Górzański Zwarcie.txt

(231 KB) Pobierz
Jerzy G�rza�ski

ZWARCIE

Copyright � by Jerzy G�rza�ski
Wydawnictwo �Tower Press�
Gda�sk 2001
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
I sta� si� wiecz�r, i sta� si� zaranek,
dzie� pierwszy�
I sta� si� wiecz�r, i sta� si� zaranek,
dzie� wt�ry.
(z Ksi�gi Rodzaju)
dla Gra�yny
Cz�� pierwsza:
Iluminacja
I
Motel kryty strzech� nosi nazw� Z�OTY UL1.
Po�o�ony jest po�r�d wysokich sosen. Lepiej by�oby powiedzie�: stoi w otoczeniu 
rzadko
rosn�cych sosen, bo to w pe�ni oddaje topografi� tego miejsca przywo�uj�cego 
wspomnienia
bujnych i dostatnich wczesnych lat siedemdziesi�tych PRL-u.
W zapadaj�cym zmierzchu ostatniego dnia sierpnia 1985 roku (imieniny w�a�nie 
obchodz�
Bohdan i Rajmund, s�o�ce wzesz�o i zasz�o, a nawis inflacyjny bynajmniej nie 
szykuje si� do
snu) motel wydaje si� wymar�y i wygl�da jak uk�adanka z czarnych klock�w na tle 
zadziwiaj�co
rozja�nionego nieba. Metaliczny poblask nad majestatycznymi czubami sosen 
wyostrza
nieruchome, ledwo widoczne ob�oczki, nadaj�c im �wietlisto�� owczego runa.
II
Na opustosza�y parking przed motelem wje�d�a maty fiat, zwany popularnie 
maluchem, z
zapalonymi reflektorami. Omiata dwoma ��tawymi snopami �wiat�a nawierzchni� 
u�o�on� z
prostok�tnych p�yt betonowych i zatrzymuje si� przy g��wnym wej�ciu.
III
Drzwi wej�ciowe motelu, a w�a�ciwie solidne wierzeje wyrychtowane z pasowanego
drewna, otwieraj� si� cicho. Staje w nich niski, �ysawy m�czyzna w szarym 
garniturze i pod
krawatem. W lewej r�ce trzyma zapalon� lamp� naftow�, w prawej kr�tk� milicyjn� 
pa�k�.
Podchodzi niespiesznie do fiata. Zagl�da przez boczn� szyb� do �rodka. Zachodzi 
od przodu i
tak ustawiony frontalnie zapodaje:
� Zje�d�aj st�d, konusie, bo ci� poszczuj� psami. Nie widzisz, �e zamkni�te?!
Drzwiczki fiata, od strony kierowcy, uchylaj� si� mniej wi�cej na szeroko�� 
d�oni i z wn�trza
dobywa si� tubalny g�os:
� Ciemno wsz�dzie, g�ucho wsz�dzie�
M�czyzna, wyra�nie zaskoczony, odpowiada:
� Co to b�dzie, co to b�dzie?
IV
Z malucha wy�ania si� zwalista posta�, to post�kuj�c, to znowu posapuj�c. 
M�czyzna
unosi lamp� wy�ej, jakby chcia� o�wietli� twarz przybysza.
1 Za pi�� lat, czyli w roku 1990, motel sp�onie niemal doszcz�tnie za przyczyn� 
zwarcia w
przewodach elektrycznych. Sze�� lat p�niej, czyli w roku 1996, na pogorzelisku, 
niczym
feniks z popio��w, powstanie prywatny pensjonat o d�wi�cznej nazwie �Rosamunda�. 
W�a�ciciel
pensjonatu, by�y kierownik spalonego motelu, Plewiak Antoni, b�dzie zaleca�, 
przede
wszystkim zagranicznym go�ciom, uzdrowicielskie moce �Rosamundy�.
� Przepraszam za tego konusa� � pr�buje si� t�umaczy�.
� Lepiej odwo�ajcie psy. I schowajcie pa�k�, bo jeszcze sobie zrobicie kuku. � 
Przybysz
nabiera pewno�ci siebie. Zdejmuje marynark� od ciemnogranatowego garnituru i 
rzuca na
mask� fiata. Zawija r�kawy koszuli do �okci. Jednak, po zastanowieniu, opuszcza 
r�kawy.
Zak�ada marynark� i rozlu�nia krawat.
� Ps�w nie trzymamy ze wzgl�d�w higienicznych. Ja tylko tak dla postrachu z tymi 
psami
� m�czyzna z lamp� ci�gnie sw�j monolog wyja�niaj�cy.
� A pa�k� traktujecie jako demonstracj� si�y. � Przybysz wyjmuje z kieszeni 
marynarki
ma�y pojemnik aerozolowy. Otwiera usta i psika prosto do gard�a. � Radziecki. 
�wietnie robi
na zgag�. Chcecie spr�bowa�?
� Nie, dzi�kuj�. Gdy mrok zapada, element paso�ytniczy wyrusza na �owy. Nie tak 
dawno
podprowadzili ozdobny kosz na �mieci i trzy metry importowanego szlaucha.
� Straszycie prewencyjnie. To si� chwali. Ale nie zapominajcie, �e w zasadzie na 
ka�dym
z�odzieju czapka gore. Aluzju ponia�? � Przybysz si�ga do schowka w fiacie po 
lornetk�,
przyk�ada j� do oczu i spogl�da w g�r�. Widocznie przyci�ga go to zadziwiaj�co 
rozja�nione
niebo, mimo i� w dole pomi�dzy sosnami mrok coraz bardziej g�stnieje. Zapewne 
robi� na
nim wra�enie te majestatyczne czuby sosen pob�yskuj�ce �wiat�em sp�ywaj�cym z 
ob�oczk�w,
nieruchomych i we�nistych.
V
� O tej porze s�abo wida� � odzywa si� m�czyzna z lamp�.
� S�abo? To jest wojskowa lornetka, wymaca nawet much� tse-tse na ty�ku 
afryka�skiego
s�onia. Popatrzcie. � Przybysz podaje lornetk� m�czy�nie. � Nie w g�r�, tylko 
przed siebie �
dodaje.
M�czyzna patrzy pomi�dzy pnie sosen, w mrok, z wolna przechodz�cy w pos�pn� 
czer�.
� I co widzicie? � pyta przybysz raptem ochryp�ym g�osem, w kt�rym czai si� 
napi�cie.
� Ciemno�� widz�.
� Wasza spostrzegawczo�� rozczula mnie do �ez. Spr�bujcie si� w tej ciemno�ci 
rozejrze�.
Pomyszkujcie tu i tam, zawiesiwszy oko na cho�by byle jakim obiekcie. Nie 
wstyd�cie si�
nawet wzrusze�, je�eli zdrowie wam dopisuje.
M�czyzna rozgl�da si� w ciemno�ciach za pomoc� lornetki, a w�a�ciwie si� nie 
rozgl�da,
tylko zapewne udaje, �e si� rozgl�da, bo ciemno�� zwarta przed nim murem stoi i 
jak czego�
nie wymy�lisz, to nie zobaczysz. I tak si� niby rozgl�daj�c, niby podpatruj�c, 
wreszcie dr��cym
g�osem informuje:
� Widz� starca z d�ugimi siwymi w�osami. Bije od niego blask. Idzie 
wyprostowany, otoczony
tym blaskiem, pomi�dzy pniami sosen.
� Je�eli ju� ma bi� blask, to w pierwszym rz�dzie powinien bi� od starca. Twarz 
jego widzicie?
� Nie widz�. To na pewno kto� z daleka. Swojaka bym rozpozna�.
� Co si� dzieje tam dalej?
� Tam dalej troch� si� dzieje. Wida� wykopany gr�b. Starzec zbli�a si� do grobu. 
Jeszcze
zwleka. Odwraca twarz� Nie, nie mog� � M�czyzna oddaje lornetk� przybyszowi. �
Gdym patrzy� na jego plecy, wyda� mi si� obcy. Ale ja t� twarz pami�tam sprzed 
paru lat,
kiedy�my ratowali resztki naszej substancji narodowej przed historyczn� zatrat� 
i �ywio�em
wichrzycielskim. Ja t� twarz widzia�em w telewizji i ona m�wi�a proste prawdy 
prostym Polakom.
� Ja te� powinienem pami�ta�, tak jak i wy �e�cie zapami�tali. � Przybysz 
podnosi lornetk�
do oczu. � Co� wam si� jednak chyba przywidzia�o. Lis pewnie zasrebrzy� si� 
po�r�d traw
i przemkn�� niby jaki� duch.
� Tu nie ma srebrnych lis�w.
� Wiecie, rudy lis te� mo�e si� za�wieci�, tylko najpierw trzeba go nasmarowa� 
mas�em. �
Zduszony chichot dobywa si� z ust przybysza. � Popatrzcie jeszcze raz, i nie 
jednym okiem,
ale wszystkimi oczami naraz, jak to si� m�wi. � Przybysz wr�cza lornetk� 
m�czy�nie, cho�
to raczej przypomina wciskanie w d�o� na si�� bojowego or�a.
M�czyzna wykonuje polecenie niech�tnie, z oci�ganiem. Niewykluczone, �e 
spogl�da z
zamkni�tymi oczami. gdy� zna ju� na pami�� ten widok zamazanych czerni� pni 
drzew. Jednak
dla niepoznaki pochyla si� do przodu, niby pilnie wypatruj�c. I widzi 
prawdopodobnie
starca, kt�ry k�adzie si� do grobu. A z rozja�nionego nieba sp�ywa w�ski promie� 
�wiat�a.
Uderza w gr�b � p�omie� unosi si� i zamiera, r�wnie jasny jak niebo i r�wnie 
nieruchomy.
� I co w ko�cu widzicie? � niecierpliwie dopytuje si� przybysz.
� Nic specjalnego. Prawd� powiedziawszy: widz� niewiele. To m�g�by by� lis albo 
jaka�
m�tnie �wiec�ca zjawa. Albo tutejszy element przest�pczy b�yskaj�cy latarkami. � 
M�czyzna
zwraca lornetk� przybyszowi.
� No w�a�nie. Takie tam duperele. Wiecie, starcy, groby� To bardziej z wygl�du 
pasuje
do jakiego� Szekspira. My mamy scenariusz napisany przysz�o�ciowo, a nie 
nastawiony na
wsteczny bieg. Aluzju ponia�?
Raptem gdzie� w pobli�u rozlega si� chrobot. To znaczy najpierw co� zachrobota�o 
i umilk�o.
Co� szczekn�o i zagwizda�o. I zn�w przesta�o. Co� zadrepta�o, jakby na dachu 
pokrytym
s�om�. Przewali�o si� na drug� stron�. I cisza zapad�a.
� To chyba kuna � powiada m�czyzna z lamp�.
� Na moje ucho to musia�a by� grubsza sztuka. Poza tym kuna nie gwi�d�e.
� Jak g�odna, to gwi�d�e.
� A jak najedzona, to sapie. Szczupak ma kopyta, a zaj�c rogi. Du�o wiecie o 
zjawiskach
przyrodniczych, cho� byle �achudra zwija wam szlauch sprzed nosa. Kosza na 
�mieci nie potraficie
upilnowa�, ale za to rozpoznajecie kun� na dachu. S�yszycie �wierkaj�cego 
dzi�cio�a�
� Przybysz przerywa wyliczank� i kieruje lornetk� ku g�rze. � U was niebo zawsze 
takie
jakie� ni przypi��, ni przy�ata�?
� Mo�e od roku co� si� z tym niebem wyprawia � odpowiada m�czyzna i unosi lamp�
wysoko, jak gdyby chcia� dodatkowo o�wietli� to przedziwnie i niepokoj�co 
rozja�nione niebo.
� Tutejsi powiadaj�, �e to archanio� Gabriel celowo tak �wieci. Znak od niego, 
�eby ludzie
si� opami�tali, bo idzie zag�ada.
� Ile jeszcze tego zabobonu w narodzie� � Przybysz wydaje z siebie kr�tkie 
prychni�cie.
Opuszcza lornetk�. I zn�w podnosi j� do oczu. Teraz bada przestrze� pomi�dzy 
sosnami, zastyg��
w g��bokiej czerni. � A co si� znajduje za tymi drzewami?
� ��ka. Miejscowi m�wi�, �e to dobre miejsce na gr�b.
Przybysz opuszcza lornetk�. Jeszcze przez chwil� przygl�da si� jej z 
niedowierzaniem i zarazem
zdziwieniem, jak zepsutej zabawce. Rzuca j� na tylne siedzenie malucha i 
zatrzaskuje
drzwiczki.
� Przesta�cie bez przerwy wyje�d�a� z tymi grobami. Jeden gr�b tam, drugi gr�b 
siam. W
tym Ciemnogrodzie cmentarz wam ro�nie niby w�osy na g�owie. Jak tak dalej 
p�jdzie, to sami
sobie wykopiemy gr�b � m�wi ze z�o�ci� i szybkim ruchem dociska krawat pod 
szyj�.
W nik�ym �wietle lampy naftowej, kt�r� trzyma stoj�cy opodal m�czyzna, oczy 
przybysza
nabieraj� zielonkawej barwy, pulsuj�cej r�wnomiernie. Chocia�, kto wie, mo�e owa 
zielonkawo��,
zapalaj�ca si� i gasn�ca w jego oczach, to najzwyklejszy efekt zm�czenia po 
d�ugiej
podr�y samochodem.
� Co si� tyczy z�odziejstwa � m�czyzna nie gubi g��wnego w�tku tematycznego � 
to was,
niestety, potraktowa�em omy�kowo. Zmyli� mnie maluch. My�leli�my, �e 
przyjedziecie
czym� okazalszym.
VI
Przybysz raptem wykonuje przysiad, wyrzucaj�c jednocze�nie r�ce przed siebie. 
Zapewne
dla rozprostowania ko�ci po d�ugiej je�dzie. Przy tym troch� podskakuje, troch� 
podbiega,
zawraca drobnym truchtem, folguje kolanom i og�lnej swojej posturze dodaje 
stosownego
luzu, wytrz�saj�c z nogawek podr�nicz� zasta�o��. I tak o�ywiony rozruchem 
fizycznym
...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin