Simmons Pod prąd Styksu.txt

(24 KB) Pobierz
Dan Simmons

Pod pr�d Styksu

To co kochasz pozostanie reszta jest prochem
To co kochasz najbardziej nie b�dzie ci odebrane
To co kochasz najbardziej jest twoim dziedzictwem prawdziwym...
Ezra Pound
Canto LXXXI
Bardzo kocha�em mam�. Po pogrzebie, po opuszczeniu trumny 
do grobu, ca�a rodzina pojecha�a do domu i czeka�a na jej 
powr�t.
Mia�em wtedy dopiero osiem lat i niewiele sobie 
przypominam z ca�ej ceremonii. Pami�tam o wiele za ciasny 
ko�nierzyk koszuli z zesz�ego roku i krawat niby p�tl� na 
szyi. Pami�tam, �e czerwcowy dzie� by� zbyt pi�kny na to 
smutne zgromadzenie. Pami�tam wujka Willa, kt�ry pi� od 
samego rana, i butelk� Jacka Danielsa, kt�r� wyj�� w drodze 
do domu. Pami�tam twarz ojca. 
Popo�udnie ci�gn�o si� d�ugo. W rodzinnym zebraniu nie 
odgrywa�em �adnej roli i doro�li nie zwracali na mnie uwagi. 
Kr�ci�em si� po pokoju ze szklank� ciep�ej oran�ady, a� 
wreszcie zdo�a�em wymkn�� si� na podw�rze. Nawet dobrze 
znany teren zabaw i odosobnienia zosta� obr�cony w ruin� 
przez widok bladych, t�ustych twarzy spogl�daj�cych z okien 
s�siada. Liczyli, �e co� zobacz�. Mia�em ochot� krzycze� na 
nich i rzuca� kamieniami. Zamiast tego usiad�em na starej 
oponie traktora, kt�ra s�u�y�a za piaskownic�. Bardzo powoli 
wyla�em oran�ad� na piasek i obserwowa�em, jak rozszerza si� 
czerwona plama, tworz�c niewielkie zag��bienie. 
Teraz w�a�nie j� odkopuj�.
Podbieg�em do hu�tawki i zacz��em w�ciekle odpycha� si� 
nogami od nagiej ziemi. Zardzewia�a konstrukcja skrzypia�a, 
a jeden wspornik wyrwa� si� z gruntu. 
Nie, g�uptasie. To ju� zrobili. Teraz pod��czaj� j� do 
wielkich maszyn. Ciekawe, czy z powrotem wpompuj� do niej 
krew. 
My�la�em o wisz�cych butelkach. Wspomnia�em t�uste, 
czerwone kleszcze, kt�re latem przyczepia�y si� do sk�ry 
naszego psa. Rozz�oszczony, hu�ta�em si� coraz wy�ej i 
odpycha�em od ziemi nawet wtedy, gdy wy�ej ju� si� nie da�o. 
Czy najpierw poruszy palcami? A mo�e na pocz�tku otworzy 
oczy jak sowa, kiedy si� budzi?
Dotar�em do najwy�szego punktu �uku i skoczy�em. Przez 
sekund� pozbawiony ci�aru zawis�em nad ziemi� niewa�ki jak 
Superman, jak duch ulatuj�cy z cia�a. P�niej pochwyci�a 
mnie grawitacja i wyl�dowa�em ci�ko na r�kach i kolanach. 
Podrapa�em d�onie, a na kolanie mia�em plam� od trawy. Mama 
by si� gniewa�a. 
Teraz prowadz� j� dooko�a. Mo�e j� ubieraj�, jak te 
manekiny na wystawie sklepu pana Feldmana.
Na podw�rze wyszed� m�j brat, Simon. Chocia� by� tylko o 
dwa lata starszy, tamtego dnia wydawa� mi si� doros�y. I 
stary. Jasne w�osy, podcinane tak samo niedawno jak moje, w 
nieporz�dnych kosmykach opada�y na blade czo�o. W oczach 
mia� zm�czenie. Simon prawie nigdy na mnie nie wrzeszcza�. 
Ale tamtego dnia wrzasn��. 
- Chod� do domu. Ju� prawie pora.
Wr�ci�em za nim tylnymi drzwiami. Wi�kszo�� krewnych ju� 
wysz�a, ale z salonu s�yszeli�my wujka Willa. Krzycza�. 
Przystan�li�my w korytarzu, �eby pos�ucha�. 
- Na mi�o�� bosk�, Les, masz jeszcze czas. Nie wolno 
ci tego zrobi�.
- To ju� zosta�o zrobione.
- Pomy�l o... Jezu Chryste... o dzieciach.
S�yszeli�my be�kotliwe g�osy i wiedzieli�my, �e wuj 
Will pi� jeszcze wi�cej. Simon przy�o�y� palec do warg. 
Panowa�a cisza.
- Les, we� pod uwag� stron� finansow�. Jak to... ile... 
to dwadzie�cia pi�� procent wszystkiego, co masz. Na ile 
lat, Les? Pomy�l o ch�opcach. Jak to wp�ynie... 
- To si� sta�o, Will.
Nigdy nie s�yszeli�my, by ojciec m�wi� takim tonem. Nie 
by� przekonuj�cy, jak wtedy, kiedy z wujkiem Willem 
dyskutowali o polityce. Nie by� smutny, jak wtedy, kiedy 
rozmawia� ze mn� i Simonem, gdy pierwszy raz przywi�z� mam� 
ze szpitala. By�... ostateczny. 
Rozmowa si� sko�czy�a. Wujek Will zacz�� krzycze�. Nawet 
cisza by�a gniewna. Poszli�my do kuchni, �eby wzi�� sobie 
col�. Kiedy wr�cili�my na korytarz, wujek Will niemal nas 
przewr�ci� p�dz�c do drzwi. Zatrzasn�� je za sob�. Nigdy 
wi�cej nie przekroczy� progu naszego domu. 
Przywie�li mam� zaraz po zmroku. Simon i ja wygl�dali�my 
przez szyb� przy drzwiach i czuli�my, �e s�siedzi te� 
patrz�. W domu zosta�a tylko ciocia Helen i kilkoro 
najbli�szych krewnych. Widzia�em, �e tato by� zdziwiony, 
kiedy zobaczy� samoch�d. Nie wiem, czego si� spodziewa� - 
mo�e d�ugiego karawanu, jak ten, kt�ry rano zabra� mam� na 
cmentarz. 
Przyjechali ��t� toyot�. Opr�cz mamy w samochodzie by�o 
czterech m�czyzn. Zamiast ciemnych garnitur�w, podobnych do 
tego, jaki nosi� tato, mieli jasne, kolorowe koszule z 
kr�tkimi r�kawami. Jeden z m�czyzn wysiad� i poda� mamie 
d�o�. 
Chcia�em wybiec jej na spotkanie, ale Simon chwyci� mnie 
za r�k�. Stali�my pod �cian� w korytarzu, a tato i inni 
doro�li otworzyli drzwi. 
Przeszli chodnikiem w blasku ogrodowej lampy gazowej. 
Mama sz�a mi�dzy dwoma m�czyznami, ale nie podtrzymywali 
jej, tylko kierowali ni� delikatnie. Mia�a na sobie 
jasnoniebiesk� sukienk�, kt�r� kupi�a u Scotta tu� przed 
chorob�. My�la�em, �e b�dzie woskowoblada - jak wtedy, gdy 
zajrza�em przez szpar� w drzwiach sypialni, zanim ludzie z 
przedsi�biorstwa pogrzebowego przyjechali zabra� jej cia�o - 
ale cer� mia�a zdrow� i rumian�, jak od s�o�ca. 
Kiedy stan�li w progu, zauwa�y�em, �e jest mocno 
umalowana. Mama nigdy si� nie malowa�a. Dwaj m�czy�ni te� 
mieli ur�owane policzki. I wszyscy troje tak samo si� 
u�miechali. 
Gdy weszli, wszyscy chyba cofn�li si� o krok - opr�cz 
taty. Chwyci� mam� za ramiona, przygl�da� jej si� d�ugo, 
potem uca�owa� w policzek. Nie s�dz�, by ona te� go 
poca�owa�a, a jej u�miech wcale si� nie zmieni�. �zy 
sp�ywa�y ojcu po twarzy. By�em zak�opotany. 
Rezurekcjoni�ci co� m�wili, a tato i ciocia Helen kiwali 
g�owami. Mama po prostu sta�a z tym samym lekkim u�miechem, 
i patrzy�a uprzejmie na m�czyzn� w ��tej koszuli, kt�ry 
m�wi�, �artowa� i klepa� tat� po ramieniu. Potem przysz�a 
nasza kolej, �eby si� przywita�. Ciocia Helen wypchn�a do 
przodu Simona, a ja wci�� trzyma�em go za r�k�. Poca�owa� 
mam� w policzek i szybko stan�� obok taty. Ja obj��em j� za 
szyj� i poca�owa�em w usta. Naprawd� za ni� t�skni�em. 
Jej sk�ra nie by�a zimna. By�a inna.
Patrzy�a prosto na mnie. Baxter, nasz owczarek alzacki, 
zacz�� piszcze� i drapa� w tylne drzwi.
Tato zabra� Rezurekcjonist�w do gabinetu. W korytarzu 
s�yszeli�my urywki zda�.
- ...prosz� my�le� o tym jak o ataku...
- Jak d�ugo b�dzie...
- Rozumie pan chyba, �e ze wzgl�du na miesi�czne koszty 
opieki niezb�dne jest pobieranie odpowiedniego procentu...
Nasze ciotki sta�y wok� mamy. By�y zak�opotane, p�ki nie 
u�wiadomi�y sobie, �e mama nie m�wi. Ciocia Helen wyci�gn�a 
d�o� do jej policzka, a mama u�miecha�a si� i u�miecha�a. 
Po chwili wr�ci� tato. G�o�no i weso�o t�umaczy�, jak 
bardzo jest to podobne do lekkiego wylewu - pami�tamy wujka 
Richarda? Poza tym co chwil� kogo� ca�owa� i bez przerwy 
dzi�kowa� wszystkim.
Rezurekcjoni�ci odjechali ze swymi u�miechami i podpisami 
na dokumentach. Krewni zacz�li wychodzi� nied�ugo potem. 
Tato odprowadza� ich do furtki, u�miecha� si� i �ciska� 
d�onie. 
- Wyobra�cie sobie, �e by�a ci�ko chora i wyzdrowia�a 
- powtarza�. - My�lcie, �e wr�ci�a do domu ze szpitala.
Ciocia Helen wysz�a ostatnia. Bardzo d�ugo siedzia�a 
przy mamie, m�wi�a do niej cicho i patrzy�a w twarz szukaj�c 
reakcji. Po pewnym czasie zacz�a p�aka�.
- Wyobra� sobie, �e wyzdrowia�a z ci�kiej choroby - 
powiedzia� tato, odprowadzaj�c j� do samochodu. - My�l, 
�e wr�ci�a do domu ze szpitala.
Ciocia Helen kiwn�a g�ow�. Odje�d�aj�c p�aka�a ci�gle. 
Chyba pojmowa�a to, co wiedzieli�my ja i Simon: mama nie 
wr�ci�a do domu ze szpitala. Wr�ci�a z grobu.
Noc trwa�a d�ugo. Kilka razy zdawa�o mi si�, �e s�ysz� 
ciche cz�apanie maminych kapci na pod�odze korytarza. 
Wstrzymywa�em oddech czekaj�c, a� otworz� si� drzwi. Ale 
nie. Promie� ksi�yca pada� na moje nogi i o�wietla� kawa�ek 
tapety przy szafie. Kwiecisty dese� przypomina� pysk 
jakiego� wielkiego, smutnego zwierz�cia. Tu� przed �witem 
Simon wychyli� si� z ��ka i szepn�� "�pij, g�uptasie". I 
tak zrobi�em. 
Przez pierwszy tydzie� tato spa� z mam� w tym samym 
pokoju, w kt�rym zawsze sypiali. Rano mia� zapadni�t� twarz 
i pokrzykiwa� na nas, kiedy jedli�my owsiank�. Potem przeni�s� 
si� do gabinetu i spa� na kanapie.
Lato by�o upalne. Nikt nie chcia� si� z nami bawi�, 
wi�c Simon i ja bawili�my si� razem. Tato tylko rano mia� 
wyk�ady na uniwersytecie. Mama chodzi�a po domu i cz�sto 
podlewa�a kwiaty. Raz z Simonem widzieli�my, jak podlewa 
kwiatek, kt�ry wysech� i zosta� wyrzucony, kiedy w kwietniu 
posz�a do szpitala. Woda sp�ywa�a po szafce na pod�og�, 
a mama nic nie zauwa�y�a.
Kiedy mama wychodzi�a na dw�r, poci�ga� j� le�ny rezerwat 
na naszym domem. Mo�e to z powodu ciemno�ci. Simon i ja 
lubili�my bawi� si� wieczorami na samym skraju lasu. 
�apali�my do s�oj�w �wietliki albo z koc�w budowali�my 
namioty. Kiedy mama zacz�a tam chodzi�, Simon sp�dza� 
wieczory w domu albo na trawniku od frontu. Ja zosta�em, bo 
mama czasem b��dzi�a, a wtedy bra�em j� za rami� i 
prowadzi�em z powrotem. 
Mama wk�ada�a to, co tato kaza� jej w�o�y�. Czasem 
spieszy� si� na zaj�cia i m�wi� "Za�� czerwon� sukienk�", a 
mama sp�dza�a upalny lipcowy dzie� ubrana w grub� we�n�. Nie 
poci�a si�. Czasami, kiedy jej nie powiedzia�, �eby zesz�a 
na d�, do jego powrotu zostawa�a w sypialni. W takie dni 
pr�bowa�em nam�wi� Simona, �eby poszed� na g�r� i popatrzy� 
na ni� razem ze mn�. Ale on tylko si� gapi� i kr�ci� g�ow�. 
Tato pi� coraz wi�cej, jak wujek Will, i krzycza� na nas bez 
�adnego powodu. Zawsze p�aka�em, kiedy tato krzycza�; ale 
Simon nie p�aka� ju� nigdy. 
Mama nie mruga�a. Z pocz�tku tego nie zauwa�y�em, ale 
potem czu�em si� nieprzyjemnie, kiedy widzia�em, �e nigdy 
nie mruga.
Ani Simon, ani ja nie mogli�my zasn�� wieczorami. Kiedy� 
mama przychodzi�a nas okry� i opowiada�a d�ugie historie 
o czarodzieju imieniem Yandy, kt�ry zabiera� nasz...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin