Gołąbowski Lokator.txt

(6 KB) Pobierz
W. Go��bowski

Lokator

Kris rzadko kiedy umia� szybko
zasn��. I to nie tylko dlatego, �e mia� �wiadomo�� bycia celem po�cigu prowadzonego przez wyszkolonych 
fachowc�w. Sam te� przeszed� t� sam� szko��, tak�e by� fachowcem. Tote� gdy staraj�c si� zasn�� ujrza� wpadaj�cy 
przez okno b�ysk pomara�czowo � krwistego pioruna, nie zastanawia� si�. Skoczy� pod biurko stoj�ce przy oknie. 
Mniej wi�cej w tej samej chwili okno wpad�o do pokoju rozsypuj�c si� w drobne kawa�ki. Te za� przelecia�y tn�c i 
masakruj�c wszystko, co napotka�y po drodze. Tylko przez chwil� zastanawia� si�, ilu ludzi tej nocy zgin�o przez 
niego. Nie! Nie przez niego! Przez tych, kt�rzy chcieli jego �mierci. Przez Firm�.
Wygramoli� si� spod biurka uwa�aj�c na szklane drzazgi. Wiedzia�, �e nie wykryj� go teraz detektorami ruchu � 
wszystko, co prze�y�o w promieniu paruset metr�w zerwa�o si� na nogi. Wiedzia� tak�e, �e jeszcze nie mo�e u�y� 
Lokatora do d�u�szego skoku � siedz�cy przy detektorach lokacji tylko na to czekaj�. Ju� nieraz zastanawia� si�, jak 
mo�liwe jest wy�ledzenie skoku Lokatorem, skoro wszyscy szacowni Naukowcy udowadniali tego niemo�liwo��. C� 
� widocznie inni Naukowcy o tym nie wiedzieli. No i wymy�lili. 
Nasili� si� g�os nadje�d�aj�cych karetek policji i pogotowia. Wola� nie mie� do czynienia z tutejszymi organami 
�cigania. Nie dlatego, �eby go poszukiwali, ale ich kartoteki tak �atwo dawa�y si� sprawdzi�...! Si�gn�� po Lokator i 
zacz�� dok�adnie ustawia� parametry. Widzia� kiedy� faceta do po�owy stercz�cego z muru. Kris nie chcia� sko�czy� w 
ten spos�b. Sko�czy�, w�o�y� kombinezon, rozejrza� si� jeszcze po pokoju i odpali� Lokatora.
* * *
Kiedy� ju� pr�bowa� opisa� odczucia towarzysz�ce przemieszczaniu si� przy u�yciu Lokatora. Zawsze jednak 
stwierdza� z �alem, �e ludzki j�zyk jest stanowczo za ubogi. Kiedy� te� pr�bowa� si� dowiedzie�, jak Lokator dzia�a, 
ale po pierwszym fachowym wyk�adzie zrezygnowa�. Oczywi�cie, by� inteligentny � zadbali o to Wychowawcy. Ale 
przecie� nie mia� zasta� Wiedz�cym. Nie, Kris by� udoskonalony i wychowany na cz�onka Ochrony. I spe�nia� swoje 
zadania doskonale � do czasu. Siedemdziesi�t dwie doby wcze�niej zosta� skazany na ReKreacj�. Od 72 dni i nocy 
ucieka� przed Firm�, kt�rej rozkazu odm�wi� wykonania.
* * *
Le��c na wilgotnej, zroszonej ziemi obserwowa� krz�tanin� Policji i Pogotowia. Ochrona raczej nigdy nie by�a zbyt 
subtelna, tote� i tej nocy zgin�o kilkudziesi�ciu ludzi. Nigdy nie m�g� zrozumie� takiego post�powania. Przecie� w ten 
spos�b Agenci mogli zlikwidowa� swych przodk�w! Co prawda, ju� w 2010 profesor Huston udowodni�, �e ingeruj�c 
w przesz�o�� mo�na co najwy�ej zmieni� szczeg�y, a nie ca�o�� zjawiska czy problemu, ale �eby tak masowo...
Pokr�ci� g�ow� i odwr�ci� si� na plecy. Na szcz�cie � a mo�e nieszcz�cie � Wychowawcy nie potrafili ingerowa� w 
psychik� swoich podopiecznych. Dlatego on sam zachowa� swoje indywidualne cechy charakteru. By�y one mocno 
przyt�umione przez Udoskonalanie, ale by�y. Zdawa� sobie spraw�, �e to tylko kwestia czasu. Z jego up�ywem wyrosn� 
i tacy Ochroniarze, kt�rzy nie b�d� czuli wyrzut�w sumienia na widok �mierci niewinnych ludzi. A mo�e w�a�nie tacy 
go teraz �cigali? W ka�dym razie by� przekonany, �e przynajmniej jedna osoba chodz�ca w tej chwili po zrujnowanym 
budynku by�a z Firmy. Szuka�a jego szcz�tk�w. Nie znajdzie ich jednak, wy�le w przysz�o�� meldunek i zniknie.
Kris wybra� do ucieczki w�a�nie okolice roku 1995, gdy� nie zosta�y tu wprowadzone do u�ytku (ba, jeszcze ich nie 
opracowano!) satelity lokalizacyjne � potrafi�ce okre�li� miejsce przebywania konkretnej osoby z dok�adno�ci� do stu 
metr�w kwadratowych. Jednocze�nie by�y tu w powszechnym u�ytku elektro�AGD, do kt�rych ju� si� przyzwyczai� 
(w ci�gu wielu lat sprz�t ten zosta� udoskonalony, ale w m�odo�ci Krisa powr�ci�a moda na lata dziewi��dziesi�te). No 
i u nikogo nie wzbudza� szczeg�lnego zdziwienia jego kombinezon, kt�ry zwr�ci�by powszechn� uwag� jeszcze 
kilkadziesi�t lat wcze�niej. 
Powoli zacz�o si� przeja�nia�. Nadchodzi� ranek, a wraz z nim godzina szczytu w wirtualnych korytarzach Lokator�w. 
Nawet po up�ywie wielu lat ludzie pozostali lud�mi � nikt nie wybiera� si� w podr� noc�, je�eli m�g� si� dobrze 
wyspa�, a i tak Lokator umie�ci go we w�a�ciwym miejscu o w�a�ciwym czasie. Kris u�miechn�� si� na my�l, jak wielu 
by�o w '95�tym� ludzi z Nowej Ery. I �e nikt z "tubylc�w� nie zdawa� sobie z tego sprawy.
Ci�gle nie trac�c nadziei na zamian� Ucieczki na Wygnanie, zacz�� ustawia� Lokatora. Co prawda nie byli w stanie 
wykry� skoku kr�tkiego � kilkuset metrowego lub kilku dniowego, ale takie podr�owanie nie by�o zbyt wygodne. 
Poza tym obecni tu i teraz historycy, tury�ci i inni z Nowej Ery skakali �rednio o kilkaset kilometr�w, a Kris nie chcia� 
si� zbytnio wybija�. 
Wiedzia�, �e nie wr�ci dobrowolnie do swoich czas�w. Przeczuwa�, �e nie wr�ci tak�e do tej okolicy, wi�c spojrza� raz 
jeszcze na zniszczone domy, wschodz�ce s�o�ce i uruchomi� Lokatora. Znikn��.
* * *
� I co by�o dalej ? 
� No c�... � Matka zamkn�a oczy i zamy�li�a si�. � Wtedy zjawi� si� tu� ko�o mnie. Pami�tam jego zdziwienie. To 
by�o przy rzece. Akurat si� k�pa�am. � Roze�mia�a si� pogodnie i poprawi�a poduszk�. � Nie�le mnie wystraszy�.
� No i ?
� C�, spodoba� mi si�. By�o nam ze sob� wspaniale, ale po kilkudziesi�ciu dniach znikn��. Twierdzi�, �e nie mo�e 
mnie nara�a�. I �e kiedy� powr�ci do mnie.
� I wr�ci� ?
Kobieta pokr�ci�a g�ow�. Spojrza�a przed siebie, jakby pobliska �ciana znajdowa�a si� sto metr�w dalej. Milcza�a, 
jakby zako�czy�a opowie��. C�rka nie �mia�a przerywa� tej ciszy. Po chwili matka ci�gn�a dalej.
� Najpierw my�la�am, �e to tylko kwestia paru dni. M�g� przecie� pojawi� si�, kiedy chcia�. P�niej przychodzi�y mi 
do g�owy setki innych my�li. Innych rozwi�za�. Ale on ju� nie wr�ci�. Mo�e go z�apali. Mo�e nie.
� Mo�e zapomnia� adresu? � nie�mia�o wtr�ci�a c�rka. 
Matka roze�mia�a si�. 
� Mo�e...A teraz �pij ju�. � Pochyli�a si� i uca�owa�a dziecko. � Dobranoc, Krysiu.
� Dobranoc, mamusiu.
Kobieta wsta�a. Poprawi�a ko�derk� i wysz�a z pokoiku cichutko zamykaj�c drzwi. Nie zapali�a �wiat�a w du�ym 
pokoju. W ciemno�ciach podesz�a do okna. Gwiazdy b�yszcza�y jak zawsze. Ksi�yc by� w pe�ni. �wieci� wysoko nad 
horyzontem, o�wietlaj�c samotny domek. I �z�, kt�ra powoli sp�yn�a po policzku. 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin