Wolski Na żywo.txt

(39 KB) Pobierz
Marcin Wolski

Na �ywo

Nogi Belli charakteryzuje przedziwna g�adko��, kt�ra w 
naturze wyst�puje zazwyczaj jedynie na pupie dziecka. I to 
nie ka�dego. Czasami, gdy ca�uj� jej �ydki, kiedy sun� 
ustami po ich doskona�ej powierzchni, mijam zgi�cia przy 
kolanie, po czym na udach zwalniam niczym wytrawny alpinista 
przed ostatnim szturmem na szczyt, to zastanawiam si�, czy 
panna Ybaldia przypadkiem nie poleruje swoich ko�czyn? B�d�c 
zawodowo zainteresowany twarzami, w wypadku Belli znajduj� 
si� w niezwyk�ym estetycznym rozdarciu - nie wiem, co ma 
pi�kniejsze? Jest spe�nionym snem czterdziestoletniego 
m�czyzny, kt�remu jeszcze niedawno wydawa�o si�, �e ma 
wszystko za sob�.
Mamy ciep�y sierpniowy wiecz�r, od kwadransa jeste�my 
razem. Bella, zapakowana w puszysty szlafrok, ju� mi 
podsun�a swoj� czaruj�c� st�pk�. Tak to si� zawsze musi 
zaczyna� - pieszczot� palc�w, penetracj� j�zykiem r�owych 
cie�ninek mi�dzy nimi, leciutkim ugryzieniem tego 
najukocha�szego, najmniejszego.
Nie musimy si� �pieszy�. Nareszcie nie musimy si� 
�pieszy�. Mamy przed sob� ca�y d�ugi weekend.
- Nie b�d� ci� potrzebowa� do poniedzia�ku - powiedzia� 
szef wyruszaj�c do swego starego domu w g�rach. - Jestem 
zm�czony.
Rzeczywi�cie, ostatnio nie wygl�da za dobrze. Worki pod 
oczami upodabniaj� go do starego, chorego lemura. Coraz 
cz�ciej zdarza mu si� wybucha� gniewem, a raz, kiedy 
my�la�, �e go nie widz�, p�aka�. Czasami zastanawiam si�, 
czy brzemi�, kt�re wzi�� na swoje barki, nie jest 
przypadkiem zbyt ci�kie?
Prawie p� roku czeka�em na okazj� zabrania Belli na moje 
ranczo. Nasz romans, od pierwszego spotkania na koktajlu w 
ambasadzie francuskiej, sk�ada� si� z setki bardzo kr�tkich, 
cho� fascynuj�cych odcink�w.
Konieczno�� dyspozycyjno�ci wobec szefa powoduje, �e 
�a�cuch, po kt�rym poruszam si� wok� niego, jest bardzo 
kr�tki. W ka�dej chwili mog� spodziewa� si� szarpni�cia i 
wezwania do gabinetu, kaplicy czy sali bilardowej. Na 
dodatek jako osoba publiczna musz� strzec si� w�cibskich 
dziennikarzy, fotoamator�w i opozycyjnych polityk�w. Ba, m�j 
zwi�zek z m�od� t�umaczk� musz� ukrywa� przed szefem, kt�ry 
jest purytaninem i nie przyjmuje do wiadomo�ci mej separacji 
z Barbar�.
- Przyzwoici ludzie musz� by� stanu �onatego lub 
duchowego - twierdzi. - Jak mo�esz pozwala�, Juan, �eby 
matka twych dzieci przebywa�a na sta�e za granic�.
Szef nie przyjmuje do wiadomo�ci, �e to Barbara mnie 
rzuci�a (co prawda, sam nie by�em w tej sprawie bez grzechu) 
i obecnie odpowiada jej status konkubiny kr�la sardynek 
("Je�li nie masz �usek na oczach, jedz wy��cznie sardynki 
firmy Mediterane") czy innych �yletek ("najlepszych dla 
m�czyzny"). Je�li idzie o Carolin� i Mercedes, dziewczynki 
przebywaj� w ekskluzywnej szkole w Gstad i s�dz�c po ich 
rzadkich telefonach, zupe�nie nie doskwiera im brak ojca.
Inna sprawa, �e nasza konspiracja z Bell� ma swoj� 
podniecaj�c� stron�. Nigdy przedtem nie przypuszcza�em, �e 
mi�o�� potajemna mo�e dostarcza� takich przyjemno�ci. "Kto 
nigdy nie �lizga� si� na brzytwie, ten nie mo�e powiedzie�, 
�e jest prawdziwym m�czyzn�" - powiadaj� Chi�czycy-
masochi�ci.
I tak to mniej wi�cej wygl�da.
Kiedy owej pierwszej nocy kocha�em si� z Bell� na 
schodach przeciwpo�arowych rezydencji ambasadora Francji, a 
tu� za �cian� m�j szef wyg�asza� przem�wienie o naszych 
wielowiekowych zwi�zkach z ojczyzn� Catherine Deneuve (te� 
by�a zaproszona), nie przypuszcza�em, �e s� to jeszcze 
ca�kiem komfortowe warunki. Od tego czasu bowiem zdarzy�o mi 
si� pie�ci� pi�knonog� t�umaczk� w windzie, na stole 
bilardowym, obok si�owni szefa, na dachu rezydencji tu� 
poni�ej flagi (modl�c si�, �eby nie wyszed� ksi�yc), w 
baga�niku pancernego rolls-royce'a, na dnie suchego basenu, 
w schowku na szczotki, w mikroskopijnej �azieneczce przy 
sali konferencyjnej (st�uk�em wtedy czo�em kryszta�owe 
lustro). Tylko w wyj�tkowych wypadkach umawiali�my si� w 
hotelu lub u mnie w domu. Do siebie mnie nie zaprasza�a ze 
wzgl�du na p�sparali�owan� matk� staruszk�, kt�ra w dodatku 
cierpia�a na bezsenno��.
Dotar�em do sedna, odurzony szale�stwem zapach�w i 
wilgoci�, przesun��em si� ku g�rze, przez cudowny taras 
brzucha, �agodnie dolin� mi�dzy piersiami stromymi jak Sopki 
Mand�urii, ku szyi. Bella otworzy�a si� ca�a. Teraz ju� 
pragn�a mnie szybko. Pod��yli�my wi�c we dwoje ku 
spe�nieniu. Przekozio�kowali�my po dywanie, a� run�a 
stoj�ca lampa o kszta�cie kariatydy i zgas� telewizor, 
kt�rego kabel utraci� ��czno�� z kontaktem.
- Tak, tak, Juan, teraz, ty wariacie, ty sukinsynu...
Bior�c pod uwag� moje stanowisko, nie by�y to komplementy 
wyszukane, ale w Belli jednako kocha�em jej zewn�trzn� 
subtelno�� i wewn�trzn� wulgarno��. Teraz zreszt� przebi�em 
si� przez obie warstwy docieraj�c do banalnego, ale 
fascynuj�cego o�rodka.
�rodek by� gor�cy, �ywy, �ar�oczny, gotowy wyci�gn�� ze 
mnie dusz�. Zawy�em:
- Och, suko, suczusiu, zwierzaczku!
I by�o po wszystkim. Poca�owa�em Bell� w kark i poszed�em 
do �azienki, zostawiaj�c j� rozmarzon�, rozszerzon�, 
przegi�t� przez wa�ek, kt�ry spad� z otomany pragn�c 
aktywnie uczestniczy� w naszych zapasach.
Mam fart - pomy�la�em przypatruj�c si� mej twarzy, 
szczup�ej, bladej, na m�j gust o zbyt wydatnym nosie i 
g��bokich bruzdach wok� ust, by uchodzi� za przystojn�. - 
Lepiej p�no ni� wcale.
W w�sach zacz�y ju� srebrzy� mi si� pierwsze siwe w�osy, 
podobnie by�o na skroniach, a przedzia�ek coraz 
niebezpieczniej upodabnia� si� do tonsury.
- Jest B�g na ziemi! Jest, je�li stworzy� dla mnie Bell�. 
Po tylu zmarnowanych latach z Barbar�, po nieudanym g�upim 
romansie z t� wariatk� Christ�. Do tej pory nie mam poj�cia, 
czy samob�jczy strza� w "Hotelu Excelsior" pad� z mego 
powodu... Bella by�a rekompensat�, zado��uczynieniem. By�a 
wszystkim.
�e co� nie jest zupe�nie w porz�dku, zorientowa�em si� 
wracaj�c do pokoju. Lampa zn�w sta�a w pozycji pionowej, a 
moje ubranie z�o�one w kostk� le�a�o na krze�le.
- Dobry wiecz�r, senior Castillo, prosz� wybaczy� mi 
naj�cie, ale niestety, s�u�ba nie dru�ba. - M�wi�cym by� 
niski, �ysy jak cebula facet o �widruj�cych oczkach i 
brodawce, kt�ra upodoba�a sobie zag��bienie obok jego 
krzywego nosa. Rzuci�em okiem na Bell�; przykryta 
prze�cierad�em siedzia�a na kanapie, ale nie wydawa�a si� 
ani przera�ona, ani zak�opotana.
- Porucznik Ybaldia prosi�a, abym nie ujawnia� si� od 
razu - ci�gn�� intruz - tote� pozwoli�em sobie zaczeka� w 
bibliotece, zanim... hm... w ko�cu te� niekiedy bywam 
m�czyzn�.
- Porucznik Ybaldia?
U�miechn�a si� niewinnie.
- Co tak si� g�upio patrzysz? Ka�dy gdzie� pracuje. I 
cudownie, kiedy mo�na ��czy� przyjemne z po�ytecznym.
- Porucznik Ybaldia - powt�rzy�em i usiad�em rozgl�daj�c 
si� za papierosem. Cz�owiek-cebula pocz�stowa� mnie cygarem.
- Mog�a� mnie przynajmniej uprzedzi�...
- Nie chcia�am ci robi� przykro�ci. Zaraz by� pomy�la�, 
�e wsp�yjemy s�u�bowo - powiedzia�a.
- A nie?
- Kocham ci�, Juan.
Musia�em mie� niedowierzaj�cy wyraz twarzy, bo przybysz 
wyszczerzy� si� do mnie w spos�b, kt�ry niekt�rzy denty�ci 
mogliby uzna� za u�miech.
- Radzi�bym wierzy� Belli, senior Castillo - rzek�. - To 
bardzo porz�dna dziewczynka, zw�aszcza od czasu, kiedy nie 
pracuje w obyczaj�wce.
Powoli odzyskiwa�em pewno�� siebie.
- Co to znaczy? - podnios�em g�os. - To jaka� prowokacja! 
Jakim prawem wtargn�� pan do mej posiad�o�ci?
- Ale� drogi senior Castillo, jako historyk prawa wie 
pan, �e na pewnym szczeblu w�adzy prawo nabiera przedziwnej 
rozci�g�o�ci. Inaczej potraktuje biednego komiwoja�era, 
inaczej sekretarza g�owy pa�stwa. Ale do rzeczy. Pozwoli�em 
sobie zak��ci� pa�ski romantyczny wypoczynek...
- Jeszcze si� nie przedstawi�e�, Manuelu - przerwa�a mu 
Bella.
- Rzeczywi�cie. A zatem pu�kownik Manuel Lopez z Wydzia�u 
Specjalnego...
- Nie musi podawa� mi pan swojego �yciorysu - warkn��em. 
- W ko�cu sam wysy�a�em decyzje w sprawie pa�skiego awansu z 
podpu�kownika na pu�kownika.
- Jestem niezmiernie wdzi�czny. A skoro tak dobrze nam 
si� rozmawia, czy m�g�bym sobie nala� wina?
Nie protestowa�em, czu�em si� podle. �wiadomo��, �e nie 
by�em mi�o�ci� panny Ybaldia, ale jedynie zadaniem, 
upokorzy�a mnie. Nala�em r�wnie� sobie, wino mia�o 
nieprzyjemny, cierpki smak. Poniewa� sta�em jedynie w 
r�czniku na biodrach, Lopez poda� mi szlafrok. Okry�em si� 
nim, zapali�em cygaro. Je�li zdecydowali si� zdekonspirowa� 
Bell�, sprawa naprawd� musi by� wa�na.
I rzeczywi�cie by�a.
Prawdopodobnie gdyby akta Cristobala Sabroniego 
przegl�da� inny pracownik Wydzia�u Studi�w i Analiz, a nie 
Diego Merito przezywany przez koleg�w mend�, moje seksualne 
kontakty z pann� Ybaldia mog�yby si� rozwija� bez przeszk�d.
Niestety, Merito nie zwyk� odwala� roboty po �ebkach i 
ju� po kr�tkiej lekturze �yciorysu Sabroniego zacz�� 
zastanawia� si� nad zaskakuj�c� wymow� dat. Cristobal 
Sabroni, zamo�ny przedsi�biorca z Santa Cruz, urodzi� si� 10 
stycznia 1927 roku. 25 grudnia roku 1952 wst�pi� w zwi�zki 
ma��e�skie z Mari� Espinosa, 3 marca 1954 urodzi� si� jego 
jedyny syn, Carlos, 7 wrze�nia 1961 roku uczestniczy� w 
katastrofie lotniczej w Andach i nale�a� do si�demki tych 
szcz�liwc�w, kt�rzy j� prze�yli. �adnych obra�e� nie 
odnie�li tylko on i jeszcze jeden pasa�er. Jeszcze jeden!!! 
Wreszcie 2 pa�dziernika roku ubieg�ego Sabroni zosta� obrany 
prezesem Po�udniowego Konsorcjum... Cholera.
W przeb�ysku genialno�ci Merito pochwyci� za "Who is 
who". Niesamowite! Dane drugiego pasa�era, kt�ry bez szwanku 
opu�ci� p�on�cego boeinga, pokrywa�y si� z �yciorysem 
Sabroniego.
Te� urodzi� si� 10 stycznia tego� samego roku. Tego 
samego dnia o�eni� si�, jego syn jedynak r�wnie� pojawi� si� 
w identycznym terminie, tyle �e nie w Santa Cruz, a w 
stolicy. Rosn�ce podniecenie Merito by�o o tyle uzasadnione, 
�e astrologicznym bli�niakiem przedsi�biorcy by� nie byle 
...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin