Arkadiusz Szynaka ZgubaZguba No nic mu si� nie chcia�o. Z ostrym, drewnianym o��wkiem w d�oni siedzia� zgarbiony za wielkim sto�em. Kiwa� si� lekko nad bia�ym kartonem planszy, a w g�owie czu� pustk�. Kompletna niemoc tw�rcza. Egzystencjalny marazm. Nawet �ciszone d�wi�ki z radia przelatywa�y mu przez uszy niezauwa�one. Tak jakby nic nie mia� pomi�dzy nimi. Bezmy�lnie pokr�ci� si� na krze�le i cichutko wzdychaj�c utkwi� na chwil� wzrok w oknie. Po drugiej stronie szyby resztki lepkiej od wilgoci, porannej mg�y, opada�y sobie beztrosko na rozczochrany ogr�d. Zn�w spojrza� na nietkni�t� kartk�. Zaczyna�o ju� go to porz�dnie wkurza�. Czu� si� tak, jakby zgubi� gdzie� z p�tora miesi�ca �ycia. Rozumia�, �e przesilenie wiosenne ma swoje prawa, ale nic nie wskazywa�o na to, �e w ci�gu najbli�szych dni co� mo�e mu si� zmieni�. Owszem, na dworze by�o co raz cieplej i ja�niej, nocy ubywa�o, szaro�ci znika�y. Lecz on i tak potrafi� sp�dzi� p� dnia skulony pod kocem w ogromnym fotelu z zag��wkami, nie robi�c kompletnie nic pr�cz drzemki. Nawet telewizji nie ogl�da�, cho� to akurat by�o dobre. Pocz�tkowo my�la�, �e zmobilizuje si� do jakiej� aktywno�ci z samej tylko z�o�ci na to, �e niczego nie robi. Myli� si�. Zupe�nie jakby nadrabia� zaleg�o�ci w zimowym letargu, a przecie� min�� ju� marzec. W�a�nie, czas mu lecia�, robota sta�a w miejscu i znik�d natchnienia. Nawet mniejsza z tym, �e aktywno�� �yciowa zaw�zi�a mu si� niemal wy��cznie do zaspokajania podstawowych potrzeb. Gorzej, �e goni� go termin oddania ilustracji, z kt�rych tak naprawd� nie przygotowa� jeszcze �adnej. Zrobi� tylko kilka szkic�w, kt�re bardziej przypomina�y obsceniczne bazgranie na kawiarnianej serwetce, ni� projekty rysunk�w do ksi��ki dla dzieci - nawet szwedzkiej. W ko�cu taki krzywy, falliczny las mia� raczej niewiele wsp�lnego z zagajnikiem trolli. Ale jakim�e niby sposobem mia� to dobrze narysowa�, skoro nie wiedzia� co to znaczy by� dzieckiem Skandynawii? Nigdy si� tak nie czu�. W dzieci�stwie nie mia� jasnej grzywki i nie biega� nago, czy te� boso po ��ce na p�nocy Europy. Nie mieszka� te� na prowincji mi�dzy lasami, a jeziorami. Sk�d mia� wiedzie�, co si� my�li rankiem w drewnianej chacie, kiedy za oknem przechodzi �o�? Jakie ogniska pali si� w dzie� �w. �ucji? Czy to babcia uczy piec cynamonowe pierniczki? Jak sp�dza si� d�ugie, bia�e noce? I co za historie o trollach opowiada dziadek w trakcie wieczor�w w ma�ej, rodzinnej saunie? Na pocz�tku, miotaj�c si� nerwowo mi�dzy sto�em a swoj� biblioteczk�, poprzegl�da� wszystkie skandynawskie bajki zachowane z dzieci�stwa. Pozna� te� na pami�� fotografie z trzech starych, zagubionych w jakim� segregatorze katalog�w biur podr�y, oferuj�cych wycieczki w tamte okolice. I nadal tkwi� w punkcie wyj�cia. Zawsze, kiedy chcia� zrobi� dobre ilustracje do jakiego� zam�wienia, stara� si� chocia� otrze� o klimat tematu. Wczu� si� w niego, wej�� w jego nastr�j. By� w pobli�u wydarze�, czy miejsc, kt�re rysowa�. Obejrze� zwi�zane z tym rzeczy, dotkn�� je, poczu� ich zapach, ci�ar, czasem smak, zrozumie� jak dzia�aj�. Sta� si� chocia� drobn� cz�stk� opisywanych o��wkiem historii. Wi�c najlepszym wyj�ciem by�aby podr� do Szwecji. Tylko kto to sfinansuje? Czu�, jak zaczyna nad nim wisie� widmo niedotrzymania kontraktu. Czterna�cie pustych plansz, zamiast czternastu obrazk�w do bajek. No i brak kasy. A przecie� opr�cz wydawcy ksi��ki, czeka�y te� rachunki. Hipoteczna rata, op�aty za pr�d, wod�, wyw�z �mieci, kabl�wk�, telefon i podliczenie ostatnich wydatk�w z karty kredytowej. Tylko strach przed blokad� debetu i komornikiem zatrzymywa� go co rano nad rysowniczym blatem. Szkoda, �e bez skutku. Zrezygnowany odepchn�� si� d�o�mi od sosnowego sto�u i pojecha� w ty� na k�kach fotela. Czu�, �e zn�w nici z jego wyczekiwania na wen�. Podrepta� do kuchni. W zlewie tkwi� niezmyty od wczesnego �niadania talerz pe�en suchych okruch�w, a na nim kubek z mokrymi fusami. Spod magnetycznej kukurydzy na drzwiach lod�wki wyj�� kartk� z list� najpilniejszych zakup�w. S�owo "cukier" by�o na niej podkre�lone, obrysowane k�eczkiem i jeszcze postawiono przy nim czerwon� gwiazdk�. Nie zmienia�o to jednak faktu, �e od pi�ciu dni pi� gorzk� herbat�. Z niedowierzaniem pokr�ci� g�ow� i przelecia� wzrokiem reszt� listy. "Powid�a, mleko, kawa, piwo, ser, jajka, og�rki, salami, myd�o". No tak, ostatnio raczej si� p�uka� ni� k�pa�. Szampon z od�ywk� zostawia� na ciele dziwny zapach rzepy, wi�c zmuszony by� ograniczy� jego u�ywanie tylko do w�os�w. W�a�nie. Fryzjera te� przyda�oby si� odwiedzi�. Z szuflady na sztu�ce wyj�� metalowy d�ugopis i dopisa� do listy "chleb". Zabra� kartk� do pokoju. Na drewnianym wieszaku ustawionym przy wej�ciu z sieni zwisa�a jego br�zowa, sk�rzana kurtka. Wygrzeba� z niej portfel �eby wsun�� kartk� do przegr�dki z kart� kredytow�. Mia� tam ju� inny, zmi�ty �wistek z podobna list�. I debetowy, czerwony wydruk ze stanu konta. Mimo to zdecydowa�, �e zn�w spr�buje naci�gn�� sw�j bank na jak�� wyp�at�. W ko�cu jak d�ugo mo�na si� od�ywia� wy��cznie herbat�, grzankami ze starego chleba i przeterminowanymi zupkami w proszku? Nawet po umyciu z�b�w wydawa�o mu si�, �e czuje ich plastikowo - t�ustawy posmak na j�zyku. Poza tym ju� go mierzi�o odr�nianie �niadania od kolacji jedynie po porze dnia. Mia� te� blad� nadziej�, �e mo�e spacer do sklepu obudzi w nim jak�� rysunkow� inspiracj�. Dawno nie pr�bowa� natchnienia z zakup�w. No chyba, �e by�o to tylko kolejne samousprawiedliwienie na oderwanie si� od roboty. Nie chcia� tego roztrz�sa�. Nie mia� ani nastroju na egzystencjalne rozwa�ania, ani w�dki w lod�wce. O�ywiony my�l� o zakupach zacz�� kr��y� po pokoju. Zabra� ze sto�u w�skie okulary, wy��czy� pilotem radio, za�o�y� bluz�, wycz�apa� z futrzatych kapci i zagapi� si� na biel du�ego palca wystaj�cego z dziurawej skarpetki. Ten widok wywo�a� u niego przyp�yw dziwnego stoicyzmu. "Skarpety" - spokojnie do�o�y� w my�lach kolejn� pozycj� do listy sprawunk�w. Zasznurowa� buty, zapi�� kurtk� i otworzy� drzwi domu. Na wycieraczce sta� obcy, wysoki m�czyzna. - O Jezu! - zaskoczony czyj�� obecno�ci� na w�asnym progu cofn�� si� w ty� odruchowo przymykaj�c przed sob� drzwi. - No, dzie� dobry - m�czyzna grzecznie si� uk�oni�. - Dobry - odpowiedzia� mu automatycznie, zadzieraj�c w g�r� g�ow�. Zapada�a chwila ciszy. Obcy u�miecha� si� z wyrazem niepewno�ci na delikatnej twarzy. Mia� proste do ramion, s�omiano - ��te w�osy i bardzo jasna sk�r�. Nie by� blady, pr�dzej kojarzy�by si� z albinosem, gdyby nie rozwodniony b��kit oczu. Prosty czarny p�aszcz, koszula i czarny kapelusz panamy mni�ty za rondo w r�kach kojarzy�y si� z tanim zak�adem pogrzebowym. - Pan do mnie? - spyta� go�cia mru��c oczy w nieprzyjemnym grymasie. Ostatnio wkurza�a go nachalno�� obno�nych handlarzy. I g�upota, bo kto to przychodzi do ewentualnego klienta tak wczesn� por�? - Ja, ... raczej, ... szukam pana Mauric'a. - Nie znam - oboj�tnie wzruszy� ramionami. Pierwszy raz w �yciu s�ysza� to imi�. Blondyn stropi� si�, chyba nie bardzo wiedzia�, co dalej robi�. Chc�c przyspieszy� jego decyzj�, stanowczo wyszed� przed sw�j pr�g zmuszaj�c nieznajomego do cofni�cia si� z wycieraczki. Ostentacyjnie odwr�ci� si� do niego plecami i zamkn�� drzwi na klucz. - A, ..... przepraszam, a pan tu mieszka? - spyta� zdezorientowany m�czyzna. - Sprz�tam - odwarkn�� niemile. "Co ci� to, kurwa, obchodzi?" - pomy�la� z irytacj� ruszaj�c prosto do furtki drewnianego p�otu przed domem. Nie znosi� w�cibstwa i nie mia� ochoty na rozmow� z dziwnym go�ciem. Grunt, �e nie by� to handlarz, najwa�niejsze, �eby nie by� z�odziejem. Reszta go nie interesowa�a. Jego my�li bardziej poch�ania�y debetowe mo�liwo�ci bankomatowej kart ni� retoryczne niuanse konwersacji z obcym natr�tem, kt�ry pomyli� adresy. Uchyli� furtk� i stan�� w rozkroku mi�dzy chodnikiem, a jeszcze wilgotn� porankiem, �wirow� �cie�k�. - Idzie pan? - spyta� jednoznacznie wci�� tkwi�cego przy progu domu faceta. - Tak, oczywi�cie - odpowiedzia� blondyn z jakim� roztargnieniem, na�o�y� kapelusz na g�ow� i oci�gaj�c si� podszed� do niego. Wygl�da�o jakby chcia� co� jeszcze powiedzie� ale nie zd��y�. - Do widzenia - sk�oni� si� g�ow� m�czy�nie i ruszy� do sklepu nie czekaj�c na odpowied�. - Do widzenia - us�ysza� za sob� po chwili zaskoczenia. Nie odwr�ci� si�. Wiedzia�, �e nie zachowa� si� �adnie, ale co z tego? Jego ulubiony sklep funkcjonowa� na rogu skrzy�owania z g��wn�, prostopad�� ulic� podmiejskiej dzielnicy. O ile mo�na powiedzie� "prostopad�e" o drogach, z kt�rych jedna jest monotonie prosta, a druga - przy kt�rej mieszka� - zap�tlona mi�dzy dwoma sp�aszczonymi wzniesieniami. Zalet� sklepu by�o jego ca�odobowe otwarcie. I Brahmata, Hinduski w�a�ciciel. Zapewnia� on wystarczaj�c� wielobran�owo�� towaru, �eby klienci nie chodzili bez potrzeby po innych sklepikach w okolicy. Brahmata cierpia� na pourazow� bezsenno��, co stwarza�o mu okazje do snucia z kupuj�cymi nocnych rozwa�a� o egzystencji, naturze kobiet i kulturze �redniowiecza. Czasem by�o to bardzo odrealniaj�ce prze�ycie. Zw�aszcza, �e Brahmata preferowa� �wiecowe o�wietlenie sklepu. Twierdzi�, �e to pomaga na jego chroniczne zapalenie spoj�wek i na ataki migreny. A mo�e tylko oszcz�dza� na pr�dzie? W ka�dym razie doprowadza� tym do sza�u miejscowych stra�ak�w i do rozpaczy agencj� ubezpieczeniow�. Mimo, �e nigdy nic z�ego si� nie sta�o. Jak twierdzi� Hindus: "Je�li tego nie chcesz, to nie wywo�asz ognia nawet licz�c zapa�ki przy rozlanej benzynie, ale je�li ci na tym zale�y to podpalisz cho�by i wod�". Dla uspokojenia puszcza� przez wewn�trzne nag�o�nienie muzyk� ambient, szmery strumieni albo wieloreligijne kanony medytacyjne. Wystarczy�o przyj�� do niego mi�dzy zmrokiem a �witem, �eby znale�� si� w innym �wiecie...
pokuj106