Wiśniewski Obca opowieść wigilijna.txt

(27 KB) Pobierz
Grzegorz Wi�niewski

Obca opowie�� wigilijna

I.
Ciemny kszta�t dryfowa� wolno, muskany sk�pym �wiat�em odleg�ych gwiazd. By� raczej niewielki, owalny, kanciasty 
w tylnej cz�ci. Wyra�nie poznaczony up�ywem czasu. Oficerowie wachtowi nie dostrzegli go do ostatniej chwili i 
pot�na, czarna bry�a statku nie zwalniaj�c sun�a na mu spotkanie.
W sumie trudno si� dziwi� - na mostku atomowego lodo�amacza ratunkowego "Baron Wrangl" (ex-"Pu�kownik 
Czapajew") trwa�y w�a�nie imieniny kapitana. A na takich okr�tach s� �wietne warunki do �wi�towania - na mostku 
szerokie szpalery mi�dzy stanowiskami, na pulpitach mn�stwo d�wigni i pokr�te�, za kt�re mo�na z�apa� w razie nag�ej 
utraty r�wnowagi - a i do toalety blisko. Kapitan mia� gest: w Murma�sku przetoczono na pok�ad p� cysterny 
pierwszorz�dnego samogonu, pierwotnie przeznaczonego do konserwacji rakietotorped na okr�tach podwodnych. 
Samogon by� naprawd� dobry - oficerowie wachtowi nie od niego o�lepli. W ka�dym razie nie bezpo�rednio. Dw�ch 
�piewa�o w ch�rze z kapitanem i sternikiem, a trzeci, z g�ow� opart� o ekran radaru, cytowa� z pami�ci og�ln� teori� 
wzgl�dno�ci. Szcz�ciem "Baron Wrangl" mia� na pok�adzie nie tylko oficer�w.
Nieznany obiekt zbli�a� si� na tyle wolno, �e mo�liwa by�a pr�ba przechwycenia. Z dziobu wychyli�y si� d�ugie 
ramiona bosak�w i przyci�gn�y go do burty. W �lad za bosakami pojawi� si� jasny promie� �wiat�a z punktowego 
reflektora. Dok�adnie i bez po�piechu przeczesa� ca�y obiekt.
By� to nieznaczny odprysk lodowej g�ry, niewielka kra z ma�ym �nie�nym pag�rkiem po�rodku. Pag�rkiem o 
dziwacznym, intryguj�co pod�u�nym kszta�cie. Przyszpilony snopem �wiat�a zdradza�, �e nie z samego �niegu i lodu 
si� sk�ada.
Musia� wygl�da� faktycznie zach�caj�co, bo zab�ys� kolejny reflektor, a po nim pojawi� si� bosak z przymocowanym 
licznikiem Geigera. Licznik miarowo tyka� ju� na pok�adzie, a odsuni�ty od burty umilk�. W �lad za nim na kr� zsun�y 
si� wi�c dwie postacie w grubych kombinezonach przeciwradiacyjnych. Jedna na wszelki wypadek przyjrza�a si� 
licznikowi.
- Chyba bezpiecznie - odezwa�a si� zm�czonym tonem. - Na ten bimber, kt�ry bosman p�dzi� w obiegu pierwotnym 
reagowa�, nie Pietia? A teraz cisza.
- Ty, Wo�odia, mo�e zamarz�?
Wezwany potrz�sn�� energicznie instrumentem.
- Eee, chyba nie. Tylko co� w nim grzechocze.
Pieta wzruszy� ramionami, zaj�ty obwi�zywaniem okr�towej cumy wok� wbitego w kr� bosaka. Gdy sko�czy�, obaj 
podeszli do lodowego pag�rka, o�wietlaj�c sobie drog� latarkami. Ostro�nie odgarn�li spi�trzony na nim �nieg.
Pod spodem odnale�li kanciasty obrys jakiego� pojazdu. Raczej d�ugi, w kolorze trudnym do zidentyfikowania w 
�wietle latarek. Najwyra�niej bez dachu, ale za to z kad�ubem przypominaj�cym krzywiznami kwiat narcyza. Pietia 
zdrapa� warstewk� lodu na burcie pojazdu. W oczyszczonym miejscu dostrzeg� kontur wpisanej w okr�g gwiazdy.
- Wo�odia, zobacz! Zobacz! - zawo�a� do kolegi, kt�ry w�a�nie oczyszcza� ze �niegu lew�, wyd�u�on� cz�� pag�rka. - 
Mercedes!
Znalezisko spotka�o si� jednak ze sceptycznym przyj�ciem.
- Nie mo�e by� - zawyrokowa� Wo�odia wracaj�c do od�nie�ania. - To kabrio. Kto wybra�by si� czym� podobnym w te 
strony?
Pietia przyjrza� si� jeszcze raz wygrawerowanemu symbolowi.
- Sam nie wiem - mrukn�� kontynuuj�c odgarnianie �niegu. - Ale widywa�em ju� dziwniejsze rzeczy...
- Ale po samogonie bosmana - przypomnia� mu Wo�odia. - A wszystkie te... - nagle umilk� w p� s�owa i przerwa� 
odgarnianie.
Pietia obejrza� si�, po�wieci� latark�. Wo�odia ods�oni� chyba wi�kszo�� z tego, co znajdowa�o si� przed pojazdem. 
Teraz sta�, wsparty pod boki i krytycznie ogl�da� to, co wy�oni�o si� spod �niegu. Wygl�da�o, �e pojazd by� zaprz�ony 
w cztery, teraz zamarzni�te, renifery.
Obejrza� si� na Pieti�.
- Je�eli to jest to o czym my�l�... - powiedzia� z niedowierzaniem.
- Wiem, wiem - Pietia wpad� mu w s�owo. - Dla mnie to te� najdziwniejszy Mercedes jakiego widzia�em w �yciu...
Wo�odia tylko parskn�� co� w mro�ne powietrze.
- A co ty znalaz�e�?
Pietia odgarn�� r�k� jeszcze kilka porz�dnych pryzm i a� gwizdn��.
- Kto� tu jest. Na tylnym siedzeniu.
Wo�odia zbli�y� si� pospiesznie i o�wietli� ca�o�� swoj� latark�.
To by�a kobieta. M�oda i atrakcyjna, odziana w gustownie skrojony futrzany kombinezon i czerwon� czapeczk� z 
d�ugim ogonem, kt�ry zawadiacko sp�ywa� jej na rami�. By�a mocno zamarzni�ta. Blad� sk�r� twarzy pokrywa� szron.
Pietia pochyli� si� i szybko zbada� kobiet�. Gdy si� prostowa�, pozwoli� sobie na pe�ne �a�o�ci westchnienie.
- Nawet nie ma roleksa - o�wiadczy� sm�tnie.
- Ty g�upi, - Wo�odia ofukn�� go - m�wi�em ci, �e to nie mercedes.
Jeszcze raz omietli spojrzeniem zamarzni�t� kobiet�.
- To co, idziemy? - zaproponowa� Pietia.
- Czekaj - Wo�odia rozpi�� prz�d kombinezonu - zmarz�em nieco. Najpierw po razie - zza pazuchy wydoby� o�owian� 
piersi�wk� i odkr�ci� j�. Przytroczony do pasa Geiger zaterkota�.
- Zamknij si� - burkn��, podaj�c piersi�wk� Pietii. - M�wi�em, �e nie jest zamarzni�ty. - doda�.
Pietia upi� porz�dny �yk i ju� zamierza� zwr�ci� naczynie, gdy jaka� gwa�towniejsza fala podrzuci�a kr� i zepchn�a j� 
na kad�ub. Obaj marynarze zdo�ali utrzyma� r�wnowag�, ale z niedomkni�tej piersi�wki wydosta� si� na zewn�trz 
spory strumyk samogonu.
- Nu, �esz ty, uwa�aj... - rzuci� nerwowo Wo�odia, przekrzykuj�c zach�ystuj�cego si� terkotem Geigera. W tym czasie 
stru�ka samogonu si�gn�a twarzy zamarzni�tej kobiety, op�uka�a blad� sk�r� i przez p�otwarte usta sp�yn�a w d� 
gard�a.
Kobieta westchn�a g��boko. Pietia i Wo�odia spojrzeli po sobie zawiedzeni.
- I, cholera, znale�nego te� nie b�dzie...
II.
To by�o nudne zebranie. Nudne i nieprzyjemne. Sta�a sama, u szczytu sto�u konferencyjnego, wok� kt�rego 
zgromadzi�y si� g��wne szyszki kompanii StClaus-ZbytTani (Doskona�e �wi�ta ju� za 9.99 bez VATu!). Wszyscy 
odziani jak przysta�o na oficjalne spotkanie, w gustowne czerwone kombinezony z bia�ymi obr�bieniami. Co bardziej 
zas�u�eni nosili bia�e brody, d�ugo�ci� reprezentuj�ce ich sta� w firmie oraz osi�gni�te sukcesy. Szefowie pion�w 
dodatkowo zjawili si� ze swoimi reprezentacyjnymi workami. Ale ich miny dalekie by�y od dobrotliwych u�miech�w, 
tak znanych z tablic reklamowych kompanii.
�nie�ynka Powt�rka ju� opowiedzia�a im wszystko. Sk�d wzi�a si� na krze, dlaczego tak szale�czo ucieka�a. By�a 
porz�dn�, oddan� swej pracy �nie�ynk�. �nie�ynk� z poczuciem misji. Prawdziw� Florence Snowin' Gale. �wi�ty 
Miko�aj mia� tak du�o na g�owie, a nale�a�o zadba� o tak wiele prezent�w. �nie�ynki stara�y si� w tym pomaga�. 
Jednak tym razem z przygotowywaniem prezent�w by�o co� nie tak - sprawy naprawd� wymkn�y si� spod kontroli.
Ale Kompania za nic nie chcia�a przyj�� tego do wiadomo�ci.
- Nie rozumiem - odezwa�a si� zn�w �nie�ynka. - Siedzimy tutaj ju� trzy i p� godziny. Na ile sposob�w mam 
powtarza� to samo?
- Prosz� spojrze� na to z naszego punktu widzenia - odezwa� si� prezes WAN Leon. Wystudiowanym ruchem zarzuci� 
na plecy wielkiego pompona, kt�ry wie�czy� ogon jego czapki. - Prosz� - wskaza� d�oni� krzes�o.
Usiad�a.
- Przyznaje si� pani do zaje�d�enia renifer�w i w rezultacie zniszczenia sa� wigilijnych klasy M. To raczej kosztowny 
kawa�ek sprz�tu.
- Czterdzie�ci dwa miliony dolar�w. Bez podatku - podpowiedzia�a j�dza z ksi�gowo�ci. Jako jedyna z kobiet w kadrze 
kompanii mia�a prawo do brody. Wbrew przepisom zafundowa�a sobie rud�. - Nie licz�c zawarto�ci work�w.
- Autopilot sa� cz�ciowo potwierdza pani wersj� - podj�� WAN Leon. - Odwiedzi�a pani domek �wi�tego Miko�aja. 
Nast�pnie oddali�a si� stamt�d i zaje�dzi�a renifery - z powod�w nieznanych.
- Nie z nieznanych. Odwiedzi�am domek �wi�tego Miko�aja na polecenie Kompanii, �eby zabra� jaki� nowy prezent, 
kt�ry tymczasem zdemoralizowa� wszystkie gnomy, po czym sp�oszy� do zaje�d�enia wasze cenne renifery.
- Zesp� �ledczy zbada� sanie centymetr po centymetrze i nie znalaz� �ladu po prezencie, kt�ry opisa�a�.
- Bo wypchn�am go z gondoli w powietrze! - �nie�ynka oklap�a. - Jak ju� zreszt� m�wi�am.
Jeden z szef�w pion�w rozejrza� si� po sali.
- Czy kiedykolwiek dor�czali�my ju� podobne prezenty? - zapyta�.
- Nie - odpar�a j�dza. - Nigdy.
- Czy kiedy mnie nie by�o obni�y� si� drastycznie poziom inteligencji? - Powt�rka naje�y�a si�. - To nie by�o co� co 
kiedykolwiek dor�czali�my. To by� jaki� zupe�nie nowy prezent.
- Tak wi�c odkry�a� co� czego nie uda�o si� znale�� pod �adn� z trzystu narodowych wersji choinki - odezwa�a si� 
zn�w ruda j�dza. Przekartkowa�a notatki i zaci�gn�a si� papierosem. - Prezent, kt�ry nie potrzebuje nosiciela, sam si� 
przemieszcza i sam rozpakowuje - tak powiedzia�a�. I wzbudza skoncentrowan�, absolutnie niemoraln� rado��, kt�ra 
samym swoim istnieniem godzi w zdrowe, prawe i moralnie zjednoczone spo�ecze�stwo.
- Tak, dok�adnie tak! - �nie�ynka z�o�y�a d�onie, jak do modlitwy. - S�uchajcie, wiem jak to wygl�da, ale te prezenty 
naprawd� istniej�...
WAN Leon mia� do��.
- To chyba by�oby wszystko.
- Pos�uchajcie, Kane... - kontynuowa�a �nie�ynka - jeden z dobrotliwych gnom�w. Kane by� w piwnicy domku 
�wi�tego Miko�aja. Powiedzia�, �e s� tam tysi�ce prezent�w. Tysi�ce.
- To by by�o wszystko, �nie�ynko...
- Do diab�a, to wcale nie wszystko! - zerwa�a si� na nogi. - Je�li cho� jeden z tych prezent�w dostanie si� tutaj, te 
wszystkie bzdury - chwyci�a gar�� reklam�wek z u�miechni�tym �wi�tym Miko�ajem, - b�dziecie mogli poca�owa� na 
do widzenia.
Nie odezwali si�. U�miechali si� tylko jak na reklam�wkach.
Zako�czy� to WAN Leon.
- �nie�ynka Powt�rka, numer licencji 14472, nie spe�nia wymaga� stawianych �nie�ynkom. Jej licencja zostaje 
zawieszona bezterminowo. Tym razem nie zostan� do s�du wniesione �adne zarzuty. �nie�ynka podda si� 
comiesi�cznym testom, przeprowadzanym przez technika psychiatrycznego Kompanii. Zebranie uwa�am za 
zako�czone.
Zbierali si� do wyj�cia. Do zamy�lonej Powt�rki podsze...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin