Niemczuk Plaga.txt

(395 KB) Pobierz
Jerzy Niemczuk

Plaga

Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
Romanowi Czajkowskiemu
Wi�kszo�� ludzi zaczyna i ko�czy w szpitalu, mo�na wi�c uzna� szpital za 
naturaln� ram�
ludzkiego losu. Pocz�tek i koniec. Alfa i omega.
Je�liby wi�c co� mia�o by� pocz�tkiem w zgodzie z do�wiadczeniem wi�kszo�ci, to 
lecznica
nadaje si� do tego celu najbardziej, cho�by nie by�a centralna, uniwersalna, 
lecz zwyk�a,
powiatowa, do tego wymagaj�ca remontu.
Oczywi�cie, je�li kto� si� zacznie g��biej zastanawia� nad sensem takiego 
incipitu, to got�w
uzna�, �e kondycja ludzka zosta�a uznana za co� w rodzaju procesu chorobowego, i 
na tej
podstawie dopatrywa� si� przer�nych patologii czy nawet chorobliwych uog�lnie�.
Na t� niezdrow� sk�onno�� do wnikliwych docieka� nie wynaleziono tymczasem 
lekarstwa.
A tu, prawd� m�wi�c, szpital ma�o reprezentacyjny, nic specjalnego, zwyk�a 
plac�wka
zdrowia albo, jak kto woli, siedlisko chor�b. Karaluchy, trzeba przyzna�, 
wyst�puj�, ale ju�
rzekome szczury nale�y przypisa� wyobra�ni pacjent�w, ponad wszelk� w�tpliwo�� 
chorobliwej.
Chyba �e jest to jeden szczur dla potwierdzenia regu�y, �e w szpitalnictwie ten 
rodzaj
gryzoni nie wyst�puje i na d�um� nikt w Polsce nie umiera.
W rezultacie wszelkie z�o polega przecie� nie na tym, �e szpitale s� takie czy 
inne, ale na
tym, �e istniej� choroby. Wszelkie lecznice to z�o konieczne i mo�e nie powinno 
by� w nich
za dobrze, by organizm chcia� wr�ci� do poprzedniego stanu.
Ludzie sobie tu chorowali, przewa�nie bezp�atnie, na przer�ne choroby; 
nieuleczalne,
spo�eczne, zawodowe, a czasami na takie, �e nawet sami lekarze nie wiedzieli, co 
im jest.
Kto le�a� przewlekle, ten z czasem trafia� na sal� wieloosobow� albo i mniejsz�, 
jak ju� nie
by�o gdzie wi�cej ��ek dostawi�. Jak komu si� co nagle przytrafi�o, �e bez 
�adnej kolejki
musia� do szpitala, stawiali go w korytarzu i czeka� tu jak w czy��cu, a� go 
czyje� wyzdrowienie
lub, nie daj Bo�e, �mier� do sali przeniesie. Ciasnota by�a w tym nieszcz�ciu 
od dawna,
odk�d choroby szpitalne sta�y si� dost�pne dla ka�dego obywatela, a teraz 
doszed� do tego
remont nie licz�cy si� z dolegliwo�ciami.
Przed dwoma laty stwierdzono, �e jest on konieczny, ale nie by�o �rodk�w, a 
ostatnio
wreszcie go rozpocz�to przy zachowaniu ci�g�o�ci szpitalnego chorowania. Co� w 
rodzaju
eksperymentu. G�o�no nikt tego jednak w ten spos�b nie odwa�y� si� sformu�owa�, 
�eby nie
pomy�lano, �e w miejscowym szpitalu przeprowadza si� eksperymenty na ludziach. W 
zasadzie
kierowano si� bowiem dobrem pacjenta, zgodnie z �aci�sk� sentencj� �sanitas 
populi
suprema lex�, kt�r� pierwszy ordynator przed czterdziestu laty kaza� wyry� w 
korytarzu.
Pacjentom oczywi�cie z tym pieprzonym remontem dobrze nie by�o. Wr�cz 
przeciwnie.
Nikt jednak nie choruje dla przyjemno�ci, a z drugiej strony z powodu 
nieustannego kucia
niekt�rzy zapominali o b�lu, cierpieniu i chorobie.
Nawet g�uchoniemi na laryngologii kl�li przez sen.
Stuletni bez ma�a staruszek, nazywany przez wszystkich Ojcem, kt�ry po raz 
pierwszy w
�yciu trafi� na szpitaln� sal� ze z�aman� nog�, kiedy tynk z sufitu zacz�� mu 
si� sypa� na g�b�,
j�kn��, �eby z tym zasypywaniem zaczeka� przynajmniej, a� si� wyspowiada. 
Zdawa�o mu
si�, �e �ywcem go grzebi�, bo ju� nawet medycyna nie mo�e si� doczeka� jego 
�mierci. Sam
te� mia� ciche pretensje do �ycia, �e si� go tak trzyma, na przek�r metryce i 
niedostatkom
d�ugiego bytowania, w kt�rym przysz�o mu poza kolejno�ci� ogl�da� pogrzeb 
najstarszego
syna, co zmar� ze staro�ci maj�c blisko osiemdziesi�tk�. Odziedziczy� po nim 
mieszkanie.
Kiedy poczu� sypi�ce si� grudy, zacz�� bez �alu wita� si� ze �mierci�, troch� 
tylko zawiedziony,
�e przychodzi z pomini�ciem nale�nego ceremonia�u, a �e umiera�, bo przecie� 
zdawa�o
mu si�, �e umiera, wiadomo, po raz pierwszy w �yciu, to i nie bardzo wiedzia�, 
czy to ca�kiem
po czasie, czy jeszcze chwila mu zosta�a.
� Jeszcze nie. Ojciec � �yczliwie u�wiadomi� go m�ody operator d�wigu, 
wypluwaj�c na
po�ciel kawa�ek tynku. Operator trafi� tu z przyczyny �art�w na budowie. Kolega 
z koparki
sypn�� mu na �eb ton� zmarzni�tej ziemi. Cz�owieka w �y�ce wody mo�na utopi�, a 
co dopiero
m�wi� o takiej szufli. Nie licz�c wstrz�su m�zgu, po�ama�o mu �ebra, miednic�, 
podudzie i
lew� r�k�. Nie upada� na duchu, bo by� ubezpieczony. Wiadomo, wypadek przy 
pracy. Do
kolegi, kt�ry go tak dotkliwie przysypa� dla �artu, odczuwa� oczywi�cie pewne 
pretensje, ale
nie a� takie, �eby b�d� co b�d� niewinnego cz�owieka, kt�ry nikogo nie obrabowa� 
ani nie
napad�, skazywa� na wi�ziennictwo.
Gorsza od cierpie� by�a nuda. Gips spowija� go od st�p do g��w. Opowiada� 
ci�gle, co
zrobi, kiedy ju� rozbije t� bia�� skorup�, w kt�rej spoczywa od tygodni jak nie 
wyklute piskl�.
Dostanie przecie� urlop na rekonwalescencj�. Wielu rozrywek wymy�li� nie 
potrafi�.
,Pieprzenie i picie to spos�b na �ycie� � mawia�, a potem to szczeg�owo 
rozwija�.
Staruszek �yczliwie wys�uchiwa� tych opowiada�, a czasem u�miecha� si� nawet, 
wyra�nie
przypominaj�c sobie jakie� odleg�e epizody. Niekiedy sam te� zdobywa� si� na 
monolog. Liczy�
w�wczas wojny, jakie prze�y�. Z t� ostatni�, najnowsz�, wychodzi�o mu pi��. 
Pono�
najl�ejsza, a ju� jej chyba nie prze�yje, bo nie te lata.
� Prze�yje Ojciec � powiedzia� operator i gwizdn�� przez z�by na pana Stasia, 
kt�rego
wszyscy w szpitalu nazywali Perszyngiem. Pan Stasio by� popularny z paru 
powod�w. Po
pierwsze sp�dzi� w szpitalu kawa� czasu i zna� tu wszystkie przej�cia, doj�cia i 
uk�ady, a po
drugie z powodu amputacji obu n�g jak ma�o kto nadawa� si� do roli 
pocieszyciela. Do tego
mia� weso�e usposobienie i by� uczynny. Uczynno�� by�a trzecim powodem 
zas�u�onej popularno�ci
Perszynga. Dostarcza� alkohol cierpi�cym i spragnionym. Wydostawa� si� za bram�
szpitala na swoim w�zku i przemyca� p�litr�wki w nogawkach, kt�rych ca�ej 
d�ugo�ci ze
zrozumia�ych wzgl�d�w nie wykorzystywa�. Nie pobiera� �adnych op�at z tego 
tytu�u, ale
wszyscy zapraszali go do towarzystwa.
Dla Perszynga by�a to ju� druga amputacja obu ko�czyn dolnych. Pierwszej dokona� 
kiedy�
poci�g elektryczny Warszawa ??T�uszcz, gdy pan Stasio po pijanemu sforsowa� 
nasyp
kolejowy i zasn�� na torach.
� Ju� kiedy� na to chorowa�em � mawia�. � Wida� mam sk�onno�ci.
Gdy nauczy� si� je�dzi� na w�zku, wpad� pod samoch�d prowadzony przez pijanego 
kierowc�.
Nogi trzeba by�o skr�ci� jeszcze o kawa�ek. Perszyngowi nie zale�a�o na 
d�u�szych
kikutach, wi�c pobyt znosi� pogodnie.
Choroba chorob�, a praca prac�. Remont si� przed�u�a�. Ojciec przyzwyczai� si� 
do tynku
spadaj�cego na poduszk� i tylko tynkarze nie mogli przyzwyczai� si� do chor�b. 
Pili z tego
powodu. Wcze�niej te� pili, ale z innych przyczyn, bo pili, mo�na powiedzie�, 
systematycznie.
Mieli do tego zawodowe sk�onno�ci.
Perszyng mia� zamiar wyskoczy� na oddzia� �e�ski, �eby po�artowa� z damskich 
przypad�o�ci,
ale wycofa� si� w progu, bo na ko�cu korytarza spostrzeg� cz�owieka w 
kombinezonie
pchaj�cego z mozo�em taczk� wype�nion� po brzegi rzadk� cementow� zapraw�.
Perszyng patrzy� z zainteresowaniem. W szpitalu, poza lekarzami i 
piel�gniarkami, ma�o
kto pracuje, wi�c widok by� to niecodzienny. Chorzy wyci�gali szyje, gdy mija� 
ich w pochlapanych
cementem gumiakach, a w przekrwionych oczach mia� co� takiego, co przypomina�o
rozpacz poniedzia�kowego kaca. Zimny pot zalewa� mu czo�o. Wszyscy �ledzili jego 
wysi�ek
w skupieniu.
Taczka by�a pe�na jak oko. Gdy doszed� do zakr�tu, zawadzi� o r�g ��ka i 
zaprawa mlasn�a
metrowym j�zorem.
Chorzy z korytarza j�kn�li g�ucho, bo przez taki j�zor �adna salowa nie 
przeskoczy z basenem.
W normalnych warunkach si� nie spiesz�, a co dopiero z przeszkodami. Czy im za 
to
p�ac�? Czy one na budowie robi�, �eby si� z kaczkami gania� po zaprawie?
Dla sytuacji salowych by�o du�e zrozumienie. Praca ci�ka, nikt jej podj�� nie 
chce, wi�c
jak ju� kt�ra podejmie, to przewa�nie taka, co do �adnej roboty si� nie nadaje. 
W zwi�zku z
tym poruszeniom salowych towarzyszy� nieustanny brz�k blachy. Bilon d�wi�cza� 
jak dzwoneczek
na szyi barana, salowe zbiera�y bez po�piechu nale�ne im datki i z szorstk� 
oboj�tno�ci�
wype�nia�y swoje pos�ugi.
Cz�owiek w roboczym kombinezonie z rezygnacj� odstawi� taczk� i r�kawem otar� 
pot z
czo�a. Patrzy� w ot�pieniu na glejowat� szar� substancj� pe�zn�c� po korytarzu.
� Nie ma dzisiaj roboty � westchn��, a w jego g�osie brzmia� smutek i cichy 
zaw�d.
By� poniedzia�ek. Dziewi�ta pi�tna�cie. Henryk Bok, emerytowany kolejarz 
zatrudniony w
niepe�nym wymiarze godzin, by� jedynym pracownikiem brygady remontowej, kt�ry o 
tej
porze podj�� prac�. Sku� stary tynk na drugim pi�trze, przygotowa� zapraw� na 
pierwszym i
mia� przyst�pi� do tynkowania.
Nie m�g� jako� do tej pory przywykn�� do rytmu pracy w brygadzie. Tynkarze 
zjawiali si�
co kilka dni i z zapa�em przyst�powali do roboty. Przez kilka godzin z furi� 
bryzgali na �ciany,
zacierali tynk packami, betoniarki wy�y w chmurach cementu jak wilki we mgle, a 
potem
zwykle kt�ry� stawa� i z wyrazem ot�pienia i t�sknoty zaczyna� spogl�da� w jaki� 
martwy
punkt na �cianie. Rozmy�la� przewa�nie, czy praca o dzie�o daje cz�owiekowi 
szcz�cie i czy
do szcz�cia potrzeba rzeczywi�cie wi�cej, ni� mo�na osi�gn�� przeprowadzaj�c 
�ciep� na
piwo... Nie musia� dzieli� si� w�tpliwo�ciami, bo wszyscy zaczynali odczuwa� to 
samo. Pieni�dze
zbierano do beretu, a butelki do starej wys�u�onej torby, kt�ra jak sztandar 
w�drowa�a
z nimi z budowy na budow�.
Do powrotu pe�nych butelek pracowali jeszcze przez pewien czas, mo�na 
powiedzie�, wyczekuj�co,
a potem z namaszczeniem wycierali d�onie o spodnie i w skupieniu sp�ukiwali z
garde� wapienno-cementowy osad. Piwo, samo w sobie niewinne, budzi�o zwykle 
g��bsze
t�sknoty i oczekiwania, a tak�e w�tpliwo�ci, czy ci�k...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin