179. Davis Justine - Odnaleziony tatuś.doc

(575 KB) Pobierz
JUSTINE DAVIS

 

JUSTINE DAVIS

 

 

Odnaleziony tatuś

 

Tytuł oryginału: Found Father

 


ROZDZIAŁ PIERWSZY

-  Jak ci się wydaje, Cross, co tu robisz? Za wysokie progi na twoje nogi.

Tak mruczał do siebie Devlin Cross, mijając rząd luksusowych samochodów i wstępując na szerokie schody, wiodące do domu senatora stanu Kalifornia, Harlana Spencera.

Wzruszył ramionami. Przynajmniej nie miał kłopotu z wybraniem odpowiedniego stroju. Ciemny garnitur był jedynym, który nadawał się do włożenia, gdy trzeba było upodobnić się do ludzi znajdujących się po drugiej stronie ciężkich, dębowych drzwi. Choć przedsiębiorstwo Deva nieźle prosperowało, on sam nie wyszedł jeszcze na prostą i nie było go stać na drogie garnitury i jedwabne krawaty.

Zresztą nie miał ochoty iść na to przyjęcie. Jeśli jego strój nie spodoba się gospodarzom, niech wyrzucą go za drzwi; z pewnością nie złamie mu to serca. Jedynym powodem, dla którego tu się znalazł, był popełniony błąd: na pytanie Franka Masona, czy robi coś dziś wieczorem, odpowiedział „nie".

-  Senator lubi ludzi twojego pokroju - powiedział jego obecny szef. - Młodych, przedsiębiorczych, posiadających własne firmy, dynamicznych. Właśnie to na niego działa: Amerykański Sen.

Tak, pomyślał ponuro Dev. Jestem uosobieniem amerykańskiego snu. Z tym, że w moim przypadku ten sen to koszmar.

Drzwi otworzyły się niemal natychmiast. Odźwierny, pomyślał Dev z rozbawieniem. Jak słowo daję, odźwierny. To rzeczywiście za wysokie progi.

W pokoju rozbrzmiewała wesoła muzyka i gwar rozmów. Kelner roznosił szampana. Zanim Dev zdążył zaprotestować, już trzymał lampkę w dłoni. Pożałował, że nie przyjechał sam. Mógłby wyjść wcześnie, nie zwracając niczyjej uwagi.

Zauważył, że Mason podszedł do wysokiej blondynki w czarno-białej sukni. Przylegający materiał podkreślał szczupłą sylwetkę. Włosy miała upięte w misterny, francuski kok. Na moment w myślach Deva pojawił się obraz błyszczących, niebieskich oczu pod potarganymi, krótkimi blond włosami, spłowiałymi od słońca.

Był zaskoczony, gdy Mason przywołał go gestem. Usłyszał koniec zdania:

-  ...nikogo tu nie zna, więc zajmij się nim, dobrze, skarbie?

-  Oczywiście, Frank.

Kobieta odwróciła się, spojrzała na niego i Dev omal nie upuścił kieliszka. Przez sekundę myślał, że musi się mylić. Kiedy jednak zobaczył jej szeroko otwarte oczy i lekko rozchylone wargi, wiedział już, że to prawda. Koszmarna, łamiąca serce prawda.

Instynktownie postąpił krok w stronę zjawiska w lśniącej sukni. W tej samej chwili zauważył zmianę. Kobieta przywołała na twarz uprzejmy, pozbawiony wyrazu uśmiech. Chwila zaskoczenia i rozpoznania mogła nie mieć miejsca.

-  Dev Cross - przedstawił go Mason. - Dev, oto Megan Spencer, córka senatora.

Dev nie mógł wykrztusić słowa. Megan nie miała takich problemów.

-  Panie Cross - powiedziała z królewskim skinieniem głowy. Ton jej głosu był doskonałą kombinacją uprzejmości i dystansu - tak zwraca się gospodarz do gościa. I do obcego.

-  Panno... Spencer? - Choć Dev odzyskał zdolność mówienia, nie potrafił ukryć zaskoczenia.

-  Tak - potwierdziła. - Widzę, że ma pan już szampana... panie Cross. Bufet jest tam, proszę się czymś poczęstować. Och, Cynthio, witaj. - Zatrzymała przechodzącą kobietę, platynową blondynkę o raczej drapieżnym wyglądzie. - Poznaj pana Crossa. Przyszedł z panem Masonem i jest tu po raz pierwszy, więc... zabaw go, dobrze, kochanie? Muszę zajrzeć do kuchni i dopilnować deseru.

-  Witaj - zamruczała Cynthia, obrzucając wzrokiem wysoką, muskularną sylwetkę Deva.

Obdarzył ją cokolwiek nieprzytomnym spojrzeniem, zauważając jedynie sztuczność odcienia jej włosów, szczególnie w porównaniu z miodowozłotym kolorem loków kobiety, która właśnie znikała za drzwiami. Dopiero kiedy uświadomił sobie, że Frank Mason patrzy na niego ze zdziwieniem, zwrócił uwagę na parę stojącą przed nim.

-  No proszę - rzucił Mason z zaciekawieniem. - Pierwszy raz widziałem Megan w stanie przypominającym zdenerwowanie.

-  Sądzę, że każdy nieoczekiwany gość może wywołać taką reakcję - stwierdził Dev z wymuszonym spokojem.

-  Och, Megan naprawdę jest w tym dobra - mruknęła Cynthia. Jej ton sugerował, że są rzeczy, w których gospodyni jest do niczego. - Powiedz mi, Dev... Mogę cię tak nazywać?

Tłumiąc westchnienie, Dev skinął głową. Jego spojrzenie powędrowało do drzwi.

-  Od jakiegoś imienia pochodzi to zdrobnienie? Od Devereaux czy innego, równie romantycznego?

-  Nazywam się Devlin. Mam imię zupełnie pozbawione romantyzmu. - Kłamstwo, pomyślał. Czasami, we właściwych ustach, to imię brzmiało romantycznie jak cholera.

-  Och, uważam, że jest romantyczne!

-  Ach, te kobiety - zawołał Mason ze śmiechem. - Zawsze mają głowę w chmurach, kiedy w pobliżu jest dobrze wyglądający og... hmm, mężczyzna.

-  Ale nie Megan - dorzuciła Cynthia zbyt słodkim tonem. - To najbardziej zrównoważona osoba, jaką znam. Elegancka, opanowana, doskonała kobieta. W jej naturze nie ma ani odrobiny romantyzmu.

Dev skrzywił się lekko. Cynthia wyraźnie działała mu na nerwy.

-  A więc - mruczała Cynthia - nigdy przedtem nie byłeś w Aliso Beach. Czy twojej żonie podoba się tu? Może mogłabym ją oprowadzić po sklepach?

-  Nie - warknął, nie udzielając wyjaśnień. Później zwrócił się do Masona. - Chciałeś przedstawić mnie Spencerowi?

-  Jasne. Chodź, synu.

-  Proszę nam wybaczyć - powiedział Dev do naburmuszonej Cynthii i odszedł z Masonem.

Megan weszła do biblioteki i przekręciła klucz drżącymi palcami. Serce biło jej tak mocno, że miała wrażenie, iż jego stukot rozlega się w całym pomieszczeniu. Westchnęła głęboko i przycisnęła palce do skroni.

Dlaczego tutaj, jęknęła w duchu. Dlaczego teraz?

Nie bądź głupia, odpowiedziała sobie, inna pora czy inne miejsce nie byłyby lepsze. Miała nadzieję i nawet modliła się o to, żeby nigdy więcej nie zobaczyć Deva Crossa; gdyby jednak miało to nastąpić, nie sądziła, że miejscem spotkania może być jej własny dom.

Co, u diabła, tu robił? Musiał być osobą, którą w ostatniej chwili zaprosił Frank Mason - kimś zaangażowanym w projekt Gold Coast. Zgodziła się na to, gdyż umiejętność radzenia sobie ze zmianami dokonywanymi w ostatniej chwili napawała ją dumą.

 

 

Nie wiedziała, jak długo stała oparta o drzwi biblioteki, zanim odzyskała spokój. Muszę wrócić na przyjęcie, pomyślała. Wystarczająco długo kryła się przed światem z powodu Devlina Crossa. Wyprostowała się. Wróci na przyjęcie i jeśli go znów zobaczy, będzie udawała, że nic to dla niej nie znaczy; że zaledwie go pamięta. Za nic w świecie nie da mu poznać, jak bardzo zranił głupią dziewczynę, którą kiedyś była.

-  Megan?

Obróciła się, kosmyk włosów wysunął się z koka.

-  Och! Przestraszyłeś mnie.

-  Przepraszam, kochanie. - Wysoki mężczyzna, po którym odziedziczyła mocno zarysowany podbródek, wszedł do pomieszczenia przez drzwi wiodące do jego biura. - Ktoś mi powiedział, że tu jesteś, a drzwi są zamknięte. Dobrze się czujesz?

-  Tak, tatusiu. Po prostu... boli mnie głowa.

- Wzięłaś aspirynę?

- Zaraz wezmę.

-  Za dużo pracowałaś, prawda? To przyjęcie i w dodatku tekst przemowy na bankiet.

-  Nic mi nie jest.

-  Musisz trochę odpocząć.

-  Zrobię to, kiedy już wszystko będzie załatwione.

-  Megan, co bym zrobił bez ciebie?

-  Przygotowywałbyś wszystko sam. Odbierał swoje telefony. Pisał swoje przemowy. Podawał hot dogi elicie Orange County. Wynajął grafologa do odcyfrowywania swoich notatek...

-  Już dobrze - rzucił ze śmiechem. - Rozumiem. Zawsze twierdziłem, że jesteś niezastąpiona.

Nie, pomyślała z goryczą. Kiedyś powiedziałeś, że jestem naiwnym dzieckiem. Odeszłam, żeby ci udowodnić, iż się mylisz. Udało mi się jedynie dowieść, że miałeś całkowitą rację.

Z wysiłkiem odsunęła to wspomnienie i powiedziała z uśmiechem:

-  Poza dniem, kiedy w wieku czternastu lat udało mi się wrzucić piłkę baseballową przez okno do twojego nowego samochodu.

Przytulił ją gwałtownie.

-  Jesteś niezastąpiona. I zawsze byłaś, nawet wtedy.

-  Kocham cię, tatusiu - powiedziała nagle, jakby zawstydziła się z powodu niedawnych myśli. Wiedziała, że nigdy nie chciał jej zranić, i nie mogła go winić za to, iż miał rację.

-  Ja też cię kocham, skarbie. - Cofnął się i spojrzał na nią. - Kochanie, tak bardzo przypominasz dziś mamę.

Wzrok Megan spoczął na portrecie wiszącym nad kominkiem. Uśmiechnięta kobieta wyglądała prześlicznie i choć Megan widziała podobieństwo w kolorze włosów i błyszczących, niebieskich oczu, zauważała także różnice. Delikatne usta Catherine Spencer nigdy nie zaciskały się ze złości, a jej doskonały nos nie miał zadartego czubka, który codziennie witał Megan, gdy rano patrzyła w lustro. Poza tym w jej spojrzeniu nie było cynizmu. Jednak Megan wiedziała, że ojciec rzucił te słowa jako komplement, i spróbowała przyjąć je z wdzięcznością.

-  Dziękuję, tatusiu. Ty też wyglądasz imponująco. - Poprawiła mu krawat, tak jak zawsze robiła to jej matka.

-  Lepiej wrócę do gości - powiedział z niechęcią. - Frank Mason chce mi podziękować.

-  Słusznie, przecież poparłeś go na spotkaniu Coastal Commission. Wiesz, że gdyby nie ty, jego projekt długo czekałby na akceptację.

-  W końcu by przeszedł, kiedy wreszcie Mason zrezygnował z pomysłu prywatnych terenów golfowych na rzecz parku stanowego. On będzie miał swój hotel, a komisja inne rzeczy, które chce mieć: dostęp do plaży, dużo przestrzeni i małe zagęszczenie. Nie chcemy, aby ten teren zaczął przypominać plażę Waikiki. - Uśmiechnął się cokolwiek kwaśno. - Jednak jego wdzięczność mogę przyjmować w małych porcjach.

-  Faktycznie potrafi mówić.

Ojciec zachichotał.

-  Kochanie, twoja powściągliwość jest godna podziwu! Wiem, że tak naprawdę nigdy cię nie obchodził.

-  Nie interesuje mnie, czy pracuje dla nas, czy nie - poprawiła go. Przerwała i po chwili odezwała się pełnym wahania tonem: - Poznałeś już... jego gościa?

-  Crossa? Wygląda na miłego młodego człowieka. Solidnego, może tylko trochę zbyt opanowanego. Jego przedsiębiorstwo cieszy się doskonałą reputacją. To korzystne, że na naszym terenie zaczynają działać takie kompanie.

Megan wstrzymała oddech.

-  Na naszym terenie?

Harlan skinął głową.

-  Kilka miesięcy temu Cross otworzył drugie biuro tutaj, w Aliso Beach. - Uśmiechnął się. - Musi mu się nieźle powodzić, skoro go na to stać. Frank mówił, że jego partner kieruje biurem w San Diego. Projekty z Mason Development powinny dać pracę firmie geologicznej na dłuższy czas. Realizacja projektu Gold Coast zajmie im kilka miesięcy.

Megan poczuła przyspieszone bicie serca. Dev był tu już od kilku miesięcy. Mieszkał w tym samym mieście, jeździł tymi samymi ulicami, oddychał tym samym powietrzem...

-  Megan, skarbie, na pewno dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blada.

-  Myślę, że położę się na minutę lub dwie. Jestem naprawdę zmęczona.

Było to tak nietypowe wyznanie, że Harlan nie zapytał nawet o przyczyny.

-  W porządku, o nic się nie martw. Kelnerzy mogą zająć się wszystkim.

Wyszedł po dłuższej chwili, gasząc światło. Megan westchnęła ciężko i leżała w ciemności, patrząc w sufit.

Devlin. T u t a j. O Boże.

Czuła się jak rozbitek na kamienistym brzegu, bezradnie przyglądający się nadchodzącemu przypływowi. Gdzieś z ciemnych zakamarków umysłu napłynęła fala wspomnień.

Dev. Wyglądał tak samo, a jednak inaczej. Ciemnobrązowe włosy nadal miały jasne pasemka od przebywania na słońcu, ciągle był opalony z powodu pracy na powietrzu. Był też tak samo wysoki - patrząc na niego musiała zadzierać głowę. Mimo to teraz wydawał się tęższy, bardziej muskularny, jakby przybyło mu na wadze, co zawsze sugerowała mu w dawnych czasach. Największa zmiana jednak zaszła w jego oczach. Zniknął mroczny, ponury wyraz, który tak ją niepokoił. Zastąpiło go dziwne zmęczenie.

Kiedyś zdawało jej się, że nic nie może być gorszego niż ten pusty, zdesperowany wzrok. Poruszył jej młode, niewinne serce, jeszcze zanim wiedziała, kim jest. Zobaczyła go po raz pierwszy i jego orzechowe oczy wypaliły w jej sercu głębokie, bolesne piętno.

Doskonale to pamiętała, tę chwilę zatrzymaną w czasie. Omal nie rozlała kawy na stół, gdy na nią spojrzał, uśmiechając się mimo wyczerpania, widocznego w cieniach pod oczami i w zmarszczkach, na które był zbyt młody.

Z trudem zapisała jego zamówienie, zafascynowana niskim, głębokim tonem jego głosu i ostrymi ry...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin