wtem, gdy las się skończył, na przeciw drużyny Lecha wyjechała liczna grupa wojów przez dwóch wodzów prowadzona. Na swój widok zatrzymali się zdumieni jedni i drudzy.
- Skąd przybywacie i czego szukacie na mojej ziemi?! - zakrzyknął Lech.
- Nie twoja sprawa. Ziemia to niczyja - butnie odpowiedzieli dwaj wodzowie.

     Jedni i drudzy ruszyli naprzeciw siebie chwytając za broń. Już pomknęły pierwsze strzały, gdy nagle Lech gwałtownie konia zatrzymał.
- Poznaję! Czech! Rus! Bracia moi kochani! Broń na ziemie rzucił, z konia zeskoczył i ramiona szeroko rozwarłszy do braci swych ruszył, a oni nie mniej zdumieni to samo uczynili. Już po chwili padli sobie w objęcia, a obie drużyny poszły za ich przykładem.

     Radość zapanowała ogromna.
Aby uczcić  spotkanie, bracia zarządzili biesiadę i zasiadłszy przy ognisku, dalej opowiadać, wspominać. Nagle, Lech porwał się na równe nogi, dłonią ciszę nakazał i tak rzekł:
- Zaiste wieczór to niezwykły. Otom dzisiejszego dnia spotkał braci, których przez lata nie widziałem. Mimo żeśmy się tyle lat nie widzieli poznaliśmy się.

     Na pamiątkę tego radosnego poznania w miejscu tym gród warowny wznieść każę i od poznania braci moich nazwę go  P O Z N A Ń . Po tych słowach wybuchła wielka radość, a okrzykom i wiwatom końca nie było.

     Wiosną następnego roku, tam gdzie Cybina wpada do Warty, coraz donioślej dało się słychać stukot młotów i cięcie drewna. To Lech budował swój gród, a żeby był bezpieczny, wzniósł go na wyspie, którą dziś zwiemy Ostrowem Tumskim.
Z czasem miasto przekroczyło Wartę, by po obu jej stronach dziś rozkwitać...



Opracowano na podstawie książki Anny Plenzler    pt. " Legendy Poznania " wydanej w 2003 roku.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin