Dąbrowski_Ponowoczesna melancholia.pdf

(158 KB) Pobierz
95699417 UNPDF
Mieczysław Dąbrowski
Uniwersytet Warszawski
Ponowoczesna melancholia. Modelowanie rozumienia [*]
Czym jest dzisiaj melancholia? Czy świadomością, czy rodzajem wrażliwości, czy strukturą
rozumienia bytu świata i bytu człowieka, czy estetyką wreszcie? - oto pytania, do których będzie się
odnosić moja refleksja. Nowoczesna melancholia była opisywana dość jednoznacznie w
kategoriach pustki, braku, znużenia, przesytu, niezaangażowania, dystansu, niemocy - jak w
romantyzmie i jego, według Mario Praza, dopełnieniu wczesnomodernistycznym [1] . Miała ona
charakter wyraźnie egzystencjalny, psychologiczny i indywidualn y [2] . Marek Bieńczyk wyznacza
różnice między melancholią romantyczną a postmodernistyczną, ale nie wydają mi się przekonujące
jako zbyt ryczałtowe. Z drugiej strony trzeba zgodzić się z jego opinią, iż melancholia oznacza
dzisiaj afirmację braku źródła [3] , co w szerszym sensie oznaczać może zamącenie społecznego
kontekstu jednostkowego życia. Świadomość dzisiejsza, ponowoczesna, jest aporetyczna, dwoista,
zawieszona, niepewna, samounieważnia się już w akcie stanowienia i spełnia się w szerokiej sferze
antropologicznej. Melancholia ponowoczesna jest swoistym medium miedzy nacechowaną
historycznym myśleniem i podmiotowością moderną a ahistoryczną i pluralistyczną postmoderną, a
przede wszystkim pomiędzy nawykowym oczekiwaniami całościowego sensu a współczesnymi
warunkami kształtowania tego sensu, przez co nabiera charakteru kategorii filozoficznej [4] . Z jednej
strony melancholia jest bowiem stanem do-wewnętrznym, podkreśla to, co immanentne, z drugiej
jednak - jest tęsknotą za utraconym i w tym sensie jest transcendentna. W tym kierunku będzie szła
moja refleksja.
Szukając odpowiedzi na tytułowe pytanie, podzielę moje uwagi na kilka wątków:
1. - refleksję nad melancholią konstytuowaną społecznie i historycznie;
2. - stanowisko wobec melancholii definiowanej kulturowo;
3. - refleksję dotyczącą szeroko rozumianych kwestii antropologicznych;
4. - namysł nad melancholią w obrębie estetyki tekstu.
Wszystkie one mogą być tu zaledwie dotknięte i nazwane, a nie analitycznie udowodnione i
rozwinięte, ale taka jest natura tego wystąpienia dyktowana okolicznościami.
Ad. 1). Melancholia w społeczeństwie posthistorycznym
Zaczynam od dyskusji społeczno-historycznych warunków kształtowania się melancholii
ponowoczesnej, gdyż kładą one swoje piętno na wszystkich innych poziomach i aspektach. O co tu
95699417.013.png 95699417.014.png 95699417.015.png 95699417.016.png 95699417.001.png
chodzi? Wydaje się, mówiąc najogólniej, że problem tkwi w załamaniu się heglowskiego
rozumienia historii jako postępu. Już pierwsza wojna światowa zachwiała ten aksjomat, druga zaś,
ze swoją logi(sty)ką systematycznego uśmiercania, doprowadziła do swoistego przesilenia, po
którym na przykład Zygmunt Bauman [5] i Jean-François Lyotard uznali, że nie sposób mówić dalej
bez zająknienia o nowoczesności spod znaku oświecenia i wprowadzają kategorię
ponowoczesności, co funkcjonuje głównie w obszarze życia społecznego, a odpowiada z grubsza
postmodernizmowi w obszarze sztuki. Jean-François Lyotard mówi o rozpadzie tzw. wielkich
narracji oświeceniowych (emancypacja rozumu, indywidualizm, liberalizm etc.) [6] i wskazuje
miejsca, w których te ideały doznały kompromitacji (chodzi przede wszystkim o Holocaust,
alienację rozumu itp.), a Hannah Arendt, na innym poziomie, głosi "banalizację zła", co oznacza, że
zło przestało być swoistą limes , tabu, a stało się zagadnieniem technicznym i celowo
praktykowanym [7] . Historia, pojmowana dawniej jako osocze bytu zbiorowego, przestaje pełnić
swoją funkcję metafizyczną jako heglowski "duch dziejów", zaczyna być doświadczeniem do
"przepisywania" (Lyotard) i wtórnego namysłu (Vattimo), a w praktyce życiowej - do negocjowania
i bez-celowego stawania się. Oznacza to, jak pisze Lyotard, nieustanny "podwójny gest, gest ku
czemuś przed i ku czemuś po", w czym jak widać, nasze teraz jest i musi być nie tyle chwiejne, co
otwarte, podatne na wiedzę płynącą z przeszłości i otwarte na przyszłość, na przypływy i
modyfikacje [8] . Oznacza to odejście od myślenia esencjalistycznego (czy fundamentalistycznego) i
celowościowego. Myślenie o historii w kategoriach metafizycznego sensu nie znajduje dziś
legitymizacji, odrzucają to i Ankersmit, i Vattimo. Franklin Ankersmit mówi obrazowo, że historia
nie jest jak pień, lecz jak liście, a historiografia powinna się zajmować właśnie tymi listkami, ich
ułożeniem wobec siebie, nietrwałością. Nie snucie wielkich konstrukcji, lecz mikrohistoria i
mikrologia, historia rzeczy i opowiadanie pojedynczych losów jest dla historii ważna. "Z
postmodernistycznego punktu widzenia celem nie jest już integracja, synteza i całość. Uwaga
skoncentrowana jest na drobinach" [9] .
Już to podejście rodzi doznanie melancholii z powodu odrywania się od wielowiekowej tradycji
myślenia o historii. Pod uwagę bierze się wprawdzie i dzisiaj pamięć historyczną, ale nie
kulminującą wcale w rozumieniu historii jako "nauczycielki życia", lecz jako przestrzeni
doświadczenia, które podlega opisowi nowym językiem, i które jest traktowane raczej jako
metafora niż zbiór literalnych faktów. Historia się dzisiaj nie "spełnia", historię się "tworzy",
wypracowuje. Historia jako taka, "sama w sobie" nie jest miejscem kształtowania sensu. Gianni
Vattimo zwraca uwagę, iż "wewnątrz zbiorowości społecznej utraciło sens odwoływanie się do
historii" [10] . Oznacza to, dalej, koniec metafizyki historii w jej wersji oświeceniowej, idealistycznej,
marksistowskiej, koniec w ogóle tradycyjnie rozumianego historyzmu [11] . Ten bowiem zakładał
95699417.002.png 95699417.003.png 95699417.004.png 95699417.005.png 95699417.006.png
 
udział jakiejś racji transcendentnej w dziejach, zaś dziś coraz dobitniej wiemy, że istniejemy - i
istnieliśmy zawsze - pośród systemów ustanowionych i norm napisanych przez ludzi, nawet jeśli im
się wydawało, że piszą to z jakiegoś wyższego nadania. Podobne rozpoznanie przekazuje z
rodzimego podwórka Elżbieta Tarkowska mówiąc o orientacji przestrzennej i prezentystycznej,
które zajęły miejsce dawnej perspektywy czasowej i historycznej [12] .
Temu przesunięciu w rozumieniu historii i zadań historiografii towarzyszy(ła) bardzo głośna debata
dotycząca języka historiografii: nie przypadkiem Hayden White mógł wystąpić w latach
siedemdziesiątych ze swoją kontrowersyjną tezą, że historiografię pisze się tak jak literaturę, że
posługuje się ona tymi samymi tropami i modelami konstrukcji, i że w ogóle jest "konstruowana".
Polemiczne wobec niego dopowiedzenia Davida Carra, iż za każdym razem mamy tylko do
czynienia z interpretacjami historii, nigdy zaś z samym doświadczeniem historii jest już tylko
konsekwencją tego myślenia [13] . I na koniec Fukuyama z jego tezą o "końcu historii", z której
musiał się tłumaczyć w ten sposób, iż po rozpadzie ZSRR i zakończeniu zimnej wojny zakończył
się etap podziału świata na dwa polityczne obozy i system y [14] . Wojna na Bałkanach w latach 90-
tych, a potem 11 września 2001 r. i konsekwencje tego wydarzenia przypomniały wszystkim, iż
historia dzieje się nadal, tylko że nikt nie wyobraża jej w postaci wznoszącej się strzałki; dziś
dominuje teoria fal (vide: Sheppard), dialektyki itd. Najwyraźniej zatem historię dziś inaczej się
postrzega, inaczej jej doświadczamy i odmiennie zaświadczamy.
Jak zatem widać z tego szkicowego przypomnienia, zmieniły się zarówno materia historii, jak i
język, którym o niej mówimy. Przede wszystkim z pola widzenia znika wyraźna, "mocna"
teleologia historii, która dawniej wyznaczała wielkość lub małość wydarzeń, mężów stanu,
narodów itd., dziś mamy do czynienia raczej z pragmatyką, działaniem koncyliacyjnym i
negocjacyjnym, co sprawia, że historia nikomu już nie przydaje przydomka "wielki".
Funkcjonujący zatem w takim świecie byt ludzki objawia się w formie rozpadu, osłabienia,
rozchwiania, przy czym wszystkie te cechy są tematyzowane, mają działać trochę jak
homeopatyczne lekarstwo. Są zarazem chorobą i lekiem, zjawiskiem i dyskursem, doświadczeniem
i teorią. W tym właśnie zawiera się ich melancholijny wymiar, melancholijny w podwójnym
znaczeniu: tradycyjnym - utraty i nowoczesnym - "niekompatybilności" pragnienia z
możliwościami. I w tym jeszcze, że o historii myśli się teraz jako o procesie bez-celowym, nie
zapowiadającym żadnego szczęśliwego, lepszego końca.
W zmienionych warunkach politycznych inaczej kształtują się także okoliczności socjalne.
Ulrich Beck mówi o Risikogesellschaft sygnalizując tym określeniem wyjście z systemu, w którym
pewne rzeczy były mniej więcej wiadome i pewne. Dziś w zasadzie żadne państwo ani żaden
system nie daje gwarancji takiej stabilności, wszyscy i wszystko podlega tej regule. Ryzykujemy
jako zbiorowości i ryzykujemy jako jednostki, jesteśmy na owo "ryzyko" skazani, "w każdym
95699417.007.png 95699417.008.png
 
momencie stoi otworem nieprzebrana ilość potencjalnych sposobów postępowania (wraz z
towarzyszącym każdemu ryzykiem)" - jak komentuje tę propozycję Gidden s [15] . Załamały się dwie
nowoczesne metanarracje (żeby użyć sformułowania Lyotarda): utopia demokracji jako modelu
funkcjonowania społeczeństwa i utopia państwa socjalnego [16] . Przed utopijnymi obietnicami
demokracji przestrzegał już Ortega y Gasse t [17] , dziś wiemy, iż jest to system który nie spełnia
wielu wiązanych w nim oczekiwań. Zaś państwo socjalne okazało się po latach nie do utrzymania i
wiele demokracji zachodnich ma z tym teraz poważny problem. Bauman jedną ze swoich książek
nazywa Ponowoczesność jako źródło cierpień . Cierpienie wynika dla wielu stąd, iż nie ma
wyraźnego systemu wskazań, brakuje drogowskazów w postępowaniu, brak - także - tzw.
autorytetów. Każdy ma swój autorytet, ale to oznacza, że nie ma go wcale. W istocie funkcjonujemy
w społecznej pustce, w której brak jest wyraźnych systemów interpretacyjnych, w sprzecznym
splocie okoliczności, a według Lepeniesa brak porządku wywołuje poczucie depresji i
melancholii [18] . Risikogeselleschaft skłania się raczej ku temu drugiemu: autorytetem jesteś ty sam,
człowieku, sam, dla siebie, chociaż taki autorytet jest, według Baumana, zawsze podszyty
niepewnością i lękiem i szuka potwierdzenia w jakimś "na zewnątrz". Ta potrzeba szukania
podobnie myślących, stwarza nadzieję na wytworzenie "wspólnoty interpretacyjnej"
(sformułowanie Stanley'a Fisha), która będzie mogła efektywniej wpływać na kształt społecznego
dyskursu, a przede wszystkim legitymizuje nasze własne odczucia. Ale najczęściej kończy się to
wszystko zobojętnieniem na bieg spraw, zamknięciem się w wąsko pojmowanym "moim", czemu
towarzyszy przeświadczenie, iż ponowoczesność nie jest w stanie zapewnić jednostce poczucia
pełni istnienia [19] .
Te okoliczności można by rozumieć jako takie, które uruchamiają mechanizmy nostalgii i
melancholii, gdyby nie to, że kształtuje się też jakaś odpowiedź na ten problem. Współczesna
wrażliwość i świadomość niechętna jest jednoznacznym odczuciom, lubi podwójność, podwójność
kreuje. Więc pojawiają się równocześnie głosy, które wszystkie te okoliczności waloryzują
pozytywnie: mówi się na przykład, iż metafizyka historii była swego rodzaju oszustwem i
wmówieniem, tzw. prawda historii jest względna i nigdy inna nie była, jej zapisywanie jest już
zawsze interpretacją bo nawet klasztorne skryby zapisując ten a nie inny fakt dokonywały przecież
wyboru (a ten jest interpretacją!), historia, podobnie jak inne dziedziny, podlega dzisiaj
reinterpretacjom, poddawana jest ponownej lekturze w poszukiwaniu rzeczy i doświadczeń
marginalizowanych przez oficjalną historię (vide: Foucault), spychanych na margines społecznego
dyskursu (feminizm, mniejszości), zaś ryzyko przynależy do żelaznego repertuaru pojęć
towarzyszących projektowi liberalnemu i wolnościowemu. Z jednej strony można więc mówić o
jakimś doświadczeniu melancholii (zaświadczanej poprzez wyrażenia typu "stare dobre czasy",
95699417.009.png 95699417.010.png 95699417.011.png
"dawniej", "za moich czasów", "zawsze było tak, że...", potwierdzające brak), z drugiej jednak o
myśleniu wolnym, niezdeterminowanym przymusami innymi poza moją wolą. Bauman pisze, iż
"W historii bez telosu i wektora, bez deterministycznego łańcucha /.../ każdy moment, każde 'teraz'
staje się brzemienne w znaczenie, znaczenie nie nie-wymyślone i nie zapożyczone" [20] . Trzeba
wziąć pod uwagę także inne sposoby istnienia i wdrażania historii, mianowicie poprzez pamięć,
poprzez wtórny przekaz. Nie jest chyba tak, że pamięć historyczna zupełnie zanika, przynajmniej
nie w literaturze. Jest dostatecznie dużo przykładów na to (w literaturze polskiej na przykład tzw.
druga generacja pisarzy kresowych, jak Jurewicz, Bolecka, Szewc), którzy powracają do swoich
korzeni poprzez opowieść, przekaz narracyjny, a nie doświadczenie bezpośrednie, nie empirię.
Mamy więc do czynienia ze źródłem symbolicznym, a nie materialnym; kresowość u tych pisarzy
jest przede wszystkim doświadczeniem opowieści, cudzej (rodzinnej czy innej) narracji, którą
następnie wykorzystują do stworzenia swojego obrazu kresowości. To samo można powiedzieć o
kształceniu świadomości historycznej u młodych ludzi, którzy nie doświadczyli wojny, okupacji,
zagłady, a chcą to przeżyć, chcą o tym wiedzieć. Taką narrację stwarza Muzeum Powstania
Warszawskiego, Muzeum Zagłady Oświęcim-Brzezinka itd. Inna rzecz, na ile te spotkania z historią
pozostawiają ślad w myśleniu i wytwarzają pewien sposób myślenia o historii, w jakim kierunku
kształtują to myślenie, ale nie da się chyba powiedzieć, iż historia nie istnieje. Istnieje z pewnością,
tyle tylko, że jako jeden z wielu głosów w dyskursie społecznym, a nie jedyny i nie najważniejszy.
Równie silny jest bowiem głos liberalny, uniwersalny, ekonomiczny, dekonstruujący, które
sprawiają, że język i dyskurs historii, dawniej zasadniczy, dominujący, ulega osłabieniu, relatywnej
degradacji.
Ad. 2). Kulturowe definicje melancholii
W refleksji dotyczącej zmiany w kulturze chcę odwołać się do kilku autorów i formuł myślenia
na ten temat. Po pierwsze Jean Baudrillard i jego koncepcja symulakrów, czyli świata
nieautentycznego, w którym mamy do czynienia z rzeczywistością wytworzoną wtórnie wedle
pewnego abstrakcyjnego modelu, świata hiperrealności - jak w opowiadaniu Borgesa o państwie,
które zaistniało dlatego, że zaczęto powoływać je do istnienia w słowie. Baudrillard pisze tak:
"Chodzi o podstawienie w miejsce rzeczywistości znaków rzeczywistości, to znaczy o operację,
gdzie na pierwszy plan wysuwa się jego operacyjny sobowtór /.../ " [21] . To przesunięcie jest tu
najważniejsze: wychodzimy w postrzeganiu nie od rzeczywistości, ale od teoretycznego modelu,
który ową rzeczywistość wywołuje, pogrążamy się w świecie który w coraz mniejszym stopniu jest
dotykalny, namacalny, konkretny, kontentujemy się wytworami wirtualnymi, duplikatami,
wyrobami zamiast. Świat pojmowany jako konkret uszczupla się, zanika. Anthony Giddens
95699417.012.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin