Nowakowski Książę nocy.txt

(402 KB) Pobierz
Marek Nowakowski

Ksi��� Nocy

Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
KSI��� NOCY
Nasz �wiat by� ma�y, a wydawa� si� olbrzymi. Codziennie kolejka EKD wozi�a nas z 
dalekiego
przedmie�cia przez pola i nisk� drewnian� zabudow� do centrum miasta. 
Uciekali�my z
naszych dom�w, od narzekania rodzic�w, szkolnych obowi�zk�w, spokoju i 
niezmiennego
�adu naszej zasiedzia�ej od pokole� dzielnicy, gdzie na szambiarza wo�ano 
"z�ociarz" i to
przezwisko niczym sztafetowa pa�eczk� przekazywali starsi ch�opcy m�odszym. 
Uciekali�my
od tego g�osu: "Handlarz, kupuje starzyzn�, stare ubrania", lub "Blacharz, 
lutuje, reperuje
stare garnki", a oczy nie chcia�y ju� patrze� na ci�gle ten sam widok przed 
oknem. I wydawa�o
si� nam, �e naprawd� uciec mo�na. Nieraz pozbawiony but�w, ubrania albo 
zamkni�ty
w mieszkaniu przez matk�, przymyka�em oczy i r�ne nies�ychane �wiaty si� 
otwiera�y. Rosn�cy
stukot k� na szynach budzi� wyobra�ni� do dzia�ania. Na tej naszej trasie 
stosunki panowa�y
familijne, znali�my konduktor�w i oni nas znali, nieraz te� pozwalali jecha� na 
gap�.
Mijali�my Wiktoryn, piekarni� Rappa, krzy� przy drodze i szcz�liwickie 
glinianki. I tak po
dwudziestu minutach docierali�my do centrum miasta.
Centrum miasta to by�y nieliczne ocala�e kamienice, stercz�ce w�r�d ruin i 
ceglastych wysypisk.
Tramwaje i doro�ki, zdobny w secesyjne p�askorze�by stary hotel, bazary i budy,
gdzie kipia�o handlowe �ycie, sklepy, warsztaty, knajpki. Tu w �r�dmie�ciu 
wydawa�o si�
nam, �e dotarli�my do rdzenia wielkiego �wiata. I od przystanku naszej niebiesko 
- ��tej
kolejki deptali�my te ulice niezmordowanie, nieustannie na co� licz�c, 
nieustannie czego� si�
spodziewaj�c. Najlepsz� por� by�a noc. Os�ania�a wszystko g�stniej�c� 
ciemno�ci�, latar�
jeszcze wtedy by�o ma�o i ka�da brama, ka�de wysypisko gruz�w ogromnia�o, 
pot�guj�c ten
podnios�y nastr�j tajemnicy. Krzyki, szepty i charkoty dochodzi�y z ruin, a my, 
dygoc�c z
przej�cia, wyobra�ali�my sobie dramaty pe�ne grozy i patosu. Tak� nocn� por� 
zatrzyma� nas
Ksi��� Nocy.
??Moja stajnia jest zagro�ona - o�wiadczy� wzburzony. Zbyszek M�otek i ja 
byli�my gotowi
na ka�de jego skinienie. Ksi��� Nocy nos mia� krogulczy, szpakowat� szop� w�os�w 
i
nosi� niezwykle wzorzyste apaszki. W rozmowie u�ywa� g�sto obcych s��w i znane 
mu by�y
stosunki panuj�ce w wielu wi�zieniach Europy. Ju� na oko jak pstry ptak 
wygl�da�. Ci m�odzi
milicjanci, co to prosto ze wsi do pilnowania porz�dku w mie�cie przyszli, 
patrzyli na niego w
niemym zagapieniu. Taka jedna starucha postrzelona, kt�ra wysiadywa�a w 
"Kopciuszku",
ci�gle nim zadziwiona: - Gdzie taki kwiat m�g� wyrosn��? - Wi�c by� inny. To nam 
w�a�ciwie
wystarcza�o.
Niedawno Ksi��� Nocy pokaza� nam swoja stajni�. Kroczy�y te dziewczyny 
majestatycznie,
dostojnie. Pierwsza ta chuda, wysoka, Hanka �yletka. Nieco z ty�u sz�a Ita o 
pi�knych
w�osach. Ksi��� Nocy u�miechn�� si� wtedy diabelsko. Znali�my te jego u�miechy. 
Swoisty
szyfr. Ten znaczy� rado�� pogromcy.
??Puszczam je w miasto... - buchn�� nam w oczy k��bem dymu z cygara, kt�re 
wytrzasn��
nie wiadomo sk�d. - A rano... - przeci�ga� s�owa - b�d� liczy� kas�.
Pili�my jak mi�d te s�owa. Wszystko, co powiedzia�, wiele znaczy�o dla nas. 
Zbyszek
M�otek i ja. M�odzi, niespe�na szesnastoletni ch�opcy, co uganiali si� szukaj�c 
B�g wie czego.
- Gniecie - powiedzia� murarz Pi�tek z naszego przedmie�cia. - Ci�giem gniecie. 
- I r�k�
zatacza� kr�g szerokiZawsze tak m�wi�, kiedy by� trze�wy. Wypiwszy sobie radowa� 
si� i
wrzeszcza�: - Kira bella, beliissima!
Przypomnia�em sobie nieraz to jego "gnicie", przypisuj�c temu wielorakie 
znaczenia.
Zbyszek M�otek mia� zro�ni�te �ebra i twierdzi�, �e przyjmuje ka�dy cios. A ja 
nie mia�em
nic. Chudy szczeniak o stercz�cych niesfornie w�osach, bi� te� nie umia�em si� 
za dobrze. I
tak bardzo pragn��em, �eby co� si� sta�o! Tak jak kiedy� mierzy�em si� 
niecierpliwie na framudze
drzwi pragn�c przerosn�� ojca, kt�ry by� niskiego wzrostu. Ju� du�o prze�y�em 
rozczarowa�,
wdzieraj�c si� w g��b �r�dmie�cia. Mimo to ci�gle na co� liczy�em. Obaj wi�c ze
Zbyszkiem M�otkiem uznali�my zgodnie dotychczasowe nasze �ycie za p�askie i 
nieciekawe.
Tote� jak trafi� si� nam ten Ksi��� Nocy, od razu wszystko zawirowa�o jak 
karuzela.
Wdzi�czni byli�my Ksi�ciu Nocy i m�g� na nas zawsze liczy�.
A wdzi�czni mu byli�my przede wszystkim za to, �e nas w�a�nie wybra�. Tylu 
ch�opak�w
przecie� w��czy�o si� po �r�dmie�ciu i wystawa�o na pikiecie pod zegarem. Ka�dy 
z nich by�
tak samo niecierpliwy i spragniony. M�g� Ksi��� Nocy wybiera� w�r�d niema�ej 
gromady i
ka�dy by za nim poszed�. Taki Heniek Bankier, Lechu Papuga albo Rysiek Tabaczka. 
Inni
jeszcze. R�ne oni wymy�lali zabawy i ci�gle czego� by�o im brak. Zbierali 
watahy do walki
z Prag�, wyznaczali pole bitwy przy pomniku ko�o cerkwi i potem rozgrywa�a si� 
zawzi�ta,
krwawa walka z tek samo niecierpliwymi i na wszystko gotowymi ch�opakami z 
Pragi.
Czy cho�by To�ko z Grochowa lub Edek, co tak pi�knie plu�. Z tego pieprzonego 
czekania,
ze z�o�ci na to przeciekanie dni nauczy� si� tak �wietnie plu�. Chodzili�my 
nieraz z
Edkiem, a on wypatrywa� sobie jakie� ofiary, najcz�ciej by�a to para 
zakochanych, i id�c za
nimi pokrywa� ich p�aszcze g�stw� plwociny, celnej, nieomylnej, gdzie chcia�e�, 
m�g� trafi�,
w sam czubek czapki, ko�nierz, mankiet r�kawa czy nogawk� przy bucie. I tak plu� 
ten Edek z
zawzi�t� min�. I nigdy si� nie u�miecha�. Czasem t� zabaw� z nud�w nasyca� 
wi�kszym hazardem.
Opluwa� milicjant�w i wtedy rzeczywi�cie emocja by�a znacznie wi�ksza. Nieraz
uciekali�my i goni�y nas gro�ne okrzyki "St�j!" lub przera�liwe gwizdki. Edek z 
powodu tego
plucia bardzo by� popularny zar�wno u nas pod zegarem, jak te� na Pradze przy 
ruskim ko�ciele.
Raz, schwytany przez rozjuszonego kolejarza, t�umaczy� si� ze zbola�� min�, �e 
jest po
prostu gru�likiem.
- Wypluwam p�uca - m�wi� bezczelnie.
Kolejarz z zaskoczenia popu�ci� nieco swojej �apy na jego ko�nierzu. Wtedy Edek 
uciek�.
A To�ko z Grochowa z peda�ami wymy�la� hece. By� taki �ysy, obrz�k�y, co 
prowadzi�
Fotoplastikon. To�ko, �niady ch�opak o migda�owych oczach, na niego w�a�nie 
zagi�� parol.
Przedtem za�o�y� si� z nimi.
- Rozpracuj� go - o�wiadczy�.
Poda� dok�adny termin. Skutkiem tego rozpracowania mia�a by� forsa. Podchodzi� 
wi�c
pod kas� w tym Fotoplastikonie i wlepia� te swoje ga�y migda�owe w obrz�k�ego 
peda�a. Peda�
wierci� si� i sapa�. Zaprasza� zacz�� go�cinnie do wn�trza. Pokazywa� specjalnie 
dla niego
najlepsze programy. Takie jak: Wycieczka na Hawaje, Nowy Jork - miasto gigant, 
�owcy
g��w na Borneo czy Bali Wyspa tancerek. A kiedy d�u�ej ju� wytrzyma� nie m�g�, 
zacz�� si�
ociera� o To�ka i jak kot zamyka� oczy. To�ko m�nie znosi� te obrzydliwo�ci. 
Ale kiedy
peda� si�gn�� do rozporka, powiedzia�: Stop! Udr�czony peda� pieni�dzmi sypn��. 
I tak mia�
To�ko fors� na kino. A pi�knych film�w ca�a seria sz�a. M�ciwy Jastrz�b, 
Bohaterki Pacyfiku,
Pi�ciu zuch�w. I ten odkrywany dopiero przez nas rodzaj powie�ci w obrazach, 
pe�en
dramatyzmu i efekt�w akustycznych, bardzo wci�ga�. Na pikiecie przez pewien czas 
wielu
ch�opc�w mia�o przezwiska z film�w w�a�nie. Co sprytniejsi zreszt� stawali si� 
konikami,
czyli handlarzami bilet�w, pod kinem "Atlantic". Zbyszek M�otek te� chcia� si� 
tam dosta�.
Ale go przep�dzili. Ich szef, taki starszy, przezwiskiem Sztajer, nawet go 
uderzy�.
Tak wi�c To�ko nawet od tych konik�w m�g� bilety sobie kupowa� i nas czasem 
zaprasza�.
A wst�pu do rozporka broni� nieugi�cie. Opowiada� ze szczeg�ami te seanse z 
peda�em.
Tamten dwoi� si� i troi�, �eby dotrze� do sedna. W�dk� go poi�, nawet tak� 
mieszank� piorunuj�ca
wykombinowa�, gdzie razem spirytus, likier i wino. To�ko, cho� rzygn��, jednak 
czujno�ci
nie straci� i uciek�. Mieli�my niez�� zabaw�, kiedy To�ko tym swoim �piewnym 
g�osem
z lwowskim akcentem, pomagaj�c sobie wyrazist� gestykulacj�, to zdarzenie 
odtwarza�. Mia�
To�ko g��bokie przekonanie o wielkich pieni�dzach, kt�re mo�e z powodu swej 
�adnej twarzy
uzyska�. Wystawa� te� nieraz pod tym sklepem jubilerskim, gdzie taka t�usta baba 
za kontuarem
urz�dowa�a. Liczy� na ni�, bo r�nie o niej m�wili. Nawet spr�bowa� j� zaczepi�, 
a �e
mu si� �pieszy�o, powiedzia� wprost, na co liczy. Dosta� w twarz od tej grubej 
baby i my si�
�mieli�my. Potem wsp�lnie wykonali�my zemst�. Tu� przed opuszczeniem �aluzji na 
okna
szyb� kamulcem wybili�my. By� krzyk i tupot uciekali�my przez podw�rka, 
przechodnie
bramy i p�oty. Schowali�my si� w szopie za ko�cio�em �wi�tej Barbary. Przebiegli 
ko�o szopy,
ale nas nie odkryli.
Jednak w tym swoim �a�eniu po �r�dmie�ciu szcz�cia nie mia�em i wcale na or��w 
jeszcze
si� nie natkn��em. Raczej w�t�e ptaszki. I sprawy ja�owe. Nie takie, o jakich 
marzy�em.
Tak wystawa�em w�r�d ch�opak�w na pikiecie, s�ucha�em ich czczych przechwa�ek i 
wcale
s�ucha� mi si� nie chcia�o. Doskonale wiedzia�em, �e oni tak samo jak ja 
przewa�nie si� rozgl�daj�
i tego nieoczekiwanego wypatruj�. Cho� by� taki jeden... Drut go nazywali. Albo 
Student.
To drugie znaczy�o, �e m�dry, cwany i troch� jakby obcy. Bo zawsze tak jako� 
spogl�da�
z dystansu. W nim by�a bezwzgl�dno��. Jak strasznie tak jako� kopa� tego 
ch�opaka z brygady,
co bikiniarzom plerezy, czyli te d�ugie fryzury, �cina�a. Zajadle, bezlito�nie. 
Buty
mi�kko wchodzi�y w cia�o le��cego.
- Trzeba go odzwyczai� - powiedzia� Drut swoim cichym, grzecznym g�osem.
A wszyscy z pikiety patrzyli w milczeniu. I tylko co uderzenie buta, to 
niekt�rzy dr�eli
lekko.
Drut znik� potem z pikiety. M�wili, �e zacz�� du�e numery na Wybrze�u. Nie 
dziwi�em si�
temu. Twarz mia� tak� nieruchom� i te okulary tak spokojnie przed b�jk� 
zdejmowa�. Zazdro�ci�em
Drutowi. Ale kiedy pr�bowa�em czego� podobnego, nie wychodzi�o mi wcale.
Nos...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin