Andersen - Baśnie.txt

(579 KB) Pobierz
Polska Biblioteka InternetowaBaśnie Strona 1/343 

      Andersen Hans Christian 



       
      Biblioteka dla młodzieży
       
      H. Andersen
       
      BAŚNIE
       
       
      Gebethner i Wolff


       

      Baśnie Strona 2/343 

      Andersen Hans Christian 



       
      BAŚNIE.


       

      Baśnie Strona 3/343 

      Andersen Hans Christian 



       
      H. Andersen.
       
      BAŚNIE OPRACOWANE
       
      przez
       
      C. Niewiadomską
       
       
       
       
      z 16 rycinami.
       
       
      Warszawa
      Nakład Gebethnera i Wolffa


       

      Baśnie Strona 4/343 

      Andersen Hans Christian 



      Дозволено Цензурою. 
      Варшава. 21 Ноября 1898 года.


       

      Baśnie Strona 5/343 

      Andersen Hans Christian 



      KWIATY IDALKI.
       
      Moje śliczne kwiatki zupełnie powiędły! — zawołała Idalka zasmucona. — 
      Wczoraj wieczorem jeszcze były takie ładne, a dziś zwiesiły główki, 
      opuściły liście, co to ma znaczyć? Dlaczego to, Fredziu?
      Ostatnie zapytanie zwróciła do studenta, który siedział na sofie. Nie 
      darmo pytała go o to, — Fredzio wiedział wszystko. Umiał opowiadać 
      prześliczne historye, wycinać różne figle: serduszka z tańczącemi w środku 
      dziewczynkami, kwiaty i wspaniałe zamki, w których się otwierały drzwi i 
      okna. Był to nielada student.
      — Dlaczegóż dzisiaj te kwiaty tak zwiędły? — powtórzyła, wskazując bukiet 
      na stoliku.
      — Nie wiesz, dlaczego? — rzekł Fredzio. — Twoje kwiaty były dziś w nocy na 
      balu i dlatego teraz pospuszczały głowy. Są zmęczone.
      — Co też ty mówisz, Fredziu. Przecież kwiaty tańczyć nie umieją?
      — Tak myślisz? A ja twierdzę, że tańczą prześlicznie. Prawie co noc, kiedy 
      my śpimy, wyprawiają sobie bale i bawią się wybornie.


       

      Baśnie Strona 6/343 

      Andersen Hans Christian 



      — A dzieci na takim balu być nie mogą?
      — Owszem — odparł Alfred — bywa ich nawet zwykle dosyć dużo: pączki róż, 
      konwalijki ledwie rozwinięte, stokrotki polne.
      — I gdzież one tańczą?
      — Czy pamiętasz zamek królewski, za miastem, gdzie jest ten duży ogród, 
      pełen kwiatów? Karmiłaś tam łabędzie, czy pamiętasz? Przypływały do ciebie 
      i chwytały okruchy chleba, które rzucałaś do wody. Tam właśnie odbywają 
      się zwykle te bale.
      — Ach, wiem! Byłam tam właśnie wczoraj z mamą, ale nie widziałam już liści 
      na drzewach, ani kwiatów w ogrodzie. Gdzież się podziały wszystkie? W 
      lecie tyle ich było.
      — Są teraz w zamku — odparł student. — Powinnaś wiedzieć o tem, że skoro 
      tylko król ze swoim dworem powraca do stolicy, wszystkie kwiaty uciekają z 
      ogrodu do zamku, gdzie bawią się wybornie. Najpiękniejsze dwie róże 
      zasiadają wtedy na tronie i są królem i królową. Znasz kogucie grzebienie, 
      te czerwone? One stają po obu stronach, niby szambelanowie. A reszta 
      kwiatów rozpoczyna tańce. Śliczne fljołki udają młodych marynarzy, a 
      hiacynty i krokusy- młode panny. Tulipany zasiadają na fotelach, niby 
      poważni ojcowie, a czerwone lilie, jak troskliwe mamy, uważają na wszystko 
      i pilnują przyzwoitości i porządku.
      — I nikt im nie zabrania tak się bawić w pałacu króla? — spytała Ida.
      — Prawie nikt o tem nie wie, moja droga. Zdarza się czasem, że stary 
      burgrabia, który czuwa nad zamkiem, zechce po nocy przejść się po 
      pokojach. Ale cóż? Ma on wielki pęk kluczy u boku a skoro tylko kwiaty


       

      Baśnie Strona 7/343 

      Andersen Hans Christian 



      usłyszą brzęk kluczy, chowają się za firanki i siedzą cichutko, ostrożnie 
      wysunąwszy główki.
      — Tu pachną kwiaty! — mówi do siebie burgrabia, ale jest bardzo stary i 
      nic dojrzeć nie może.
      — Ach, jak to ślicznie! — zawołała Ida, klasnąwszy w dłonie. — Mój drogi, 
      mój drogi, czy jabym tego zobaczyć nie mogła?
      — Dlaczegóż nie, Idalko? Zajrzyj tylko przez okno do zamku, skoro będziesz 
      w ogrodzie, a zobaczysz sama to wszystko. Ja dzisiaj tak zrobiłem: żółta 
      lilia leżała wyciągnięta na sofie, to była dama dworu.
      — A kwiaty z botanicznego ogrodu czy także tam mogą przychodzić? To chyba 
      dla nich za daleko?
      — Cóż znowu, Idalko — przecież mogą fruwać. Czyś nie widziała nigdy 
      prześlicznych motylków, żółtych, czerwonych, białych? Prawda, jakie 
      niektóre podobne do kwiatów? Bo też to naprawdę kwiaty. Oderwały się od 
      łodyżki i zatrzepotały w powietrzu płatkami, niby skrzydełkami. Wtedy 
      zaczęły fruwać. A ponieważ były grzeczne, pozwolono im fruwać dzień cały, 
      zamiast siedzieć cicho na łodyżce; tym sposobem nabrały wprawy, a płatki 
      ich stały się naprawdę skrzydełkami. Sama to widziałaś zresztą.
      — Ach, tak! ach, tak! — szeptała zdumiona Idalka.
      — Może być zresztą, że kwiaty z ogrodu botanicznego nie były dotąd jeszcze 
      nigdy w królewskim zamku i nie wiedzą, że tam się można w nocy tak dobrze 
      zabawić. Dlatego ci coś powiem; — to się dopiero zdziwi profesor botaniki, 
      który tu obok mieszka! Znasz go przecież? Kiedy będziesz w jego ogródku, 
      szepnij któremu kwiatkowi o balu w królewskim zamku, on to opowie innym i 
      wszystkie tam polecą. Pan profesor przychodzi sobie


       

      Baśnie Strona 8/343 

      Andersen Hans Christian 



      do ogrodu, a tutaj niema ani jednego kwiatka! I nie będzie wiedział, gdzie 
      mu się podziały.
      — Ale jakżeż kwiatek powtórzy to innym? Przecież kwiaty mówić wcale nie 
      umieją!
      — Nie umieją mówić — odpowiedział Fredzio — ale się doskonale 
      porozumiewają znakami. Czy nie. widziałaś nigdy, gdy wietrzyk zawieje, jak 
      one nachylają się ku sobie, dotykają się główkami, a wszystkie zielone 
      listki trzepocą przytem w różne strony. Tak właśnie rozmawiają. I to 
      wszystko jest dla nich równie zrozumiałem, jak dla nas głos i wyrazy.
      — A profesor czy rozumie te ich znaki?
      — Naturalnie! Razu jednego wchodzi sobie rano do ogrodu i widzi, jak 
      wielka pokrzywa daje listkami znaki gwoździkowi. — Ach, jakiś ty śliczny! 
      — mówi. — Jak cię kocham! — Nie podobało się to panu profesorowi i z całej 
      siły uderzył pokrzywę po liściach, które zastępują jej palce. Możesz sobie 
      wyobrazić, jak się sparzył. Od tego też czasu nie śmie jej nawet dotykać.
      — Ha, ha, ha! — Ha, ha, ha! — śmiała się Idalka.
      — Jak można kłaść dziecku w głowę takie rzeczy? — oburzył się stary radca, 
      bardzo nudny, który właśnie przyszedł z wizytą i wygodnie usiadł na sofie.
      Radca nie lubił Fredzia i zawsze coś mruczał pod nosem, gdy on wycinał dla 
      Idy zabawne, śliczne figurki: człowieka, wiszącego na gałęzi, z sercem w 
      ręku, (to był złodziej, co kradł serca), czarownicę, galopującą na miotle 
      i niosącą męża na nosie. — Co za głupstwa! — mówił radca, który nie mógł 
      tego znosić. — Jak można kłaść dziecku w głowę takie rzeczy! Takie 
      fantazye sensu żadnego nie mają.


       

      Baśnie Strona 9/343 

      Andersen Hans Christian 



      Lecz Idalka wolała wierzyć studentowi, bo zresztą to, co mówił radca, było 
      całkiem niezrozumiałe. Ktoby na niego zważał? A Fredzio opowiada takie 
      zabawne historye, o których potem musi długo myśleć. Prześliczne są!
      Spojrzała znów na swoje kwiatki: zwiesiły główki, gdyż były zmęczone; 
      rozumie się, jeżeli całą noc tańczyły! Mogły być nawet chore.
      Wzięła bukiet z wazonikiem i poszła do innych zabawek, ustawionych w kącie 
      na małym stoliczku. Było ich tam bardzo dużo i na ziemi pod stolikiem i w 
      szufladzie. Lalka Zosia spała już w swojem łóżeczku, lecz Idalka ją 
      obudziła.
      — Musisz wstać, Zosiu — rzekła — i ustąpić na tę noc łóżka kwiatkom. Są 
      chore i potrzebują wypoczynku, a ty sobie możesz poleżeć w szufladzie.
      I wyjęła z łóżeczka lalkę, która zrobiła minę bardzo niezadowoloną, ale ze 
      złości, nie powiedziała ani słówka.
      Potem ułożyła kwiaty na poduszce i okryła je kołderką.
      — Teraz leżcie sobie i odpoczywajcie, a ja wam przyrządzę herbaty, 
      żebyście się napiły i do jutra były zdrowe — powiedziała.
      Zasunęła starannie firankę nad łóżkiem, aby im słońce z rana nie świeciło 
      w oczy i odeszła na palcach.
      Przez cały wieczór wciąż myślała o tem, co jej Fredzio opowiadał, a nim 
      się położyła sama do łóżeczka, zbliżyła się cichutko do okna, na którem 
      stały śliczne kwiaty mamy: tulipany i hiacynty, odsunęła firankę i 
      szepnęła im z uśmiechem:
      — Wiem, że będziecie na balu tej nocy! Ale kwiaty udały, że nic nie 
      rozumieją, — żadnym


       

      Baśnie Strona 10/343 

      Andersen Hans Christian 



      listkiem nie poruszyły. Idalka wiedziała jednak, co ma o tem myśleć.
      Długo dziś nie mogła zasnąć, bo wciąż myślała, jakby to było przyjemnie 
      popatrzeć na śliczne kwiaty, tańczące w królewskim zamku. Ach, żeby to 
      zobaczyć choć raz jeden!
      — Czy też moje kwiatki naprawdę tam będą? — szepnęła cichuteńko i zasnęła.
      W nocy się obudziła. Śniło jej się o kwiatach, o Fredziu i nieznośnym 
      radcy, który na wszystko wygadywał. W pokoju było cicho; na stoliku paliła 
      się nocna lampka, ojciec i mama spali.
      — Czy też moje kwiaty leżą jeszcze w łóżeczku Zosi? — pomyślała. — Ach, 
      jakbym się chciała przekonać!
      Podniosła się troszeczkę i spojrzała na drzwi uchylone do drugiego pokoju, 
      — tam były jej kwiaty i wszystkie zabawki. Zaczęła nasłuchiwać i zdawało 
      jej się, że któś tam ślicznie gra na...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin