Henry Kuttner Nasz Diabe� Str� Od kilku dni cichutkie, nagl�ce wezwania rozbrzmiewa�y szeptem w m�zgu Carnevana. By�y nieme i natarczywe, a on por�wnywa� sw�j umys� do ig�y kompasu, kt�ra w ko�cu obr�ci si� niechybnie, by wskaza� najbli�szy biegun magnetyczny. Bez specjalnego trudu udawa�o mu si� skupi� uwag� na bie��cych zaj�ciach, ale, jak stwierdzi�, troch� niebezpiecznie by�o si� odpr�y�. Ig�a ko�ysa�a si� i obraca�a niedostrzegalnie, a bezg�o�ny zew przybiera� na sile szturmuj�c cytadel� jego �wiadomo�ci. Jednak tre�� przekazu pozostawa�a dla� nieznana. Ob��d nie wchodzi� tu bynajmniej w rachub�. Gerald Carnevan dobrze wiedzia�, �e nerwy ma zszarpane nie bardziej ni� wi�kszo�� mu wsp�czesnych. Mia� kilka stopni naukowych i piastowa� stanowisko m�odszego wsp�lnika w dobrze prosperuj�cym nowojorskim koncernie reklamowym, wnosz�c do� w udziale wi�kszo�� pomys��w. Grywa� w golfa, p�ywa� i nie�le radzi� sobie w bryd�u. Mia� trzydzie�ci siedem lat, szczup��, surow� twarz purytanina - z kt�rym nie mia� nic wsp�lnego - i by� ostatnio w umiarkowanym stopniu szanta�owany przez swoj� kochank�. Specjalnie si� tym nie przejmowa�, bo jego logiczny umys� podsumowa� ju� wszystkie ewentualno�ci, doszed� do sprecyzowanego wniosku i potem zapomnia� o ca�ej sprawie. Jednak nie tak do ko�ca. Ta my�l ko�ata�a si� gdzie� w zakamarkach pod�wiadomo�ci i przysz�a teraz Carnevanowi do g�owy. To mog�oby, oczywi�cie, by� wyja�nieniem tego "g�osu". T�umiona ch�� ca�kowitego rozwi�zania problemu. To by nawet nie�le pasowa�o, zwa�ywszy niedawne zar�czyny Carnevana z Phyllis Mardrake. Phyllis, pochodz�ca z Bostonu, nie darowa�aby swojemu narzeczonemu amor�w na boku, gdyby wywleczono je na �wiat�o dzienne. Diana, r�wnie bezwstydna, co urodziwa, nie zawaha�aby si� przed podobnym krokiem, gdyby przysz�o co do czego. Ig�a kompasowa znowu zadygota�a, obr�ci�a si� i zatrzyma�a jak wryta. Carnevan, kt�ry tego wieczora pracowa� do p�na w swym biurze, odchrz�kn�� gniewnie. Pod wp�ywem nag�ego impulsu odchyli� si� na oparcie fotela, wyrzuci� papierosa przez otwarte okno i czeka�. W my�l zalece� psychologii t�umione ��dze nale�a�o wydoby� na powierzchni�, gdzie mo�na je unieszkodliwi�. Maj�c to na uwadze Carnevan star� ze swej szczup�ej, surowej twarzy wszelki wyraz i czeka�. Zamkn�� oczy. Przez okno dolatywa� burzliwy pomruk nowojorskiej ulicy. Przycich� i odp�yn�� w dal niemal niezauwa�alnie. Carnevan pokusi� si� o analiz� swoich uczu�. Mia� wra�enie, �e jego �wiadomo�� jest zamkni�ta w szczelnym pude�ku i miota si� w nim we wszystkie strony. �wietlne plamy gas�y z wolna na zamkni�tych powiekach w miar� przystosowywania si� siatk�wki oka do ciemno�ci. Do jego m�zgu dociera� niemy przekaz. Nie rozumia� go. By� zbyt obcy - zbyt niepoj�ty. Ale w ko�cu uformowa�y si� s�owa. Imi�. Imi�, kt�re majaczy�o na skraju ciemno�ci, mgliste, trudne do uchwycenia. Nefert. Nefert. Rozpozna� je teraz. Przypomnia� sobie seans, w kt�rym uczestniczyli zesz�ego tygodnia z Phyllis na jej pro�b�. To by�o �a�osne, zwyczajne zawracanie g�owy - tr�bki, �wiate�ka i szepcz�ce g�owy. Medium organizowa�o seanse trzy razy w tygodniu w starej kamienicy niedaleko Columbus Circle. Nazywa�a si� Madame Nefert - a przynajmniej tak twierdzi�a, bo wygl�da�a bardziej na Irlandk� ni� na Egipcjank� . Carnevan ju� wiedzia�, co to za bezg�o�ne polecenie. Id� do Madame Nefert, brzmia� rozkaz. Carnevan otworzy� oczy. W pokoju zupe�nie nic si� nie zmieni�o. Niczego innego si� nie spodziewa�. W jego umy�le powsta�a ju� pewna bli�ej nie sprecyzowana teoria, wzniecaj�c iskierk� gniewnego rozdra�nienia faktem, �e kto� majstruje przy jego najbardziej osobistej w�asno�ci - przy jego j a. To pewnie hipnoza, pomy�la�. Podczas seansu Madame Nefert nie wiadomo jakim sposobem zdo�a�a go zahipnotyzowa� i dziwne reakcje trapi�ce go ostatnio wynika�y z pohipnotycznej sugestii. By�o to przypuszczenie troch� naci�gane, ale ca�kiem mo�liwe do przyj�cia. Carnevan, z racji swojej pracy w reklamie, zdany by� na my�lenie pewnymi schematami. Madame Nefert hipnotyzuje klienta. Ten klient wraca do niej zaniepokojony i rozumiej�cy co si� dzieje, a medium oznajmia mu prawdopodobnie, �e to duchy maczaj� w tym swe palce. Gdy klient jest ju� odpowiednio nastawiony - to pierwszy krok w kampanii reklamowej Madame Nefert wyk�ada na st� to, co ma do sprzedania. To podstawowa zasada gry. Wm�wi� klientowi, �e co� jest mu niezb�dnie do szcz�cia. A potem mu to sprzeda�. A wi�c to tak. Carnevan wsta�, zapali� papierosa i w�o�y� p�aszcz. Poprawiaj�c przed lustrem krawat przyjrza� si� uwa�nie swojej twarzy. Wygl�da� na tryskaj�cego zdrowiem, reakcje mia� normalne i w zupe�no�ci panowa� nad ruchami ga�ek ocznych. Przera�liwie zadzwoni� telefon. Carnevan podni�s� s�uchawk� . - Halo... To ty, Diano? Jak si� masz, kochanie? Pomimo pachn�cej szanta�em dzia�alno�ci Diany Carnevan wola� unika� zadra�nie� i nie komplikowa� jeszcze bardziej sytuacji. W duchu za� zast�pi� "kochanie" innym dosadnym epitetem, kt�ry nasun�� mu si� w tym momencie na my�l. - Nie mog� - powiedzia� w ko�cu. - Dzi� wieczorem czeka mnie wa�na wizyta. Chwileczk�, nie denerwuj si� nie wystawiam ci� wcale do wiatru! Czek wy�l� jeszcze dzisiaj poczt�. To zobowi�zanie odnios�o chyba skutek i Carnevan od�o�y� s�uchawk�. Diana nie wiedzia�a jeszcze o zbli�aj�cym si� terminie �lubu z Phyllis. Martwi�o go troch�, jak przyjmie t� wiadomo��. Phyllis, pomimo swego zachwycaj�cego cia�a, odznacza�a si� bezdenn� g�upot�. Atrybut ten relaksowa� z pocz�tku Carnevana, daj�c mu iluzoryczne poczucie wy�szo�ci w sp�dzanych razem chwilach. Teraz jednak g�upota Phyllis mog�a przysporzy� k�opot�w. P�niej do tego wr�ci. Teraz liczy�a si� tylko Nefert. M a d a m e Nefert. Na jego ustach zakwit� pogardliwy u�mieszek. Tytu� za wszelk� cen�. Szuka� zawsze znaku towarowego. To robi wra�enie na kliencie. Wyprowadzi� samoch�d z gara�u biurowca i dojechawszy alej� do �r�dmie�cia, skr�ci� w Columbus Circle. Madame Nefert mia�a salon reprezentacyjny od frontu i kilka zagraconych pokoik�w, kt�rych nikt nigdy nie ogl�da�, bo prawdopodobnie trzyma�a tam sw�j sprz�t. O profesji kobiety informowa� plakat naklejony na okiennej szybie. Carnevan wszed� po schodkach i zadzwoni�. Na d�wi�k brz�czyka pchn�� drzwi, wkroczy� do �rodka, skr�ci� w prawo, przecisn�� si� przez drugie, uchylone do po�owy drzwi i zamkn�� je za sob�. Okna zaci�gni�te by�y kotarami. Pok�j zalewa�a przyt�umiona, czerwona po�wiata z naro�nych lamp. Usuni�to z niego wszystkie meble. Zrolowany dywan le�a� pod �cian�. Na pod�odze widnia�y znaki nakre�lone fosforyzuj�c� kred�. Po�rodku pentagramu sta� poczernia�y garnek. To by�o wszystko i Carnevan potrz�sn�� g�ow� zdegustowany. Taka scenografia mog�a zrobi� wra�enie tylko na prostaczkach. Postanowi� jednak gra� dalej, dop�ki nie zg��bi do ko�ca mechanizmu tego dziwacznego popisu reklamowego. Przez szpar� w lekko uchylonej zas�onie wida� by�o alkow�, w kt�rej na prostym, twardym krze�le siedzia�a Madame Nefert. Carnevan zauwa�y�, i� kobieta nie zada�a sobie nawet trudu, �eby przebra� si� w swoje s�u�bowe maskaradowe szaty. Z t� mi�sist�, czerwon� twarz� i zaniedbanymi w�osami przypomina�a sprz�taczk� z jakiej� komedii George'a Bernarda Shaw'a. Mia�a na sobie kwiecisty szlafrok, a spod jego zwisaj�cych lu�no po� wystawa�a brudnobia�a halka opinaj�ca jej wydatny biust. Po twarzy ta�czy�y jej refleksy czerwonego �wiat�a. Popatrzy�a na Carnevana szklistymi, pozbawionymi wyrazu oczyma. - Duchy s�... - zacz�a i nagle zamilk�a, a z g��bi jej krtani doby� si� zduszony charkot. Ca�ym jej cia�em zacz�y wstrz�sa� konwulsyjne drgawki. - Madame Nefert - powiedzia� Carnevan t�umi�c cisn�cy mu si� na usta u�miech - chcia�bym pani zada� kilka pyta�. Nie odpowiada�a. Niezr�czne milczenie przeci�ga�o si�. Odczekawszy jaki� czas Carnevan zwr�ci� si� ostentacyjnie ku drzwiom, ale i to nie sk�oni�o kobiety do odezwania si�. Sz�a na ca�o��. Rozejrzawszy si� dooko�a zobaczy� co� bia�ego w poczernia�ym garnku i post�pi� krok bli�ej, �eby zajrze� do wn�trza. O ma�o nie zwymiotowa�. Wyszarpn�� z kieszeni chusteczk� i przyciskaj�c j� do ust odwr�ci� si� na pi�cie, �eby spojrze� na Madame Nefert. Ale nie potrafi� znale�� s��w. Opanowa� si�. Oddychaj�c g��boko u�wiadomi� sobie, �e jego r�wnowag� emocjonaln� niemal zburzy�a pomys�owa kartonowa wycinanka. Madame Nefert nie zareagowa�a. Pochyla�a si� w prz�d �api�c z trudem powietrze rz꿹cymi, chrapliwymi spazmami. Do nozdrzy Carnevana wpe�z� ledwie uchwytny, nieprzyjemny od�r. - Teraz! - zakomenderowa� kto� ostro. R�ka kobiety poruszy�a si� w powolnym, niepewnym ge�cie. W tym samym momencie Carnevan wyczu� w pokoju obecno�� kogo� trzeciego. Odwr�ci� si� gwa�townie i zobaczy� ma��, skulon� posta�, kt�ra przycupn�a po�rodku pentagramu i wpatrywa�a si� w Carnevana nieruchomym wzrokiem. Czerwone �wiat�o by�o przy�mione. Carnevan dostrzega� tylko g�ow� i bezkszta�tne cia�o siedz�cego w kucki m�czyzny - a mo�e ch�opca - ukryte pod ciemn� opo�cz�. Jednak sam widok g�owy wystarczy�, by serce zabi�o mu �ywiej z podniecenia. Bo to nie by�a ca�kowicie ludzka g�owa. W pierwszej chwili Carnevanowi wyda�o si�, �e to czaszka. Twarz by�a ; chuda, powleczona blad�, przezroczyst� sk�r� o barwie najprzedniejszej ko�ci s�oniowej i ca�kiem pozbawiona ow�osienia. Mia�a tr�jk�tny, troch� klinowaty zarys, bez wystaj�cych wzg�rk�w ko�ci policzkowych, kt�re cz�sto czyni� ludzkie czaszki tak odra�aj�cymi. Oczy by�y na pewno nieludzkie. Bieg�y skosem niemal do miejsca, gdzie znajdowa�aby si� linia w�os�w, gdyby ta istota posiada�a w�osy, i przypomina�y pos�pny, szarozielony kamie� upstrzony opalizuj�cymi, rozta�czonymi iskierkami podbarwionymi teraz na czerwono przez �wiat�o. By�a to niezwykle pi�kna twarz o czystej, beznami�tnej perfekcji wypolerowanej ko�ci. Cia�a Carnevan nie widzia�, bo kry�o si� pod opo�cz�. Czy ta dziwna twar...
pokuj106