140 Opowie�� o Matce Pewnego razu matka siedzia�a przy ko�ysce swego dzieci�cia i by�a bardzo smutna, obawia�a si�, �e dziecina umrze. Dziecko by�o takie blade, oczki mia�o zamkni�te i oddycha�o tak s�abo, to znowu ci�ko wci�ga�o powietrze, jak gdyby wzdycha�o; a matka spogl�da�a coraz niespokojniej na swoje male�stwo. A� tu kto� puka do drzwi; przyszed� ubogi staruszek, okryty ko�sk� derka, aby si� ogrza�, bo by�a surowa zima. Wszystko na dworze pokryte by�o lodem i �niegiem, a wiatr dal mocno i szczypa� w policzki. A poniewa� starzec dr�a� z ch�odu, a dziecko zdrzemn�o si� na chwilk�, matka wysz�a, aby wstawi� do pieca garnuszek z piwem; chcia�a, by cz�owiek m�g� si� ogrza�; stary siedzia� w izbie ko�ysz�c ko�ysk�, a matka usiad�a na krze�le tu� obok; spogl�da�a na chore dziecko, kt�re tak ci�ko oddycha�o i porusza�o r�czyn�. - Jak my�lisz, czy ono umrze? - powiedzia�a kobieta. - Chyba B�g nie zechce mi go zabra�? A starzec, a by�a to �mier� sama, tak dziwnie pokiwa� g�ow�, co mog�o r�wnie dobrze oznacza� "tak" jak i "nie". A matka opu�ci�a g�ow� i �zy pociek�y jej po policzkach; g�owa jej ci�y�a bardzo, trzy noce i trzy dni nie zmru�y�a oka, wiec zasn�a, ale tylko na chwileczk�, zaraz si� przebudzi�a i wzdrygn�a z ch�odu. - C� to znaczy? - powiedzia�a i obejrza�a si� na wszystkie strony. Ale starca nie by�o i dziecka nie by�o w pokoju. Zabra� je z sob�! A w kacie stary zegar brz�cza� i brz�cza�, wielki, o�owiany ci�ar osun�� si� a� na pod�og� i zegar nagle stan��. Biedna matka wybieg�a z domu wo�aj�c swego dziecka. Na dworze, w �niegu, siedzia�a kobieta odziana w d�ugie, czarne suknie i powiedzia�a: - To �mier� by�a u ciebie w izbie, widzia�am, jak spiesznie wychodzi�a z dzieckiem na r�ku; ona jest szybsza od wiatru i nigdy nie przynosi z powrotem tego, co raz zabra�a. - Powiedz mi tylko, kt�r�dy posz�a! - powiedzia�a matka - pokaz mi tylko drog�, a ja ju� j� znajd�! - Znam ja drog�! - powiedzia�a kobieta w czarnych sukniach - ale nim ci ja wska��, musisz mi za�piewa� wszystkie te pie�ni, kt�re �piewa�a� swojemu dziecku. Bardzo je lubi�, s�ucha�am ich nieraz; jestem noc�, widzia�am, jak p�aka�a� �piewaj�c. - Za�piewam ci je wszystkie, wszystkie! - powiedzia�a matka - ale mnie nie zatrzymuj, dogoni� ja i odnajd� moje dziecko! Ale noc siedzia�a cicha i milcz�ca, a wtedy matka za�ama�a d�onie, �piewa�a i p�aka�a, i wiele by�o tam pie�ni, ale lez jeszcze wi�cej; wtedy noc powiedzia�a: - Id� na prawo przez ten ciemny, sosnowy las, tamt�dy, widzia�am, posz�a �mier� z twoim dzieci�ciem. W g��bi lasu drogi krzy�owa�y si� i matka nie wiedzia�a, w kt�r� stron� ma i��. A stal tam krzak cierniowy, kt�ry nie mia� na sobie ani listka, ani kwiatka, bo przecie to by�a zima i �nieg okrywa� ga��zie. - Czy nie przechodzi�a t�dy �mier� z moim ma�ym dzieckiem? - Przechodzi�a - powiedzia� krzak cierniowy. - Ale ci nie powiem, w kt�r� posz�a stron�, zanim nie ogrzejesz mnie twoim sercem. Zamarzam ca�kiem, zmieniam si� w czysty l�d! Wiec matka przycisn�a krzak cierniowy do swojej piersi mocno, a�eby m�g� si� dobrze ogrza�, a ciernie wpija�y si� w jej cia�o i krew pop�yn�a wielkimi kroplami, i krzak cierniowy wypu�ci� �wie�e, zielone li�cie, i kwiaty pojawi�y si� na nim w ciemna, zimowa noc, tak by�o gor�ce zrozpaczone matczyne serce. I krzak cierniowy wskaza� jej drog�, kt�r� mia�a i��. Wtedy przysz�a nad wielkie jezioro, na kt�rym nie wida� by�o ani okr�tu, ani �adnej ��dki. Jezioro nie by�o tak zamarzni�te, aby mog�o ja utrzyma�, ani tak p�ytkie, aby mo�na by�o przez nie przebrn��, a musia�a przedosta� si� na drugi brzeg, je�eli chcia�a znale�� swoje dziecko; po�o�y�a si� wiec i chcia�a wypi� jezioro, a to przecie� niemo�liwe dla cz�owieka. Ale zrozpaczona matka my�la�a, �e mo�e jednak nast�pi cud. - Nie, tak nic nie poradzisz - powiedzia�o jezioro - lepiej si� jako� pog�d�my! - Bardzo lubi� zbiera� per�y, a twoje oczy s� najczystszymi per�ami, jakie widzia�em. Wyp�acz je do mnie, to ci� przewioz� na druga stron� a� do wielkiej cieplarni, gdzie mieszka �mier� i hoduje kwiaty i drzewa, a ka�de z nich jest �yciem ludzkim. - O, czego� ja nie oddam, byle tylko dosta� si� do mego dziecka! - powiedzia�a pl�cz�ca matka i zap�aka�a jeszcze bardziej, i oczy jej sp�yn�y na dno wody, i sta�y si� dwiema kosztownymi per�ami, a jezioro podj�o j�, tak jakby siedzia�a na hu�tawce, i przenios�o j� z fala na drugi brzeg, gdzie stal na mile obszerny dom, dziwny, bo nie wiadomo by�o, czy to jest g�ra pe�na las�w i grot, czy te� wzniesiona budowla; ale biedna matka nie widzia�a tego, bo przecie� wyp�aka�a swoje oczy. - Gdzie� ja znajd� �mier�, kt�ra zabra�a mi moje dzieci�tko? - zapyta�a. - Jeszcze nie wr�ci�a - powiedzia�a stara grabarka, kt�ra pilnowa�a wielkiej cieplarni �mierci. - Jake� tu si� dosta�a i kto ci pomaga� w drodze? - Pan B�g mi pomaga�! - powiedzia�a matka - jest On mi�osierny, b�d� wiec i ty mi�osierna! - Gdzie mog� znale�� moje dziecko? - Nie znam twego dziecka - powiedzia�a kobieta - a ty jeste� niewidoma. Wiele kwiat�w i drzew zwi�d�o dzisiejszej nocy. �mier� przyjdzie wkr�tce i przesadzi je! Wiesz przecie, ze ka�dy cz�owiek ma drzewo swego �ycia albo kwiat w zale�no�ci od tego, jak mu si� �ycie toczy. Wygl�daj� one jak inne ro�liny, tylko ze bije w nich serce. Dzieci�ce serduszko tak�e bije. Przys�uchaj si�, mo�e poznasz twoje dziecko po tym! Ale co mi oddasz, je�eli ci powiem, co masz dalej czyni�? - Ju� nic nie mam do oddania - powiedzia�a zrozpaczona matka - ale mog� p�j�� dla ciebie cho� na koniec �wiata. - Nie mam tam nic do roboty - powiedzia�a kobieta - ale mo�esz mi da� twoje d�ugie, czarne w�osy, sama wiesz, jakie s� pi�kne, a mnie si� bardzo podobaj�! Oddam ci w zamian moje siwe, zawsze co� b�dziesz mia�a! - Nie chcesz nic innego? - powiedzia�a matka - w�osy oddam ci z rado�ci�. - I oddala jej sw�j pi�kny, czarny warkocz, i otrzyma�a w zamian siwe w�osy staruszki. A potem wesz�a do wielkiej cieplarni �mierci, gdzie kwiaty i drzewa bujnie ros�y, jedne przez drugie. Sta�y tam pi�kne hiacynty pod szklanymi kloszami, a obok wielkie, mocne peonie; ros�y tam wodne ro�liny, niekt�re �wie�e, inne na p�l zwi�d�e, �limaki wodne oblepia�y je, a czarne raki przywiera�y do ich �odyg. Sta�y tam wspaniale palmy, d�by i platany, ros�a pietruszka i kwitn�� tymianek; ka�de drzewo i ka�dy kwiat nosi�y jakie� nazwisko, bo ka�de by�o ludzkim �yciem, �yciem ludzi �yj�cych jeszcze to w Chinach, to w Grenlandii, rozsypanych po ca�ym �wiecie. By�y tam wielkie drzewa w ma�ych doniczkach, sta�y �ci�ni�te i rozsadza�y prawie doniczki korzeniami, a w wielu miejscach sta�y ma�e, s�abe kwiatki w t�ustej ziemi, otoczone mchem, starannie piel�gnowane i polewane. Zrozpaczona matka pochyla�a si� nad ka�d� najmniejsz� ro�link� i przys�uchiwa�a si�, jak w nich bije ludzkie serce; i po�r�d milion�w pozna�a serce swego dziecka. - Oto ono! - krzykn�a i wyci�gn�a r�k� do ma�ego, liliowego krokusa, kt�ry, ca�kiem chory, pochyli� si� w jedna stron�. - Nie ruszaj kwiatu! - powiedzia�a stara - tylko stan tutaj, a kiedy �mier� nadejdzie, a ju� nadchodzi, czuje to, nie pozw�l jej wyrwa� tego kwiatka i zagro� jej, ze wyrwiesz wtedy wko�o inne kwiaty, w�wczas �mier� si� przestraszy; za ka�dy kwiat bowiem odpowiada przed Panem Bogiem i �adnego nie mo�na zerwa�, zanim On nie da rozkazu. Nagle powia�o ch�odem w ca�ym budynku i �lepa matka zrozumia�a, �e to �mier� nadchodzi. - Jake� znalaz�a drog� a� tutaj - spyta�a �mier� - jak mog�a� przyby� tu pr�dzej ode mnie? - Jestem matka - odpowiedzia�a tamta. I �mier� wyci�gn�a sw� r�k� ku ma�emu kwiatkowi, ale matka schwyci�a ja za r�ce i trzyma�a je mocno staraj�c si� nie dotkn�� p�atk�w krokusa. Wtedy �mier� dmuchn�a na jej d�onie i matka poczu�a, ze powiew ten jest ch�odniejszy od najch�odniejszego wiatru, i r�ce jej zwis�y bezw�adnie. - Nie mo�esz sobie poradzi� ze mn�! - powiedzia�a �mier�. - Ale B�g sobie poradzi! - Czynie tylko to, co On chce - powiedzia�a �mier�. - Jestem tylko str�em jego ogrodu! Wszystkie jego kwiaty i drzewa zabieram stad i przesadzam do wielkiego rajskiego ogrodu w nieznanym kraju. Ale jak one tam rosn� i jak tam jest, nie mog� ci powiedzie�. - ...
kazimierz25