Darcy Lilian - W imię ideałów.pdf

(680 KB) Pobierz
The honourable midwife
Lilian Darcy
W imię ideałów
1
215883348.004.png 215883348.005.png 215883348.006.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Pewnie i tak nie udało im się wszystkiego spakować, coś na pewno zostawili,
myślał Pete Croft, gdy po raz ostatni obchodził dom i ogród Emmy Burns. Jakąś
zabawkę czy garść monet w pustej szufladzie.
Czy tylko? Nie miał wątpliwości, że on i dziewczynki zostawiają za sobą
wiele w sferze osobistej.
Stał na werandzie, spoglądając na ogród. Nastał pierwszy weekend września,
początek australijskiej wiosny, i na tle bujnej zieleni rozkwitały pierwsze pąki
narcyzów i akacji.
Rano porządkował trawnik - w powietrzu unosił się jeszcze zapach świeżo
skoszonej trawy. Słychać było warkot innych kosiarek, a ten typowo weekendowy
odgłos, kojący i optymistyczny, dawał mu poczucie bezpieczeństwa, którego w
swojej sytuacji raczej by się nie spodziewał.
Wrócił do domu. Wyfroterowane podłogi lśniły w porannym słońcu,
sprawiając, że pokój wyglądał radośnie. W każdą inną sobotę rozciągnąłby się na
kanapie z gazetą w jednej ręce oraz filiżanką kawy w drugiej i odpoczywał po
męczącym tygodniu. Dziś nie mógł, ponieważ się wyprowadzał - jutro do Glen-
fallon wraca z Paryża Emma.
Czuł się tu szczęśliwy jak nigdzie. Przez całe trzy miesiące, gdy pod
nieobecność Emmy wynajmował wraz z córkami jej dom, miał wrażenie, że
znajduje się w oazie spokoju. Mimo że Emma już dawno wyjechała, wydawało mu
się, że jej obecność czuje się w całym domu jak nieokreślony, miły zapach.
Żałował też, że skończy się jego korespondencja elektroniczna z Emmą, która
pozwoliła im się zaprzyjaźnić, a dla niego stała się źródłem wytchnienia od
codziennych trosk. Właśnie tych kilku rzeczy będzie mu brakowało najbardziej:
spokoju, wymiany serdecznych listów i widoku swoich czteroletnich córek
bliźniaczek bawiących się w „mysim domku" pod rozłożystym krzakiem hortensji.
2
215883348.007.png
Radosnych i beztroskich, bo nie mających jeszcze świadomości, że ich rodzice
się rozwodzą.
Emma wróciła w niedzielę i niemal natychmiast zauważyła, że doktor Croft
zostawił kilka rzeczy.
Część nieprzypadkowo - jak na przykład sympatyczną widokówkę ze
szczeniakami na odwrocie oraz słowami: „Witaj w domu! Dziękuję za użyczenie mi
choć na chwilę tego kawałka raju, jakim jest twój dom, kiedy go ogromnie
potrzebowałem, Pete. PS. Koniecznie podaj mi nazwy kolorów na ścianach!"
Podobne były jego e-maile: proste i rzeczowe, przynajmniej większość z nich.
Przeskakiwał z tematu na temat, ze zwierzeń na prozaiczne informacje i spo-
strzeżenia. Odpowiadała mu w tym samym tonie i nieraz się zdarzało, że ich
elektroniczna rozmowa trwała nieprzerwanie kilka dni. Próżno by w niej szukać
typowych tematów, które powinny łączyć właścicielkę domu z najemcą.
Emma uśmiechnęła się na wspomnienie ich korespondencji, dzięki której
wytworzyła się między nimi dosyć szczególna więź. Choć na gruncie zawodowym
znała Pete'a od kilkunastu lat i często pracowali ramię w ramię, trzeba było jej
wyjazdu na drugi kraniec świata, by poznali się od innej strony.
Chociaż po podróży Emma padała ze zmęczenia, musiała szybko wrócić do
prozaicznej rzeczywistości - we wtorek miała pierwszy dyżur i musiała się do niego
przygotować.
Na razie wałęsała się bezmyślnie po domu i ogrodzie, odkrywając coraz to
nowe ślady bytności swoich niedawnych lokatorów. Pete naprawił klamkę ogrodo-
wej furtki i porwaną siatkę przeciw muchom w kuchni. Zauważała też, którymi
ścieżkami chadzały jego czteroletnie córeczki, Jessie i Zoe, a na rabatce narcyzów
znalazła brązowego konika z klocków lego.
Z kolei w łazience odkryła zupełnie nowy flakon wody kolońskiej, który
musiał zostawić ich ojciec. Zebrała zapomniane przez nich rzeczy, by je oddać
Pete'owi przy pierwszej nadarzającej się okazji.
3
215883348.001.png
Potem, pożegnawszy się w myślach z trzema beztroskimi miesiącami w
Paryżu, zakasała rękawy i zabrała się do pracy.
- Doktor Croft? Tu Patsy McNichol.
- Witaj, Patsy. Co się dzieje?
Pete zamrugał oczami, starając się strząsnąć z powiek resztki snu. Czerwone
cyfry na zegarze radiowym wskazywały dwadzieścia pięć po szóstej i na dworze
panował jeszcze lekki półmrok. Zmusił się do zebrania myśli - pacjentka pewnie nie
bez powodu dzwoni o tak wczesnej porze.
- Znów krwawię. Czuję też skurcze - tłumaczyła Patsy.
- Możesz je opisać?
- Trochę jak przy menstruacji, tyle że ostrzejsze. Ale najgorsze jest to
krwawienie...
- Mam nadzieję, że leżysz!
- Tak, z nogami do góry.
- Czy Brian może cię przywieźć do szpitala?
- Już jesteśmy ubrani. Tylko czekaliśmy, żeby nie budzić cię po nocy.
Pete zdusił westchnienie - nie chciał, by Patsy było przykro. Co za ludzie!
Jedni nie wahają się wydzwaniać do niego o każdej porze dnia i nocy z byle
głupstwem, inni zaś, dobrze wychowani, jak Patsy i jej mąż, czekają do ostatniej
chwili, by mu nie zakłócić nocnego odpoczynku. . - W takim razie jedźcie do
szpitala.
Ubrał się szybko i w drodze do pracy przypominał sobie wszystko, co wiedział
na temat przebiegu ciąży Patsy. Ma trzydzieści pięć lat, więc jest w odpowiednim
wieku na pierwszą ciążę. Niestety, zaraz na początku na ściance macicy rozwinął się
włókniak, który mógł zagrażać płodowi. Gdyby narośl wykryto przed zajściem
Patsy w ciążę, można by ją usunąć. Teraz jest to ryzykowne. We krwi pojawiła się
duża ilość hormonów, estrogenu i progesteronu, które stymulowały rozwój płodu,
ale także włókniaka.
4
215883348.002.png
Na szczęście ciąża przebiegała bez zakłóceń aż do niedawna, gdy USG
ujawniło, że dziecko nie otrzymuje optymalnej ilości pożywienia i jest dużo
mniejsze niż wymagają normy. No a teraz to krwawienie.
Patsy była w trzydziestym trzecim tygodniu ciąży. Jeśli bóle, które odczuwa,
to skurcze porodowe, czy nie powinien odesłać jej do Sydney lub Canberry? A może
jednak starać się przyjąć poród skromnymi środkami, jakimi rozporządzali w swoim
niewielkim szpitaliku w Glenfallon?
Samochodowy zegar wskazywał szóstą czterdzieści jeden, gdy wjeżdżał na
parking za budynkiem szpitala.
Wszedł na oddział. Patsy i jej mąż Brian odpowiadali właśnie na pytania
dwóch położnych kończących dyżur, Kit McConnell i Julie Wong.
- Jak tam, Patsy? - zapytał Pete.
- Skurcze stają cię coraz częstsze. O, znów! - Twarz pacjentki wykrzywił
grymas bólu.
Widział, że stan Patsy nie jest najlepszy. Z trudnością się porusza, no i dalej
krwawi, toteż w tej sytuacji przeniesienie jej do innego szpitala może być niebez-
pieczne. Choć podobne ryzyko może nieść przyjęcie porodu u nich, nie miał
wyboru. Mógł liczyć jedynie na doskonałe umiejętności personelu.
- No dobrze - powiedział w końcu. - Przede wszystkim proszę się położyć,
Patsy. Muszę zobaczyć, co się dzieje.
Pete stwierdził, że rozwarcie macicy wynosi sześć centymetrów. Nie podobała
mu się pozycja dziecka. Dziewczynka nóżkami i pośladkami przesunęła się w dół, a
głową pod serce matki. Jej serce biło miarowo i mocno, problem jednak stanowiło
krwawienie oraz wielkość dziecka. Od samego początku było pozbawione
możliwości swobodnego rozwoju z powodu włókniaka. No i nadal miało za mało
tygodni, by ryzykować poród.
- Zaraz wracam - rzucił Pete do Patsy i skierował się do dyżurki.
5
215883348.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin