Rozdział 6.docx

(19 KB) Pobierz

Rozdział 6

Bolesne wspomnienie

 

W drodze do domu Edward musiał mnie podtrzymywać. Chciałam spojrzeć mu w oczy, lecz zabrakło mi odwagi. Moje nogi wydawały się ociężałe- schodami na górę, do mojego pokoju- tak jakby nie należały do mnie.

Gdy doszliśmy do pokoju, usiadłam na łóżku i podciągnęłam kolana pod brodę, Edward został przy drzwiach:

-Chyba powinienem już iść… - jego głos był cichy i pełen bólu.

-Wcale nie! Nie chcę byś odchodził…

-Bella…

-Proszę, nie chcę zostać sama…

-Więc chyba jestem ostatnią osobą, która powinna przy tobie być, prawda?

-Cholera Edward! Chcę cię mieć teraz przy sobie, nikogo innego!

Bez żadnego już sprzeciwu usiadł obok mnie, oparł głowę o ścianę i zamknął oczy:

-Przykro mi… - głos mu drżał i chociaż dopiero od dwóch dni był znów częścią mojego życia, czułam, że jeszcze nigdy go takim nie widziałam.

-Mi też… - wyszeptałam i położyłam się na plecach, opierając głowę o jego nogi.

-Jak możesz być teraz tak blisko mnie? Teraz, gdy nic nie czujesz, oprócz bólu, który ci zadałem… - mówił tak cicho, że właściwie nie mogło to być skierowane do mnie. Ciągle na mnie nie patrzył, a tak bardzo chciałam spojrzeć w jego piękne oczy.

-Spójrz na mnie, proszę… Denerwujesz mnie!

-Denerwuję?

-Tak… nie patrzysz na mnie, nie dotykasz mnie i duchem jesteś daleko stąd…

Nagle się uśmiechnął:

-Nadal potrafisz mnie przejrzeć…  (nie wiedziałam jak to inaczej przetłumaczyć)

Tak szybko, jak jego uśmiech się pojawił, tak szybko też zniknął.

-Przestań się winić!

-Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Bello skrzywdziłem cię, złamałem ci serce… A ty leżysz tu i nawet nie jesteś na mnie zła? Powinnaś na mnie krzyczeć, mnie wyrzucić…

-Jestem zła i do głębi zraniona, ale gdy cię odeślę… - zastanawiałam się przez chwilę – znowu zostanę sama! Na nowo być cię straciła.

-Jak mogę być dla ciebie taki ważny, skoro pamiętasz tylko o bólu? – nie rozumiał mnie, tak samo jak ja sama siebie nie potrafiłam zrozumieć. Ból który odczuwałam, trudno opisać. Wydawało się, jakby ktoś wbił mi nóż prosto w serce. Ciągle na nowo. Był nie do zniesienia, ale wiedziałam, że gdy odeślę Edwarda, w środku umrę…

Bowiem większe od bólu, było życzenie by go pokochać…

 

-Powiesz mi, czym jesteś? – spytałam po chwili.

-Skąd ci to przyszło nagle do głowy?

-Jakoś tak nagle na to wpadłam. Mówiłeś, że różnisz się ode mnie i jesteś niebezpieczny…

Zastanawiał się długo i najwyraźniej prowadził jakąś wewnętrzną walkę sam ze sobą.

-A jak myślisz, czym jestem?

-Na pewno nie jesteś normalny. Jesteś zbyt piękny dla tego świata, twoja skóra jest blada i lodowata, a twoje oczy są nienaturalnie… piękne…

Mimo że był zrozpaczony i pełen winy, nie mógł powstrzymać głośnego śmiechu. Brzmiało to cudownie.

-Co? – byłam obrażona.

-To rzeczywiście nie brzmi normalnie. Ale dziękuję…

Oblałam się rumieńcem i nagle, ruchem zbyt szybkim dla moich oczu, pogłaskał mnie po policzku:

-Jak ja za tym tęskniłem…

-Nadal nie dostałam odpowiedzi – powiedziałam niecierpliwie.

-Jesteś na dobrej drodze, Bello.

-Nie powiesz mi, prawda?

-Prawda. Sama na to wpadniesz, w końcu nic ci nie może umknąć.

-Zostań dzisiaj… - powiedziałam nagle. Popatrzył na mnie ze zdziwieniem.

-Proszę… Edward.

-Bella, wydaje mi się… że to nie jest dobry pomysł.

-Inaczej bym o to nie prosiła…

-Co masz na myśli?

-Jak widać z dobrymi pomysłami nie zaszliśmy daleko. W końcu pójście do lasu też było złym pomysłem.

Chciał się sprzeciwić, ale przyłożyłam palec do jego zimnych, lecz delikatnych ust i poczułam, że wstrzymał oddech.

-Edward, posłuchaj mnie. To co wcześniej widziałam i czułam, to było bardzo bolesne wspomnienie i jestem smutna, zła i rozczarowana. I to bardzo. Ale jak mogę być na ciebie zła, skoro nie wiem, jak bardzo cię kochałam? Moim jedynym pragnieniem jest znów cię pokochać… tak jak ty mnie kochasz. Bo czuję- głęboko we mnie- że ta miłość jeszcze tam jest i po prostu nie potrafi znaleźć wyjścia z ciemności. Dlatego proszę cię: Zostań ze mną! Chcę mieć pewność, że znowu nie znikniesz i że cię kochałam i nadal to robię… gdzieś w sercu…

Zdjął moją rękę ze swoich ust, o której całkowicie zapomniałam i dopiero teraz odetchnął:

-Wow

-Wow? – spojrzałam na niego sceptycznie.

-To było… nie wiem co powiedzieć…

-Więc powiedz, że zostaniesz…

-A jak wytłumaczysz to Charliemu? Nie będzie szczególnie zadowolony na mój widok.

-Cholera! Charlie…

-Jeżeli chcesz, bym został, zaufaj mi i będę przy tobie, jak tylko zostaniesz tu sama.

-Jak…

-Zaufaj mi! Już nigdy więcej cię nie skrzywdzę!

Wstaliśmy i odprowadziłam go do samochodu. Patrzyłam na ziemię, mimo jego obietnicy bałam się rozczarowania. Nie miałam pojęcia jak chciał to zrobić.

-Przyjedziesz? – spytałam prawie błagając.

-Będę przy tobie – odpowiedział i jeszcze raz przejechał dłonią po moim policzku, nim wsiadł do samochodu i zniknął.

 

Stałam tam jeszcze kilka minut. Jak on chciał to zrobić?

 

Jakiś czas później, Charlie wjechał na podjazd, jednak nie był sam. Zdziwiłam się, ale nagle sobie przypomniałam. Charcie wspominał wczoraj, że przywiezie po pracy Billy’ego i Jacoba, jakiś ważny mecz był w telewizji. Byłam wczoraj tak zamyślona, że ledwo to do mnie dotarło, ale teraz gdy widziałam ich w samochodzie ojca, ta z pozoru mało ważna informacja przedarła się do mojej świadomości.

-Cholera… - wyszeptałam.

-Cześć, Bella – powiedział Charlie i spojrzał na mnie zaskoczony – Co robisz na dworze?

-Potrzebowałam trochę świeżego powietrza. Witaj Billy. Cześć Jacob.

Weszliśmy razem do domy i zauważyłam, że widziałam Jacoba tylko raz po moim wypadku, a Billy był mi całkowicie obcy.

-Zrobić coś do jedzenia? – spytałam.

-Nie musisz, kochanie. Przywieźliśmy pizzę – odpowiedział Charlie.

Jacob przyniósł ją do kuchni, więc poszłam za nim.

-Jak się czujesz, Bello? – miał dobry humor i był cały rozpromieniony. To było zaraźliwe, mimo że w myślach zadawałam sobie pytanie, jak długo będę musiała tu na dole wytrzymać.

-Czuję się dobrze. Co porabiasz?

-Och, ciągle majsterkuję przy samochodzie. Musisz je koniecznie zobaczyć – wyczułam euforię w jego głosie.

-Jasne… przy okazji.

Rozdzieliliśmy pizzę na trzy talerze i zanieśliśmy je do salonu, gdzie panowie już włączyli telewizor i wesoło rozmawiali.

Dosiedliśmy się i zaczęliśmy jeść.

-No więc, Bello, jak się masz? – spytał Billy. Ciągle to samo pytanie…

-Dziękuję, czuję się dobrze.

-Pamiętasz mnie? – uśmiechał się współczująco.

-Nie, to znaczy… wiem kim Pan jest, ale nie ze wspomnień…

-Wspomnienia w końcu wrócą. Miejmy nadzieję – jednak nie zabrzmiało to szczerze, tak jakby było lepiej dla mnie, pozostać w ciemnościach.

Charlie i Billy oglądali mecz i widziałam, że tata jest w swoim żywiole. Wołał, gwizdał, klaskał i jadła przy tym już zimną pizzę, a Billy mu w tym towarzyszył. Siedziałam obok Jacoba na kanapie, a on ciągle tęsknie zerkał na moją prawie nietkniętą pizzę.

-No poczęstuj się, Jacob.

-Naprawdę już nie chcesz? Prawie nic nie zjadłaś!

-Nie jestem głodna. Bierz!

-Dzięki – powiedział i posłał mi szeroki uśmiech.

Wziął pizzę i po kawałku wsuwał ją do ust i od tego momentu ciągle mnie zagadywał.

Prawie go nie słuchałam, moje myśli krążyły wokół i koniecznie chciałam udać się już do pokoju, czekać na Edwarda i zobaczyć, czy nie złamie obietnicy.

-Bella? – spytał Jacob i potrząsnął mną niedelikatnie.

-Przepraszam. Co mówiłeś?

-My już wychodzimy.

Nagle byłam już całkowicie rozbudzona i natychmiast wstałam.

-Śpij dobrze, Bella – powiedział.

-Ty też. Do zobaczenia Billy – zawołałam w stronę korytarza.

-Trzymaj się, Bello – odpowiedział Billy i Charlie popchnął go do samochodu.

-Obiecaj, ze nas kiedyś odwiedzisz – błagał Jacob i stanął w drzwiach.

-Obiecuję. Dobranoc.

-Dobranoc – uśmiechnął się i mocno przytulił.

-Jake

-Sorki… do zobaczenia.

Pomachał jeszcze i pobiegł do samochodu. Charcie odwiózł ich do La Push, a ja w tym czasie posprzątałam kuchnię i salon. Wiedziałam, że muszę zaczekać na Charliego, zanim będę mogła iść do swojego pokoju.

Gdy już posprzątałam, usiadłam na kuchennym blacie i niespokojnie bębniłam palcami po jego powierzchni.

-Już jestem, Bella! – zawołał Charlie, wchodząc do domu.

-Dzięki Bogu… - wyszeptałam i poszłam do przedpokoju – Więc mogę iść wreszcie do łóżka? – zaśmiał się.

-Śpiąca?

-Szczerze mówiąc, tak! Chcę się tylko położyć. Już posprzątałam.

-Dzięki, Bella. Więc idź spać. Też już pójdę, muszę rano wcześnie wyjść.

-Dobranoc, tato – zawołałam, będąc już prawie na górze.

Zanim spięta usiadłam na łóżku, poszłam do łazienki, umyłam zęby i ubrałam piżamę. Potem niespokojna wróciłam do pokoju. Czy naprawdę przyjdzie?

Usiadłam na łóżku. Gdzie indziej miałam czekać? Przecież raczej nie wejdzie przez drzwi? Ale jak inaczej miałby…

Nagle stanął przede mną, wymknął mi się mały, wysoki okrzyk strachu i przytknęłam sobie dłoń do ust. Edward podszedł do mnie z gracją i usiadł obok.

-Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć – jednak jego usta rozciągnięte były w uśmiechu.

-Ty… wszedłeś przez okno…?! – więcej nie byłam w stanie powiedzieć.

-Mówiłem ci, że jestem inny.

-W rzeczy samej… To niesprawiedliwe, wiesz o tym? To, że mi nie mówisz.

-Przykro mi… I co teraz zamierzasz robić?

-Więc… no cóż… mógłbyś… Nie!

-No powiedz!

-Mógłbyś się położyć obok mnie… - zarumieniłam się i odwróciłam w przeciwną stronę – Przepraszam…

-Uważasz, że to dobry pomysł? – usłyszałam stłumiony śmiech w jego głosie.

-Nie słuchałeś mnie wcześniej? Koniec z dobrymi pomysłami.

-Oczywiście! – delikatnie złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. Ostrożnie podniósł mój podbródek, więc nie miałam innego wyjścia, jak tylko spojrzeć w jego oszałamiające oczy.

-Jesteś pewna? – spytał i uśmiechnął się szelmowsko.

Nie byłam w stanie nic powiedzieć, jego twarz była tak blisko, oddech miał ten sam hipnotyzujący zapach co jego ciało i praktycznie zamglił mi zmysły. Przytaknęłam tylko niezdecydowanie.

Puścił mnie i wstał. Nawet nie zauważyłam, że ma na sobie kurtkę, dopóki jej nie zdjął i nie położył na fotelu. W tym czasie się położyłam i nie potrafiłam wyjaśnić skąd bierze się to łaskotanie w brzuchu.

Położył się obok mnie, lecz zostawił między nami kołdrę.

-Inaczej zmarzniesz – powiedział, gdy spojrzałam na niego pytająco.

-Nieważne – jego zapach nie pomógł w pozbyciu się mgły sprzed oczu. Czułam się odurzona, a mrowienie stawało się coraz intensywniejsze.

-Wierz mi, jestem naprawdę zimny. Ni chcę być marzła – jego głos był stanowczy i tym samym dyskusja została zakończona.

-Opowiedz mi coś… - błagałam. Nie chciałam spać, teraz gdy był przy mnie.

-Co chcesz usłyszeć?

-Opowiedz mi o swojej rodzinie. Gdzie oni są?

Jednak to było niewłaściwe pytanie, czułam jak się nagle spiął.

-Jestem tu sam, tylko Alice wie gdzie mnie szukać… powinnaś spać, jutro musimy iść do szkoły.

-Nie chcę spać. Nie, gdy tu jesteś… Proszę…

Objął mnie ramieniem i przyciągnął mocno do siebie. Poczułam jak głęboko odetchnął, potem odsunął moje włosy na bok i szepnął do ucha:

-Brakowało mi tego zapachu… Nie masz pojęcia, co to za uczucie, znów być tak blisko ciebie. Twoje ciepło, twój zapach…

-Czuję się tak samo…

-Naprawdę?

-Masz w ogóle pojęcie, jak działasz na innych?

-Mówiłaś kiedyś, że działam dosyć upajająco…

Odwróciłam się na plecy i spojrzałam na niego, jego twarz tylko o centymetry oddalona od mojej.

-Tak rzeczywiście jest… Koniec z dobrymi pomysłami!

 

Jego zapach znów zmącił moje zmysły i wszystko co teraz zrobiłam, było kontrolowane wyłącznie przez tęsknotę, która w odurzeniu jego obecnością utorowała sobie drogę na powierzchnię.

 

Położyłam dłonie na jego policzkach i czułam ich zimno, jednak było przyjemne. Przyciągnęłam go bliżej do siebie i wtedy jego lodowate usta natrafiły na moje i poddałam się całkowicie palącemu uczuciu w sercu… i ujrzałam tysiące obrazów pojawiających się przed moimi oczami…

 

Nie potrafię określić, jak długo ten pocałunek trwał, jednak wydawało się, że całą wieczność. Edward uwolnił się ode mnie stanowczo i kawałek odsunął.

-Przepraszam… - wyszeptałam jednak nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu. Gdy go zobaczył, jego wzrok stał się pytający, jednak oczy błyszczały.

-Co się dzieje? – spytał spokojnie.

-To było… powalające…

-Chyba bardziej zaskakujące…

-No cóż, mówiłam ci: Koniec z dobrymi pomysłami… przepraszam – oblałam się rumieńcem i zaśmiałam.

-Za to nie musisz mnie przepraszać. Podziałało?

-Szczerze mówiąc… nie mam pojęcia. Na razie nie jestem w stanie trzeźwo myśleć… Ale… - chciałam go znów do siebie przyciągnąć, czuć jego usta, oddech, jednak nie dopuścił do tego.

-Nie przeceniaj mnie, Bella…

-Dlaczego? Co masz na myśli?

-Mhm, powinnaś w końcu odkryć czym jestem. To się powoli komplikuje…

-Czy to znaczy, że mam przyznaną ograniczoną liczbę pocałunków? – zaśmiałam się i przytknęłam dłoń do ust, by nie obudzić Charliego.

-Możesz mnie całować tak często jak tylko chcesz… Ale nie zawsze tak! Nie potrafię się zawsze kontrolować!

-Więc tego nie rób! – błagałam i wyciągnęłam się w jego stronę.

-Bella… - uwolnił się z moich objęć i uśmiechnął się – Powiedz mi lepiej, czy sobie przypomniałaś, czy nie!

Odrobinę rozczarowana i zrezygnowana opadłam na poduszkę i chwilę się zastanowiłam. Gdy jego usta dotknęły moich, przed moimi oczami zabłysło, jak podczas burzy. Tysiące obrazów, czystych i wyraźnych, widziałam przed sobą, jednak wszystko było jeszcze trochę pomieszane.

-Tego jest bardzo dużo. Nie potrafię wszystkiego przyporządkować. Być może obrazy muszą się teraz jakoś połączyć, jeśli się z tym prześpię, albo coś w tym rodzaju?! – odpowiedziałam z wahaniem. Miałam pewien plan i byłam w tej chwili bardzo szczęśliwa.

Zamknęłam oczy i spróbowałam uporządkować różne obrazy i sytuacje, złożyć w jedną całość, jednak nie udało się. Mogłam zobaczyć jego rodzinę, jego pokój- przynajmniej wiedziałam co widzę- jednak czasowo lub emocjonalnie nie potrafiłam tego dopasować… Tak miało to wyglądać…

-O czym myślisz? – spytał cicho. Obserwował mnie.

-Próbuję uporządkować wspomnienia. Byliśmy u ciebie w domu, przypominam sobie twoją rodzinę – jeszcze mocniej zacisnęłam powieki, jednak nic się nie działo.

-Nie przemęczaj się, Bello. Wszystko się dopasuje… - jednak był lekko rozczarowany.

Spojrzałam w jego zatroskaną twarz i nie mogłam powstrzymać  uśmiechu i złośliwej satysfakcji.

-Uwierzysz we wszystko, prawda?

Teraz patrzył na mnie, nic nie rozumiejąc. Musiałam zdusić śmiech.

-Mhm, od czego mam zacząć? Od faktu, że jesteś naprawdę dobrze całującym wampirem, czy lepiej od wyznania, że strasznie za tobą tęskniłam? – na ustach miałam szeroki uśmiech.

-Ty… Bella! Pamiętasz? – był wręcz przestraszony i najwyraźniej brakowało mu słów.

-Myślę, że jeszcze nigdy nie widziałam tak wyraźnie… - uśmiechnęłam się do niego promiennie i rzuciłam na szyję. Wróciły do mnie, moje ukochane wspomnienia, wróciło moje życie i znów czułam to palące uczucie w piersi, jednak tym razem wiedziałam, że to z radości. Tęsknota została zaspokojona i całą sobą czułam siłę mojej nowej życiowej energii.

Edwardowi ciągle brakowało słów, więc zamknął mnie tylko mocno w swoich objęciach, tak jakby już nigdy nie miał mnie z nich wypuścić:

-Tak bardzo za tobą tęskniłem, moja ukochana.

-Ja za tobą również…

Trzymał mnie mocno, wdychał zapach mojej krwi, włosów i ciała, a jego objęcia ani na moment nie zelżały.

-Kocham cię… - wyszeptał mi do cuch i pocałował przelotnie w szyję.

-Ja kocham cię jeszcze bardziej… - uśmiechnęłam się i mocno przytuliłam.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin