Higgins Feniks we krwi.txt

(201 KB) Pobierz
JACK HIGGINS
"Feniks we krwi"
Tytu� orygina�u
A PHOENIC IN THE BLOOD
Ilustracja na ok�adce
STEYE CRISP
Redakcja merytoryczna
EL�BIETA GUTOWSKA
Copyright (c) 1964 by Henry Patterson
For the Polish edition
Copyright (c) 1994 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-7169-244-7
WYDAWNICTWO AMBER Sp. z o.o.
00-108 Warszawa, ul. Zielna 39, tel. 620 40 13,620 81 62
Warszawa 1997. Wydanie II
Druk: Zak�ady Graficzne "ATEXT" w Gda�sku

Dla DAVIDA BOLTA z podzi�kowaniem

Pod nimi rozci�ga�o si� wielkie miasto, z tysi�cami �wiate�ek
�arz�cych si� w ciemno�ci jak ogniki papieros�w.
- Co za wspania�y widok - powiedzia� Jay.
- I wspania�e zako�czenie wieczoru.
- Czy bardzo ci si� podoba�o?
- Czy mi si� podoba�o? Gdyby� tylko wiedzia�...
W jej g�osie da�a si� s�ysze� nuta smutku; Jay stara� si� dostrzec
wyraz twarzy Caroline w przy�mionym blasku padaj�cym z tablicy
rozdzielczej. Patrzy�a na �wiat�a le��cego w dole miasta.
-	Kiedy wyjd� za m��, b�d� mia�a pi�cioro dzieci - co najmniej
pi�cioro. I nie opuszcz� ich ani na chwil� - nigdy.
Przez u�amek sekundy mia� ochot� dotkn�� j� w ciemno�ci.
Wyzna�, �e te� jest samotny i wszystko rozumie. Ale powiedzia�
tylko:
-	Lepiej zawioz� ci� ju� do domu.
Zapali� silnik i ruszy�.

Rozdzia� pierwszy
Jay Williams wjecha� land-roverem na parking ko�o muzeum,
wy��czy� silnik, wysiad� i za�o�y� szynel. By� wysokim m�czyzn�
o	br�zowej sk�rze, ubranym w brytyjski mundur polowy; mocna,
kanciasta twarz i zaskakuj�co niebieskie oczy �wiadczy�y o mieszan-
ce krwi, co by�o cz�ste w�r�d Jamajczyk�w. Jedynie rozp�aszczony,
przypominaj�cy szpachelk� nos i kr�cone czarne w�osy wskazywa�y
na cechy negroidalne.
Ruszy� �cie�k� okr��aj�c� budynek, dotar� do tarasu i stan��
przy balustradzie z r�kami g��boko wsuni�tymi w kieszenie; jego
posta� kontrastowa�a z otoczeniem, jakby obrazi� si� na �ycie
i trzyma� z dala od niego.
Ci�gn�cy si� poni�ej teren lekko opada�; daleko, przez mg��
Jay widzia� zarys drzew i jeziora. Z wn�trza budynku dobiega�y
s�abo s�yszalne d�wi�ki pianina. M�czyzna wszed� do impo-
nuj�cego holu w gregoria�skim stylu, kt�rego �ciany zdobi�y
lustra.
Oprawiony w ramki plakat zaprasza� na popo�udniowe koncerty
w wykonaniu pianistki Sary Penfold. Wst�p wolny. Jay otworzy�
drzwi i po cichu w�lizn�� si� do �rodka.
Znalaz� si� w sympatycznym, pod�u�nym salonie, kt�rego jedn�
�cian� stanowi�y francuskie okna. Zaj�� miejsce w ostatnim rz�dzie
i skupi� si� na grze panny Penfold.
Artystka interpretowa�a w�a�nie sonat� Schuberta. Unika�a po-
my�ek i znakomicie wyczuwa�a tempo. Niestety, nie potrafi�a jednak
9

o�ywi� muzyki. Wyczu� to w ci�gu kilku sekund i zacz�� przygl�da�
si� publiczno�ci.
W sali by�o pi�tna�cie do dwudziestu os�b. Kilku brodaczy
w sztruksowych marynarkach, pozuj�cych na intelektualist�w, zaj�-
�o miejsca w pierwszym rz�dzie. Robili wra�enie zas�uchanych.
Czw�rka uczni�w w pasiastych szalikach skupionych przy oknie
prowadzi�a cich� rozmow�. Obecno�� pozosta�ych mo�na by�o
t�umaczy� schronieniem si� przed padaj�cym na zewn�trz deszczem.
Jay zapali� papierosa. K�tem oka zarejestrowa� obok jakie�
poruszenie. Us�ysza� cichutki szept:
-	Tu si� nie pali. Mog� pana wyprosi�.
Szybko zgasi� niedopa�ek, spojrzawszy w tamtym kierunku.
Uwag� zwr�ci�a mu siedz�ca o dwa krzes�a dalej uczennica. Robi�a
wra�enie poch�oni�tej muzyk�.
-	Bardzo dzi�kuj� - odpowiedzia� r�wnie� cicho.
Spojrza�a na niego, skin�a g�ow� i ponownie j� odwr�ci�a. Jay
poczu� dziwne podniecenie. Dziewczyna mia�a najbardziej poci�ga-
j�c� twarz, jak� kiedykolwiek widzia�. Przypatrywa� si� jej ukrad-
kiem. Mia�a na sobie typowy szkolny mundurek, pil�niowy kapelusz
z szerokim rondem i wst��k� w barwach szko�y, a na nogach
znoszone br�zowe buciki. Obok, na pod�odze, le�a�a teczka. S�siad-
ka najspokojniej w �wiecie jad�a drugie �niadanie.
Panna Penfold zako�czy�a uduchowion� interpretacj� poloneza
Chopina dramatycznym uniesieniem r�k. Kiedy zamilk�y ostatnie
akordy, z dalszego rz�du krzese� dobieg�o chrapanie. Jay odwr�ci�
g�ow� i zobaczy� u�pionego d�entelmena. Jego oczy napotka�y
wzrok dziewczyny. Pospiesznie popatrzyli w drug� stron� i zacz�li
klaska�, ale w du�ej sali brawa brzmia�y anemicznie. Panna Penfold
zesz�a z estrady i nie pojawi�a si� wi�cej, mimo pr�b o bis,
zg�aszanych przez brodatych m�czyzn.
S�uchacze nie wykazywali ochoty do opuszczenia sali. Jay
posiedzia� par� minut, po czym zdecydowa� si� wyj��. Przeszed� na
taras i zapali� zgaszonego wcze�niej papierosa. Patrzy� na drzewa
i jezioro. Kierowany nag�ym impulsem zszed� po schodach i ruszy�
�cie�k� po zboczu w d�. Dotar� do k�py drzew i min�� j� - st�d
rozci�ga� si� widok na tafl� wody.
Silny wiatr buszowa� w�r�d drzew, kt�re zdawa�y si� przed nim
k�ania�. Wszed� na drewniany pomost prowadz�cy-nad jezioro
10

i opar� si� o zamykaj�c� go balustrad�. Stara� si� przebi� wzrokiem
mglist� zas�on� deszczu, zas�aniaj�c� drugi brzeg.
Przez ga��zie dostrzeg� wie�� starego ko�cio�a - jakby nie do
ko�ca uformowan� i nierealn�. Otacza�o go nostalgiczne pi�kno.
Poczu� przyp�yw przyjemnego smutku.
Rozleg�o si� st�panie - kto� wszed� na pomost. Kroki przybli�a�y
si�, ale Jay nie odwr�ci� g�owy. Czyj� g�os powiedzia� "cze��";
dziewczyna, kt�ra siedzia�a niedaleko niego podczas koncertu,
opar�a si� o barierk�.
-	Czy podoba� ci si� recital? - zapyta�.
Potrz�sn�a przecz�co g�ow�.
-	Moim zdaniem by� okropny. Trzeba sobie zada� pytanie, do
czego d��� dzi� akademicy. A co pan s�dzi?
Jay wzruszy� ramionami.
-	Nie mo�emy zbyt wiele wymaga�. Jakby nie by�o, wst�p by�
wolny.
Odwr�ci�a si� w jego kierunku. Poczu� dziwne, k�opotliwe
podekscytowanie na widok atrakcyjnej m�odej buzi.
- To nie jest wystarczaj�ce wyt�umaczenie - rzek�a. - Je�li kto�
decyduje si� wyst�powa� publicznie, powinien robi� to jak nale�y.
Pieni�dze nie maj� tu nic do rzeczy.
- Pewnie masz racj�, ale ja bym tego g�o�no nie m�wi�. Wiele
samorodnych talent�w poczu�oby si� niepewnie.
Roze�mia�a si�.
- Ma pan racj�. Ja zawsze musz� mie� swoje zdanie. Gdyby pan
tylko wiedzia�, jak trudno mi si� powstrzyma� od m�wienia prawdy.
- Lekcja pierwsza. Zawsze trzeba by� ostro�nym, je�li chodzi
o prawd�. Zadziwiaj�ce, jak bardzo inni jej nie znosz�.
U�miechn�a si� jeszcze raz:
-	Wspaniale. Te� tak s�dz�, a pan jest pierwszym cz�owiekiem,
kt�ry si� ze mn� zgadza.
-	Czy cz�sto chodzisz na popo�udniowe koncerty?
Zaprzeczy�a ruchem g�owy.
- Moja szko�a jest zbyt daleko. Zwykle nie mam czasu, ale dzi�
zwolniono nas wcze�niej. W gruncie rzeczy nie przyjecha�am na
recital. Lubi� ten park. Pi�knie wygl�da jesieni�.
- Musz� przyzna�, �e jestem pod wra�eniem - powiedzia� Jay. -
Nie oczekiwa�em czego� podobnego w ponurym, le��cym na p�-
nocy mie�cie.
11

Dziewczyna spojrza�a na niego.
- Nigdy jeszcze pan tu nie by�? Tu jest cudownie. Korporacja
kupi�a ten park i zaadaptowa�a stary dom na muzeum. Tam w�a�nie
odby� si� recital.
- Dosy� dziwne miejsce, jak na muzeum - odpar�. - To znaczy,
po�o�one na uboczu i odludne.
- Powinien pan zobaczy� je w lecie. Wtedy pe�no tu przy-
jezdnych.
Rozleg� si� ostry krzyk mewy przelatuj�cej tu� nad powierzchni�
jeziora. Dziewczyna popatrzy�a za ni� i powiedzia�a:
-	Chcia�abym po �mierci by� mew� fruwaj�c� w deszczu nad
powierzchni� wody.
Podnios�a twarz ku niebu, wystawiaj�c j� na deszcz.
-	To w�a�nie lubi� najbardziej. Cisz�. Samotno��. I ten deszcz -
uwielbiam deszcz.
Zamkn�a oczy i sta�a w ekstazie z podniesion� g�ow�, a jej buzi�
pokrywa�y stru�ki wody. Mia� wra�enie, �e rozpaczliwie goni za
�yciem i wierzy, �e znajdzie je w deszczu.
Si�gn�� po chusteczk� i powiedzia�:
- Prosz�, wytrzyj twarz. Za chwil� woda sp�ynie ci po plecach.
- Ju� sp�ywa - odrzek�a z tak� min�, �e ogarn�a go nieopano-
wana weso�o��. - Chod�my, poprowadz� pana dooko�a jeziora. Na
tamtym brzegu jest prze�licznie. Las dochodzi do samej wody, s� te�
wysepki z �ab�dziami i dzikim ptactwem.	.
Poszli szutrow� �cie�k� biegn�c� wzd�u� brzegu; wiej�cy od
jeziora wiatr ni�s� wilgotn� wo� butwiej�cych li�ci.
-	Czy ten zapach nie jest cudowny? - zapyta�a. - Czy w taki
dzie� jak dzi� nie ma si� uczucia, �e warto �y�?
Nie odpowiedzia� - nie m�g� znale�� odpowiednich s��w. Mia�a
racj�. To by� cudowny dzie�. Chcia�o si� �y�; ten zachwycaj�cy
dzieciak musia� mu to u�wiadomi�.
Zaintrygowa�a go przede wszystkim niewiarygodn� znajomo�ci�
�ycia. Poczuciem jedno�ci z wiatrem i drzewami, niebem i deszczem.
Kiedy dotarli na drugi brzeg, deszcz zamieni� si� w ulew�.
-	Szybciej, bo przemokniemy - powiedzia�a i zacz�a biec.
Jay ruszy� za ni�, ale ci�ki szynel kr�powa� mu ruchy. Zd��y�a
si� ju� ukry� pod wielkim bukiem, wyprzedzaj�c go o kilkana�cie
metr�w.
12

-	Podobno m�czy�ni to silniejsza p�e� - powiedzia�a z tri-
umfem.	.
Zdj�� p�aszcz i otrz�sn�� ze� krople wody.
-	Spr�buj biega� w wojskowych butach i szynelu. Zobaczysz, �e
to nie takie proste.
Spojrza�a na jego naramienniki.
- Korpus Wywiadowczy? - Wyra�nie zrobi�o to na niej wra�e-
nie. - Co pan robi w Rainford?
- Odbywam s�u�b� wojskow�.
- Czy troch� nie za p�no?
- Fakt, jestem staruszkiem. Mam dwadzie�cia trzy lata. Kilka
razy otrzymywa�em odroczenie, by m�c studiowa� na uniwersytecie.
Nazywam si� Jay Williams i poszukuj� rosyjskich szpieg�w.
Roze�mia�a si� i odrzek�a bezpretensjonalnie:
-	Caroline Grey. Ale dwadzie�cia trzy lata to nie jest staro��,
M�j dziadek zwraca�by si� do pana "m�j ch�opcze". A w Rainford
nie ma �adnych szpieg�w. To miasto �yje z przemys�u tekstylnego,
a tekstylia szpieg�w nie interesuj�.
Zastrzeli�a go. Przez moment nie by� w stanie wymy�li� od-
powiedzi? Dostrzeg� w jej oczach b�ysk rozbawienia; wybuchn�a
�miechem, kt�rego d�u�ej nie mog�a ju� powstrzyma�.
- Czy ma pan dyplom?
Potwierdzi� skinieniem g�owy:
- Jestem doktorem filozofii.
- To wspaniale. Co pan studiowa�?
- Histori�.
- Dlaczego? - zapyta�a, marszcz�c czo�o.
Wzruszy� ramionami.
- Wi�kszo�� s...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin