Wyjątkowa historia, Elleen.pdf

(84 KB) Pobierz
718602443 UNPDF
Dla Kaś.
"Wyjątkowa historia"
— Więc kiedy proroctwo wspomniało, że będę mieć moc, jakiej Czarny Pan nie zna,
chodziło po prostu o... miłość?
— Tak, Harry, po prostu miłość. *
* * *
O pierwszej w nocy korytarze na siódmym piętrze są puste. Świece rzucają drżące cienie na
ściany, a domowe skrzaty niepostrzeżenie pojawiają się tu i ówdzie i zbierają zgubione pergaminy,
połamane pióra, porozrzucaną przez Irytka kredę i opakowania po fasolkach wszystkich smaków.
Robią to tak cicho i dyskretnie, jak gdyby Hogwart sprzątał się sam. Bura kotka zatrzymuje się na
środku korytarza i przeciąga leniwie z zamiarem głośnego miauknięcia.
Pssst! — odzywa się ktoś z tyłu. Pani Norris obrzuca pogardliwym, kocim spojrzeniem
starego czarodzieja. — Troje Krukonów właśnie wymknęło się z wieży. Tam szukaj nagrody.
Kotka waha się tylko chwilę, a potem prostuje się i odchodzi w przeciwną stronę. Gdzieś na
granicy rzeczywistości słychać delikatne skrobanie pióra. Błysk, świst i Dumbledore przestaje się
odróżniać od kamiennych ścian. Niespełna dwie minuty później światło świec pada na dwie
postacie w czerwono-złotych szalikach.
— To jak?
— Nienawidzę cię, Potter.
— Mhm. I gardzisz mną.
— Gardzę tobą.
— Uważasz, że jestem aroganckim bubkiem.
— Nie da się ukryć.
Rudowłosa dziewczyna rzuca Jamesowi wyzywające spojrzenie. Chłopiec nie przestaje się
uśmiechać. Dotyka palcem nosa Lily i przygląda mu się uważnie.
— Masz dwa nowe piegi, widziałaś? Tutaj... — Przesuwa palec w kierunku jej ust. — I
tutaj.
— Potter...
— Wiem.
— Wiesz?
— Tak, wiem. Nienawidzisz mnie. I gardzisz mną. I uważasz, że jestem...
Lily kładzie mu palec na ustach i uśmiecha się lekko.
— Daruj sobie. Pójdę z tobą do Hogsmeade.
W powietrzu unosi się słodki zapach cytrynowych dropsów.
* * *
Albus Dumbledore siedzi na niewielkim, drewnianym stołku i z pasją kartkuje obitą w skórę
księgę. Co kilka stron miga mu przed oczami jego własne nazwisko, umieszczone najczęściej obok
dwóch innych, mniej lub bardziej mu drogich. Tylko raz, jeden jedyny raz niemal na samym
początku, obok niego pojawiła się jedna osoba. To była jego własna historia, stara jak ta księga i
enigmatyczna jak miejsce, w którym się znajdował.
— Imponująca objętość, Dumbledore — mówi odziany w czarny płaszcz mężczyzna,
przechylając się przez ramię starszego czarodzieja i przebiegając wzrokiem tekst. — Chyba tylko
Kupidyn ma grubszą historię miłości.
Dumbledore uśmiecha się szeroko i zamyka księgę.
— Dzień dobry Severusie. Zastanawiałem się niedawno, czy będzie nam dane jeszcze
kiedyś się spotkać.
— Najwyraźniej ten świat jest równie mały jak tamten.
— Widzę, że i ty odebrałeś swoją historię — mówi Dumbledore, spoglądając na cienki plik
kartek w ręku Snape'a.
— Daleko jej do twojej. Bardzo monotematyczna.
— Historia prawdziwej miłości nigdy nie jest monotematyczna, Severusie.
Snape siada obok Dumbledore'a i wyciąga mu z rąk kilkusetstronicowy wolumin. Otwiera
go na samym końcu i spogląda podejrzliwie na towarzysza.
— Ostatnie strony są puste.
— Moja historia jest wyjątkowa. Wciąż się pisze.
Na stronie siedemset czterdziestej ósmej znaki składały się w słowa, a słowa w zdania. Nie
kłamał, historia tworzyła się sama.
* * *
Wielka Sala powoli się wyludnia. Niektórzy wracają do domów, inni do obowiązków,
kilkanaście osób wciąż opłakuje poległych. Napięcie opada, pojawia się nowe uczucie — tuż obok
ogłuszającego, oślepiającego żalu po stracie bliskich — euforia. Koniec wojny, koniec Voldemorta,
koniec strachu. Świadomość, że kiedyś będzie można żyć normalnie. Nie dziś i nie jutro, ale może
za miesiąc, rok... Harry Potter wchodzi do środka i siada obok swoich przyjaciół. Niewiele
rozmawiają, ale po tylu latach przyjaźni wcale nie potrzebują słów. Wpatrują się w swoje dłonie
albo rozglądają po sali. W końcu Weasleyowie wstają z miejsc — Ginny wciąż płacze w rękaw
matki — i kierują się ku wyjściu. Ron łapie Hermionę za rękę i ciągnie ją za sobą.
— Harry — mówi ponaglająco Hermiona, bo chłopiec wciąż patrzy przed siebie. — Chodź.
— Idźcie. Zaraz do was dojdę — odpowiada Harry i podąża w przeciwną stronę.
Malfoyowie nadal siedzą przy stole. Lucjusz obejmuje Narcyzę w pasie i niemal
niezauważalnym gestem gładzi ją po włosach. Draco po drugiej stronie stołu nerwowo szarpie
postrzępiony rękaw szaty.
— Malfoy — mówi Harry cicho.
— Potter — odpowiada Draco drżącym jeszcze głosem i patrzy na niego podejrzliwie. Z
rany na ramieniu wciąż sączy się krew. Harry siada obok niego i zastanawia się, co chce
powiedzieć. Czuje jednocześnie litość, wściekłość i wdzięczność. Wkłada rękę do kieszeni i
wyjmuje z niej różdżkę Ślizgona. Kładzie ją na stole i obaj przez kilka minut po prostu na nią
patrzą. Kilka metrów dalej Neville obejmuje płaczącą Hannę Abbott. Harry właśnie decyduje się
wstać, kiedy Malfoy łapie go pod stołem za nadgarstek i ściska mocno. Harry odwraca się i patrzy
prosto w jego szare, zmrużone oczy.
— Uratowałeś mi życie — mówi Draco, a Harry zastanawia się, czy chłopiec mu dziękuje,
czy tylko oznajmia fakt. — Chociaż wcale nie musiałeś.
— Twoja matka uratowała mnie .
— Później. Uratowała cię później. Uratowała cię przez wzgląd na mnie.
— A ja uratowałem cię przez wzgląd na... — Harry otwiera i zamyka usta, starając się
znaleźć jakieś usprawiedliwienie.
Na mnie .
— Na ciebie — powtarza Harry, a w głowie szumi mu od mnożących się znaków zapytania.
Koniec wojny — zupełnie irracjonalnie — pachnie cytrynowymi dropsami.
* * *
Snape zamyka księgę i krzywi się ironicznie.
— Wybacz mi impertynencję — mówi — ale... ty chyba zwariowałeś, Dumbledore.
— Wszystko ma swoje źródła, Severusie.
— A więc ma pewnie i koniec?
— Skończoność jest cechą materii. Idee i emocje rządzą się innymi prawami.
— Więc dlaczego dopiero teraz?
— Stąd wszystko wydaje się prostsze, mój drogi — odpowiada Dumbledore i uśmiecha się
pobłażliwie. Snape przez chwilę wpatruje się w niego z niedowierzaniem, a potem zerka na plik
trzymanych w zaciśniętej pięści kartek.
Dumbledore jednak potrząsa głową i kładzie dłoń na ramieniu przyjaciela.
— Nie, Severusie — mówi cicho. — Nie.
— Dlaczego? — pyta Snape. Żelazna brama majacząca na błękitnym horyzoncie otwiera się
ze skrzypieniem, a potem zamyka.
— Chciałbyś być z nią, wiedząc, że nigdy cię nie pokocha?
Lekki wiatr zwiewa żwir ze ścieżki. Kamyki chrzęszczą pod czyimiś stopami.
— Tak — mówi szybko Snape, niemal zgniatając trzymane pergaminy. Dumbledore
odwraca głowę i patrzy na niego sponad okularów połówek. Tuż obok zatrzymuje się zakapturzona
postać. Snape wstaje i otrzepuje szatę z nieistniejącego kurzu. — Nie. Nie chciałbym.
Kiwa lekko głową i odchodzi, powiewając czarną peleryną i gubiąc po drodze karty swojej
historii.
Tajemnicza postać ściąga kaptur i długo wpatruje się w twarz Dumbledore'a. Uważnie bada
znajome okulary połówki, oczy koloru najczystszego błękitu, srebrną brodę i długie, proste włosy,
które kiedyś były kasztanowe.
— Gellert — szepcze Albus, a atmosfera gęstnieje i nasiąka cytrynowym zapachem. — Nie
odebrałeś swojej historii — stwierdza po bardzo długiej chwili milczenia. Gellert Grindelwald
podnosi z ziemi wielką księgę i przegląda ją strona po stronie, dużo dokładniej niż Severus i z o
wiele większym zainteresowaniem niż Albus.
— Po co, skoro ty odebrałeś swoją? — pyta, przerzucając pożółkłe strony. Niedbale,
nonszalancko, z gracją. Zupełnie jakby czas zatrzymał się dla niego sto lat wcześniej. W końcu
dociera do końca — na stronie siedemset czterdziestej ósmej wciąż tworzy się historia. Grindelwald
czyta ją z pasją, a potem odrywa wzrok od tekstu i podnosi głowę. Nie zamyka księgi.
— Zwariowałeś — mruczy tylko i patrzy krytycznie na Albusa. Dumbledore uśmiecha się
dobrotliwie.
— Nie przesadzasz?
— Al, oni są zupełnie różni! Wygląd, priorytety, charakter... Jak to sobie wyobrażasz?
Podobny iloraz inteligencji to chyba nie wszystko?
Dumbledore rzuca mu długie, badawcze spojrzenie.
— Kogoś mi przypominają — mówi, grzebiąc w kieszeniach szaty. — Mam coś dla ciebie.
Gellert unosi brwi.
— Obiecałem ci kiedyś, że jeśli jeszcze raz zaproponujesz mi dropsa, rzucę na ciebie
klątwę.
— Teraz przynajmniej będziesz miał czym — szepcze Albus, trzymając na wyciągniętej
dłoni długą, bardzo starą różdżkę.
* * *
Historia Albusa Dumbledore'a jest wyjątkowa. Wciąż się pisze.
* * *
* J.K. Rowling, „Harry Potter i Półkrwi Książę”
Zgłoś jeśli naruszono regulamin