KAIN MASSIN Poradnik dla grabie�cy grob�w Dwaj m�czy�ni stali na wzniesieniu g�ruj�cym nad stanowiskiem archeologicznym i sporym obozowiskiem, kt�re wyros�o wok� niego. Okolica by�a lekko pofa�dowana, doko�a rozci�ga�y si� pojedyncze kompleksy le�ne i du�e obszary p�l uprawnych. W oddali, na po�udnie od wzg�rza wida� by�o srebrn� wst�g� rzeki Tiszy. Na p�nocy ci�gn�y si� grunty orne, a po�r�d nich bieg�a jedyna droga prowadz�ca do i z tego miejsca. M�czy�ni skupiali ca�� uwag� w�a�nie na drodze; �ci�lej m�wi�c, obserwowali konw�j ci�ar�wek i autobus�w zbli�aj�cy si� do obozowiska. - Jeste� pewien, �e W�gr�w zadowalaj� nasze wyja�nienia. - Poindexter, chudy i �ylasty m�czyzna z przedwczesn� siwizn�, nie spojrza� na Willa, a to, co powiedzia�, by�o nie pytaniem, lecz stwierdzeniem. Ostrze�eniem. - Tak, panie pu�kowniku - odpowiedzia� ostro�nie Will. Cho� by� wy�szy i bardziej umi�niony od tamtego, zawsze mu ust�powa�. - Wydaje mi si�, �e W�grzy wierz�, i� chcemy tylko ods�oni� ob�z Attyli i pozosta�o�ci okolicznych osad. Drugi m�czyzna prychn�� prawie z pogard�. - Wydaje ci si�?! Ju� si� asekurujesz, Willu? Will poczerwienia� i by� rad, �e Poindexter na niego nie spojrza�. - Nie, prosz� pana. Nie ma powodu do obaw. Ustalili�my, kt�rzy z nich s� rz�dowymi szpiegami, i bardzo uwa�amy, kiedy s� blisko. Jestem pewien, �e w�adze nam wierz�. Wed�ug nich jeste�my prawdziwymi archeologami i chcemy tylko ods�oni� ostatnie obozowisko Attyli. Nawet zaproponowali, �e przy�l� nam specjalist�w do pomocy w badaniu tego, co ods�onimy. Poindexter za�mia� si� cicho, zn�w prawie z pogard�. - Powiedz im grzecznie, �eby si� odpieprzyli. Sami sobie poradzimy. Teraz poka� mi, co ma potwierdza� twoj� teori�. Will wzi�� g��boki oddech i wskaza� na odleg�e wzg�rze. - Tam, prosz� pana. Na tamtym wzg�rzu starodrzew jest wsz�dzie, tylko nie z tej strony, gdzie wydobywali kamie�. Kiedy po po�udniu jest dobre s�o�ce, nawet wida� bruzd� wyryt� w ziemi przez ska�y, kt�re ci�gn�li nad rzek�. - Zgadza si�, widzia�em twoje zdj�cia. - Poindexter skin�� nieznacznie g�ow�. Will o ma�o co nie westchn�� z ulg�. - Rozkopali�my ziemi� na wzg�rzu i jestem g��boko przekonany, �e mog� udowodni�, i� kamie� by� wydobywany w�a�nie tam. - Wystarczy, Willu. Nie wciskaj mi swoich racji na si��. Przyjmujemy twoj� teori�. Co jest nad rzek�? Will spojrza� ze z�o�ci� na plecy Poindextera, ale nie zmieni� tonu. - To by�o do�� sprytne, prosz� pana. Hunowie zniwelowali ma�y pag�rek i zabudowali zag��bienie. Potem odtworzyli pag�rek, �eby wygl�da� na nietkni�ty. Musieli�my wywo�a� wybuchami fale sejsmiczne i u�y� radaru do sondowania podziemia, ale teraz wiadomo prawie na pewno, �e pod ziemi� jest jaka� budowla. Naszym zdaniem w�a�nie tam pochowali Attyl�. Poindexter gwizdn�� cicho. - Masa roboty z czym� takim. Trzeba armii robotnik�w. Will skin�� g�ow�. - W tym czasie ujarzmili jakie� sze�� wsi. Wykorzystywali ich zapasy �ywno�ci i si�� robocz�, a potem zabijali wszystkich mieszka�c�w i r�wnali wioski z ziemi�. Pozosta�o�ci tych osad jeszcze tu s�, zaro�ni�te lasem. My�l�, �e po nast�pnym zasiedleniu tej okolicy rolnicy nie potrafili oczy�ci� gruntu z fundament�w i dlatego je zostawili. Resztki trzech osad wida� nawet st�d. - Will wskaza� zagajniki w po�owie drogi. Poindexter przyjrza� si� im uwa�nie. - Hmm - mrukn�� po chwili. - Nawet rzucaj� si� w oczy, je�li cz�owiek wie, czego szuka�. Mo�e W�grzy ju� o nich wiedz�. Wspomnij im o wioskach, ale udawaj, �e pozosta�o�ci odkry�e� przypadkiem. To powinno wystarczy�, �eby�my dalej byli dobrze widziani. Za�atw to w ci�gu nast�pnych trzech dni. Nie m�w nic o kamienio�omie; to by�oby ryzykowne. - A gdyby sami zacz�li bada� okolic�? Poindexter w ko�cu spojrza� na niego, przeszywaj�c go wzrokiem. - Odwied� ich od tego, Willu. Chc�, �eby W�grzy skoncentrowali si� na twoich poszukiwaniach i dali nam spokojnie wy�ledzi� gr�b Attyli. Nasz pracodawca p�aci ci bardzo du�e pieni�dze, �eby� wszystkiego dopilnowa�. Udowodnij, �e zas�ugujesz na jego pieni�dze i zaufanie. Will kiwn�� g�ow� z roztargnieniem, zbiera� w sobie odwag�, by przedstawi� swoj� pro�b�. - Panie pu�kowniku! Bardzo chcia�bym tam by�, kiedy ekipa b�dzie wchodzi� do grobowca. Gdyby pan mi to umo�liwi�, by�bym bardzo wdzi�czny. Poindexter pozwoli�, by na moment u�miech z�ama� lini� jego ust, po czym przeni�s� wzrok z powrotem na drog�, gdzie konw�j ci�ar�wek i autobus�w szybko zbli�a� si� do obozowiska. - No tak, sp�dzi�e� tu dwa lata na rozgrzebywaniu ziemi i starych legend. Wydaje mi si�, �e zas�u�y�e�, �eby by� na miejscu, kiedy wreszcie dobierzemy si� do ko�ci starego Huna. Zobacz�, co da si� zrobi�. - Dzi�kuj� panu. Poindexter zwr�ci� wzrok z powrotem w stron� obozowiska. - Za�atwi�em naszej ekipie rezerwowej noclegi w hotelu o p� godziny drogi st�d. Miejmy nadziej�, �e nie b�dziemy ich potrzebowa�. - Spochmurnia� jeszcze bardziej. - Zobaczmy, czy autobus wydostanie si� poza teren wykopalisk. - Umilk�, wpatruj�c si� w ob�z na dole. Konw�j w�a�nie zje�d�a� z drogi i ci�ar�wki i autobusy wtacza�y si� mi�dzy baraki i namioty w g�stych tumanach kurzu. Poindexter obserwowa� je bacznie, lecz tylko jego zaci�ni�ta pi�� zdradza�a napi�cie, jakie czu�. Korzystaj�c z zamieszania, pod os�on� kurzu, jeden z autobus�w od��czy� si� od konwoju, min�� obozowisko i pojecha� drog� w stron� rzeki. Poindexter omi�t� spojrzeniem ca�y ob�z, ale nie by�o �adnych oznak, �e autobus zosta� zauwa�ony. - Dobra nasza, Willu. - Na ustach pu�kownika zaigra� u�miech. - Wydostali si� poza obozowisko. Teraz mog� pojecha� nad rzek�. Zawiadamiaj mnie o rozwoju sytuacji. Dopilnuj, �eby W�grzy nie dowiedzieli si� niczego o tym, co robimy naprawd�. Dobrze zrobi�e�, �e rozpocz��e� wykopaliska w tym miejscu, �eby odwr�ci� ich uwag�. Utrzymaj to stanowisko jeszcze przez jaki� czas. Odwr�cili si� i przeszli do terenowej toyoty Willa. W�a�ciwie nie ma tutaj nic pr�cz przemieszczaj�cego si� �wiat�a, wolno mieni�cego si� barwami b��kitu, fioletu i fio�kowego r�u. Zimnymi kolorami oderwanymi od ciep�a i �ycia. Istoty �yj�ce i czuj�ce nie s� przystosowane do takiego ch�odu; gdyby kt�ra� z nich kiedykolwiek znalaz�a si� w tym miejscu, uzna�aby, �e nie ma w nim �ycia i nic si� w nim nie zmienia. Rzeczywi�cie nie ma w nim �ycia. Ale jest �wiadomo��. A w�a�ciwie... wiele �wiadomo�ci. Nie s� one �wiadome siebie nawzajem - ju� nie. One po prostu s�. I nie s�. A� nagle co� nimi wstrz�sa. Co� z ich przesz�o�ci, kt�ra ju� nic nie znaczy, naraz zaczyna co� znaczy�. Nie "znowu zaczyna co� znaczy�", bo tutaj nie ma �adnego "znowu". A jednak... Belinda Riggnet doda�a sobie odwagi, chwytaj�c za por�cze swojego w�zka inwalidzkiego, podczas gdy us�u�ne r�ce wynios�y j� z autobusu i postawi�y na ziemi. Rozlu�ni�a si� i cicho westchn�a z ulg�. Teren wykopalisk wytr�ci� j� z r�wnowagi. Nie znaczy�o to, �e mia�a co� przeciwko miejscu i otoczeniu - jedno i drugie przedstawia�o si� interesuj�co i obiecywa�o przyjemn� zmian� tempa �ycia. Jednak w miastach mia�a przynajmniej wi�cej udogodnie� dla w�zk�w inwalidzkich. Ludzie z ekipy, kt�ra jej towarzyszy�a, bardzo uwa�ali, ale Belinda i tak zwykle by�a niespokojna i zawsze obawia�a si�, �e kiedy� przypadkiem zrzuc� j� do krypty. Teraz, gdy jej w�zek sta� ju� bezpiecznie na ziemi, rozejrza�a si� wok�. Dobieg� j� warkot silnika i obr�ci�a w�zek w sam� por�, by zobaczy�, jak zakurzonym, wyboistym traktem nadje�d�a terenowy samoch�d i zatrzymuje si� obok autobusu. Gdy z pojazdu wy�oni�a si� szczup�a posta� Poindextera, Belinda musia�a st�umi� w sobie dreszcz. Co� w tym cz�owieku sprawia�o, �e czu�a si� nieswojo. Zreszt� nie tylko ona. Pu�kownik nigdy nie podnosi� g�osu i Belinda nigdy nie us�ysza�a od niego ostrych s��w, ale ludzie bali si� go. Toyota zawr�ci�a i po chwili znik�a z pola widzenia. Autobus pojecha� za ni� i ludzie Poindextera zostali w lesie sami. Belinda przybra�a oboj�tny wyraz twarzy, przygotowuj�c si� na badawcze spojrzenie Poindextera. Prawdopodobnie robi� to tylko z pobudek wynikaj�cych ze szkolenia wojskowego, ale zawsze najpierw przychodzi� j� przywita�, a dopiero potem zabiera� si� za inne sprawy. - Dzie� dobry, Belindo - powiedzia�, podchodz�c do niej. Nawet jego niedba�y krok kojarzy� si� jej z w�em gotowym do ataku. - Ciesz� si�, �e dotar�a� na miejsce bez k�opot�w. Nie martw si�, rozbijemy ob�z raz-dwa i zaraz b�dziesz mia�a wszystkie wygody jak w domu. - Dzi�kuj�, panie pu�kowniku. - Belinda cieszy�a si� w duchu, �e ju� nie zbiera si� jej na j�kanie, kiedy z nim rozmawia. - To urocze miejsce. Poindexter zmarszczy� brwi i rozejrza� si� dooko�a. - Tak, ma swoje dobre strony. Nie jest tak eksponowane, jak te wszystkie miejsca, gdzie zwykle nas wysy�aj�. Chyba b�dziemy mogli pracowa� mniej nerwowo. - Popatrzy� na ni�. - No dobrze, skoro u ciebie wszystko w porz�dku, to zajm� si� innymi sprawami. Ju� znale�li�my wej�cie do krypty i szykujemy dla ciebie specjalny podjazd. B�d� gotowa jutro. Przy�l� ci Hansa do pomocy. - Dzi�kuj�. - Zmusi�a si� do s�abego u�miechu, najlepszego, na jaki mog�a si� zdoby�. Jednak pu�kownik ju� go nie zobaczy�, bo ju� szed� w stron� Chalmersa, swojego asystenta. Belinda w��czy�a elektryczny nap�d silnikowy swojego w�zka inwalidzkiego i zacz�a przemieszcza� si� w kierunku obozu, forsuj�c silnik na mi�kkim pod�o�u. "Specjalny podjazd" by� nier�wn� �cie�k� wyryt� w stromym brzegu rzeki. Miejscami wy�o�ono j� deskami, by u�atwi� Belindzie przejazd, ale takie luksusy zawsze ograniczano do minimum. Prace wykopaliskowe Poindextera cechowa�a przede wszystkim niewidoczno��. Gdyby tereny rob�t zosta�y odkryte, pu�kownikowi i jego ludziom grozi�oby d�ugoletnie wi�zienie, dlatego miejsca te by�y zawsze bardzo starannie kamuflowane. Belinda przypomnia�a sobie o tym, kiedy Hans pc...
pokuj106