Ĺšwietlicki - wybĂłr wierszy.rtf

(22 KB) Pobierz
Marcin Świetlicki____________________________________________

Marcin Świetlicki____________________________________________

 

 

--- z tomu Zimne kraje (1992) ---

 

JONASZ

 

Młoda zima, bezśnieżnie. Och, dzisiejszy wieczór

uczynił z tej ulicy wnętrze wieloryba.

Byłbym nie zauważył lecz w sklepie warzywnym

sprzedawano fragmenty podmorskich zarośli

- i neony w tej chwili zaczęły wysyłać

mgłę i wilgoć. Kałuże pełne tranu i krwi.

Przy krawężniku znalazłem muszelkę

i poczułem, że jestem

trawiony.

 

(85)

 

 

***

 

Chmurko, jesteś różowa. Przypominam sobie

twarze współuczniów, współżołnierzy, współ-

mieszkańców, wszystkie tępe i

wyrażające tylko jedno. Moja twarz

nie różniła się; niczym, była jeszcze tępsza,

bo moja. Chmurko.

Niebieskie niebo.

 

(88)

 

 

DLA JANA POLKOWSKIEGO

 

Trzeba zatrzasnąć drzwiczki z tektury i otworzyć okno,

otworzyć okno i przewietrzyć pokój.

Zawsze się udawało, ale teraz się nie

udaje. Jedyny przypadek

kiedy po wierszach

pozostaje smród.

 

Poezja niewolników żywi się ideą,

idee to wodniste substytuty krwi.

Bohaterowie siedzieli w więzieniach,

a robotnik jest brzydki, ale wzruszająco

użyteczny - w poezji niewolników.

 

W poezji niewolników drzewa mają krzyże

wewnątrz - pod korą - z kolczastego drutu.

Jakże łatwo niewolnik przebywa upiornie

długą i prawie niemożliwą drogę

od litery do Boga, to trwa krótko, niby

splunięcie - w poezji niewolników.

 

Zamiast powiedzieć: ząb mnie boli, jestem

głodny, samotny, my dwoje, nas czworo,

nasza ulica - mówią cicho: Wanda

Wasilewska, Cyprian Kamil Norwid,

Józef Piłsudski, Ukraina, Litwa,

Tomasz Mann, Biblia i koniecznie coś

w jidisz.

 

Gdyby w tym mieście nadal mieszkał smok

wysławialiby smoka - albo kryjąc się

w swoich kryjówkach pisaliby wiersze

- maleńkie piąstki grożące smokowi

(nawet miłosne wiersze pisane by były

smoczymi literami...)

 

                                          Patrzę w oko smoka

i wzruszam ramionami. Jest czerwiec. Wyraźnie.

Tuż po południu była burza. Zmierzch zapada najpierw

na idealnie kwadratowych skwerach.

(88)

 

 

--- z tomu Schizma (1994) ---

 

TRYB ŻYCIA

 

Kawa i papierosy.

Niedoczekanie.

Niedoczekanie na to, że---------

i na to, że ---------------

żadnych, zupełnie żadnych nowych mięśni, żadnych

nowych linii papilarnych, żadnych nowych siwych

włosów,

żadnych nowych zmarszczek.

Herbata albo kawa.

Caro lub Extra Mocne.

Taka alternatywa.

Do pracy przed południem albo po południu

piętnastką lub jedynką.

Wycieczki osobiste.

jeżeli spadnie śnieg, to trzeba rano wstać i

uprzątnąć śnieg.

Cuda są tylko wewnątrz.

Cuda są tylko wewnątrz.

Słuchać lub mówić.

Niedoczekanie.

Wódka rzadko.

Kompletny brak jakiegokolwiek kontaktu ze zdrową

częścią społeczeństwa, powiedzmy -- klasą robotniczą

albo małym lub dużym biznesem,

przez co zupełnie oderwanie od rzeczywistości.

 

Cuda są wewnątrz.

Kawa i papierosy.

Wyprowadzenie psa.

Nalewanie wody do miski.

Kamienny sen.

Niedoczekanie.

Wyrzucanie gości.

Żadnych przyjaznych domów.

 

Cuda są wewnątrz.

Cuda są tylko wewnątrz.

Zmysły kierują się do wewnątrz.

Zmysły powoli zaczynają się

odwracać.

Marzenia o hazardzie.

Drastyczna monogamia.

Niedoczekanie.

Żadnych istotnych lektur.

W kinie jedynie filmy oglądane któryś

raz z rzędu.

Kawa i papierosy.

Żadnych nowych zmarszczek.

Wkładanie, wyjmowanie.

Wilcze ścieżki, kłamstwa.

Ukrywana gorączka.

Kamienny sen i dreszcze wewnątrz kamiennego snu.

 

--- z tomu 37 wierszy o wódce i papierosach (1996) ---

 

Opluty

 

Któregoś dnia to miasto będzie należeć do mnie.

Na razie chodzę. Na razie patrzę.

Na razie swój nóż ostrzę.

Wkładam - zdejmuję kastet.

 

Opluty. Opluty.

Napluli mi na plecy.

Nic o tym nie wiem - chodzę po mieście.

Chodzę po mieście:

Planty,

Szewska,

Rynek.

Chodzę po mieście:

Rynek - Szewska - Planty.

Opluty. Opluty.

OPLUTYOPLUTYOPLUTYOPLUTYOPLUTY...

 

Któregoś dnia to miasto

będzie należeć do mnie.

Na razie chodzę, patrzę.

Na razie            nic.

 

Któregoś dnia

rzeką Wisłą

przypłynie

statek piratów,

o pięciu masztach,

dwudziestu armatach.

 

I zapytają:

- Który to Świetlicki?

A ja wtedy stanę

na samym środku rynku

i będę wskazywać:

- Tego. Tego. Tego.

Tego. Tego. Tamtą

Tego sprzątnąć.

Tamtą skasować.

Tego. Tamtą. WSZYSTKICH!

 

K r a k ó w  i  N o w a  H u t a.

S o d o m a   z   G o m o r ą.

Z  S o d o m y   d o   G o m o r y

j e d z i e   s i ę   t r a m w a j e m.

 

Chodzę po mieście.

Chodzę po mieście.

Opluty.

Opluty.

Opluty...

 

 

Nieprzysiadalność

 

No, proszę sobie wyobrazić:

marzec albo kwiecień

(mmm... raczej marzec), wieczór.

Spotykam JP, jest pijany jak

świnia, a ja jestem trzeźwy

jak świnia. Idziemy na kawę

On - między morzem wódki, a powrotem do domu.

Ja - pomiędzy kłótnią

z jedną kobietą a rozmową z drugą,

która być może także się przemieni w kłótnię.

 

Siedzimy więc w knajpie,

(choćbym się nawet bardzo skupił, nie pamiętam w jakiej).

On - pijany jak świnia . A ja trzeźwy jak

świnia. Pijemy tę kawę

i nagle on, wskazując mi jakieś dwie siedzące

przy sąsiednim stoliku, proponuje byśmy

się do tych dwóch przysiedli, a ja mówię: Daj mi

spokój, ja nie mam ochoty.

Ja to pierdolę, dziś jestem w nastroju

nieprzysiadalnym.

Ja to pierdolę, dziś jestem w nastroju

nieprzysiadalnym.

 

Pomiędzy kłótnią z jedną kobietą

a rozmową z drugą,

która być może także się przemieni w kłótnię,

ja to pierdolę,

dziś jestem w nastroju

nieprzysiadalnym.

 

Więc rezygnuje. Rozmawiamy o czymś.

O literaturze, być może nawet o

kobietach. Deszcz zaczyna padać.

On trzyma się nieźle,

chociaż jest pijany jak świnia. Ja się nieźle trzymam,

chociaż jestem jak świnia trzeźwy.

I znowu on - wskazując te dwie, mówi:

Zobacz, to się nieźle składa, ich dwie i nas dwóch,

dosiądźmy się do nich. A ja, ja mówię: Nie chcę,

nie, nie mam ochoty,

ja to pierdolę, dziś jestem w nastroju

nieprzysiadalnym.

Ja to pierdolę, dziś jestem w nastroju

nieprzysiadalnym.

Pomiędzy kłótnią z jedną kobietą a rozmową z drugą,

która być może także się przerodzi w kłótnię,

ja nie mam ochoty.

Ja to pierdolę, dziś jestem w nastroju

nieprzysiadalnym.

 

Tak się zdarza czasami,

że jestem w nastroju

nieprzysiadalnym.

Tak się zdarza zazwyczaj,

że jestem w nastroju

nieprzysiadalnym.

Siedzę sam przy stoliku

i nie mam ochoty dosiąść się do was

choć na mnie kiwacie.

Ja to pierdolę, dziś jestem w nastroju

nieprzysiadalnym.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

---z tomu Pieśni profana (1998) ---

 

PIĘĆ WIERSZY RELIGIJNYCH

 

1

Maciek Świetlicki mówi:

- Ja wiem, to jest ten pan,

którego ojciec zabił.

 

Cały Nowy Testament

w jednym zdaniu.

Co dalej?

 

2

Maciek Świetlicki wie również o piekle.

Ktoś mu musiał nagadać.

Pójdę do piekła, tatusiu.

 

Nie pójdziesz. Jestem niegrzeczny.

Wiem, że pójdę. Nie pójdziesz. Na pewno.

A pamiętasz, jak cię kopnąłem? Pamiętasz?

 

3

Boże Ciało, pół Rynku lub trzy czwarte Rynku

oblepione wiernymi. Czemuś jestem wierny,

więc czuję się u siebie.

 

4

Jeśli to prawda,

że mówi przeze mnie szatan

- Bóg się zlituje

i wyrwie mi język.

 

5

Odstąpią wody.

Odsłonią wzgórze łotrów

zawieszonych głowami w dół.

 

Odsłonią niebo

pełne szarych roślin.

 

 

 

 

MAŁŻOWINA

 

Jeżeli o mnie chodzi -- to ja już skończyłem.

Ja już skończyłem -- a jak pani?

Jeżeli o mnie chodzi -- to ja się odwracam.

Ja się odwracam do ciemnej ściany.

 

Jeżeli o mnie chodzi -- to ja już wychodzę,

nim będę śmieszny i stary.

Jeżeli o mnie chodzi -- to ja nie chcę prosić

o ochłap. Nie chcę prosić. Bohater umarły,

 

lecz nie uwiędły. Tak właśnie od teraz

proszę mnie rozpatrywać. Umarły -- ale nie uwiędły

bohater. Owszem. Podoba mi się to.

Wzwód wymierzony w ciemność.

 

 

DRUGA PIEŚŃ PROFANA

 

Jak zwierzęta.

Bez telefonu.

Bez samochodu.

Bez wstydu.

Bez komputera.

Jak zwierzęta.

Nie odróżniający seksu od miłości.

Nie odróżniający prymasa od premiera.

Z tylko jedną ambicją: zasnąć

W cieple.

 

 

--- z tomu Czynny od odwołania (2001) ---

 

KŁAMANIE

 

- dla Brylewskiego -

 

Kłamie poranek.

Kłamie alkohol.

Kłamie saksofon.

Trolejbus kłamie.

Wielka zdrada.

Wielka zdrada.

Zostaliśmy sami.

 

I tylko

umarły

nie kłamie.

 

 

LEŻENIE

 

A może jestem po prostu potworem,

potworem na wakacjach?

Na plaży leżę w ciemnych okularach,

w praniebo patrzę.

 

W praniebo patrzę, jego majowego

prablasku byłbym nie zniósł, gdyby nie wakacje.

Nie zniósłbym blasku, kryje się zazwyczaj

przed nagonką w ciemnicach.

 

Tu jest najjaśniej. Tu, pod pralatarnią.

Jestem potworem na wakacjach.

Całuję jasne widziadło w prasłońcu.

Uszczypnij mnie, uszczypnij- mruczę do widziadła.

 

 

PALENIE

 

Pytam: dlaczego niepalący

wsiadają bez skrupułów do przedziałów

dla palących? Czemu chcą dominować? Czemu

są wieczni...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin