ze św. Janem obok krzyża.doc

(205 KB) Pobierz
a

                            Kazanie 1: PYCHA - POKORA             

Znam twoje czyny … nawróć się” (Ap. 2.2.5)

 

Janowy opis Męki Chrystusa poprzedzony jest niejako zaproszeniem, aby spojrzeć na Jezusa. Bracie i siostro, oto umiłowany uczeń, ten, który stał pod Chrystusowym krzyżem, zachęca nas, aby stanąć razem z nim i posłuchać nauki – mądrości Bożej płynącej z krzyża.

              Autor czwartej Ewangelii napisał historię życia i śmierci Jezusa. Pisząc tą historię pragnie, aby każdy z nas stojących u stóp Chrystusowego krzyża, spojrzał na ewangeliczne wydarzenia głębiej. Ewangelia Jana jest wołaniem skierowanym do każdego człowieka, aby zastanowić się, co nam – ludziom XXI wieku, chce powiedzieć cierpiący na krzyżowej drodze Chrystus – Bóg, który przez mękę i krzyż swój świat odkupić raczył.

              Już u początku męki, wszystkie gesty i czyny Piłata kierują naszą uwagę na Chrystusa. Po przesłuchaniu Piłat wyprowadza Chrystusa na zewnątrz, przed tłum, aby Go im ukazać, aby ukazać im Króla, którego chcą skazać. Napisał św. Jan, że Piłat wyprowadziwszy Jezusa usiadł                    i powiedział: „Oto król wasz!”. Piłat wyszedł, zasiadł na tronie i jako sędzia odbył sąd nad Jezusem, po którym Jezus został skazany na śmierć.

              Jednak Jan tak komponuje ten fragment , dobiera takie słowa i określenia, że można tę scenę odczytać w zupełnie innej perspektywie. Grecko czasownik, którego użył św. Jan, aby powiedzieć, że Piłat usiadł na tronie, może również mieć trochę inne znaczenie. Może znaczyć, że Piłat nie tyle usiadł, co raczej kogoś na tronie posadził. Jan chce ukazać Piłata jako tego, który po wyprowadzeniu Jezusa nie tyle sam usiadł, aby sądzić, co raczej Jezusa posadził na trybunale. Jan chce nam powiedzieć, że chociaż na miejscu, gdzie zasiadali ludzie sądzący, na trybunale, siedział sam Piłat – to jednak to nie Piłat sądził. To nie siedzący na tronie Piłat miał wydać wyrok. Tym, który miał osądzić otaczający lud, tym który miał wydać wyrok był Jezus. To On: ubrany w szkarłatny płaszcz i cierniową koronę zasiada na trybunale, aby sądzić nie tylko zebranych tam ludzi, ale i wszystkich, którzy kiedykolwiek będą żyć na ziemi. To Jezus jest Królem i Władcą, który osądził lud.

              Chociaż ubrany na pośmiewisko – w koronę z cierni, w purpurowy płaszcz, chociaż zmuszony do dźwigania krzyża, to jednak dla Jana Jezus jest wielkim Królem. Dla Jana Jezus jest Królem odzianym w purpurowy płaszcz, w koronę, wspierającym się o swe „berło” – znak władzy – o krzyż. Ów król, którego królestwo jest nie z tego świata, wstępuje najpierw na Garbbata – kamienne miejsce sądu, a później na górę Golgotę. Prawdziwy król wstępuje na miejsca szczególne, niejako na królewski tron.

              Jest rzeczą znamienną, że w całym opisie Janowym nie pojawia się ani jedno słowo    o tym, że Jezus upada, że w dźwiganiu krzyża pomaga Mu Szymon z Cyreny. Jan o tym nic nie pisze. Czyżby tego nie widział? Czyżby Jan nie zauważył życzliwego Szymona, czyżby nie widział jak jego Mistrz upada w pył jerozolimskiej drogi? Nie, zapewne widział to, wszyscy przecież też o tym mówili. Piszą zresztą o tym pozostali Ewangeliści. Ale Jan poprzez przemilczenie tych wydarzeń chce powiedzieć coś więcej, coś znacznie ważniejszego. Jan chce powiedzieć, że cała Męka Chrystusa jest uroczystym ogłoszeniem       i ukazaniem, iż Jezus jest Królem. Jest królem, któremu nie my mamy pomagać – jest królem, który jest gotowy pomagać ludziom.

              Jezus jest więc Królem.

I jak wychodził na Garbbata – miejsce gdzie się sądzi ludzi – tak teraz wyszedł On na Golgotę – miejsce gdzie zostanie osądzony i odkupiony cały świat. Nie przypadkowo Jan używa tak bardzo podobnych nazw: Garbbata – Golgota. Dwa miejsca, które odtąd mają się ludzkości kojarzyć tylko z jednym: z sądem nad światem. Sądu tego dokonać ma Chrystus Król.

              Również, aby podkreślić królewską godność Jezusa, umiłowany uczeń zauważa, iż Piłat nad krzyżem nakazał umieścić napis: Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski. A kazał to napisać w trzech językach: hebrajskim, greckim i łacińskim. Piłat wybiera właśnie te trzy języki, gdyż były one znane na całym ówczesnym świecie. Dzięki temu królewska godność Jezusa została ogłoszona z wysokości krzyża całemu światu tak, że nikt nie może powiedzieć, że nie słyszał o Jezusie Nazarejczyku Królu Żydowskim. Napis ów został zawieszony na szczycie krzyża, aby był widoczny dla wszystkich – nawet dla tych, , którzy stoją daleko od krzyża, którzy boją się, czy też wstydzą się podejść bliżej.

              Dalej – jak zaznacza św. Jan – miejsce ukrzyżowania leżało blisko miasta. To również jest ważnym Janowym wskazaniem. Jan podkreśla tę bliskość, aby nikt nie mógł powiedzieć, że nie wiedział, że to się stało. Ewangelista napisze, iż wielu Żydów czytało napis nad głową Ukrzyżowanego, a więc musieli tamtędy przechodzić, ponieważ miejsce ukrzyżowania Jezusa było blisko miasta.

              Nikt więc na całym świecie nie może już powiedzieć, iż nie wie kim był – a raczej kim jest Jezus Chrystus. Na końcu tej sceny, chociaż może całkowicie nieświadomie, ale właśnie sam Piłat, będąc tam najwyższym urzędnikiem i przedstawicielem władzy świeckiej „władzy światowej”, staje się tym, który pieczętuje i ostatecznie potwierdza prawdę, iż Jezus               z Nazaretu jest królem. Na protesty, czy wręcz żądania Żydów, aby zmienił napis widniejący nad krzyżem mówi: „Com napisał, napisałem”.

              Jezus z Nazaretu, Król Żydowski. Ale czy tylko żydowski? Ewangelista Jan na wszelkie możliwe sposoby, wykorzystując niejako każdą chwilę opisywanej męki Chrystusa, przypomina, iż On jest naszym królem. Bez Niego nic nie możemy uczynić. Tylko ten, kto trwa w Nim, może przynosić owoce. Tylko ten, kto wierzy w Chrystusa, tylko ten kto uznaje w Nim króla, będzie miał moc, aby trwać w wierze. Jan powie, że trzeba wierzącym wszczepić się w Chrystusa, który jest dla nas szczepem winnym. Pniem, z którego chrześcijanie mają czerpać zbawienne soki łaski.

              Czy my jednak prawdziwie umiemy dostrzec i uwierzyć, że Jezus jest królem? Czy my tak naprawdę wierzymy, iż bez Niego nic uczynić nie możemy? Czy my tak naprawdę pragniemy czerpać ze zdroju wody żywej – czerpać, aby osiągnąć prawdziwe zbawienie?

              Jakże wiele w człowieku jest pychy.

Jakże często wydaje się nam, że tk wiele potrafimy uczynić. Wydaje się nam, że drzemie w nas niczym nie ograniczona twórcza moc. Jakże często mówimy sami sobie – ja mogę, ja potrafię. Zapominamy o tym, że mamy trwać przy Chrystusie. Zapominamy tak często, że tylko w Nim jest źródło naszej mocy. Zapominamy, że człowiek może wszystko w Tym, który go umacnia: w Jezusie Chrystusie.

              Jakże starą prawdą jest fakt, iż na czele wszystkich grzechów stoi pycha, która jest źródłem wszelkich innych grzechów. Możemy powiedzieć, że całe zło bierze się z pychy. To pycha sprawiła upadek szatana, który chciał być jak Bóg, chciał być – jak podaje Księga proroka Izajasza – podobny do Najwyższego. Również pycha była powodem grzechu pierwszych rodziców, bo również i oni zapragnęli być jak Bóg. Pycha kierowała ludźmi, gdy budowali posągi fałszywym bogom, gdy odchodzili i zrywali zawierane z Bogiem kolejne przymierza. Pycha sprowadziła na Naród Wybrany wrogich najeźdźców, wreszcie to pycha sprawiła, iż Żydzi nie poznali Mesjasza, który stał się ciałem i zamieszkał pośród nich.

              Czym jest ta szatańska pokusa, aby być jak Bóg, czym jest pycha?

Przede wszystkim pycha nie pozwala stanąć w prawdzie o sobie. Pycha sprawia, że ciągle patrzymy na siebie jak na ludzi lepszych, mądrzejszych, ludzi bez wad. Wydaje się nam, iż jesteśmy wyjątkowi i w każdej dziedzinie życia najlepsi. Jakże często wydaje się nam, iż tak naprawdę to inni są grzesznikami, że to inni potrzebują poprawy i nawrócenia. Bo ja… bo my jesteśmy porządnymi katolikami, chodzimy do kościoła, modlimy się. Tak więc to inni potrzebują nawrócenia i pokuty, a my jesteśmy ludźmi nieomal świętymi. Pomoc Boga jest więc nam w zasadzie niepotrzebna. Sami potrafimy dojść do zbawienia. Człowiek nie potrafi zaakceptować tego, że Bóg stworzył człowieka z ograniczeniami. W jednym z Psalmów czytamy, iż Pan wie z czego człowieka utworzył, a stwarzając kocha go takim, jakim jest. Wcale więc nie ma potrzeby, aby człowiek wzorem złego ducha starał się być takim jak Bóg.

              Dla Boga jest jedynie ważne, abyśmy umieli Go przyjąć. Abyśmy umieli uznać, że wszystko – a więc i my sami – wszystko jest zależne od Niego. Że jedynie dzięki Niemu możemy wierzyć, dzięki Jego łasce jesteśmy w stanie czynić dobro, jedynie dzięki Niemu potrafimy stawać się ludźmi coraz lepszymi – ludźmi zdążającymi do zbawienia. Św. Paweł powie, iż bez pomocy Boga nie potrafimy nawet powiedzieć, że Panem jest Jezus. Trzeba więc, abyśmy uświadomili sobie, że tylko w Nim i przez Niego możemy dostąpić zbawienia.

              To dlatego konieczna była Jezusowa Męka. To dlatego On przyjął krzyż. Wszystko po to, aby nam otworzyć drogę do zbawienia. Abyśmy już nie czuli się ludźmi samotnymi. Od chwili, gdy Jezus przyszedł na świat, został z nami, aby nas wspomagać w naszym zdążaniu do zbawienia. Trzeba nam tylko przyjąć Jezusa jako Pana i Króla. Trzeba tylko – albo może aż – w Niego uwierzyć i z Nim, Królem wszechmogącym, nieustannie być.

              Bracia i siostry, Pismo Święte poucza nas, iż: „pycha chodzi przed upadkiem, a wyniosłość ducha przed ruiną”. Pycha, napisał dalej autor natchniony w Księdze Przysłów – zawsze przyprowadzi człowieka do upadku, gdyż tylko człowiek pokorny dostępuje czci. Stąd też i św. Paweł Apostoł ostrzegał mieszkańców Koryntu: „niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł”. Bóg znikczemnia wyniosłych i pysznych poniża. Każdy zaś, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony. A św. Piotr zachęca nas, abyśmy wszyscy przyoblekli się w pokorę względem siebie, bo Bóg pysznym się zawsze sprzeciwia, a pokornym daje łaskę. Ten – napisał Apostoł – kto się ukorzy pod mocną ręką Bożą, zostanie przez Boga wywyższony.

              Trzeba więc, abyśmy uwierzyli i wprowadzili w swoje życie słowa św. Pawła skierowane do wspólnoty w Koryncie. Napisał on do nich, że prawdziwy chrześcijanin to ten, który umie uwierzyć w Chrystusa ukrzyżowanego. Tylko bowiem ci, którzy uwierzą  i przyjmą Jezusa ukrzyżowanego, tylko ci, którzy uczynią Go swoim Królem, tylko ci otrzymają łaskę i moc do zbawienia.

              Św. Jan Apostoł, opisując mękę Mistrza z Nazaretu, wskazuje na Niego jako na króla wszechświata pełnego miłości, który do końca umiłował człowieka. Jednocześnie jednak, pisząc do kościoła w Efezie, ostrzega chrześcijan, aby byli wierni Chrystusowi, gdyż właśnie Chrystus ma moc zakończyć życie każdego człowieka.

              Jan pisze w imieniu Chrystusa do Efezjan, ale każdy z nas słuchając tego listu, może odnieść wrażenie, że jest on skierowany do nas, ludzi współcześnie żyjących. Św. Jan przytacza słowa którymi zwrócił się do niego Chrystus: „Ten, który się przechadza wśród siedmiu złotych świeczników”: „Znam twoje czyny: trud i twoją wytrwałość. To że znosiłeś cierpienie dla imienia mego – niezmordowany”. I dalej: „mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości,  i nawróć się i pierwsze czyny podejmij”.

              Można więc powiedzieć, że Jezus patrząc na cały świat, widzi i ceni nasze codzienne życie. Bóg się raduje z każdego naszego czynu, z naszych prac, z naszej gorliwości. On wie, że życie współczesnych chrześcijan pełne jest trudów i wymaga niezwykłej wytrwałości. Jednak                   z Apokalipsy św. Jana wynika, iż Chrystus wie, że niekiedy odstępujemy od Niego, niekiedy stawiamy Go na marginesie naszego życia. Chrystus wie, że czasami zapominamy o naszej pierwotnej gorliwości – o naszej pierwotnej miłości do Niego. Każdy z nas był dzieckiem. Wtedy umiał wierzyć, ufać i kochać Chrystusa – bez granic i bezkrytycznie. Im więcej lat nam przybywa, tym trudniej nam żyć zgodnie z Jego wolą. Z naszych domów, miejsc pracy, ze szkół, z miejsc publicznych powoli odchodzi Chrystus. Dla wielu coraz częściej nie jest On już królem – co najwyżej królem bardzo głęboko ukrytym. Współczesny człowiek grzeszny pychą – wydaje mu się, że może sam wszystkiego dokonać. Bóg jest mu niepotrzebny – a nawet nieraz staje się przeszkodą.

              Do nas więc skierowane jest ostrzeżenie z Apokalipsy: „Nawróć się i pierwsze czyny podejmij”. Gdyż jeśli tego nie uczynisz – pisze św. Jan – Chrystus przyjdzie do ciebie i ruszy świecznik twój z jego miejsca.

              Znaczy to: nawróć się, bo jeśli będziesz wciąż lekceważył Chrystusa, jeśli będziesz usuwał Go ze swojego życia, z życia społecznego i rodzinnego, to On przyjdzie do ciebie. Przyjdzie, aby ruszyć świecznik twój z jego miejsca. To znaczy – aby dać ci śmierć, tę śmierć, która na mocy wyroku jest potępieniem wiecznym.

              Oto więc uwielbiony Chrystus. Ten, który przecierpiał mękę i krzyż. Ten, który później zmartwychwstał i wstąpił do nieba. Patrzy na nas i czeka – daje nam czas, abyśmy się w tym Wielkim Poście nawrócili do Niego. Abyśmy wrócili do naszej pierwotnej gorliwości, abyśmy się stali dziećmi Bożymi, abyśmy w Chrystusie uznali prawdziwego króla.

              Oto Bóg daje nam czas. Męka Jezusa Chrystusa, w której Jezus ukazany jest jako król, winna skłonić nas do refleksji i rachunku sumienia nad tym, kim dla nas jest Jezus. Czy patrząc na swoje życie, swoje postępowanie, możemy powiedzieć, że prawdziwie w Nim pokładamy nadzieję, z Niego czerpiemy moc? Czy liczymy bardziej na Boga niż na innych ludzi i na siebie samego? Nasza modlitwa, uczestnictwo w Eucharystii, życie sakramentalne: wszystko to jest obrazem           i czytelnym znakiem, kim dla nas jest Chrystus.

              Oto Bóg daje nam czas; czas nawrócenia, czas powrotu do pierwotnej gorliwości. Czas naszego życia mija, jak świeca płonąca na świeczniku. Stąd też i pytanie: jak długo jeszcze, ile tego czasu nam pozostało? Jak długo świeca naszego życia jeszcze płonąć będzie?

              Bądźmy wierni Chrystusowi, abyśmy mogli kiedyś usłyszeć Chrystusowe słowa skierowane do mieszkańców Efezu z Apokalipsy św. Jana: „Zwycięzcy dam spożyć owoc z drzewa życia, które jest w raju Boga”.

 

Kazanie 2: CHCIWOŚĆ SZCZODROŚĆ

Znam twój ucisk i ubóstwo (Ap 2,9).

 

Według Ewangelii św. Jana Jezus już wisiał na krzyżu, rozpoczął się ostatni akt męki Mistrza          z Nazaretu, kiedy żołnierze zaczęli dzielić Jego szaty. O ironio losu: kiedy na krzyżu umiera człowiek, oni myślą tylko o własnej korzyści. Autor czwartej Ewangelii, najprawdopodobniej          z rozmysłem, wspomina o tym marginalnym wydarzeniu. Oto kiedy Jezus na krzyżu umiera, żołnierze dzielą między siebie Jego szaty i tunikę. Pozostali Ewangeliści wspominają tylko, że żołnierze rzucili losy o Jego szaty. Jan zaś szczegółowo opisuje cały przebieg zdarzenia, wyróżniając podział na cztery części szat i tunikę, która stała się własnością jednego  z oprawców po losowaniu.

              Dla Jana jest niezwykle ważne, aby każdy, kto czyta jego opis Męki Pańskiej, mógł rozpoznać w Chrystusie Mesjasza. Jan będąc pobożnym Izraelitą, zapewne często modlił się czytając Psalmy. To właśnie w Psalmach starotestamentalny autor zapowiadał nadejście Mesjasza – Zbawiciela. Tego, który miał cierpieć, który miał zostać opuszczony; Tego, który miał zostać przebity i zawieszony na krzyżu. Wszystko to zostało zapisane. Lud Wybrany teraz tylko czekał na wypełnienie się Bożej obietnicy.

Jakże więc przed oczami Jana miały nie pojawić się wersety Psalmu 22, gdzie pełen żalu       i smutku odrzucony Mesjasz żali się do Boga wołając:

Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?

Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą.

Zaufał Panu, niechże Go wyzwoli.

Przebodli ręce i nogi moje, policzyć mogę wszystkie moje kości”.

Wydarzenia zapowiedziane przez Psalmistę działy się na oczach Jana. Jakie wielkie zdziwienie,      a może jaka wielka radość musiała zagościć w sercu umiłowanego ucznia, kiedy ujrzał, że żołnierze dzielą między siebie Chrystusowe szaty. Oto wypełniły się do końca słowa Psalmu 22:

A oni się wpatrują, sycą mym widokiem;

Moje szaty dzielą między siebie i los rzucają o moją suknię”.

Stąd też i okrzyk autora: Tak to właśnie czynią, to właśnie uczynili żołnierze. Jan stwierdza, że to, co stanowiło treść jego codziennej modlitwy, w co wierzono i czego oczekiwano od wieków, właśnie teraz realizuje się na jego oczach. Jest świadkiem wypełnienia się Bożego słowa.

              Jest jednak rzeczą zadziwiającą, dlaczego Jan, w chwili gdy Chrystus zostaje przybity do krzyża, gdy cierpi straszliwą mękę, zwraca uwagę na Chrystusową szatę i tunikę. Możemy powiedzieć, że musiało w tych rzeczach być coś szczególnie ważnego; może równie ważnego, jak sama męka Chrystusa.  Jan zwracając naszą uwagę na szaty, pragnie dziś chrześcijanom patrzącym na Chrystusowy krzyż przekazać niezwykle ważną myśl, niezwykle ważną prawdę, pomocną człowiekowi w osiągnięciu zbawienia.

              Oto na krzyżu Boży Syn składa najdoskonalszą ofiarę, a Jan mówi nam o szatach i tunice. Wzrok ucznia, który został nazwany umiłowanym, przenosi się z umierającego Zbawiciela na rzeczy zwykłe, codzienne, powszednie. Myśli człowieka zostają przez Ewangelistę skierowane ku zwykłej codzienności.

              Z Ewangelii św. Jana wiemy, że szaty zostały podzielone na cztery części. Pewnie dlatego na cztery, bo było tam czterech żołnierzy. Ale czy na pewno tylko to zdecydowało, iż Jan mówi, że szaty na cztery części podzielono?

              A może mówiąc, że to, co Jezusowi tak po ludzku było najbliższe, zostało podzielone na cztery części, Jan chce powiedzieć, że szaty Mistrza z Nazaretu zostają dane wszystkim ludziom? Zostały one dane ludziom ze wschodu i zachodu, z północy i południa. W Ewangelii św. Łukasza czytamy, iż na końcu czasów do Jezusa przyjdą ludy ze wszystkich stron świata i zasiądą z Nim przy stole i będą wieczerzać. Jezusowe szaty zostają więc na oczach Jana podzielone i – jako świadectwo męki Mistrza z Nazaretu – dane wszystkim ludziom. Wszystko, co miał Chrystus, zostaje przekazane ludziom. On już nic nie ma swojego – wszystko z miłości daje człowiekowi.

              Św. Paweł pisał, że miłość Boga przenika wszystkie wymiary życia i wszechświata: szerokość, długość, wysokość i głębokość. To właśnie ukazuje nam scena podziału szat. Podziału, który jest niejako przekazaniem owoców męki Mistrza z Nazaretu. Wszystko, co Jezus miał, wszystko co wysłużył przez to, co wycierpiał, wszystko to oddaje człowiekowi.

              Owe szaty, o których mówi Ewangelista, oznaczają także pewnego rodzaju wybranie. Jan pisząc, iż żołnierze podzielili między siebie szaty, nawiązuje, jak się wydaje, do starotestamentalnego obrazu umiłowania i szczególnego wybrania, obdarzenia szczególnym zaufaniem. Oto patriarcha Jakub – czytamy w Księdze Rodzaju – miłował Józefa bardziej niż innych braci, dlatego kazał przygotować mu szatę z długimi rękawami. Szata, którą otrzymuje od ojca Józef, staje się dla niego znakiem szczególnej miłości ojcowskiej. Raduje się więc tą szatą Józef, chociaż s czasem stanie się ona dla niego powodem cierpień i bólu. Wydaje się, że ta szata dana Józefowi jest przyczyną wszelkich nieszczęść, które spadają na tego młodzieńca. Z czasem jednak okazuje się, iż dzięki wielkiej wierności Józef osiąga pełne szczęście. Staje się również tym, który ma moc wybawić innych z cierpienia.

              Po wzmiance o szatach Jan mówi o tunice. Tunika ta jest jedna, nie szyta – zszywana           z części, ale cała tkana od góry do dołu. I znów nieprzypadkowo Jan zwraca naszą uwagę na tę tunikę.

              Jak podzielona szata ukazuje nam rozejście się miłości Chrystusa po całym świecie – na wszystkie jego strony, tak obraz tuniki – jednej i niepodzielonej – podkreśla trwałość, jedność          i niepodzielność Chrystusowego dzieła. Jedna krew została przelana na zbawienie świata, jedna jest męka, jedynego Syna Bożego. Jedna – dla wszystkich. Choć więc są cztery strony świata,                    z różnymi swoimi wymiarami, to jednak wszystko to jest jednością, wszystko koncentruje się w tym, który jest w centrum – Chrystusie.

              Obraz męki Jezusa dowodzi, że wypełniła się modlitwa, którą Mistrz z Nazaretu zaniósł w czasie pożegnalnej Paschy: „Aby byli jedno”. Kościół więc – my wszyscy – powinniśmy być jednością. Każdy z nas winien do swego serca wziąć sobie obraz szat Jezusowych. Tych szat, które oznaczają jedność, ale również hojność Jezusa w dawaniu siebie wszystkim.

              Ewangelista Jan, stojąc obok krzyża Jezusa Chrystusa, na krótką chwilę niejako odwraca swój wzrok od Ukrzyżowanego. Odwraca po to, aby spojrzeć na szty i tunikę Mistrza z Nazaretu. Musiały być to cenne szaty, cenna tunika, skoro żołnierze pragnęli je zabrać. A jednak Jan, chociaż patrzył na nie, to swoim sercem i myślami wciąż trwał przy Mistrzu z Nazaretu. Możemy powiedzieć, iż będąc wybranym przez Jezusa, umiał on patrzeć na rzeczy ziemskie, przemijające, nie odrywając równocześnie wzroku od Jezusa.

              Czy takie właśnie są nasze oczy? Czy takie są nasze serca?

Wpatrując się w krzyż konającego Zbawiciela, można się zastanowić, jaki jest nasz stosunek do wszelkich rzeczy doczesnych, do wszelkich dóbr materialnych tego świata?

              Czy umiemy być w świecie, czy umiemy być wśród rzeczy tego świata, nie gubiąc               z oczu obrazu Zbawiciela? Czy może jak owi żołnierze, nie bacząc na cierpiącego Chrystusa, całą swą uwagę kierujemy ku dobrom tego świata?

              Chciwość. Jakże często ostrzega nas przed nią Pismo Święte. Chrystus mówi: „Uważajcie    i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego nie jest zależne od jego mienia”. Św. Paweł zaś ostrzegał Tymoteusza i podległą mu gminę w Efezie pisząc, iż „korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy. Za nimi to uganiając się niektórzy zbłąkali się z dala od wiary i siebie samych przeszyli wielu boleściami”. Podobnie i św. Jakub pisał: „Skąd się biorą wśród was wojny i skąd kłótnie między wami? Tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych. Pożądacie a nie macie, żywicie morderczą zazdrość, a nie możecie osiągnąć. Prowadzicie walki i kłótnie,        a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie”.

              Tak św. Paweł jak i św. Jakub ostrzegali gminy pierwszych chrześcijan, aby ci nie pokładali złudnych nadziei w dobrach tego świata, gdyż chciwość dóbr materialnych prowadzi człowieka do zguby. Warto jednak zastanowić się, czy te ostrzeżenia nie straciły swojej aktualności.

              Wydaje się, że im więcej czasu upłynęło od powstania Chrystusowego Kościoła, od czasów pierwszych chrześcijan, tym większym problemem staje się kwestia umiejętnego korzystania z tego co człowiek ma, co posiada.

              Czym więc jest chciwość?

Chciwość to rodzaj zniewolenia rzeczami, pieniądzem… Chęć posiadania staje się ważniejsza niż drugi człowiek, rodzina, otaczający nas przyjaciele. Przez chciwość niszczone są więzi między ludźmi, a w końcu zostaje zniszczona więź między człowiekiem i Bogiem.

              Trudno jest w dzisiejszym świecie być człowiekiem szczodrym, człowiekiem, który umie patrzeć na dobra materialne w perspektywie swojego wiecznego zbawienia. Jakże często podobni jesteśmy do bogacza z Łukaszowej przypowieści. Często jak on gromadzimy wszelkie dobra, planujemy przyszłość, opierając nasze zamiary jedynie na sobie samych i na tym, co posiadamy. Podobnie jak ów bogacz, któremu obrodziło pole, zapominamy o kresie życia, o czasie, kiedy będziemy musieli zdać sprawę ze swojego życia.

              Podobnie jak inny bohater Łukaszowej Ewangelii – także człowiek bogaty – marnotrawimy nasze dobra: zaspokajamy różnorodne własne zachcianki, urządzamy domy  z wielkim przepychem, wydajemy przyjęcia dla bogatych przyjaciół – dla tych, którzy będą się nam mogli w jakikolwiek sposób odwdzięczyć. Zapominamy przy tym o rzeszach Łazarzy, leżących i czekających na pomoc u bram naszych domów, zapominamy o ludziach biednych. Uważamy, że to nie nasza sprawa, że to nie nasza wina, że i tak wszystkim nie jesteśmy w stanie pomóc.

              I żyjemy właśnie tak – my, chrześcijanie, którzy opływamy w dobra tego świata. A obok nas umierają ubodzy, głodni, spragnieni, chorzy, cierpiący – ludzie, w których wciąż jest krzyżowany Chrystus. I jak złowrogie echo słychać słowa Mistrza: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny,        a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; Bo wszystko czegoście nie uczynili jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili”.

              Jakże trudno nam wzorem św. Jana nauczyć się patrzeć na szaty, tuniki – dobra tego świata, ale patrzeć tak, aby z oczu nigdy nie utracić Chrystusa.

              Czas rozważania Męki Pańskiej to czas, kiedy chcemy przemyśleć nasze codzienne postępowanie. Przemyśleć po to, aby zmienić wszystko, co może ranić Chrystusa. Trzeba bowiem, abyśmy zmienili swoje życie. Trzeba, abyśmy umieli z równą radością, jak św. Paweł, cierpieć głód i używać dóbr tego świata – umieć obfitować i cierpieć niedostatek.

              Trzeba nam zmienić swój stosunek do dóbr tego świata. Bo przecież – jak pisał        św. Jan Ewangelista do Kościoła w Smyrnie – trzeba nam być wiernymi Chrystusowi, bo przyjdzie czas, kiedy wróci Pan, aby nas osądzić. W tym liście Chrystus zapewnia nas: znam cię! Znam twój ucisk i ubóstwo, ale i to żeś bogaty. Chrystus mówiąc: „znam cię”, równocześnie daje obietnicę, iż ci, którzy będą Mu wierni, ci, którzy nie ugną się pod brzemieniem prześladowań, cierpień, ci, którzy będą umieli cierpieć ubóstwo; ci, którzy nie dadzą się pochłonąć majętnościom tego świata, ci, którzy przetrzymają wszystkie te próby – będą zbawieni. Nie dosięgnie ich „druga śmierć”. Wyrażenie „druga śmierć”, o której mówi św. Jan, to zapowiedź ostatecznej kary dla grzeszników, zapowiedź wiecznego potępienia. Tacy ludzie nie dostąpią powstania z martwych, nie będą żyli po śmierci życiem pełnym radości. Autor Księgi Apokalipsy zapowiedział, że zostaną oni zanurzeni    w jeziorze gorejącym ogniem i siarką.

              Jest rzeczą istotną, że św. Jan pouczając w Apokalipsie o potrzebie odpowiedniego podejścia do dóbr tego świata, zwraca się do mieszkańców starogreckiej miejscowości Smyrny. To właśnie do „Anioła Kościoła w Smyrnie Jan odnosi Chrystusowe słowa: „Znam twój ucisk              i ubóstwo, ale ty jesteś bogaty”. Jednak mieszkańcy tego miasta, mimo iż żyli wśród bogactw, umieli być zawsze wierni Chrystusowi. Dlatego też Chrystus potępia tych wszystkich, którzy występują przeciwko wierzącym, zaś wiernym uczniom obiecuje zwycięski wieniec żywota. Nie jest on wieńcem, jaki zwykli otrzymywać zwycięzcy w zawodach sportowych. Wieniec, który obiecuje swoim wiernym uczniom Chrystus, to wieniec życia wiecznego.

              Drodzy bracia i siostry, stajemy niejako obok krzyża Chrystusa, aby wraz z umiłowanym uczniem, autorem czwartej Ewangelii i Apokalipsy, zastanowić się nad kolejnym...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin