Dariusz Wierbajtis Planeta Zaginionych D�ugopis�w Carmody siedzia� w gabinecie swojej firmy "TransGalactic Speditions", kt�ry znajdowa� si� na �smym pi�trze dziesi�ciopi�trowego archaicznego gmachu z czerwonej ceg�y, po�o�onego przy Oak Road w Londynie. Miejsce to by�o zaciszne, spokojne i nadawa�o si� do prowadzenia powa�nych rozm�w z powa�nymi kontrahentami, na kt�rych omawiano r�ne sposoby zarobienia powa�nej forsy. Chocia� teraz na ulicy panowa�a cicha i senna atmosfera, w duszy dyrektora naczelnego "TransGalactic Speditions" szala�o w�ciek�e tornado, gotowe zniszczy� wszystko na swojej drodze. Kiedy�, w odleg�ej przesz�o�ci, James Carmody mia� wielu oddanych przyjaci�. Mieli zbli�one pogl�dy na �ycie i podobnie jak on, byli dzie�mi bogatych rodzic�w, nazywanych przez szare masy "londy�skimi rekinami". Z biegiem czasu to zacne grono znacznie si� przerzedzi�o: jedni pope�nili samob�jstwo po krachu na gie�dzie Luny w 2391 roku, inni wycofali si� z interes�w, aby osiedli� si� na rajskich planetach, odkrytych podczas niezliczonych wypraw mi�dzyplanetarnych, zorganizowanych w ramach programu "Podb�j Kosmosu". Pozostali zostali zrujnowani i ograbieni przez swoich "bliskich koleg�w". Z tego wynika�o, �e chocia� Carmody mia� przyjaci�, jednak nie m�g� im zaufa�. Wr�cz przeciwnie - gdyby przypadkiem dowiedzieli si� o jednym z jego potkni��, ograbiliby go, jak swoje poprzednie ofiary. Lecz Carmody by� przebieg�y jak lis, za�arty jak rosomak i tylko dlatego udawa�o mu si� utrzymywa� na powierzchni. Gdyby w tym momencie do gabinetu wkroczy� jeden z nielicznych "przyjaci�", od razu stwierdzi�by, �e co� nie jest w porz�dku. Wcale nie dlatego, �e jego towarzysz wbija� t�py wzrok w blat autentycznego biurka z mahoniu, kiedy� nale��cego do dziadka Carmody'ego i kt�re mog�o osi�gn�� na rynku warto�� rz�du setek tysi�cy kredyt�w (z powodu zainfekowania Ziemi eryda�skim termitem w przeci�gu trzech lat na planecie wygin�a prawie ca�a ro�linno��). Wcale nie dlatego, �e palce Carmody'ego bez sensu b�bni�y po obudowie przeno�nego minikomputera (ka�de nieostro�ne uderzenie w klawiatur� mog�o spowodowa� sprzeda� tysi�cy akcji po zani�onej cenie lub kupno starej floty kosmicznej z Aldebarana, sk�adaj�cej si� z sze�ciu przerdzewia�ych kr��ownik�w). Nie, ta osoba zwr�ci�aby uwag� na przekrwione oczy Carmody'ego - "ma�e, �wi�skie ocz�ta" - jak zwykli mawia� kontrahenci i pracownicy za plecami szefa. Taki wygl�d oczu �wiadczy�, �e Carmody jest w bardzo z�ym nastroju. Istotnie, w�a�ciciel "TransGalactic Spedition" by� bardzo z�y. Powodem tej z�o�ci nie by�a decyzja Kongresu Planety Drury (nazwa planety pochodzi�a od nazwiska pijanego pilota, kt�ry rozbi� sw�j statek kosmiczny na jej powierzchni), zabraniaj�ca "TransGalactic Speditions" odsprzeda�y dw�ch i p� tysi�ca kilometr�w pla�y dla Mi�dzygwiezdnej Gildii Budowniczych. Nie gniewa� si� te� zbytnio na "Maga" Fergussona, krezusa z Marsa, kt�remu uda�o si� sprz�tn�� mu sprzed nosa intratny kontrakt na prowadzenie bada� geologicznych w Trzynastym Kwadracie Andromedy. Za� na to, �e jego dwudziestoletni syn przegra� pi��dziesi�t milion�w kredyt�w w kasynach Las Vegas (oczywi�cie chodzi o planet� Las Vegas, gdy� na Ziemi hazard by� zabroniony), w og�le nie zwr�ci� uwagi. Carmody w�cieka� si�, poniewa� po raz pi�ty w tym tygodniu znikn�o mu wieczne pi�ro. Poprzednie straty m�g� przebole�: poz�acany parker z ko�ca dwudziestego wieku, dwa elektroniczne cacka wype�nione wszelkimi cudami nauki oraz zwyk�y, chocia� oryginalny cienkopis z pi�ra ornizwierza, zamieszkuj�cego bagna pi�tej planety Oriona. Ale ostatnie, pi�te pi�ro marki "Mont Blanc" by�o stworzone przez rzemie�lnik�w z dawno nieistniej�cego pa�stwa Szwajcaria. Pi�ro nale�a�o do pradziadka, kt�ry da� pocz�tek rodowej fortunie, podpisuj�c nim akt kupna stu tysi�cy hektar�w gruntu na Ksi�ycu, gdzie p�niej natrafiono na rud� uranu. Carmody otrzyma� je od ojca w dzie� swoich dwudziestych pi�tych urodzin, kiedy po raz pierwszy uda�o si� mu kupi� bankrutuj�ce przedsi�biorstwo, zajmuj�ce si� eksportem nawozu krowopodobnych stworze� z peryferii Galaktyki. P�niej odsprzeda� je z zyskiem swojemu najbli�szemu przyjacielowi i w ten spos�b zosta� wtajemniczony w arkana prowadzenia wielkiego biznesu, kt�rego has�em by�a sentencja: "okradnij bli�niego swego, bo w przeciwnym wypadku to on ci� okradnie i b�dzie si� radowa�". Carmody wierzy�, �e w�a�nie to pi�ro jest jego szcz�liwym amuletem, pozwalaj�cym zarabia� wi�cej od przyjaci�, a jeszcze wi�cej od wrog�w. By�o patronem ci�ko zarobionych kredyt�w. Jego strata mog�a sta� si� zwiastunem bankructwa. Poszukiwania nie da�y �adnych rezultat�w. Ka�dy centymetr kwadratowy gabinetu zosta� dok�adnie przeszukany, wywr�cono wszystkie szuflady z zabytkowego, mahoniowego mebla, sprawdzono biuro, a nawet teren pod oknami. Zrobiono te� rewizj� osobist� wszystkim pracownikom "TransGalactic Speditions", a p�niej przy pomocy promieni rentgena prze�wietlono ka�dego z osobna. W ko�cu Carmody zacz�� podejrzewa�, �e w chwili g��bokiej zadumy wpakowa� pi�tnastocentymetrowe pi�ro sobie do ust i nie�wiadomie je po�kn��. Aby wyeliminowa� tak� mo�liwo�� te� podda� si� dzia�aniu promieni rentgenowskich. Ko�cowy rezultat poszukiwa� by� negatywny, a Carmody - za�amany. Od trzech dni pracownicy starali si� omija� z daleka gabinet szefa. Ka�dy wola�by w�o�y� r�k� w ogie� i przetrzyma� j� tam par� minut, ni� trafi� w pole widzenia "ma�ych, �wi�skich ocz�t". Dwoje ksi�gowych nie mia�o szcz�cia - musieli zanie�� Carmody'emu raporty o stanie finansowym przedsi�biorstwa. Pierwszy wybieg� z gabinetu �cigany g�o�nym rykiem Carmody'ego, kt�ry wymy�la� mu od z�odziei i morderc�w. Nazajutrz zwolniono go z pracy. Szef doszed� do wniosku, �e jest zbyt �agodny w stosunku do swoich podw�adnych, wi�c uwa�nie wys�ucha� raportu drugiego ksi�gowego, pochwali� go za sumiennie wykonywan� prac� i obieca� kierownicze stanowisko. Biedak zosta� oddelegowany na ma�� planet�, a w�a�ciwie planetoid�, le��c� na skraju Galaktyki i kr���c� dooko�a minigwiazdy, kt�ra nosi�a dumn� nazw� S�o�ca. Do dnia dzisiejszego jest dyrektorem przedsi�biorstwa, zajmuj�cego si� zbieraniem i pakowaniem nawozu krowopodobnych stwor�w. Carmody by� z�y. Jego szcz�liwe pi�ro, jego z�otodajny amulet znikn��. Przepad� i nigdy si� nie odnajdzie. Domy�la� si�, kto za tym stoi - jego wrogowie. To oni chcieli go zniszczy�, pozbawiaj�c ochronnej tarczy. Carmody by� bogaty, bardzo bogaty, wi�c stanowi� smakowity k�sek. A ci zdrajcy, z kt�rymi w dzieci�stwie gra� w berka, chcieli go dorwa� i pozbawi� dwudziestu dw�ch ton z�ota, zdeponowanych w podziemiach Londy�skiego Banku, stu tysi�cy karat�w diament�w, przechowywanych na jednej z rajskich planet, pi�ciuset uncji izorydu - pierwiastka tak rzadkiego, a zarazem tak niezb�dnego do produkcji silnik�w w statkach kosmicznych, �e jego warto�� by�a tysi�ckrotnie wy�sza od z�ota. W gr� wchodzi�y te� setki fabryk i przedsi�biorstw, ka�de warte kilkana�cie milion�w kredyt�w. Bez szemrania odda�by kilka z nich za pi�ro pradziadka. Odda�by nawet kilkana�cie lub kilkadziesi�t, bo dla Carmody'ego pi�ro by�o bezcenne. James Carmody zacz�� przypomina� wszystkie wydarzenia, poprzedzaj�ce znikni�cie wiecznego pi�ra. Jakim�e musia� by� g�upcem, �e nie zauwa�y� zbli�aj�cego si� nieszcz�cia. Bo czym innym mog�y by� znikni�cia pozosta�ych d�ugopis�w, jak nie znakami szykowanej intrygi. Parker, dwa elektroniczne cacka najnowszej generacji i cienkopis z pi�ra ornizwierza - to niew�tpliwie nieudolne pr�by dobrania si� do jego szcz�liwego amuletu. Aby zamaskowa� zbrodnicze zamys�y, nieprzyjaciele musieli przekona� rz�d na planecie Drury, by uchwali� ustaw� o czasowym zakazie sprzeda�y teren�w nadmorskich. "Mag" Fergusson te� macza� swoje chciwe paluchy w spisku - jego zdradziecka akcja przechwycenia kontraktu by�a niczym innym, jak pr�b� odwr�cenia uwagi Carmody'ego od problemu znikaj�cych d�ugopis�w. Za� g�upi synalek wlaz� w r�ce szuler�w niby bezm�zgi baran. Ogo�ocono go z pi��dziesi�ciu milion�w tatusiowych kredyt�w. Carmody by� z�y na syna nie dlatego, �e przegra� tak� sum�, lecz dlatego, �e przegra� j� w kasynach, kt�re nie nale�a�y do "TransGalactic Speditions". Sytuacja by�a patowa, ale Carmody nie by�by Carmody'm, gdyby nie zacz�� walczy� z niewidzialnym przeciwnikiem. Przeanalizowa� ca�� sytuacj� wzd�u� i w poprzek, sprawdzi� wszystkie mo�liwe warianty i doszed� do wniosku, �e bez pi�ra pradziadka jest skazany na przegran�. Jedynym wyj�ciem by�o odnalezienie pi�ra, ale m�g� to zrobi� tylko cz�owiek o nieprzeci�tnych zdolno�ciach. A gdy Carmody szuka� czego�, co by�o nieosi�galne, zwraca� si� do jedynego cz�owieka w Galaktyce, kt�ry m�g� rozwi�za� wszystkie trudno�ci. Tym cz�owiekiem by� Linus Plitkins, obywatel planety Siedmiu Krzy�y oraz Wielki Mistrz Bractwa Dwulicowo�ci Boga. Grube palce Carmody'ego zwinnie porusza�y si� po klawiaturze minikomputera, gdy wstukiwa� zaszyfrowan� wiadomo�� na planet� Siedmiu Krzy�y. Laserowy impuls zosta� wys�any z dachu budynku, w kt�rym znajdowa�o si� biuro "TransGalactic Speditions". Wiadomo�� pomkn�a z szybko�ci� �wiat�a w kierunku najbli�szego przeka�nika podprzestrzennego, kr���cego na orbicie Ksi�yca. Stamt�d zostanie przes�ana na Syriusza i Plitkins otrzyma j� jeszcze dzisiaj wiecz�r. Carmody oczekiwa� odpowiedzi ju� nast�pnego dnia, gdy� nagroda, kt�r� oferowa� Wielkiemu Mistrzowi by�a i�cie kr�lewska. Linus Plitkins, Wielki Mistrz Bractwa Dwulicowo�ci Boga obudzi� si� z przeczuciem, �e co� si� sta�o. Jeszcze sen nie opu�ci� jego opuchni�tych powiek, a narz�dy s�uchu pracowa�y pe�n� moc�. W komnacie panowa�a idealna cisza. Le��c w wielkim �o�u, wykonanym z k��w klamut�w - zwierz�t czterokrotnie wi�kszych od s�oni, posiadaj�cych trzymetrowe k�y w dolnej szcz�ce - Plitkins doszed� do wniosku, �e wszystko jest w porz�dku. O...
pokuj106