A. E. VAN VOGT MISJA MI�DZYPLANETARNA (Przek�ad: Katarzyna Przyby�, Bartosz Skierkowski, Wojciech Szypu�a) Fordowi McCormackowi 1 Coeurl bez wytchnienia przemierza� wielkie przestrzenie w poszukiwaniu �eru. Daleko po lewej, ciemna, bezksi�ycowa i niemal zupe�nie bezgwiezdna noc ust�powa�a niech�tnie przed czerwonawym �witem. Ponury blask nie ni�s� w sobie obietnicy ciep�a, za to z wolna wydobywa� z mroku koszmarny krajobraz. Gdy blade s�o�ce wychyli�o si� zza horyzontu, jego promienie pad�y na czarn�, pust� r�wnin�, poznaczon� poszarpanymi ska�ami. Smugi �wiat�a powoli w�lizgiwa�y si� mi�dzy nocne cienie. Coeurl na dobre zgubi� trop stada stworze� emanuj�cych id, za kt�rym pod��a� od blisko stu dni. Zatrzyma� si�, pora�ony �wiadomo�ci�, �e zn�w nic nie zje. Pot�ne przednie �apy drgn�y, ostre jak brzytwa pazury wygi�y si�, wyrastaj�ce z bark�w grube macki za- falowa�y spazmatycznie. Pokr�ci� masywnym, kocim �bem, a k�pki w�osk�w czuciowych w uszach zadr�a�y w poszukiwaniu jakiego� przelotnego powiewu, czy najdrobniejszych cho�by wibracji id. Na pr�no jednak; nie doznawa� znajomego, delikatnego uk�ucia w swoim skomplikowanym uk�adzie nerwowym. Nie wyczuwa� najmniejszego �ladu obecno�ci istot, kt�rych organizmy zawieraj� id, jedynego �r�d�a jego po�ywienia. W rozpaczy przysiad� na tylnych �apach. Na tle czerwieniej�cego nieba jego kocia sylwetka upodobni�a si� do dziwnie zdeformowanego tygrysa kryj�cego si� w�r�d cieni. Zgubi� �lad i by� przera�ony. A przecie� zazwyczaj zmys�y pozwala�y mu wykry� obecno�� organicznego id z odleg�o�ci wielu kilometr�w! Dzia�o si� co� z�ego. Niepowodzenie ostatniej nocy dobitnie �wiadczy�o, �e traci si�y i zapada na �mierteln� chorob�, o kt�rej ju� kiedy� s�ysza�. W ci�gu ostatnich stu lat siedem razy spotyka� chore coeurle, zbyt os�abione, by si� rusza�. Ich w�a�ciwie nie�miertelne cia�a by�y wychudzone i wyniszczone g�odem. �ar�ocznie rzuca� si� na nie mog�ce stawia� oporu ofiary i posila� resztk� id, jaka jeszcze si� w nich tli�a. Zadr�a� z podniecenia na wspomnienie tamtych posi�k�w i rykn�� dono�nie. Echo ponios�o po�r�d ska� jego wibruj�cy g�os, instynktowny wyraz woli �ycia. Nagle znieruchomia�. Wysoko nad horyzontem dostrzeg� male�ki, l�ni�cy punkcik, kt�ry r�s� w oczach, a� przybra� posta� metalicznej kuli, a w�a�ciwie ogromnego, okr�g�ego statku. Srebrzysta kula przemkn�a ze �wistem niedaleko Coeurla i, lec�c coraz wolniej, za- cz�a opada� ku ciemnej linii wzniesie� po prawej stronie. Na moment zawis�a w bezruchu, po czym skry�a si� za wzg�rzami. Coeurl otrz�sn�� si� z odr�twienia i z i�cie tygrysi� szybko�ci� rzuci� si� mi�dzy ska�y. W jego okr�g�ych, czarnych oczach p�on�� ogie�. Rozpaczliwie pragn�� zaspokoi� g��d. W�oski czuciowe w uszach, cho� nie tak sprawne jak kiedy�, dr�a�y gor�czkowo, sygnalizuj�c obecno�� ogromnych ilo�ci id W ca�ym ciele poczu� bolesne uk�ucia. Odleg�e s�o�ce zd��y�o por�owie� i wspi�� si� wysoko na purpurowo-czarne niebo, zanim Coeurl wdrapa� si� z powrotem na ska�y. Ukryty w cieniu g�az�w, spojrza� na rozci�gaj�ce si� przed nim ruiny. Srebrny statek nie by� ma�y, ale wobec ogromu starego miasta prezentowa� si� niepozornie. Jednak dzi�ki aurze �ywotno�ci i dynamizmu wybija� si� z t�a i dominowa� na pierwszym planie. Spoczywa� w zag��bieniu, jakie w�asnym ci�arem wycisn�� w kamienistej r�wninie, kt�ra rozci�ga�a si� tu� za granicami martwej metropolii. Coeurl widzia�, jak z wn�trza pojazdu wychodz� dwunogie istoty i zbieraj� si� zaraz w grupkach u st�p trzydziestometrowego trapu, opuszczonego z jasno o�wietlonego w�azu. G��d sprawi�, �e w gardle czu� dusz�c� grud�; umys� zasnuwa�y mu wizje b�yskawicznej, bezlitosnej szar�y na delikatne figurki, emanuj�ce wibracjami id. Zanim jednak zadzia�a�, zanim impuls elektryczny dotar� z m�zgu do w�a�ciwych mi�ni, powstrzyma�a go mgie�ka wspomnie�. Przypomnia� sobie, �e w zamierzch�ej przesz�o�ci jego w�asna rasa dysponowa�a niszczycielskimi maszynami i w�ada�a energiami dalece przewy�szaj�cymi moce jego organizmu. Te wspomnienia niemal go sparali�owa�y. Zd��y� ju� tak�e dostrzec, �e obce istoty okrywaj� swoje prawdziwe cia�a jak�� b�yszcz�c�, przezroczyst� materi�, odbijaj�c� promienie s�o�ca. Po chwili odzyska� jednak sw�j zwyk�y spryt i zdrowy rozs�dek, a wtedy nadesz�o zrozumienie: oto mia� przed sob� ekspedycj� naukow� z innego �wiata. Naukowcy b�d� tylko prowadzi� badania, nie zamierzaj� niczego niszczy�. Nale�y wi�c s�dzi�, �e powstrzymaj� si� od zabicia go, dop�ki sam nie zaatakuje. Naukowcy s� na sw�j spos�b g�upi i naiwni. G��d doda� Coeurlowi pewno�ci siebie, wi�c opu�ci� kryj�wk�. Natychmiast zosta� zauwa�ony. Figurki odwr�ci�y si� i gapi�y na niego. Jedna z nich, najmniejsza w grupie, doby�a z pochwy przy pasie t�po zako�czony, metalowy pr�t. Coeurl poczu� niepok�j, ale szed� dalej. By�o za p�no, �eby si� wycofywa�. Elliott Grosvenor nie ruszy� si� z miejsca, kt�re zajmowa� - z ty�u, tu� obok trapu. Zaczyna� si� ju� przyzwyczaja� do tego, �e zawsze pozostaje z boku. By� jedynym neksjalist�1 w za�odze �Gwiezdnego Ogara". Inni specjali�ci ignorowali go, nie za bardzo wiedz�c, czym zajmuje si� neksjalizm - i niespecjalnie chc�c si� tego dowiedzie�. Grosvenor mia� zamiar zmieni� t� sytuacj�, ale na razie nie nadarzy�a si� �adna po temu sposobno��. Nagle wbudowany w jego he�m komunikator o�y�. Rozleg� si� wybuch �miechu i m�ski g�os: - Ja wola�bym nie ryzykowa� z takim wielkim stworem. Grosvenor rozpozna� Gregory'ego Kenta, szefa dzia�u chemicznego, drobnego cz�owieczka o wybuja�ej osobowo�ci. Kent mia� na pok�adzie licznych przyjaci� i poplecznik�w i zg�osi� ju� swoj� kandydatur� w zbli�aj�cych si� wyborach na cywilnego szefa, czyli g��wnego koordynatora ekspedycji. Tylko on si�gn�� po bro� widz�c zbli�aj�ce si� zwierz�. W s�uchawkach zabrzmia� inny g�os, g��bszy i spokojniejszy. To by� Hal Morton, obecny koordynator. - Mi�dzy innymi dlatego tu jeste�, Kent. Nie lubisz ryzykowa� -zauwa�y� przyja�nie, jakby zapominaj�c, �e Kent jest jego przeciwnikiem w walce o stanowisko. Chocia� kto wie... rozmy�la� Grosvenor. Mo�e to tylko zagranie polityczne, maj�ce utwierdzi� co bardziej naiwnych w przekonaniu, �e nie �ywi niech�ci do rywala. Grosvenor nie w�tpi�, �e koordynator jest zdolny do takiej subtelno�ci; Morton by� sprytny, szczery, bardzo inteligentny i w wi�kszo�ci sytuacji reagowa� tak sprawnie, jak dobrze zaprogramowany automat. Teraz Morton wyszed� kilka krok�w przed pozosta�ych. By� postawny i barczysty, wydawa�o si�, �e z trudem mie�ci si� w przezroczystym metalitowym skafandrze. Stan�� nieruchomo i przygl�da� si�, jak podobny do kota ogromny stw�r zbli�a si� do statku. Ze s�u- chawek dobiega�y komentarze innych naukowc�w, stoj�cych na czele poszczeg�lnych dzia��w. - Nie chcia�bym spotka� tego przyjemniaczka noc� w ciemnej uliczce. - Przesta�, przecie� wida�, �e to inteligentna bestia. Mo�e nawet przedstawiciel dominuj�cej rasy. - Wygl�d sugeruje raczej zwierz�cy charakter adaptacji do �rodowiska -wtr�ci� Siedel, szef psycholog�w. -Chocia�, z drugiej strony, kiedy patrz�, jak si� do nas zbli�a, jestem prawie pewny, �e to nie jest zwierz�, i �e rozpoznaje w nas istoty inteligentne. Popatrzcie tylko, jak sztywno i ostro�nie si� porusza. To �wiadczy o napi�tej uwadze. On wie, �e jeste�my uzbrojeni. Ch�tnie obejrza�bym z bliska te macki. Gdyby okaza�o si�, �e s� zako�czone czym� w rodzaju rak albo chocia� przyssawkami, mogliby�my za�o�y�, �e mamy przed sob� potomka mieszka�c�w tego miasta. - Siedel przerwa� na chwil�. - �wietnie by by�o, gdyby�my zdo�ali si� z nim porozumie�, ale tak mi�dzy nami m�wi�c mam wra�enie, �e to zdegenerowany osobnik, kt�ry cofn�� si� w rozwoju. Coeurl zatrzyma� si� trzy metry przed najbli�sz� z istot. Cierpia� g�odowe m�ki, kt�re lada chwila mog�y ow�adn�� jego umys�em, pozbawiaj�c go kontroli nad w�asnym zachowaniem. Niebezpiecznie lawirowa� ju� na kraw�dzi ca�kowitego rozkojarzenia i tylko z najwi�kszym wysi�kiem zdo�a� si� opanowa�. Czu� si� tak, jakby p�ywa� w m�tnym p�ynie. Nie m�g� skupi� wzroku. Wi�kszo�� ludzi podesz�a bli�ej. Coeurl zauwa�y�, �e ogl�daj� go z niek�amanym zaciekawieniem. Przez przezroczyste pokrywy he�m�w widzia�, jak poruszaj� wargami. Doszed� do wniosku, �e musz� si� w ten spos�b porozumiewa�, i to na cz�stotliwo�ci, kt�r� bez trudu mo�e odbiera�. Nic nie rozumia�, ale chc�c zrobi� wra�enie przyja�nie nastawionego pokaza� jedn� z macek na siebie, a w�oskami w uszach wyemitowa� swoje imi�. - Morton, w radiu co� zatrzeszcza�o, kiedy poruszy� tymi w�oskami � dobieg� Grosyenora nieznajomy, niski g�os. - My�lisz, �e... Dopiero kiedy Morton w odpowiedzi u�y� nazwiska rozm�wcy, Grosvenor zorientowa� si�, �e to Gourlay, g��wny ��czno�ciowiec. Ucieszy� si�, gdy� nagrywa� ka�d� rozmow�, a teraz, dzi�ki stworowi, mia� szans� zebra� nagrania g�os�w najwa�niejszych os�b na statku. Zabiega� o to od samego pocz�tku podr�y. - No w�a�nie - odezwa� si� zn�w psycholog. - Macki s� zako�czone przyssawkami. Je�eli tylko ma wystarczaj�co rozwini�ty uk�ad nerwowy, m�g�by kierowa� dowoln� maszyn�. - Mo�e wr�cimy na pok�ad i zjemy lunch - zaproponowa� Mor-ton. - Potem czeka nas sporo pracy. Przyda�by mi si� raport na temat rozwoju tej rasy, ze szczeg�lnym uwzgl�dnieniem czynnik�w, kt�re doprowadzi�y do jej zag�ady. Dawno temu na Ziemi, jeszcze przed powstaniem cywilizacji galaktycznej, na gruzach jednej kultury zawsze wyrasta�a nast�pna, po kt�rej upadku pojawia�y si� nowe. Mo�e tutaj dzia�o si� podobnie. Niech ka�dy dzia� zajmie si� swoj� dziedzin� bada�. - A co z naszym kociakiem? - zapyta� kto�. - Chyba chcia�by p�j�� z nami. Morton parskn�� �miechem, ale zaraz odpar� powa�nie: - Nie mam nic pr...
pokuj106