Przebudzenie Belli
- Bella? Bella, kochanie? Obserwowałem ją uważnie. Od trzech dni w zasadzie nie robiłem niczego innego. Nadal milczała, powodując, że szalałem z niepokoju. Już chyba wolałbym żeby krzyczała. To przynajmniej byłoby normalne. Ale z nią nigdy nic nie było normalne. Słyszałem jak bije jej serce. Łowiłem te ostatnie nuty, zachłannie łapałem jego ostatnie tony. Już niedługo. Alice pobiegła po resztę rodziny. Bella szarpnęła się strasznie, po raz pierwszy od dostania się jadu do jej krwi okazując, że cokolwiek odczuwa. Jej serce zaczęło trzepotać, zaciekle broniąc się przed obcą substancją, usiłującą zadać mu śmiertelny cios. Łup-łup. Po raz ostatni. Łup. Cisza, która nastała po tym, jak wybrzmiał ostatni akord najdroższego mi serca, sprawiła, że poczułem się słaby i bezbronny. Patrzyłem bezsilnie jak budzi się do życia całkiem nowa istota. Czułem, jak ciężar odpowiedzialności zaciska mi się żelazną obręczą wokół klatki piersiowej. Świadomość tego, że to ja powołałem na świat nowego wampira i to ja jestem winien tej tragedii i nic nie może mnie z tego rozgrzeszyć pozbawiła mnie tchu. Przez te straszne kilkadziesiąt godzin, kiedy Bella przechodziła przemianę myślałem tylko o jej bólu i o jej bezpieczeństwie. Teraz, gdy najgorsze minęło w pełni doświadczyłem tego, co musiał przeżywać Carlisle za każdym razem, gdy decydował się na przeprowadzenie przemiany. Straszliwy ciężar. Ale kiedy otworzyła oczy nagle wszystko się zmieniło. Ulga. Głębokie uczucie ulgi znane wszystkim śmiertelnym, kiedy po długim pobycie pod wodą nareszcie zaczerpną powietrza. Jaskrawa czerwień jej tęczówek była najdziwniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek widziałem. Tak doskonale znałem ten ciepły, czekoladowy brąz, że ostry cynober w otoczeniu tej łagodnej twarzy zaskoczył mnie bardziej niż powinien. Widząc, że wszystko przebiegło pomyślnie, a jej osobliwe milczenie nie było najwyraźniej złym objawem pozwoliłem sobie na mały rekonesans. Jej ciało zmieniło się tak, jak można to było przewidzieć. Stało cię całkiem gładkie, jasne, zostało lekko wymodelowane, tak ze uwypukliły się jego najmocniejsze atuty. Ale zmiana na szczęście nie była kolosalna. Podobnie było z twarzą. Jej owal nadal miał sercowaty zarys, a usta wciąż były pełne i niesymetryczne. Jad jedynie wyeksponował jej naturalne piękno, sprawiając, że stało się wręcz bolesne. Byłem zachwycony. Wodziła wzrokiem po przedmiotach wokół. Uśmiechnąłem się lekko na wspomnienie tych pierwszych chwil tuz po przemianie. Wszystko takie ostre, wyraźne, kolorowe. Każdy szczegół nagle dostrzegalny, każdy dźwięk ogłuszająco głośny, krystalicznie czysty, idealnie wyizolowany spośród pozostałych. Każdy zapach oszałamiający bogactwem niuansów, każda powierzchnia bardziej wyczuwalna, łatwiejsza do określenia. Dezorientacja, zachwyt, lęk, zdumienie, panika, euforia. Mozaika niedorzecznie intensywnych emocji, zmieniających się jak w kalejdoskopie. Obserwowałem jej reakcje. Na dźwięki, kolory, zapachy i rozumiałem co czuje. Ale niecierpliwiłem się coraz bardziej. Chciałem by nasze spojrzenia się spotkały. By się odezwała. Tak chciałem usłyszeć jej nowy głos! Zobaczyć czy się uśmiechnie… Ścisnąłem lekko jej dłoń, chcąc daj jej do zrozumienia, że jestem przy niej i cokolwiek by teraz odczuwała, pomogę jej przez to przejść. Jej reakcja była bardziej gwałtowna niż mogłem się spodziewać. Nie bardziej niż powinna, ale bardziej niż chciałem się z tym pogodzić. Zerwała się i w mgnieniu oka znalazła się pod ścianą, skurczona do skoku. Nieco wytrąciło mnie to z równowagi. Moja Bella - krucha, niezdarna, powolna. Teraz jak lwica gotowa do walki, niebezpieczna jak dziki drapieżnik, perfekcyjna i nieufna. W rozpaczliwym geście wyciągnąłem dłoń w jej kierunku. Moje emocje musiały odmalować się na mojej twarzy. Spojrzała ma mnie. Oczy miała rozbiegane, niepewne. Ale w jej wzroku nie dostrzegłem śladu gniewu, czy przerażenia. Ale nie rozumiała swoich reakcji, to było pewne. Wróciła wzrokiem do mnie, poszukała mojego spojrzenia. Zdziwienie, które miała wypisane na twarzy byłoby zrozumiałe, biorąc pod uwagę w jakiej znajdowała się sytuacji. Ale co dziwiło ją we mnie? Rozluźniła mięśnie i stanęła wyprostowana. Widocznie uznała, że nic jej nie grozi. To już było zastanawiające. Zero ataków paniki? Zero warczenia, prób ucieczki, agresywnych zachowań? Zero krzyków, bezsilnych prób płaczu? Wolałem nie uprzedzać biegu wydarzeń. Powoli i ostrożnie skierowałem się w jej stronę. - Bello? Znów cisza. Czy milczała z lęku? Gniewu? Tak bardzo chciałem jej jakoś pomóc. - Bello, kochanie? Przepraszam. – przepraszałem za wszystko. Za to co się z nią stało, a czemu byłem winny. – Wiem, że jesteś zdezorientowana. Już dobrze. Wszystko jest w porządku. – szepnąłem miękko, mając nadzieje, że ton mojego głosu pomoże jej się uspokoić. Cisza. Bardzo delikatnie uniosłem dłoń i dotknąłem jej policzka. Był ciepły. Już nie tak dziwnie gorący – ciepły i perfekcyjnie gładki. I tak samo marmurowy jak mój. Drżałem wewnętrznie. Nerwy miałem napięte do granic możliwości. Nie miałem pojęcia kim była stojąca przede mną istota, ile było w niej z dawnej Belli. Nie wiedziałem, co o mnie myśli, ani jak będzie na mnie reagować. Ale nadal kochałem ją tak samo szaleńczo i nieprzytomnie jak dawniej. Jej obojętność sprawiłąby mi fizyczny ból. Poczułem jak zadrżała. A potem znów mnie zaskoczyła. Cokolwiek zmieniła w niej przemiana – jedno pozostało z pewnością – nadal była zatrważająco nieprzewidywalna. Rzuciła mi się na szyję. Byłem w szoku. Ten gest nie powinien mieć miejsca. Ale zalewająca mnie fala szczęścia nie pozostawiała miejsca na wątpliwości i niepokój. Trzymałem ją w ramionach! Po tym wszystkim co się wydarzyło, przytulałem ją do siebie – całą i żywą. Prawie. Była taka silna. Choć chciałem tulić ją tak jak najdłużej, musiałem wyrwać się z jej uścisku – moje ciało odczuwało silny ból zadawany przez jej ramiona. Gdy spróbowałem się odsunąć, zobaczyłem strach w jej oczach. - Au… ostrożnie, Bello – jęknąłem słabo. Cofnęła się posłusznie i schowała ręce. - Ups – szepnęła. Cóż za wyrafinowane słowa jak na pierwszy dźwięk wydany w nowym wcieleniu. Uśmiechnąłem się do niej, nie wierząc w to, co się działo. - Nie martw się najdroższa – odezwałem się łagodnie, dotykając jej ust – Na razie jesteś po prostu trochę silniejsza ode mnie. Znów na chwilę zapadła cisza. Widziałem jak usiłuje się skupić, wyłowić choć jedną kompletną myśl z chaosu doznań, którego doświadczała. Kłębiło się w niej zbyt wiele emocji by była w stanie nad nimi zapanować. I tak radziła sobie wręcz fenomenalnie. A ja czekałem cierpliwie. - Kocham cię – powiedziała spokojnie, wyraźnie akcentując każde słowo. Teraz jej głęboki, przyjemny głos zyskał na dźwięczności i wprost oszałamiał swoim brzmieniem. Jej słowa powinny być dla mnie zaskoczeniem, ale chyba w głębi duszy zawsze wiedziałem, że to się nie zmieni. Nie sądziłem tylko, że to uczucie tak szybko do niej wróci. - Też cię kocham – odpowiedziałem, uśmiechając się do niej ciepło i z uczuciem. Wobec jej niebywałego spokoju i najwyraźniej całkiem niezłej samokontroli pozwoliłem sobie na drobne ryzyko. Pocałowałem ją, zupełnie nie mogąc się powstrzymać. Czułem się jakbym nigdy wcześniej tego nie robił. Nie musiałem się już pilnować, ograniczać, hamować. Z początku, z przyzwyczajenia całowałem ją powoli i delikatnie, ale czując jej reakcję zapomniałem o wszystkim. Zachłannie wpijałem się w jej aksamitne wargi, a one po raz pierwszy odpowiedziały mi tym samym. Zatraciliśmy się w sobie zupełnie, istniały tylko jej miękkie usta, jej gorąca odpowiedź mój pocałunek, jej zaangażowanie i całkowite, bezgraniczne oddanie. Najpewniej umarłbym po prostu z zachwytu nad tą chwilą, gdyby to w ogóle było możliwe. Nie wiem, kiedy zdołalibyśmy się od siebie oderwać, gdyby nie pełne dezaprobaty chrząknięcie Emmett’a. Najwyraźniej nie lubił porównań i całowanie lubił wyłącznie we własnym wydaniu. Bella, całkiem po swojemu skrępowana, odsunęła się ode mnie o kilkanaście cali. Nie pozwoliłem jej się wyrwać z moich objęć. Nie udało mi się stłumić radosnego śmiechu. To wszystko było zbyt wspaniałe. Wyrzuty sumienia chwilowo gdzieś się rozpłynęły. Nie wątpiłem, że wrócą, ale teraz nie miałem zamiaru zaprzątać sobie nimi głowy. Cały mój świat zawęził się teraz do tej cudownej istoty, którą trzymałem w ramionach.
http://www.twilightseries.fora.pl/b-biblioteka-b,43/fragmenty-bd-w-narracji-edwarda-offca-feat-mizuki-z,1625.html by offca
Chcę być wobec was w porządku. Jeśli ktokolwiek czeka na coś więcej, to muszę go rozczarować. chciałam się pożegnać. nie ma we mnie już absolutnie nic z entuzjazmu, który pozwalał mi pisać. cały ten twilightowy światek już mnie nie kręci i nie potrafię już się tym bawić. przepraszam wszystkich, którzy chcieliby to czytać dalej. nie potrafię się do tego zmusić. nie mam prawa nazywać tego opowiadania zakończonym. zawieszam je, choć jest raczej oczywiste, że go nie ukończę. do moderatorek należy decyzja co z nim zrobią, bo zanosi się na czystki. Które zresztą popieram. to ja się uroczyście żegnam. i dziękuję. za entuzjazm. za wspaniała zabawę. pozdrawiam i życzę wena twórcom i dobrej zabawy czytelnikom. i znikam. cześć wszystkim i może do zobaczenia kiedyś, na jakimś innym forum. :)
Offca
rosalie999